Poprzednie częściHuk Aniołów ~ Prolog

Huk Aniołów ~ Rozdział 4

Ten poranek był inny niż pozostałe poranki. I to nie dlatego, że zamiast ciepłego słońca padał deszcz, a lekki wiatr zastąpiła wichura. Byłem i czułem się osamotniony, bo rudowłosa piękność, z którą w ostatnim tygodniu się zbliżyłem, nie przyszła. Śniadanie przyniosła mi jej niania, której najwyraźniej zabroniono ze mną rozmawiać. Podając mi tacę, spojrzała tylko na mnie współczującym wzrokiem i ponownie zniknęła za drzwiami. Zaraz po posiłku postanowiłem poćwiczyć. W tym celu zabrałem podarowane mi kule i opuściwszy pokój, wybrałem się do ogrodu.

Nie znam wielu słów, którymi mógłbym opisać to miejsce, ale może tak: ogród był okrągły, otoczony czterometrowym murem z niewielkimi basztami na złączeniach. Trasę spaceru wyznaczały żwirowe aleje, układające się w spiralę, prowadzącą do centrum, gdzie stała fontanna. Z pysków siedmiu marmurowych rumaków tryskała woda.

Podszedłem bliżej, nie zważając na deszcz i wiatr, i moim oczom ukazała się niewysoka postać w szarym płaszczu. Siedziała na skraju fontanny, wpatrzona w tysiące kręgów, jakie tworzyły krople. Twarz miała zakrytą, lecz rudy kosmyk włosów zdradzał jej tożsamość.

Chciałem podejść, zagadać, może wyjaśnić całą sytuację, gdyż — nawet sam nie mogłem tego zrozumieć — zauroczyłem się nią. Postąpiłem krok naprzód, lecz przypomniałem sobie słowa jej matki i ostrożnie zawróciłem. Nie wiem, czy mnie widziała, ale chociaż próbowałem.

Udałem się do portu, gdzie stary rybak opróżniał butelkę rumu i patrzył przez zardzewiałą lunetę na linię horyzontu.

— Widać jakieś okręty? — zapytałem, starając się panować nad emocjami.

— Mnie nie nabierzesz.

— Słucham?

— Panienka Katrina wpadła ci w oko. I powiem ci, że jest to odwzajemnione. Widziałem, jak na ciebie patrzyła podczas ratowania i widziałem jej zakłopotanie, gdy szykowała się do ciebie co ranek. Co jak co, ale gdy byłem w twoim wieku, przechodziłem podobne miłostki.

— Może zmieńmy temat — zasugerowałem, wskazując głową na horyzont. — Widać coś?

— Tak. Mewy, wodę, chmury... a nie, poczekaj. No tak, więcej mew i jeszcze więcej wody.

— Przepraszam, ale nie jestem w nastroju do żartów.

— No proszę — zaśmiał się rybak. — Dwanaście lat, a zachowuje się jak dorosły wdowiec lub porzucony kochanek. Nie miałeś przyjemnego dzieciństwa, co?

Nie skomentowałem. Zerknąłem tylko na niego z ukosa i poprawiłem rozstawienie kul. Nagle rybak drgnął i ponownie przyłożył lunetę do oka.

— Jakiś bryg. Brytyjska flaga na żaglach i biała bandera. Jak w liście, panny De la Crox. To po ciebie.

Nareszcie, odetchnąłem w duchu i podpierając się na mocniejszej ręce, drugą wyjąłem z kieszeni list i podałem go mężczyźnie.

— To...

— Dla panienki Katriny — dokończył. — Przekażę.

Następne trzy godziny przemilczeliśmy, wpatrzeni jak bryg zbliża się do brzegów wyspy Barbados, jak zawija do portu i cumuje przy jednym z wolnych molo. Usłyszałem spadek trapu i zobaczyłem, jak na ląd wybiega korpus uzbrojonych żołnierzy. Wszyscy w czerwonych kubrakach, z kamiennymi twarzami i muszkietami w dłoniach, otoczyli mnie i rybaka, po czym zasalutowali. Ostatni dołączył do nich niski, otyły żołnierz w stroju oficera z pałaszem u boku. Miał ostro ciosaną twarz, pulchny nos i wysunięty podbródek. Jego oczy świeciły zimną stalą, a po łysej czaszce spływały krople deszczu.

— Tak się cieszę, że panicz żyje — powiedział grubym basem.

— I ja jestem rad generale Bucket.

— Admirale Bucket — poprawił mnie mężczyzna. — Awansowałem i przejąłem obowiązki twojego ojca.

— Słyszałem, że pana zdegradowano?

— To tylko nieporozumienie. Tak się składa, że miałem kogoś, kto za mnie poręczył i zapewnił mi stałe stanowisko w tej sprawie, ale nie mówmy już o tym. — Generał poprawił pas i zwrócił się w kierunku rybaka. — Dziękuję za opiekę i ochronę panicza Cormacka. Chociaż ubolewam, nad tym, co się stało z Sokołem, to mam nadzieję, że załagodzimy spór.

— Cała przyjemność po naszej stronie — uśmiechnął się rybak i popatrzył po żołnierzach. — Czy ta eskorta jest potrzebna? To przecież zwykły chłopak i nie wierzę, że do jego ochrony potrzeba tylu ludzi.

— To moja prywatna ochrona. Rozumie pan, zabezpieczenie. No dobra, zbieramy się.

Po chwili staliśmy w równej kolumnie, która marszowym krokiem ruszyła na statek. Podtrzymywany przez dwójkę żołnierzu, zająłem miejsce na mostku, tuż obok sternika na drewnianej skrzynce. Za nim odbiliśmy od brzegu, ostatni raz spojrzałem na rezydencję rodziny De la Crox, w której leżałem niezdolny do samo istnienia, na złoty piasek, na którym znalazła mnie Katrina i na schody, którymi zszedłem do portu, a na których stała teraz niewysoka postać w szarym płaszczu w asyście czarniawej szaty i bordowej kurtki. Chciałem pomachać, ale coś mnie zatrzymało. Usiadłem wygodniej i przeniosłem wzrok na linię horyzontu, gdzie niebo i ziemia stawały się jednością.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Arysto 13.07.2016
    Dałem 3. Z kilku prostych powodów, które w prosty sposób opiszę poniżej:
    - brak informacji o tym, że jest to fanfiction pod Assassin's Creed: Rogue. To jest minus - o takich rzeczach powinno się pisać na wstępie i być uczciwym z czytelnikiem.
    - Shaya nie czuję. To nie jest Shay, którego znałem z gry. Rozumiem, że to fanfiction, ale albo tworzysz własną postać i nadajesz jej charakteru, albo jednak trzymasz się charakteru, który Shay miał. A Shay miał bardzo dobrze rozpisaną osobowość.
    - styl nie porywa. Nie wiem, czy to Twoje początki, czy też raczej nie szlifujesz umiejętności literackich, ale to czyta się tak... dziecinnie. Kompletnie mi to nie pasuje do stylistyki. Miejscami jest wręcz prostacko, łopatologicznie i czuję się, jakby autor miał mnie za głupiego i nierozumnego człowieka.
    +/- Rozdziały są tak krótkie, że niewiele sobą wnoszą. Ot, ciąg wydarzeń bez głębszego tła. Nie przekreślam jednak - poczekam.
    + estetyka tekstu. To się chwali.
    + piszesz poprawnie. Większych byków nie widziałem, przecinki w większości w odpowiednich miejscach. Nawet zapis dialogów jest w większości dobry.

    Ogółem - po wyrównaniu się ocen - jest 3.
  • Tina12 13.07.2016
    Opowiadanie jek dla mnie fajne. Mam nadzije że Cormack i Katrina się jeszcze odnajdą.
    5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania