Poprzednie częściFiliżanka bólu – rozdział 1

Filiżanka bólu – rozdział 7

Audrey

 

Bawił się dobrze, a przynajmniej tak wyglądał. Tańczył, rozmawiał, śmiał się. Jakby udało mi się zrobić tak, że na chwilę zapomniał. Dzisiaj miałam zamiar pójść do niego i znowu postarać się, żeby chociaż na chwilę zapomniał. Żeby mu pomóc.

Chciałam korzystać póki mogłam. Bo nie zapomniałam, że on chciał zapomnieć o mnie. Więc zawsze mógł jeszcze swoje zdanie zmienić, prawda? Może postanowił dać mi szanse i sprawdzić, jak będę się sprawować?

Wróć. Czy Javier by tak zrobił? Czy posunąłby się do takiego stopnia czynów…? „Może postanowił dać mi szanse i sprawdzić, jak będę się sprawować”? Nie zrobiłby czegoś takiego. Miał inny powód. Być może po prostu sam już sobie nie wierzył w swojego pecha?

Niezależnie od powodu, dla którego dopuścił mnie do siebie, chciałam do niego pójść. I tak też zrobiłam.

Gdy szłam korytarzem, ściany wcale złowrogo się do siebie nie zbliżały, a drzwi mijały mnie w normalnym tempie. Nie biegłam, byłam… Rozluźniona. Tak, to trafne określenie.

Podeszłam do odpowiednich drzwi i zapukałam. Odgłos wcale nie wydawał się głośny, tak jak ostatnio. Ktoś po drugiej stronie, kto – miałam nadzieję – był Javierem, podszedł do wejścia i otworzył drzwi.

Niestety, był to nie kto inny, jak Luke.

– Nie ma go – powiedział ściszonym głosem. – Mówił, że mam się nie martwić. I że gdy przyjdziesz, to w jego pokoju znajdziesz coś dla siebie.

– Dla mnie? – spytałam i wtargnęłam do mieszkania. – Nie mówił ci, gdzie poszedł? Coś ze sobą brał?

– Miał plecak, ale nie mówił, gdzie idzie. Kazał nie zadawać pytań, powiedział, że gdy znajdziesz list i go przeczytasz… Powiedział, że wtedy będziesz wszystko wiedzieć.

Patrzyłam na niego zmrużonymi oczami.

Coś ty, Javier, najlepszego wymyślił…? Albo raczej najgorszego.

Nie czkając na więcej wyjaśnień wparowałam do pokoju Javiera. Pierwsze co zobaczyłam, to trzy koperty leżące na łóżku.

List. List od Javiera.

List? Wróć. Od kiedy Javier pisał listy…?

Czy naprawdę aż tak bardzo zmienił się od śmierci Claya? Jak bardzo musiało go boleć to, że już nigdy go nie zobaczy, że aż zaczął pisać listy? Jakie to uczucie?

Rzuciłam się na koperty. Były podpisane. Pierwsza: Audrey Rhys, druga: Clayton Darien, trzecia: Wszechświat.

Wszechświat?

Clayton… Napisał list nie tylko do mnie, ale i do zmarłego brata i świata. Co się właściwie działo? Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia co się działo.

W pośpiechu otwarłam swoją kopertę i zaczęłam czytać:

 

Droga Audrey,

wiem, że to, co robię, jest nie fair. Że bardzo Cię ranię. Ale to tylko dla bezpieczeństwa Twojego i innych. Bo już Ci mówiłem, że ludzie, których kocham… Odchodzą. Ci, którzy są dla mnie ważni zostają dotknięci moim pechem. Brzmię jak wariat i doskonalę zdaję sobie z tego sprawę. Czas więc zdradzić Ci tajemnicę. Mroczną i smutną, ale myślę, że przeżyjesz. W dosłownym tego słowa znaczeniu.

Gdy byłem mały, moja mam dostała zestaw filiżanek. Nie wiem od kogo, nie wiem gdzie i nie wiem jak. Po prostu je dostała. Do opakowania była dołączona karteczka, żeby każdy z domowników wybrał sobie po jednej filiżance, a gdy już wszyscy będą gotowi, mieliśmy odczytać tekst na karteczkach wrzuconych do środka. Na każdej z filiżanek były inne kwiaty. Mój tata wybrał filiżankę z niezapominajkami, tak jak moja mama. One jako jedyne się powtarzały. Clay wybrał wzór żółtych irysów i goździków, a ja… Hortensji i margaretek, bo on wydał mi się interesujący. Inny… Wyjątkowy.

Na karteczkach były zapisane krótkie wiadomości. Mama i tata dostali takie same.

„Niezapominajki oznaczają między innymi wielką miłość. To filiżanka wiecznej miłości…”

Zdawało nam się to dziwne, ale później Clay przeczytał treść swojego liściku:

„Irysy oznaczają energię i kreatywność, a goździki szczęście i lojalność. Uważaj jednak na ich żółty kolor. To filiżanka czasu…”

Na końcu przyszedł czas na mnie. Spodziewałem się czegoś innego, niż to, czego się dowiedziałem czytając karteczkę.

„Hortensje oznaczają złamane serce i żal, a margaretki cierpienie, krzywdę i nieszczęście. To filiżanka bólu…”

Mama powiedziała nam, żebyśmy się nie martwili. Ale wiesz, teraz wszystko nabiera sensu. Zawsze miałem swoją filiżankę blisko. Po śmierci rodziców razem z Clayem zabraliśmy filiżanki mamy i taty… I wszystko zaczyna mieć sens.

Rodzice zostali połączeni wieczną miłością, co sprawiło, że umarli w tym samym czasie. Po otrzymaniu ich, ja i mój brat też zostaliśmy nią dotknięci, dlatego tak bardzo się wspieraliśmy. Clay dostał filiżankę oznaczającą między innymi kreatywność, ale kwiaty żółte daje się na grób zmarłym, dlatego umarł tak wcześnie. Filiżanka czasu zagwarantowała mu przedwczesną śmierć, ale podarowała kreatywność. Mimo wiecznej miłości nie umarłem jednak z nim, bo w pierwszej kolejności trzymał się mnie czar filiżanki bólu.

I to właśnie ona – cholerna filiżanka bólu – sprawia, że wszystkich tracę i to tak bardzo, bardzo boli.

Dlatego prawdopodobnie, gdy to czytasz, piję rozpuszczone tabletki nasenne i czekam, aż zasnę. Aż czar filiżanki wiecznej miłości sprawi, że znów zobaczę się z Clayem.

Tak bardzo, bardzo Cię przepraszam, Audrey. Jesteś wspaniałą osobą, więc nie próbuj mnie ratować. Już za późno. Żyj, bo przed Tobą cudowny czas.

 

Zamrugałam. Przeczytałam ostatnie zdania raz jeszcze. Popełnia samobójstwo, ale mam nie próbować go ratować? Ja… Nie, przecież nie mogę.

– Jedziemy – rozkazuję szorstko.

– Gdzie?

– Do pracowni Claytona.

Luke nie pyta więcej, tylko idzie ze mną.

To miejsce kojarzyło się z Clayem bardziej niż cokolwiek innego. Kochał malować najbardziej w świecie. Tylko tam można było odejść tak, żeby nie miał wątpliwości, że odchodzi się dla niego.

Widzę tylko obraz przed sobą, nogi mam miękkie, a oczy zachodzą łzami. Mimo tego docieram do dużej hali, którą prowadziła pewna starsza pani. Przychodzili tam artyści i malowali swoje obrazy. Najczęściej bywała to młodzież.

Nie mógł. Nie mógł uwierzyć w historie z filiżankami, to tylko zbieg okoliczności – powtarzam sobie w głowie. Przecież magiczne filiżanki nie istnieją. Nie mogą…

Jedyne o czym myślę, to o tym, że nie mogę go teraz stracić. Nie może umrzeć. Śmierć Claya za bardzo nim wstrząsnęła… I to tyle. Za dużo czasu z nim spędziłam, żeby spełnić jego prośbę i dać mu umrzeć.

Wchodzimy do jednego z pomieszczeń. Do tego, w którym na sztalugach widnieją niedokończone obrazy Claytona… To tylko to, co po nim zostało. Nie zwracam jednak uwagi na płótna, tylko na Javiera, który opiera się rękami o podłogę i wpatruje w butelkę z białym płynem.

– Javier! Boże… Weź, zabierz mu to! – krzyczę do Luke’a i podbiegam do Javiera. Oczy ma szare, jakby zamglone. Nie ma w nich radości, smutku, złości ani żadnych innych emocji. Jest jak pusta puszka, jak… Jak wrak.

Luke posłusznie idzie za mną i bierze butelkę w ręce.

– Rozbiłeś swoją filiżankę, pamiętasz? Nie może już… Nie możesz już cierpieć przez nią… – Biorę jego twarz w dłonie i delikatnie się uśmiecham. Czuję się, jakbym tłumaczyła coś dwulatkowi. – Javier, słyszysz mnie? Już wszystko będzie dobrze…

– Wcale nie, nic nie wiesz. One po rozbiciu dalej działają. A poza tym, ten, kto dotknął jej po rozbiciu też zostaje dotknięty czarem. Tylko w bardziej dosłownym znaczeniu – słyszę głos, a później już tylko przeszywający ból.

Ostatnie, co pamiętam, to łzy Javiera.

Rozpacz wisi w powietrzu, czuję ją, podczas mojego ostatniego wdechu.

 

* * *

 

– Hej… – przywitał mnie Clayton, podając mi rękę i pomagając wstać z ziemi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Biała Skała aka Yooniś 8 miesięcy temu
    NIEEEEEEEEEEEEE... TO TAK NIE MOŻE.... CZEMUUUUUUUUUUUUUUU...!!
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Gwenny...

    Sorry, ale on od początku był w mojej wyobraźni trupem

    (Przepraszam Cię, Javier, ale taka prawda. Od początku było widomo że umrzesz...)
  • Biała Skała aka Yooniś 8 miesięcy temu
    Sandra nie on. ONA
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Biała Skała aka Yooniś
    Aha

    No sorry, ona tez martwa została i martwa pozostanie
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    "Nie czkając na więcej wyjaśnień wparowałam do pokoju Javiera." - czekając
    "W pośpiechu otwarłam swoją kopertę i zaczęłam czytać:" - technicznie poprawnie, estetycznie: otworzyłam. Twój wybór.

    Czyli bohaterka umarła? Ech - może być. I trafiłem z mocami nadnaturalnymi - choć może ciekawiej byłoby, gdyby filiżanka była tylko podpuchą xd.
    No to teraz wystarczy oszukać przeznaczenie, pokonać śmierć i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie.
  • Sandra 8 miesięcy temu
    dzięki :)
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Czy posunąłby się do takiego stopnia czynów…? - bardzo dziwne zdanie, raczej: ,,czy posunąłby się tak daleko?"
    A więc o to chodzi z tytułem. Podoba mi się takie uzasadnienie, choć bohater zdecydowanie przesadził z braniem tego na poważnie...
    No, to teraz już muszę doczytać do końca.
  • Sandra 8 miesięcy temu
    dziękuję! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania