Poprzednie częściFiliżanka bólu – rozdział 1

Filiżanka bólu – rozdział 8 (Finał!)

Javier

 

Mały…

Tak bardzo tęsknie Clay, tak bardzo mi Ciebie brakuje. Co dzień zadaję cobie pytanie, dlaczego Ty, mój młodszy brat, mnie opuściłeś. I nie dostałem od nikogo odpowiedzi! Sam musiałem ją zdobyć… To wszystko przez te cholerne filiżanki. Uczucie nie do opisania. Nawet nie wiem, jak je nazwać. To mieszanka. Tęsknota, smutek, wściekłość, ból, strach, samotność.

Ale wiesz, nie mam Ci dziś prócz tego za dużo do powiedzenia. Muszę tylko dotrzymać złożonej Tobie obietnicy.

 

Pójdę za Tobą w ogień,

Pójdę za Tobą w żar

 

Lecz jeśli kiedyś umrzesz…

Wiedz, że będę z Tobą ja

 

Będę przy Tobie zawsze,

Niezależnie gdzie będziesz Ty

 

I nie puszczę ręki Twej nigdy,

Nawet, jeśli puścisz ją Ty

 

Zapomnij więc o samotności,

Bo nie zaznasz jej w życiu tym

 

Muszę więc umrzeć razem z Tobą. Do zobaczenia, Claytonie Darien. Gdziekolwiek jesteś.

 

Rozpuściłem tabletki nasenne w wodzie, co trochę trwało, i wyruszyłem w drogę. Pracownia malarska była jedynym miejscem, w którym można było odejść tak, żeby Clay wiedział, że odchodzi się dla niego. Tylko dla niego.

 

Wszechświecie,

To wszystko jest tak bardzo porąbane i trudne. Dlaczego? Jest tutaj jednak coś, co na początku wydało mi się trudne, ale im bardziej zbliża się ten moment, tym łatwiej przychodzi mi o tym myśleć. Bo już tak bardzo chcę zobaczyć się z Claytonem. Szkoda tylko, że żeby spędzić z nim dalszą część wieczności, muszę zranić Audrey.

 

Gdyby nie było Ciebie, nie było by Claytona i tego wspaniałego czasu, który z nim spędziłem. Dziękuję więc, że jesteś.

 

Wszedłem do odpowiedniej sali i rozejrzałem się dokoła. Jego obrazy i emocje, kolory w nich zawarte zwaliły mnie za kolana. Wziąłem do ręki butelkę z mieszanką rozpuszczonych tabletek, ale miałem zbyt roztrzęsione ręce, by odkręcić korek. Czekałem. Żeby nie leżeć, podpierałem się rękami. Wewnętrznie już czułem się martwy, już czułem obecność Claytona. Teraz wystarczy jeszcze umrzeć fizycznie.

Wystarczy, że to wypijesz, Javier, a potem po prostu zaśniesz.

Tylko zaśniesz.

A później będzie koniec. I już nikt nigdy nie sprawi mi bólu.

– Javier! Boże… Weź, zabierz mu to! – Audrey podbiega do mnie i bierze moją twarz w dłonie. – Rozbiłeś swoją filiżankę, pamiętasz? Nie może już… Nie możesz już cierpieć przez nią… – Rozpaczliwie próbuje nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. – Javier, słyszysz mnie? Już wszystko będzie dobrze…

Chcę mi się śmiać i płakać jednocześnie. Jak może być dobrze? Jak ona ma prawo mówić, że będzie „dobrze”? Clay umarł, już nigdy nic nie będzie dobre!

Nie widzę wyraźnie i wyraźnie też nie słyszę. Wiem tylko, że nie polepsza sytuacji. Chciałem odejść tak, żeby nikt nie widział. Chciałem tylko znowu zobaczyć Claytona.

– Wcale nie, nic nie wiesz. One po rozbiciu dalej działają. A poza tym, ten, kto dotknął jej po rozbiciu, też zostaje dotknięty czarem. Tylko w bardziej dosłownym znaczeniu – odpowiedział jej zamiast mnie Luke i jedyne, co zobaczyłem to ostrze noża i jego błysk, gdy mój współlokator zabił nim Audrey. Łzy automatycznie zaczęły płynąć szybciej z moich oczu. Teraz już nic a nic się nie liczyło. Wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Widziałem tylko, jak Luke rozpościera czarne skrzydła, które rozdzierają jego T-shirt, jak jego oczy tracą kolor tęczówek i robią się całkowicie czarne, jak z ust zaczyna płynąć mu czarna maź i jak jego skóra nabiera białego koloru.

– Musiałem dopilnować, żebyś stracił też ją – powiedział. Nie brzmiał jak ten miły człowiek, z którym mieszkałem przez ostatnie lata. – To śmieszne, że nie wierzyła w moc moich filiżanek – kontynuował jakby nigdy nic, sprawdzając przy tym coś na swojej dłoni. Wyglądał, jakby mówił te słowa od niechcenia, nawet na mnie nie patrzył. – Dalej chcesz to wypić? – dodał po chwili, wskazując na butelkę, którą rzucił gdzieś w kąt. Ale nie maiłem siły, żeby wydać jakikolwiek dźwięk.

Nie musiałem pić mieszanki rozpuszczonych tabletek, żeby umrzeć. Wiedziałem, że moje serce z bólu za chwilę przestanie bić. I tak też się stało. Zaraz, po wykonaniu mojego ostatniego wdechu, poczułem ramiona Claya oplatające mnie wokół szyi.

* * *

 

– Tak bardzo tęskniłem! – krzyknął Clayton – Przepraszam, że się poddałem, że cię zostawiłem i że sprawiłem ci tyle bólu! Tak bardzo, bardzo cię, kocham, Javier. Dziękuję, że jesteś i że będziesz zawsze, tak, jak obiecałeś. Dziękuję ci za wszystko! – a po ciuchu, tak, żeby nikt nas nie usłyszał, dodał – I dziękuję, że wtedy podpatrzyłeś, co jest w której filiżance i że specjalnie kazałeś mi wziąć tą, z żółtymi kwiatami, tylko dlatego, żebym nie cierpiał, gdy wybiorę tą drugą…

 

KONIEC

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Pracownia malarska była jedynym miejscem, w którym można było odjeść - literówka... ździebko niefortunna
    Dziękuję ci za wszystko! – a po ciuchu, tak, żeby nikt nas nie usłyszał, dodał - tu podobnie.

    No dobra, tego się nie spodziewałam, chociaż może powinnam...
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Ok, dzięki...
    "odjeść" xd
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    OK, opinia o całości.
    Historia nasycona emocjami - wręcz przesycona, ale tak, jak pisałam, z czasem to się wyrabia.

    Plus za dość wiarygodne przedstawienie zachowania postaci planującej samobójstwo (choć zaznaczam, że moja wiedza na ten temat jest wyłącznie amatorsko-teoretyczna) - mam na myśli, że w takiej sytuacji często pojawia się właśnie taka zewnętrzna poprawa nastroju, bohater potrafił wyjść do ludzi i zachowywać się, jakby wszystko było ok. Z tego, co czytałam, to właśnie tak wygląda.

    Szczerze mówiąc, spodziewałam się happy endu, więc tu mnie zaskoczyło, chociaż ta "prawdziwa tożsamość" Luke'a przyszła tak znikąd... a może coś przeoczyłam?
    Upewniam się: Clayton popełnił samobójstwo?
    Luke jest... śmiercią? Albo jakąś personifikacją złych sił?

    I plus za tą ostatnią wypowiedź Claytona, o filiżankach. ,,Robi" tę końcówkę.

    Całość historii oceniam na 3 gwiazdki - czyli ,,w porządku, ale swoje wady ma". Gratuluję ukończenia serii :)

    Pozdrawiam.
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dziękuję Ci bardzo!

    A więc:
    czy Clay popełnił samobójstwo? W mojej wyobraźni: nie. Z perspektywy czytelnika: zapewne tak. W mojej głowie, to Luke po niego przyszedł. W końcu filiżanki są od niego, więc od niego jest uzależniona też przyszłość właściciela filiżanki.
    Kim jest Luke? Śmiercią, posłańcem śmierci, potworem z piekła rodem, funkcjonującym osobno od rzeczywistości monstrum... Jakkolwiek go zobaczysz, tym on się stanie.

    Ostatnia wypowiedź Claytona była nieplanowana, ale dodała temu opowiadaniu coś :)

    Dziękuję bardzo za szczerą ocenę i konstruktywną opinię
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Aha, i jeszcze co do kwestii samobójstwa... Po prostu czytam książki. I parę scen wystarczy, żeby zobrazować sobie coś takiego w głowie
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    "a po ciuchu, tak, żeby nikt nas nie usłyszał, dodał" - po cichu
    "gdy wybiorę tą drugą…" - tę

    No i happy end. Chyba. To zwrot z Luke'm trochę z czapy - można było wcześniej troszeczkę to zasugerować czytelnikowi, zostawić wskazówkę, strzelbę Czechowa...
    A ogólnie nawet spoko. Mam wrażenie, że miejscami trochę przegadane i przedramatyzowane, ale mimo wszystko jest dość spójna historia, nieźle skonstruowana historia. Bohaterowie trochę płascy, ale biorąc pod uwagę długość całości to spełniają swoją rolę.
    W sumie trochę rozbudować i byłaby porządna nowela albo materiał na jakiś film...
    Pozdrawiam
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dziękuję! W sumie, w orginale była wskazówka w dedykacji. Bo było:
    "Dla wszystkich, którzy cierpieli jak Javier,
    walczyli jak Audrey,
    kochali jak Clay i
    nienawidzili jak Luke – jesteście wspaniali"

    Więc teoretycznie samo "nienawidzili jak Luke" było czymś w rodzaju wskazówki, aczkolwiek dedykacjii nie dodałam i tak jakoś wyszło.

    Jak przeczytałam dzisiaj całość, znalazłam momenty do poprawy. Być może kiedyś, jak mi się zachcę, to odświeżę cały tekst...
    :)
  • Biała Skała aka Yooniś 8 miesięcy temu
    Nieeeee... to temu ona umarła... o nie, e teraz są wszysciutcy razem :;)
  • Sandra 8 miesięcy temu
    .__.

    Luke żyje.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania