James Stone (dramat) część 4
RUSSEL
(podaje szklankę, patrząc ze zniecierpliwieniem na Stone’a) Co tam się stało?
STONE
Tamtej nocy zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wtedy zrozumiałem, że ta sprawa nie jest naturalna… to znaczy ludzka. Walczyłem z… czymś, nie z kimś. Zaczęło się od snu…
RUSSEL
Snu?
STONE
Tak. Nigdy wcześniej ani później nie śniłem nic równie realnego…
RUSSEL
Co to było?
STONE
Znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu. Nie miało okien ani drzwi. Było zimno, a wszystko oświetlała jedna, stara żarówka. Przy ścianie, naprzeciwko mnie, znajdowało się łóżko. Zwykłe, metalowe łóżko. Dopiero kiedy się zbliżyłem, zauważyłem, że ktoś na nim leży. To był… mały chłopiec. Wyglądał na wyczerpanego, jakby nie spał przez wiele dni. W małych rączkach trzymał potargany kocyk, a oczy miał przekrwione. Musiał płakać.
RUSSEL
Mówił coś?
STONE
Zapytałem, co się stało. Odparł, że nie może spać. Chciałem opowiedzieć mu jakąś bajkę, żeby się uspokoił, ale twierdził, że nie w tym rzecz.
RUSSEL
A więc?
STONE
Uważał, że pod jego łóżeczkiem jest potwór. Zajrzałem tam, ale nic nie znalazłem. Tylko jakiś wielki, włochaty pająk wszedł mi na rękę. Podnosząc się, uderzyłem głową o łóżko, na którym nie było już chłopca.
RUSSEL
A co było?
STONE
To… coś. To, co mordowało. Odsunąłem się od łóżka i upadłem na plecy. Żarówka zaczęła świecić słabiej, świat zawirował mi przed oczami…
RUSSEL
Jak wyglądał?
STONE
Wyglądało. To nie był człowiek. Było chude, bardzo. Żebra wyraźnie wystawały spod wiszącej, bladozielonej skóry, a uszy i oczy wydzielały jakąś czarną maź, która kapała też z długich, ostrych zębów. Te oczy… wielkie, zielone oczy. Płonęły nienawiścią… do dziś przeszywa mnie dreszcz, kiedy je wspominam. Czasem pojawiają się w snach, jednak nigdy tak, jak wtedy.
RUSSEL
Powiedział coś?
STONE
Wydaje mi się, że się uśmiechał, ale chyba nic nie powiedział. Odsunąłem się pod przeciwległą ścianę i przywarłem do niej. Strach mnie paraliżował, nie mogłem nic zrobić. A on się zbliżał. Powoli i nieubłaganie się zbliżał… Wtedy, nagle, podłoga zniknęła, a ja zacząłem spadać. (przerywa)
RUSSEL
Gdzie?
STONE
W jakąś otchłań. Była nienaturalnie czarna… widziałem tylko… (bierze łyk whiskey. Russel także)
RUSSEL
Co pan tam zobaczył?
STONE
Setki, nie, tysiące par zielonych oczu. I to wycie… Boże kochany, nigdy nie słyszałem niczego tak strasznego… Wrzask zabijanej z mojej winy dziewczyny, krzyki torturowanych podejrzanych… to wszystko było niczym w porównaniu do tego, co usłyszałem wtedy, spadając.
RUSSEL
Czy… one coś mówiły?
STONE
Nie musiały.
RUSSEL
A może to był po prostu sen? Nie znaczył…
STONE
Mówisz tak, bo nie wiesz, co stało się kiedy się obudziłem…
Komentarze (33)
Dobrze, oczywiście, że zostawię pięć, no bo jakbym mogła inaczej, kolejny cudowny rozdział, który pochłonął mój czas, ale ja nigdy nie żałuje, że tu wchodzę. Trzymasz w napięciu, oj trzymasz. Nie chcę, abyś skonczył ten dramat, bo jest dramatycznie dobry. :)
Zgaduję, co było dalej, bo ostatnio nie trafiłam, więc... Jak się obudził, to to coś siedziało tam xd, albo był u niego ten pająk. Albo nie! Był tam ten chłopiec, tak, spotkał tego chłopca! :D
,,Nigdy wcześniej, ani później nie śniłem nic równie realnego" - bez przecinka przed ,,ani";
,,Nie miało okien, ani drzwi" - jak wyżej;
,,Zapytałem (przecinek) co się stało". 5:)
Chociaż nie, jesteś nikczemny, tak kończąc tę częśc :-P
Tutaj więcej błędów nie znalazłam, więc gratuluję. Część trochę krótsza, ale już nie zaskakujesz mnie zakończeniami, każda jest nawiązaniem do kolejnej części, ale niczego z niej nie ujawnia ;p Pozostaje mi więc tylko czekać. Zostawiam 5 ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania