Oberża 2
Niebo powoli ciemniało, gdy Gor nakazał odejść w las, twierdząc, że ktoś nadchodzi. Cienie dotychczas ciemnoszare, zaczęły zamieniać się w czarne plamy. Noc powoli obejmowała w swoje posiadanie las.
Na skraju polany pojawił się potężny mężczyzna z trzema kobietami z których jedna niosła ssące dziecko. Grupa podeszła do niemal wygasłego ogniska z resztkami ptaka. Wielkolud wskazał skraj polany najstarszej. Ta zanurzyła się w las i wkrótce wróciła ciągnąc gałęzie. Niebawem cała czwórka siedziała przy ponownie roznieconym ogniu. Cienie wokół zgęstniały, zieleń drzew i krzewów przeszła w czerń, a twarze siedzących mieniły się kolorami w rytm rozbłysków ognia.
Gdzieś daleko wilk zaczął śpiewać serenadę do księżyca, a zadowolony puchacz zahukał na skraju polany. Cichy o zmierzchu, niczym pusta świątynia, las, powoli zaczął rozbrzmiewać szelestami i przedśmiertnymi jękami ofiar. Łowcy ruszyli na łowy.
Mężczyzna podniósł się od ognia i powoli zaczął obchodzić polanę. Widać znalazł czego szukał, bo wrócił do kobiet i gestem nakazał iść za sobą. Umościli się pomiędzy trzema niemal zrośniętymi, pniami starej jarzębiny. Dwie młode z dzieckiem wewnątrz osłony, a przed nimi czuwający mężczyzna i stara kobieta.
Wiatr, jak zawsze nad ranem, ocknął się i poruszył korony drzew. Rytmicznie, powoli bezkresny las wydawał się oddychać. Nocni łowcy zakończyli polowania. Ocalałe ofiary zapadły w krótki sen przed świtem.
Do czujnie drzemiącego olbrzyma bezszelestnie, z dwu stron zbliżali się Niedźwiedź z Gorem. Do starej kobiety, w taki sam sposób, podchodziły Dira i Toana. Dwójka z piątki przybyłych straciła życie tak szybko, że matka z niemowlakiem i druga, młoda kobieta, nie zdążyły krzyknąć. Z odciętej jednym ciosem głowy patrzyły na nie martwe oczy ich dotychczasowego pana. Obok leżała stara kobieta, na wznak, dziwnie, bo zamiast twarzy widać było jedynie tył głowy. Teraz w odchodzącym z szarości w coraz żywsze kolory świcie, ocalałe siedziały obok siebie, próbując bezowocnie zniknąć, wsiąknąć i roztopić się w otaczającej ich gęstwinie. Dziecko, wyczuwając emocje matki wessało się kurczowo sutek i cała żywa trójka, tworzyła grupę godną rzeźby Przerażenie.
Napastnicy nie zamierzali jednak dalej mordować.
– Czy rozumiecie co mówię? – zapytał przywódca stając nad zamarłymi w bezruchu.
Młoda matka skinęła głową, próbując wydobyć ze ściśniętego gardła jakiś dźwięk. Jej towarzyszka wpatrywała się intensywnie w czerep i coś, szeptem przechodzącym w półgłos, powtarzała, schylając się coraz bliżej odciętej głowy. Nagle, wybuchając śmiechem, porwała z ziemi łeb za skrwawione kudły i chichocząc cisnęła go daleko na środek polany, a potem padła jakby ducha straciła. To otworzyło usta trzymającej niemowlę.
– Nie! Nie zabijaj mego dziecka! – wydusiła z siebie, przyciskając niemowlę, które oderwane od piersi, odpowiedziało krzykiem.
– Nie mam na razie takiego zamiaru. Teraz powiedz skąd i dokąd idziecie, no, mieliście iść – poprawił.
– Rugo – powiedziała tuląc uciszające się powoli niemowlę i wskazując na bezgłowy tułów – chciał iść nad wielką rzekę, a szliśmy od Wiszni co przy puszczy stoi o trzy dni stąd. Tam ziemia licha, a i Rugo powaśnił się ze starszyzną – przerwała gorączkową wypowiedź i zamilkła, jakby wspominając scysję.
Gor wykorzystując milczenie pociągnął dalej indagację.
– A ty i twoja towarzyszka pochodzicie z owej Wiszni?
– Mnie Rugo przywiódł z Drewni, zaś Stigę kupił na targu ze dwa księżyce temu.
Po miesiącu Stiga i Juna przywykły do przypisanej im roli. Obozowisko powoli nabierało wyglądu stałej siedziby, a w nieodległym moczarze zniknęły bez śladu ciała i pozostałości po mniejszych grupkach wędrowców, którym przyszło spędzić noc na polanie. Miejsce wybrane przez Gora było idealne. Tu krzyżowały się szlaki północ-południe i wschód-zachód. Wśród wędrujących od dawna wieść o przyjaznej polanie przekazywana była z ust do ust. Oczywiście nikt z nocujących nie był bezbronny lub na tyle głupi by nie wystawiać warty, ale warzone przez Dirę trucizny i sprawność reszty pozwalały likwidować upatrzone grupki niemal bez śladu. Na północnym skraju lasu wykopali duży dół i wyłożyli go kamieniami. To był ich loszek w którym składali zdobycz. Niedaleko od piwnicy zaczęli ryć w ziemi znacznie większy dół, który miał dać im schronienie w zimie.
Lato szykowało się powoli do odejścia. Niebo z czystego błękitu przeszło w wyblakłe wspomnienie kryształowo głębokiego koloru. Przed świtem, noce wilgotnym chłodem, zapowiadały nadchodząca jesień.
Młode z tegorocznego miotu nabierały sił, a maluch Juny zaczął rozpoznawać najbliższe otoczenie. Upodobał sobie Dirę i Niedźwiedzia. Gdy tylko znaleźli się jego pobliżu, pospiesznie raczkował do nich i próbował ciągnąć za rude włosy kobiety lub czarne długie kudły siłacza. Polubili go wszyscy, bo poza pierwszym spotkaniem nie zdarzało się by płakał lub krzyczał.
Komentarze (17)
"Niebo z czystego błękitu przeszło w wyblakłe wspomnienie kryształowo głębokiego koloru." - a tu cudnie
Bardzo to tajemnicze. Potrafisz stworzyć specyficzny, wciągający klimat. Podobało mi się bardzo.
Pozdrawiam serdecznie.
Bez większych ceregieli zostawiam gwiazdki i czekam na więcej!
Pozdrawiam!
Bardzo smutna część, choć pięknie opisana. Trzeba zawsze czuwać, usunęli i już się nie obudzili. Końcówka brzmi bardzo optymistycznie co do dziecka... bo zamiary były inne.
Pozdrawiam wieczorów
ciemno szare... ciemnoszare
Pozdrawiam cieplutko
To myślę, dam pińć i idę dali...
- "Noc powoli obejmowała w swoje posiadanie las." - podoba mi się to zdanie. Duży plusik za nie.
- "Cichy o zmierzchu, niczym pusta świątynia, las, powoli zaczął rozbrzmiewać szelestami i przedśmiertnymi jękami ofiar." - Coś chyba za dużo tych przecinków. Myślę, że po słowie "las" przecinek jest zbędny.
- "(...)tworzyła grupę godną rzeźby Przerażenie." - zaciekawiłeś mnie tym i pobudziłeś moją wyobraźnię. Ciekawam, czy rzeźba pt. Przerażenie naprawdę istnieje i masz coś konkretnego na myśli, czy po prostu one mogłyby nazywać się "Przerażeniem", gdyby były rzeźbą?
- "w nieodległym moczarze zniknęły bez śladu ślady po mniejszych grupkach wędrowców" - śladu ślady? tak jakoś nie ten tego
No i koniec. Rozwija się opowieść. Podoba mnie się. Pięć zostawiam :)
Gdzieś daleko wilk zaczął śpiewać serenadę do księżyca, a zadowolony puchacz zahukał na skraju polany. Cichy o zmierzchu, niczym pusta świątynia, las, powoli zaczął rozbrzmiewać szelestami i przedśmiertnymi jękami ofiar. Łowcy ruszyli na łowy." - przy tym fragmencie się zatrzymałam. Bardzo mi się podoba. (Po "las" zbędny przecinek)
Zostawiam 5 i pozdrowienia. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania