Poprzednie częściFiliżanka bólu – rozdział 1

Filiżanka bólu – rozdział 2

Javier

 

– Zdzwonili ze szpitala. Clayton nie żyje – usłyszałem swoje własne słowa, po czym zalała mnie fala tak dobrze znanego bólu w klatce.

Traciłem wszystkich bliskich.

Dziadkowie? Nie dane mi było ich poznać, wszyscy umarli przed moim urodzeniem. Jedyna ciotka? Zmarła na raka trzustki parę lat temu. Rodzice? Zginęli w wypadku samochodowym. Dopiero co się pozbierałem po tej konkretnej stracie. Osiem lat walczyłem, wygrałem, po czym wróg znowu zaatakował. Ale tym razem nie mam siły, żeby dalej walczyć.

A teraz Clayton? Moje oczko w głowie? Miał tylko szesnaście lat. Tylko tyle, całe życie stało przed nim otworem, a teraz… Umarł. Już go nie zobaczę, nie obejmę, nie pomogę mu w matematyce. Nie zobaczę go już w tych kiczowatych ubraniach. On nie namaluje już żadnego z tych pięknych obrazów. Już nie weźmie do ręki pędzla.

Wszystko się zatrzymało. Nie widziałem nikogo innego, tylko jego. Tylko to myślałem, że jestem już tak beznadziejny… Że… Że wszyscy odchodzą.

Kto mi został? Audrey i… I tylko ona. Też ją stracę. Tak będzie, tak się stanie, zawsze tak jest. Nikt nie był ważniejszą dla mnie osobą niż Clay. Miałem w pokoju w akademiku całą kolekcję jego dzieł. I już tylko to po nim zostało. Obrazy.

– Clay…? – zaniemówiła. – Boże, Javier, tak mi… Przykro… Bo…

– Ja nie mogę, zamknij się! Nie chcę współczucia, dobra, nie znowu?! Nie potrzebuję twojego smutku, nic co zrobisz nie sprawi, że Clay wróci! – wydarłem się. Nie potrzebowałem jej kondolencji, czy innych pierdoł. Osiem lat, te cholerne osiem lat udawałem, że interesuje mnie smutek innych, dziękowałem i wytrzymywałem to wszystko, mimo że było tak bardzo bolesne. I tak strasznie piekło mnie w klatce piersiowej, gdy raz po raz dochodziło do mnie, co właściwie się stało. Że właśnie cały mój świat zniknął. Znowu, najpierw to stało się z rodzicami, bo jakiś debil wsiadł do samochodu po pijaku i wjechał w ich auto. Umarli na miejscu, oboje. Mieli tak cholernego pecha, byłem tak zły… Ale Clayton mnie podniósł. Mój młodszy brat pomógł mi w najgorszej chwili, mimo że sam się rozdarł. Był wszystkim, na czym mi właściwie zależało po śmierci rodziców…

I już go nie ma. Zniknął i nie wróci.

Ogarnęła mnie taka wściekłość na… W sumie na wszystko. Bo świat, bo wszyscy, pozwolili Claytonowi odejść. Tak po prostu, byłem zły na lekarzy, bo nie dali rady mu pomóc, byłem wściekły na jego współlokatora w internacie, bo nie wiedział że coś się stało i wyszedł akurat wtedy, byłem wkurzony na Claya, bo nie uważał i się poddał. A on nigdy się nie poddawał. Czemu odpuścił akurat tym razem?

Ale najbardziej wściekły byłem na siebie. Bo mnie tam nie było, bo go nie powstrzymałem, bo mu nie pomogłem, bo pozwoliłem mu odejść i poddać się. Bo nie powiedziałem mu jeszcze raz, że tak bardzo go kocham i nie objąłem go ostatni raz.

I już nigdy tego nie zrobię.

Poczułem jak złość wypełnia mnie od stóp, po uszy. Jak bulgocze w moim żołądku, jak powoli wkrada się w rytm mojego serca, i jak obezwładnia mój zdrowy rozsądek. Nie zważając na to, co robię, wstałem i w furii przeszedłem na drugi koniec pokoju. Otwarłem pierwszą lepszą szafkę i wyrzuciłem z niej wszystko. Potem zepchnąłem ze stolika przy sofie całe jedzenie. Ze stołu, który służył mi jako biurko też zepchnąłem wszystkie papiery, które teraz wirowały wokoło mnie w powietrzu. Gdzieś w tej stercie znalazłem filiżankę. Delikatną, porcelanową filiżankę na kawę. Trzymałem ją w dłoni przez chwilę, po czym z całej siły rzuciłem nią o podłogę za sobą. Rozbiła się z brzękiem.

Ale zdemolowanie pokoju nie pomogło mi w rozładowaniu się. Szybko rozejrzałem się dookoła i złapałem kurtkę. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na pokój, a mój wzrok napotkał Audrey, która ze łzami w oczach siedziała pod ścianą. Nie ruszyła się z miejsca.

Normalnie nie miałbym serca, żeby tak postąpić, ale wtedy, jedyne czego potrzebowałem. Wyjść i wyżyć się na czymś porządnie.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    "Zdzwonili ze szpitala." - zadzwonili
    ", byłem wkurzony na Claya, bo nie uważał i się poddał." - to powinno być nowe zdanie
    "Normalnie nie miałbym serca, żeby tak postąpić, ale wtedy, jedyne czego potrzebowałem. Wyjść i wyżyć się na czymś porządnie." - a to powinno być jedno zdanie

    Dhramat przez duże "D"... Tytułowa filiżanka się rozbiła, pan Javier bardzo cierpi, a pani heroina Audrey będzie musiała coś poradzić. Może pozbiera filiżankę i ją sklei? Ciekawe... A w ogóle chłop ma na imię Javier, a jego brat Clayton? Żeby się nie okazało, że jest adoptowany - choć może po prostu rodzice nazwali jednego syna bardziej latynosko... No i w sumie jak tak myślę, to Javier ma naprawdę dużego pecha. Może jest w tym jakiś element nadnaturalny?
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dziękuję za wskazówki i... być może jest to element nadnaturalny :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania