Pamięć (Fan Fiction Dary Anioła) 1

Ciało Aleca w pełni odpowiadało przepełniającej go adrenalinie i przerażeniu. Mięśnie były napięte, zmysły rejestrowały dosłownie każdy szczegół. A tymczasem on zamiast działać ciągle czekał na właściwą stację, przeklinając tempo metra Przyziemnych.

- Szybciej, mój chłopak może właśnie umiera! - wrzasnął i walnął pięścią w ścianę wagonu. Nikt tego nie zauważył, bo chłopak mimo rozpaczliwego pośpiechu pamiętał, żeby nałożyć na siebie czar. Nareszcie! Kiedy drzwi się otworzyły, Alec wystrzelił przez nie jak z procy i ruszył biegiem w stronę mieszkania Magnusa. Czas nieznośnie się dłużył, każda chwila mogła go zgubić. Wreszcie skręcił na ostatnim skrzyżowaniu i...

- Na Anioła.

Z prawie wszystkich okien wieżowca wydobywał się gryzący, magiczny dym. Przyziemni z całej ulicy albo byli ewakuowani, albo sami wyszli obserwować bezowocne wysiłki straży pożarnej. Chłopak wypatrzył w tłumie niebieskoskórą postać - to ona go tu wezwała.

- Catarina! Co się stało? Magnus jest tutaj?

- Magnus prowadził chyba jakieś badania, Spiralny Labirynt ostatnio coś mu zlecił - mówiła, starając się opanować płacz - Dalej jest w środku, próbowałam tam wejść, ale przez ten dym nie można oddychać! Uratuj go, proszę!

Kiedy wymawiała ostatnie zdanie, Alec już przepychał się przez tłum w kierunku wejścia. Pospiesznie narysował sobie runy bezdechu i widzenia w ciemności - choć ta druga na niewiele mogła się przydać, ponieważ to nie mrok przeszkadzał w widzeniu, a wszechobecny pył. Wewnątrz panował tylko ten pył, ogień i chaos, który razem wytworzyli. Alec rzucił się w stronę schodów. Pierwsze piętro, drugie, piąte - wreszcie. Rzucił się na drzwi - zamknięte. Nie, zablokowane czymś z drugiej strony. Wyjął zza pasa seraficki nóż i przeciął zawiasy. Wewnątrz było jeszcze więcej ognia i pyłu, niż na korytarzu. Chłopak poczuł pieczenie w miejscu, gdzie wcześniej narysował runę wzroku. Do tej pory myślał, że się praktycznie nie zużyje, bo niewiele pomagała. O, jakże się mylił - z chwilą w której skóra przestała go piec, przestał widzieć cokolwiek - pył całkiem zatkał mu oczy, ognia unikał tylko dzięki odsuwaniu się od cieplejszych miejsc i ciągle wpadał na jakiś przewrócony mebel.

- Magnus! - krzyknął w przestrzeń. Nic. Wpadł w pierwsze lepsze drzwi i zawołał jeszcze raz, z podobnym efektem. Nagle usłyszał miauczenie, które jakimś cudem przebiło się do jego uszu przez syk ognia i jego własny krzyk. Prędko dopadł do miejsca z którego dochodziło. Zamachał rękami, by choć na parę sekund rozpędzić dym i w świetle serafickiego ostrza zobaczył Prezesa Miau kulącego się przy głowie Magnusa. Czarownik był nieprzytomny i przygnieciony przez płonące biurko. Alec odepchnął mebel i wziął go na ręce razem z kotem. Obu przytulił mocno do siebie i zaczął na oślep szukać wyjścia z apartamentu. Gdy udało mu się odnaleźć drogę na korytarz poczuł, że runa bezdechu zaczyna się wypalać.

- O nie.

Trzymając kurczowo Magnusa i Prezesa Miau, wstrzymując powietrze, popędził po schodach. Płuca go bolały, czuł, że nie wytrzyma. Miał rację. Wbrew własnej woli wziął głęboki wdech. Natychmiast zakrztusił się powietrzem, w którym prawie nie było już tlenu. Jeszcze jedne schody. Jeszcze jeden korytarz...

Zatrzymał się dopiero przy Catarinie. Upadł na kolana, zaczął się krztusić i pluć ciemną od pyłu śliną.

- Czy.. Czy on...

- Żyje. Ale oboje musicie jak najszybciej znaleźć się w Instytucie. Alec? Alec, słyszysz mnie?!

- Tak... Instytut... Szybko...

Najprawdopodobniej po tych słowach Alec częściowo zemdlał, bo następnym co pamiętał było to, że Catarina wyciągnęła go z taksówki i niosąc Magnusa i Prezesa Miau pobiegli do Instytutu.

- Hej! Pomocy! Isabelle! Jace!

Jego siostra, parabatai i matka przybiegli prawie natychmiast.

- Alec? Co się stało? Co z Magnusem?

- Pomóż mi go zabrać na salę szpitalną - zwróciła się Catarina do Isabelle - a pani niech zajmie się synem.

- Nie, ja muszę zostać... Magnus... - mamrotał Alec, kiedy matka ciągnęła go wgłąb korytarza

- Już dobrze, kochanie. Nic mu nie będzie. Spokojnie. Już dobrze, chodź.

Alec odzyskał stan, który można by nazwać przytomnością dopiero po sześciu szklankach wody, kremie na oparzenia, butelce jakiegoś wzmacniającego lekarstwa i Irtaze. Przez cały ten czas była przy nim matka, siostra i Jace. Catarina wciąż zajmowała się Magnusem.

- Alec, co się stało? - Isabelle była mocno zdenerwowana.

- Catarina zadzwoniła do mnie, że coś się stało w domu Magnusa... Nie mogłem was wezwać, było mało czasu... To był pożar, jakiś eksperyment wymknął mu się spod kontroli. Magnus... Właśnie, wszystko z nim w porządku? Muszę do niego iść...

- Kochanie, tak, Magnus ma się dobrze. Ale powinieneś odpocząć, nie idź...

- Nie. Muszę iść do niego teraz. - gdy wstał zakręciło mu się w głowie, ale tylko trochę. Gdy szedł do części szpitalnej minął się z Catariną. Na jej twarzy wypisana była ulga - czyli wszystko dobrze...

Nocny Łowca usiadł na krześle przy łóżku swojego chłopaka i splótł jego palce ze swoimi. Klatka piersiowa czarownika unosiła się i opadała równomiernie wraz z oddechem. Na twarzy malował się spokój, zabandażowane części ciała były troskliwie otulone kołdrą. Magnus zamrugał i powoli otworzył oczy.

- G-gdzie ja jestem?

- Już dobrze, Magnus. Jestem przy tobie. - Alec mocniej uścisnął rękę czarownika, a ten odwrócił do niego głowę i zrobił lekko zdziwioną minę.

- Tak, ale... Kim ty jesteś?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Sky300 08.01.2016
    No i czemu taki koniec :'((((
    Było parę błędów interpunkcyjnych, ale daję 5 :)
  • T. Weasley 08.01.2016
    Sorry za błędy, nie miałam za dużo czasu na korektę. A koniec po to, żeby kolejna część miała ciekawy poczàtek ;)
  • Truta 01.03.2016
    hmmmm... Kolejna dobra seria do przeczytania :/ 5 oczywiście ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania