Poprzednie częściEsgaroth cz. II

Esgaroth cz. IX

Było ciepłe południe. Niezanosiło się na deszcz. Nie było wiatru. Chłopak chodził między murami miasta w poszukiwaniu jedzenia i wody. Znalazł je w cytadeli. Ku jego zdziwieniu widma Esgarotha dotarły też tutaj. Do bezbronnych cywili. Pozostał sam wśród riun twierdzy. Zapakował część prowiantu w torbę i załadował na kucyka. Niewinne zwierzę uniknęło mieczy tego mrocznego rycerstwa. Może oto chodzi ? Śmierć dosięga ludzi, którzy zawinili. Długo nie myślał, wziął bagaż, spojrzał na mapę. Stało przed nim trudne zadanie. Odnalezienie Wiecznej Doliny graniczyło z cudem. Chłopak postanowił pojechać na północ. Dalej w głąb Taresu. Może kogoś znajdzie.

 

Minął trzeci dzień podróży. Połowa jedzenia zgniła więc została porzucona. Woda szybko się kończyła. Na horyzoncie pojawiła się karczma. Stary, drewniany budynek niezapowiadał się obiecująco ale wyboru nie było. Młodzieniec odważył się wejść do środka. Było pusto, oprócz karczmarza, jego żony i syna oraz gościa przy jednym stoliku. Po za nimi nikogo w karczmie nie było. Podszedł do lady baru.

- Poproszę coś do jedzenia i wodę.

- Naturalnie. Skąd przybywasz chłopcze ?

- Spod Verhalu. Byłem na zamku w czasie oblężenia.

- Słyszałem. Esgaroth was dopadł. Wszystkich. - podsunięto mu jedzenie i kubek z wodą - Ty przeżyłeś. Jak ?

- Nie mam pojęcia. Upiór powiedział mi, że jestem niewinny i polecił znalezienie Doliny Saratah.

- No tak. Nikogo jeszcze nie zabiłeś. Widmo cię oszczędziło. A co do doliny. Nieznajdziesz jej. Wielu próbowało nikt żywy lub na zdrowym umyśle niewrócił.

- Nieprawda - odezwał się gość karczmy - Do Saratah można się dostać. Byłem tam i to stąd mam tę bliznę - rozchylił kaptur. Blizna sięgała od prawej skroni, przez całą twarz i kończyła się na lewej stronie, równo z podbródkiem - Pamiątka po wizycie w dolinie.

Chłopak i karczmarz przełkneli ślinę.

- A co do widma. Też widziałem. Z daleka. Jak niszczy jedną z twierdz na dalekim zachodzie. To coś nie wie co to współczucie.

- Zaprowadzisz mnie tam ? - chłopak podszedł bliżej.

- Niech będzie, zrewanżuję sie jednemu potworowi za bliznę. Wiedz że droga będzie niebezpieczna.

- Nie boje się.

Dokończyli jedzenie i wyruszyli. Jechali traktem. Trzymali się go przez długi czas. Na wieczór postanowili rozbić obóz.

- Jak ci na imię ? - spytał chłopak.

- Siverus - oznajmił - jestem najemnikiem. Pracuje dla każdego kto zapłaci. Jeśli jest dwóch chętnych to kto da więcej.

- Rozumiem. A jak dotarłeś do doliny ?

- Znalazłem kiedyś mapę. Była pusta. Zero napisów, same rysunki. Ktoś kto umie ją odczytać znajdzie drogę.

- To ta mapa ? - chłopak wyjął kawałek papieru i podał rycerzowi. Mężczyzna kiwnął drogą. Obejrzał ją dokładnie. Po czym zagiął ją w czterech rogach do środka.

- Proszę, coś ci to mówi ?

- Tak. To Smocza góra. Słyszałem że to nieczynny wulkan. - z powrotem podał mapę Siverusowi.

- Właśnie. W jej dawnym kraterze znajduje się dolina. Przed nami jakieś cztery dni drogi na północ i pięć dni na wschód. Idź spać. Jutro rano wyruszamy.

 

O świcie wyruszyli. Dalej towarzyszył im trakt. Niewidzieli nic nadzwyczajnego. Pare zniszczonych wozów i chatki myśliwych to był codzienny widok. Większość drogi jechali przez lasy. Po paru dniach krajobraz się zmienił. Droga była szeroka i prowadziła przez wielkie pola. Słońce cały czas paliło co zmuszało ich do częstych postojów. W końcu skręcili na wschód. Każdy wolny czas na postojach spędzali na rozmowach o dolinie i widmach. Pod koniec dziewiątego dnia od wymarszu stanęli pod Smoczą Górą ...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania