LBnP XI - Wyprawa w nieznane
Richard rozpoczął swą podróż w nieznane we własnym biurze, gdzie jak co dzień siedział nad stertą papierów i próbował znaleźć porządek w chaosie. W pewnym momencie dostrzegł jak jego torba na dokumenty wybrzuszyła się i zaczęła poruszać. Richard zamarł z długopisem w ręce i wyrazem zaskoczenia na twarzy. Spojrzał na swoich kolegów z pracy, ale oni byli najwyraźniej zajęci bardziej przyziemnymi sprawami.
Po chwili z torby wypełznął duży oślizgły wąż. Richard krzyknął i odskoczył od biurka. Skąd to coś w znalazło się wśród jego rzeczy? Wąż nie przejmując się niczym popełznął w kierunku jednej z koleżanek Richarda. Ona jednak zdawała się nie zauważać intruza.
Mężczyzna podszedł do torby i z pewna obawą zajrzał do środka. Jej wnętrze było całe pokryte śluzem, ale nic więcej się tam nie poruszało. To na pewno nie przywidzenie. Jak…?
Jego ręka zniknęła wśród oparów czerni, wydobywających się z dna torby. Richard nie miał pojęcia, co się dzieje. Wtem poczuł szarpnięcie i coś pociągnęło go w ciemność. Został dosłownie wessany przez własną torbę na dokumenty.
Po pewnym czasie ocknął się w zupełnie obcym miejscu, w świecie innym od tego, do którego się przyzwyczaił. Nad sobą zobaczył niebo dosłownie usiane spadającymi gwiazdami. Oświetlana przez obcy Księżyc o fioletowej barwie wyraźnie odznaczała się wysoka wieża, górująca nad okolicą. Wchodziły po niej i schodziły ciemne humanoidalne istoty. Konstrukcja zdawała się być stworzona z gigantycznych kościanych elementów, jakby należących do ogromnych gadów, zamieszkujących w przeszłości to terytorium. Na samej górze budowli znajdował się tron, na którym siedziała kobieca postać. Richard przyjrzał się jej i od razu rozpoznał. To była pani Josephine, pomiatana przez wszystkich sprzątaczka, pracująca w jego firmie. Tutaj zaś była królową i mężczyzna wolał nie dostać się pod jej osąd. Pamiętał, że od dwóch dni nie przychodziła do pracy. Czyżby i ona została w jakiś sposób wciągnięta do tego pokręconego świata?
Richard zaczął szukać drogi wyjścia z niekomfortowej sytuacji, bo to dość straszne miejsce go przerażało. W pewnej chwili potknął się o coś, zatoczył i wylądował w błocie. Tuż obok niego leniwie przesunął się ciężki osobnik o jaszczurzym łbie. Mężczyzna mimowolnie wrzasnął. Wtedy mroczne istoty z wieży przerwały swe dotychczasowe zajęcie i spojrzały na intruza. Zdawało mu się, że królowa również na niego patrzy. Skinęła głową i nieznacznie poruszyła ręka. Wszystkie stwory zaczęły zeskakiwać z kościanej budowli i rzuciły się do ataku. Richard wstał i próbował uciec, lecz z każdym krokiem coraz bardziej grzęznął w błocie. Stworzenia prawie go dopadły, a on poruszał się ociężale jak mucha w smole, choć zaprzęgał wszystkie mięśnie do pracy ponad siły. Był przecież zwykłym urzędnikiem, a nie sportowcem.
Wreszcie się obudził. Pieprzony koszmar sprawił, że leżał na łóżku zlany potem i wymęczony jakby przebiegł maraton.
By ta historia miała jakiekolwiek walory moralne i dydaktyczne trzeba wspomnieć, że wcześniej Richard był wrednym dupkiem i gburem wobec swoich kolegów. Po tym incydencie nic się nie zmieniło, za to pani Josephine zaczęła dziwnie na niego spoglądać jakby wiedziała, co śniło mu się w koszmarnym śnie, a nawet brała w nim udział. Richard przestał dobrze sypiać, wciąż mając przed oczami wysoką wieżę z ludzkich kości i tron na jej szczycie.
Komentarze (10)
Pozdrawiam serdecznie:) 4+ zostawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania