Poprzednie częściFiliżanka bólu – rozdział 1

Filiżanka bólu – rozdział 6

Javier

 

Zgodziłem się. Całkiem świadomie, nie pod wpływem czegoś ohydnego, czy przez sen. Zaproponowała to, czego chciałem. Bawić się i zapomnieć i rzeczywistości. Tylko trochę, później…

A później…

A później już…

A później będzie ko…

– Javier? Co robisz? – usłyszałem zdziwiony głos Luke’a.

– Nic. – Czytaj: próbuję zapomnieć o śmierci młodszego brata, ale patrząc na mnie tym współczującym wzrokiem mi nie pomagasz.

– Ach, tak… – obrzucił spojrzeniem raz jeszcze moją dłoń z zakreślaczem, którym zaznaczałem każde kolejne słowo książki, żeby łatwiej było mi je liczyć. – Okej. Audrey mówiła, że idziesz z nią jutro na grilla do Victorii. Ja też pójdę.

– Okej… – mruknąłem. Musiałem wyglądać komicznie leżąc na podłodze i liczyć słowa w książce, ale nie interesowało mnie to.

Ostatnie wykłady opuściłem. Na tyle silny, żeby oglądać, jak świat funkcjonuje bez Claytona nie byłem.

 

* * *

 

– Idziemy, Javier?

– Idziemy – odpowiadam i razem z Audrey kierujemy się w stronę wyjścia z akademika. Wsiadamy do jej samochodu i jedziemy. Victoria mieszka sama w dość dużym domu z ogrodem. Na grillu jest trochę osób, ale taras jest na tyle duży, że wszyscy się mieścimy. Są chyba trzy pary z małymi dziećmi, parę osób jest z ostatniego roku w colege’u… Atmosfera jest miła, niemalże rodzinna.

Na samą myśl czuję ucisk w gardle. To nie tak, że zapomniałem. Boli tak samo mocno, ale dni największej słabości na razie minęły. Teraz był ten czas, w którym miałem siłę ubrać maskę i wyglądać, jakbym potrafił choć na chwilę zapomnieć. Wiem, że jeszcze nie raz będę na tyle słaby, żeby nie móc wstać z łóżka. Wiem to, bo już przeżyłem tą sprawę z rodzicami i ciocią, która zaopiekowała się mną i Clayem po śmierci rodziców.

Na usta nasuwa się pytanie, dlaczego dałem Audrey szansę. Odpowiedź jest prosta: za niedługo zniknie zagrożenie jej życia i wszystko będzie jak kiedyś. Czyli bezpiecznie.

– Javier? Żyjesz? – usłyszałem głos Audrey.

– Co? Yhm, tak, tak.

– Wracamy?

– Okej.

Bez słowa kierujemy się znów do jej samochodu i wracamy.

Jak to wyglądało? Musiałem się wcielić w dawnego mnie. To jakby przenieść się w czasie. Wszyscy wyglądali na przekonanych, że jest ze mną okej. Jadłem, choć nie czułem głodu, piłem, choć nie czułem pragnienia, tańczyłem, choć nie czułem radości, rozmawiałem, choć nie czułem sensu tych konwersacji… Śmiałem się, lecz czułem się jak zdrajca. Jakbym dołączył do świata, który toczy się dalej i już dawno zapomniał o Clayu.

Po powrocie do domu poszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Zdjąłem niewidzialną maskę i padłem na łóżko wyczerpany.

Tak bardzo chciałem, żeby on wrócił. Żeby znowu coś powiedział, żeby dokończył każdy ze swoich obrazów po kolei.

Oddałbym wszystko, żeby chociaż się pożegnać, żeby chociaż powiedzieć po raz ostatni jak bardzo go kocham.

Wyciągnąłem spod łóżka skrzynkę, a z niej małą kartkę z wierszem, który kiedyś Clay dla mnie napisał. Był nie najpiękniejszy, nie najładniejszy i nie był idealny, ale niósł ze sobą wszystko, co dla innych ludzi było niedostrzegalne, a dla mnie i mojego brata oczywiste. Bo dokładnie to każdy z nas chciał powiedzieć drugiemu, ale nie umiał ubrać tego w słowa. Wiersz idealnie opisywał nasze emocje.

Tylko teraz musiałem dotrzymać obietnicy złożonej mu właśnie przez ten wiersz.

 

Pójdę za Tobą w ogień,

Pójdę za Tobą w żar

 

Lecz jeśli kiedyś umrzesz…

Wiedz, że będę z Tobą ja

 

Będę przy Tobie zawsze,

Niezależnie gdzie będziesz Ty

 

I nie puszczę ręki Twej nigdy,

Nawet, jeśli puścisz ją Ty

 

Zapomnij więc o samotności,

Bo nie zaznasz jej w życiu tym

 

I była to święta prawda. Byłem w stanie skoczyć za Claytona w ogień i żar.

 

„Lecz jeśli kiedyś umrzesz, wiedz, że będę z Tobą ja”

 

Obietnica została złożona, Muszę z nim być, niezależnie od tego, gdzie teraz jest.

 

„Zapomnij więc o samotności, bo nie zaznasz jej w życiu tym”

 

Nie mogę tak po prostu go zostawić. Nie mogę, nie potrafię, nie dam rady. Muszę coś z tym zrobić, po prostu… Po prostu.

Boli za każdym razem… Nie mogę dłużej. Nie mogę dłużej tu zostać i trwać, gdy go nie ma. Już go nie ma i, do jasnej cholery, on nie wróci! Nigdy się z tym nie pogodzę, nie mogę tak po prostu zaakceptować śmierci brata. Tak jak cały świat. Wszyscy ludzie…

Bo gdy Clay umarł, czasoprzestrzeń powinna stanąć, świat powinien się zatrzymać, a wszystkie stworzenia powinny oddać mu pokłon. Ale nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Dla lekarzy to był kolejny z tysięcy pacjentów, dla świata to była tylko kolejna wolna dusza, a dla czasu to był tylko ułamek sekundy. To tylko kolejne serce przestało bić.

Tyle, że to było serce Claytona. Głębokie, zawsze szczere i pełne dobroci oraz miłości.

Dlatego czas najwyższy, żeby napisać list do Audrey, list do Claya i list do wszechświata. Trzy wiadomości, a później już tylko wysta…

– Już jesteś? – usłyszałem głos Luke’a. – Myślałem, że przyjedziecie później.

– Tak. Audrey była zmęczona – odpowiedziałem, choć wcale nic takiego nie powiedziała. – Dobranoc, Luke – zakończyłem naszą krótką wymianę zdań.

– Dobranoc… Ach, i jeszcze przyniosłem ci notatki za dzisiaj i wczoraj. – Położył na moim biurku plik kartek i wyszedł.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    "Bawić się i zapomnieć i rzeczywistości." - o rzeczywistości

    Javier bardzo cierpi, miota się na granicy życia i śmierci. Myślę, że powinien zstąpić do Hadesu i spróbować odzyskać duszę Claytona. No chyba że Audrey będzie miała lepszy pomysł...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania