Niskokaloryczne powietrze - Rozdział 6

Czwartek - 31.07

 

To morderstwo wstrząsnęło wszystkimi . Dogłębnie . Każdy myślał co mógł zrobić, jak zapobiec.

Po co? Teraz ?

Ale...zawsze tak jest. Zawsze po fakcie ludzie myślą "co by było gdyby" .

Powtarzam,że niektórych zdarzeń po prostu nie da się przewidzieć. Były,są i będą jeszcze długo.

U mnie też przeżywają . Mówią,jaka to była młoda, piękna...inteligentna. Wyciągają same pozytywy.

Znaleźli ją. Tak...

Nieskromnie przyznam ,że beze mnie szukaliby jeszcze dłużej. To znaczy...gdyby nie przekazała mi gdzie jest , też bym nie wiedziała.

No ale, już po wszystkim.

Trochę wkurzało mnie,że ją widywałam. Nie byłam za szczęśliwa gdy przechodząc codziennie obok jej domu spoglądała na mnie i machała ręką. Chyba nie wiedziała,że nie żyje. Siedziała tylko przy swoim psie i go głaskała. Kochała go. Rozumiem to.

Puchła i puchła a ja miałam wrażenie,że w końcu wybuchnie.

Znaleźli ją w tym bagnie przy cmentarzu. Do worka przywiązany był kamień .

Codziennie tam chodziłam, dlatego też mnie przesłuchiwali .

Może i jestem głupia ale nie na tyle żeby tam chodzić bez niczego. Robiłam zdjęcia. Byle jakie. Byleby były. Nic na mnie nie mieli.

Zresztą wiedziałam dokładnie kto za tym stoi. Kilkadziesiąt razy zastanawiałam się, czy na pewno dobrze ją rozumiem.

Dobrze.

A jednak .

Ludzie żyli w przekonaniu że żyje, że wróci. Kiedyś zdarzało jej się uciekać. Nie dziwię się. Mając takiego tatusia...

Ja osobiście skończyłabym z nim.. nim to on skończyłby ze mną. Jednak...ona nie miała tyle szczęścia.

Rzygać mi się chciało. Stary dziad...

Jak można wychować własne dziecko na dziwkę ? Na kogoś kto sprzedaje swoje własne ciało, swoją godność, swoją duszę.

Dlatego teraz nie dziwię się ,że już go nie ma. Że tego nie zniósł .

Wiedziała jak się odegrać po śmierci.

Chociaż....śmierć to koniec. Koniec czegoś co nazywamy życiem.

Myślę, że tak naprawdę wiemy o nim bardzo mało.

Jeszcze mieli do mnie pretensje. Że nie płaczę? Że się nie modlę? ..

Raz nie wytrzymałam. Powiedziałam dziewczynom,że ona nie żyje, że to już koniec,że mogą przestać udawać takie jej wierne przyjaciółki. Oczywiście, obraziły się. Wszystkie.

Cóż, "prawda w oczy kole" , czy jakoś tak.

Miałam się modlić?

Czy może iść do spowiedzi i powiedzieć księdzu o tym,że ją widzę i że dzięki tej "rozwiniętej zdolności empatii" , "czuję" co się stało i kto ją zabił?

Yhym.

Nie wierzę księżom. Liczy się dla nich kasa . Krzywdzą dzieci.

Mało to ma wspólnego z Bogiem.

Więc ...gdy już ją znaleźli, poczułam... spokój.

Tak, tak można to nazwać. Wręcz błogość. I koniec. Nic więcej. Zniknęła.

Oczywiście, tatusiowi nie pozwoliła długo pożyć. To też rozumiem.

Znaleźli go wieczorem w garażu.

Straszne.

Ludzie nie doceniają tego co mają.

Dzisiaj już wszystko ucichło. Nikt o niej nie mówi, nie wspomina.

Czasami tylko wydaje mi się,że słyszę jej śmiech. Wyglądam wtedy przez okno .

Wiatr potrafi naśladować różne dźwięki.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania