Poprzednie częściGospoda pod sierpem. Prolog. Cz. 1

Gospoda pod sierpem. Prolog. Cz. 3

– Słuchajcie, wiecie, co nas czeka – rozpocząłem.

– Calo – przerwał mi Kubeł – powiedz, jakie są zmiany, ile trzeba mieć, aby zamieszkać w mieście?

– Teraz równe pięćset.

– Niech to szlag trafi! – wrzasnął. – Ażeby odwiedzić rodzinę, ile potrzeba punktów? – zapytał z nadzieją w głosie.

– Sto.

– Nigdy nie będę tylu miał.

– To po cholerę studiowałeś tak durny kierunek. – Nie wytrzymałem. – Calo, po egzekutywie spotkamy się wszyscy w szopie tam, gdzie zawsze, powiesz nam, jakie są zmiany. Teraz wracajmy do wizyty.

Kubeł ukończył filologię rosyjską, a po zmianie polityki rozpoczął studia na germanistyce. Nie ukończył ich, dostał skierowanie do pracy i wylądował na tym zadupiu.

Do sali konferencyjnej wpadł wzburzony pierwszy sekretarz Red.

– Towarzyse, to skandal. Właśnie miałem telekonferencję z towazysem ze wsi, który zwrócił mi uwagę, że nas sierp nie świeci idealnie. On widzi migające świetlówki. Kto jest odpowiedzialny za sierp?! – wrzasnął.

– Jo, towazysu sekretazu – przyjmując postawę na baczność, odpowiedział Kubeł.

– Dlaczego miga? Jak mam to rozumieć? Czy to syfr? Zazewie buntu? A moze rebelia?

– Towazysu sekretazu – wtrąciłem – to jest awaria. Sierp, który ogromnym wysiłkiem zbudowaliśmy i umieściliśmy na dachu naszej gospody, aby przyświecał wszystkim i przypominał o naszym obowiązku wobec partii i ojczyzny, ma dwieście pięćdziesiąt świetlówek. Towarzysze z fabryki produkującej lampy powiedzieli nam, że oni robią doskonałe, niepsujące się, ale w ramach spłaty zadłużenia Unii wobec naszego kraju, nasz minister do spraw oświetlenia narodu zgodził się na spłatę tego zadłużenia świetlówkami z Unii. W każdej partii, jaką zamawiamy, mamy 99% tych unijnych, a one się psują. Stosowne dokumenty posiada szef działu zaopatrzenia, towarzysz Kwart. Obecni posiadamy dwa etaty na uzupełnianie oświetlenia sierpa i mam nadzieję, że ta awaria została już usunięta. Ci towarzysze pracują praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę.

– Towarzyszu dyrektorze, wy mi tu nie pierdolcie. Weźcie się do roboty.

Jak wpadł, tak wypadł. Widać chłopisko zdenerwowało się, bo po ludzku mówił.

– Wracajmy do narady. Nie mamy żadnych zapasów i tuzin dni na ich uzupełnienie. Macie jakieś pomysły?

– Kartki na żywność mamy zrealizowane. – Rozpoczął Kwart – Musimy wyprodukować dodatkowe, nie skapują się, bo wszyscy tak robią. Niestety na niewiele się to zda, bo żarcia po prostu nie ma. Ostatnio wzmocnili straż leśną i kłusownictwo w lasach preprezydenckich jest niebezpieczne. Madziarzy, których tu zesłano w ramach wymiany kulturalnej, łażą w tych swoich kufajkach po lesie i ostatnie sztuki wyłapują. I tak połowa zwierzyny została już wybita.

– A nasza własna hodowla?

– Połowa bydła zdechła, bo weterynarzy już nie ma, nikt nie chce pracować w służbie weterynaryjnej. To pokłosie stadniny. Została jedna, ledwo żywa króweczka, mleko od niej mamy. To efekt likwidacji Funduszu Zdrowia Świń, Funduszu Zdrowia Krów i Funduszu Zdrowia Królików. Funkcjonuje jeszcze ten od kurczaków. Mamy, więc na stanie pięć kurczaków. No i jeszcze jest Narodowy Fundusz Zdrowia.

– Nie wkurwiaj mnie. Jeszcze raz wspomnisz o tym burdelu, to cię zlinczujemy albo pojedziesz poopalać się przy taczkach nad Balatonem. Było dziesięć kur. Gdzie druga połowa?

– Drugą odstawiliśmy w ramach obowiązkowej kontraktacji.

– Co zatem mamy?

Kwart przez chwilę wahał się, szukał w pamięci, jakie właściwie mamy zapasy. W końcu z dumą oświadczył.

– Mamy pięćdziesiąt ton gipsu.

– Po co nam tyle?

– Otrzymaliśmy deputat na popiersia preprezydenta i musieliśmy go wykupić.

Pięćdziesiąt ton, to znaczy, że musieliśmy zużyć sto. Nie sądzę, aby pomylili się przy odbiorze, na pewno wykonaliśmy plan. Na szczęście nie dopatrzyli się, że popiersia były o jedną trzecią mniejsze. Och te dziewczyny.

– Lukrecjo, masz jeszcze zręczne paluszki?

– Dlaczego zdajesz to pytanie?

– Te tysiąc popiersi musiało dać ci się we znaki. Poczekaj, Kwart, mamy jakieś farby, akwarele, plakatówki?

– Tak, zostało nam po malowaniu portretów.

– Lutko, zrobisz kilka prosiaczków w gipsie, szyneczkę, schabowego, banany…

– Przestań, bo się poryczę. Wiem, o co chodzi.

– Weź kogoś z młodych do pomocy. Oni nie pamiętają, nie będą wiedzieli, co malują. Zbliżają się święta, może cośœ dodatkowego rzucą, może będzie kaszanka. Do pracy.

Lukrecja, bardzo wysoka brunetka, roniła łzy. Płynęły strugą po jej bladej twarzy. Absolwentka wydziału sztuk pięknych, niezwykle uzdolniona. W młodości wspierała nie tych, co należało, zachciało jej się rysować karykatury. Nasza władza jest pamiętliwa.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania