Łzy Gwiazd - część 1

Od samego rana padał deszcz. Prawie biegłam do szkoły, ściskając w dłoni projekt na biologię. Miałam szalonego i ambitnego nauczyciela biologii, który na lekcję o ludzkim mózgu kazał przygotować jego model. Cokolwiek trzymałam w rękach na pewno go nie przypominało. Szczerze nienawidziłam biologii i tych wszystkich ścisłych przedmiotów. Moją opinię podzielało trzy czwarte klasy. Czy to tak trudno zrozumieć, że ktoś kto poszedł na humana nie chce słuchać o anatomii żaby?

Zajęta rozmyślaniem nad własnym marnym losem nie zauważyłam przeszkody na mojej drodze i zderzyłam się z kimś. Model wypadł mi z rąk. Już miałam nawrzeszczeć na przechodnia, gdy rozpoznałam osobę, która przede mną stała. Patryk Kamicki. Brat Marty, która zaginęła kilka dni temu. W rękach trzymał ogłoszenia i taśmę klejącą. W przeciwieństwie do mnie, był idealnie przygotowany na taką pogodę. Miał na sobie kalosze do kolan i płaszcz przeciwdeszczowy. Nawet kartki ze zdjęciami Marty miał zalaminowane.

- Oj, przepraszam – wymamrotałam czerwona, jak burak. – Nie zauważyłam cię.

- Nie szkodzi – wymamrotał.

Między nami zapanowała niezręczna cisza. Powinnam po prostu sobie iść, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Patryk rok temu skończył liceum. Był wysokim, dobrze zbudowanym chłopakiem. Nie jedna dziewczyna się za nim oglądała. Dzisiaj przypominał cień samego siebie. Był przygarbiony, wychudzony a pod oczami miał ciemne sińce.

- Coś wiadomo? – wykrztusiłam w końcu.

Pokręcił głową i wzruszył ramionami.

- Bardzo mi przykro – nic gorszego nie mogłam palnąć. – Nie wyobrażam sobie, co musicie czuć.

- Dzięki – posłał mi coś, co miało być uśmiechem. – Muszę iść, dalej rozwieszać ulotki.

- Jasne.

Nim odszedł, schylił się i podał mi moją pracę domową. Zupełnie o niej zapomniałam.

- Dzięki – wzięłam od niego mój mózg.

Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Jakie było moje problemy w porównaniu do ich? Dwa lata temu zginął ich ojciec, a teraz zaginęła Marta. Pani Kamicka na pewno ledwo sobie radziła. Nie widziałam jej od dnia, w którym zaginęła dziewczyna. W mieście prowadziła swój sklep papierniczy i zawsze tryskała optymizmem. Nawet po wypadku męża, mówiła, że musi być silna dla swoich dzieci.

W szkolnej szatni próbowałam doprowadzić do porządku swój projekt. Wyglądał gorzej niż tragicznie, wręcz makabrycznie. Glina, z której uformowałam mózg od spodu zaczęła pękać a płat skroniowy całkiem odpadł i latał po dnie kartonu. Teraz to na pewno nauczyciel postawi mi dwóję na koniec roku. I byłam pewna, że zrobi to z ogromną chęcią. Wiktor Przekora, bo tak nazywał się nasz nauczyciel, uwielbiał grać uczniom na nerwach. Wystarczy powiedzieć, że tydzień temu postanowił wziąć do odpowiedzi wszystkie brunetki. Co prawda, byłam szatynką, ale według niego wystarczająco ciemną, by robić za brunetkę. W taki o to sposób stałam się posiadaczką kolejnej jedynki. Kiedy powiedziałam o tym mamie, ta pokręciła tylko głową. Tacie, profesorowi od genetyki, wolałam nawet o tym nie wspominać. Dzisiaj to na pewno dyrektor wykona do niego uprzejmy telefon, w którym wyrazi zaniepokojenie o los jego córki. Mężczyźni znali się ze studenckich czasów i czasem wychodzili razem na piwo. Pewnie ojciec da mi szlaban, dopóki nie poprawię wszystkich jedynek i dwój, czyli do końca życia. Zapowiada się boska przyszłość.

W stanie załamania nerwowego spotkała mnie Lucyna, moja najlepsza przyjaciółka.

- Laska! – zawołała na mój widok. – Co ty tu jeszcze robisz? Za pięć minut zaczynamy biologię.

Milcząc wskazałam na mój dwuczęściowy mózg.

- O matko! – wykrzyknęła. – Co ty?! Chciałaś sprawdzić, co jest w środku?!

- Ha, ha – nie doceniłam jej poczucia humoru. – Zderzyłam się z Patrykiem Kamickim.

Rozejrzała się dookoła.

- Gdzie ?! Tu?!

- Zgłupiałaś? – prychnęłam. – Na ulicy.

Jej nagła wesołość prysnęła.

- Marta się znalazła?

Pokręciłam głową.

- Kurde – zaczęła grzebać w torebce. - Podobno była taka sama, jak ty.

Otworzyłam usta ze zdziwienie i w panice rozejrzałam się dookoła. Na szczęście wszyscy byli pogrążeni w rozmowach i nikt nie zwracał na nas uwagi.

- Lucyna, zwariowałaś?! – naskoczyłam na nią. – Przecież ktoś mógł cię usłyszeć.

- Spokojnie, Mańka – zawzięcie grzebała w swojej torbie. – Wszyscy są zajęci sobą. O mam! – triumfalnie wyciągnęła klej. – To chwyta wszystko, dawaj ten płat skroniowy.

Rzeczywiście pęknięcia prawie wcale nie było widać.

- Dobra, zbieraj się – zarządziła. – Zostało nam trzydzieści sekund.

Zdyszane wbiegłyśmy do sali tuż przed dzwonkiem. O dziwo, tym razem moja praca została doceniona i dostałam piątkę. Normalnie skakałabym z radości, gdyby nie to, co przed chwilą powiedziała Lucyna. Na spytki mogłam wziąć ją dopiero na przewie, której myślałam, że już nie doczekam.

- Co to znaczy, że Marta jest taka sama, jak ja? – zaciągnęłam ją do stolika w stołówce.

Musiałam poczekać, aż przeżuje sałatkę.

- Też jest anielicą - powiedziała głośno i wyraźnie.

Parę osób spojrzało na nas i uśmiechnęło się półgębkiem.

- Oszalałaś?! – uderzyłam ją w ramię. – Nie jestem żadną anielicą!

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i powiedziała:

- Ty nazywasz siebie tak, a ja tak – wzruszyła ramionami. – Mamy demokrację.

Miałam ochotę ją udusić. Nie byłam żadną anielicą, po prostu należałam do innego gatunku. Wiem, że brzmiało to jak szaleństwo, ale tak było. Byłam Łzami Gwiazd. Trochę pompatycznie, ale nie ja wymyśliłam tę historię. Podobno kiedyś Gwiazdy przybierały postać kobiet i odwiedzały ludzi. Mówiono, że chciały podzielić się z nimi swoją wiedzę, ale szybko zauważyły, że ci wykorzystują ją do niewłaściwych celów, np. do tworzenia broni. Ludzie nie zważali na przestrogi Gwiazd, aż te w końcu postanowiły odejść na zawsze. Pech chciał, że kilka z nich zakochało się w mężczyznach i postanowiło zostać na Ziemi. Stąd właśnie wzięły się Łzy Gwiazd, które podobno były ich potomkami. Spośród ludzkich kobiet odróżniało je to, że miały ogromne, piękne skrzydła. To one sprowadzały na nie największe nieszczęście. Ludzie dowiedzieli się, że posiadaczowi takich skrzydeł niczego nie będzie brakować. Podobno skrzydła gwarantowały szczęście, dobrostan i chroniły przed fałszywością innych. Ludzie zaczęli polować na Łzy Gwiazd, niektórzy z nich zwani Łowcami poświęcali życie na polowanie i handel skrzydłami. Z roku na rok zarówno Łez Gwiazd, jak i Łowców było coraz mniej. Przeważnie udawało nam się żyć w spokoju, jeżeli stosowałyśmy się do prostej zasady: nigdy nie pokazuj skrzydeł ludziom. Nie chciałam nawet myśleć, co przechodziła Marta jeżeli złapał ją jeden z Łowców.

- Halo – Lucyna machnęła mi ręką przed oczami – ziemia do Manii!

- Co? - zamrugałam kilka razy.

- Gdzie odpłynęłaś? – przyjaciółka zmarszczyła brwi.

- Zastanawiałam się- nad Martą – objęłam nogi ramionami. - Nad tym przez co teraz może przechodzić.

 

Przyjaciółka przytuliła mnie.

- Oj, Mania – westchnęła –może po prostu zerwała się z chłopakiem?

Uśmiechnęłam się bez przekonania. Z całego serca chciałam wierzyć słowom przyjaciółki. Przez resztę dnia pozwoliłam, by trajkotała, jak najęta. Wiedziałam, że chce odwrócić moją uwagę od Marty, ale słabo jej to wychodziło. Z trudem wytrzymałam do końca lekcji, a potem pognałam do domu, jakby gonił mnie sam diabeł. Lucyna mnie nie zatrzymywała, rzuciła, że zobaczymy się jutro a ja automatycznie przytaknęłam.

Wieczorem leżałam na łóżku i tępo wpatrywałam się w sufit. Normalnie cisza panująca w domu nie przeszkadzała mi, nawet lubiłam być sama, ale dziś myślałam, że zwariuję. Zwinęłam się w kłębek na łóżku i nasłuchiwałam tykania zegara. Rodzice byli do późna w pracy, a brat poszedł na noc do kolegi.Czułam się, jak mała dziewczynka, byłam przestraszona i chciałam przytulić się do mamy. Nie mogłam przestać myśleć o Marcie a jednocześnie bałam się, że czeka mnie taki sam los. Nie chciałam być następną ofiarą łowcy. Do tej pory był dla mnie jakąś postacią z opowiadań a teraz stał się rzeczywistym zagrożeniem. Mama mówiła, że nie spotkała w swoim życiu ani jednego łowcy. Nazywała siebie szczęściarą. Zastanawiałam się, czy łowca przyszedł do domu Marty? Czy spotkał ją po drodze? Może wciągnął do samochodu? Te myśli nie opuszczały mojej głowy.

Zasnęłam koło drugiej w nocy a szóstej obudziło mnie krzątanie się mamy. Nie potrafiła leniuchować nawet w sobotni poranek. Śmiała się, że nie może spać, kiedy tyle rzeczy jest do zrobienia..Przez chwilę przewracałam się z boku na bok i po jakimś kwadransie poddałam się. Nici ze spania. Przetarłam oczy i zeszłam na dół. Z kuchni dolatywał zapach naleśników, co pobudziło moje ślinianki.

- Cześć, kochanie – mama zmierzwiła mi włosy.

Wyglądała perfekcyjnie, jak zawsze. Miała krótkie blond pasemka, duże niebieskie oczy i uśmiech na pół twarzy. Jedyne z czym miała problem to swoja waga, uważała, że jest gruba z czym się nie zgadzałam. Rzeczywiście była lekko puszysta, ale nie uważałam by odbierało jej to urodę.

- Hejka – opadłam na taboret.

- Jesteś głodna? – nałożyła mi na talerz naleśnika.

Zjadłam go ze smakiem i jeszcze wylizałam talerz. W międzyczasie dołączył do nas zaspany tata. Przyprószone siwizną włosy miał w nieładzie a niebieskie oczy podkrążone. Na policzku odbił mu się wzór z poduszki. Bez słowa usiadł obok mnie i nalał sobie kawy. Z szafki obok chlebaka sięgnął po gazetę i zajął się czytaniem. Jadłam w milczeniu bojąc się powiedzieć rodzicom, co chodzi mi po głowie.

- Pomyślałam, że – odchrząknęłam cicho – moglibyśmy odwiedzić Kamickich.

O dziwo, mama moją propozycję przyjęła z entuzjazmem.

- Dobry pomysł – pogłaskała mnie po głowie. – Wszyscy tylko gadają i gadają, a nikt nic nie robi.

Tata spojrzał na nią z nad książki.

- Sądzicie, że to dobry pomysł? – powątpiewał. – Powinniśmy dać czas jej rodzinie.

- Na co? – prychnęła mama. – Przecież ta dziewczyna nie umarła.

Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale mama nie dała dojść mu do słowa.

-Ale ty sobie tutaj siedź! – podniosła głos o oktawę. – I jedz te swoje naleśniki, i czytaj tą swoją gazetę! – wściekła wyszła z kuchni.

Tata przez chwilę piorunował mnie wzrokiem, po czym wrócił do czytania. Przez resztę dnia w domu panowała napięta atmosfera. Mama nie wychodziła z sypialni a ojciec powiedział, że musi popracować w garażu. Kiedy wychodził do ogrodu rzucił mi spojrzenie pełne wyrzutu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tjeri pół roku temu
    Całkiem fajne :). Czyta się przyjemnie, widać, że nie trzymasz pióra w dłoni po raz pierwszy. Czyta się przyjemnie. Ciężko na razie ocenić czy z tego zawiązka będzie fabularnie coś interesującego, ale sam początek mnie zaciekawił, więc start uważam za udany :).
    Jest trochę drobnych błędów — interpunkcja, zapis dialogów, przydałoby się wymienić dywizy na myślniki albo półpauzy. Ale nie ma tego strasznie dużo i nie przeszkadza to w czytaniu.
  • Rut Krzeminkowa pół roku temu
    Dziękuję:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania