Podróżny - rozdział piąty
Tym razem dalsze przygody Marzanny i Podróżnego pisane inwersją i zaśpiewem.
*
Gerardzie
Czas straciliśmy ale dzięki temu skrytą potyczkę wygramy. I taki plan Błazen Królewski obmyślił, co by na korzyść wszystko obrócić. Nową umowę znamy, działania nasze ułatwi. Pilnuj Baby dobrze, z Chłopem szans możesz nie mieć.
Marco da Frost
Siódmego Zmrożnego
● Rozdział 5
{z pamiętnika Gerdy Wuht}
- Znam go! - wierutnie Marzanna skłamała.
Przybysz na ławie się rozsiadł, stół bliżej siebie przesuwając, a ja podniosłam lutnię głęboki oddech wziąwszy. Uspokoili się wszyscy, mąż przyszły również Czarnik rozpoznał, Podróżny miecz schował do pochwy.
Talię kart z torby nieznajomy wyciągnął, brązowymi oczyma po izbie wodził. A czarownica przysiadłszy się do niego, fifkę z tytoniem już paliła.
Nie wysoki był gość, w kubraku szarym i butach brudnych, bez broni. Twarz miał zwyczajną i pogodną, uśmiechał się ciągle, sympatię swoją okazując.
- Gramy. Jaka stawka? - od razu do rzeczy przechodząc, równo monety na stole ustawiał.
- Dziesięć talarów – mieszek z pieniędzmi wyciągając i grosz wysypany rękawem przetarłszy, na środek stołu monety wiedźma przesunęła.
- Zaczynaj – usłyszała baba czarowna, zdziwiona propozycją.
Karty przetasowała, pięć w ręku zostawiając, to rozdanie pierwsze. Wyłożyła [Dzik – Trzy żołędzie].
- Odyniec. Przeczuwam, że Łowy blisko – i wróżyć zaczęła.
Wypiszę teraz imię, co poznałam niedawno, imię gracza co z Przedmiotem przyszedł. Gerard się zwał i na stół wyłożył [Król – Cztery fajansy].
- Mój – o stronie w skrytych rozgrywce przypomniał, o stronie, po której był – dokładam [Łowy – Bór Królewski]. Wtasuj – palcem na kartę Marzanny wskazał.
Czarownica krzesło dosunęła, zrobiła Podróżnemu miejsce.
- Tasuj za mnie Nolan. Zgadzasz się? - przeciwnika spytała, innej odpowiedzi jednak oczekując.
- Na to zawsze zgoda. Kochasz? Jeśli tak to ja karty zmieszam.
Drgnęły Marzannie powieki, zawahała się.
- Tak. I przełóż.
Profesję znam już, to Najemny talię tasował, na dwie kupki przekładał. Szelmowsko oko do Podróżnego puścił, uśmiechnął, zakaszlał.
Lufkę paląc, kartę strzyga ponownie wystawiła. [Czerwona Zasłona].
- Król ma stracha? Graj dalej. Wywróżę wszystko.
- Nie boi się. Na pewno nie Podróżnego. Ani was – na mnie i Wilhelma wskazał.
Z hukiem śpiewnik podnosząc zamknęłam, najemnik kartę rewersem obrócił.
Wyłożył [Kwiat Polny – Dwa Liście Paproci]
- Dociągam – karty dwie z wierzchu stosu zabrał, od razu zagrywając. [Mortuas] – oznajmił, na stole i [Noże – Cztery wiązki] się pojawiły.
Dołożyła wiedźma [Czarnik – Pięć monet] i przetarła podbite stawką reszki złote.
A po niej najemnik [Krzesło – Trzy drewniane nogi] przy kartach pozostałych na blacie zostawił. W stronę Horsta przesunął. Nolan wstał, krwią splunął, oberżę opuścił.
Marzanna [Kamień – Trzy mchy] z talii wybrała z wierzchu trzy odrzucając - Wróżę sabat. Wróżę czarostwo, krew i zdradę.
- Nie ma znaczenia. U mnie [Armia – Trzy Pułki]. Wygrywam i zabieram Talary.
- Nie tak prędko, mam dwie karty, mogę zagrać i dobrać. Patrz – szybko wyłożyła [Rycerza – Dwie Tarcze] a obok [Herolda – Dwie Trąby]. Dociągam kartę.
Oddech wstrzymałam, na szczęście liczyć trza było...[Serce]!
Wstał Gerard Przedmiot z szyi zdejmując i do czarownicy podszedł. Całusa w policzek dostał i szept w uchu usłyszał. A od Marzanny wiem teraz, że tak znajomość skończyć chciała – O to graliśmy, prawda?
- Tak. Komu w drogę temu czas – ze smutkiem Najemny oberżę opuścił.
Podróżny pluł krwią.
{groszowej powieści o dziejach wojny, całości część, na prawdzie oparta}
W południe zbudzeni, Marzanna z Podróżnym, przygotowali śniadanie. Posiłek kończąc, pakować zaczęli, do drogi zabierając. I wyruszyli, żegnając z Wilhelmem, wierzchem na jednym koniu. W futra ubrani, ciało przy ciele, w drzemkę zapadła wiedźma.
Do skrzyżowania, wnet dojechali i szybko skręcili w lewo. Na wprost awangardy, ciężkiej piechoty i maszerującej armii.
Zjechali z drogi i zatrzymali, zbudziła się czarownica.
Szła pierwsza Żelazna Piechota. A z nią w rytm kroków, reszta żołnierzy w milczeniu mijała podróżnych. Jechały drużyny, rycerskie z giermkami, heroldzi, trębacze na przedzie. I zwykła piechota i strzelcy z kuszami, aż tabor wyjechał powoli. To wozy przeróżne, wpierw proste, żołnierskie, a później już kuchnia polowa. Dalej z powozu zabrane do armii, kupcom z całego Robdanu.
Przyglądał się długo, Nolanem zwany, licznej Armii Robdanu.
Wojaż trwał nadal, głaz spory minęli, w przesiekę kolczastą wjechali.
- W lewo! - Głośno gwizdnęła i zawołała, wiedźma do swego kochanka.
Wybrali rozstaj, zachodnią ścieżkę, pieszo już wędrowali. Długie godziny, wędrówka trwała, zupełnie byli zmęczeni. Powinni dotrzeć i być już u celu, a wyszli znów koło kamienia.
- W prawo! I ani słowa Horst!
Konia prowadząc, wciąż się schylali, pod gałęziami ciężkimi. A śnieg z drzew wciąż spadał, to Las ostrzegał, nie każdy wizytę mógł złożyć. Na nic to całe maszerowanie, na drogę wyszli ponownie.
- Horst, teraz nie ma znaczenia gdzie pójdziemy, w którą stronę. Kosodrzew zaprasza. Mów teraz Nolan, mów. Tęskno za twoim głosem.
- Kocham cię Marzanno.
Przy zamarzniętej, małej sadzawce, na Wole siedział druid. Żaba plamista, rechocząc kicała, i wypuszczała powietrze:
- Jam już taaaaka jak ty. Nadęta Wole.
- Nie – opas odchrząknął, ogonem machnął i zesrał się wprost na ropuchę.
- Nabrzęęęęękła!
- Nie.
- Z zaaazdrości pękam!
Pan Lasu Kosodrzew, odezwał się pierwszy, z wierzchowca dziwnego zsiadając.
- Witajcie przyjaciele. My niczym skryci przedstawiciele pospołu, a tam Król – Wół i błazeńska Żaba.
- Mam inicjał, mam łupiny. Leżały. Wyterpisz? - Marzanna spytała, z kieszeni wyjmując małą, lnianą chusteczkę.
- Wyterpi – odezwał się się Konik, polny, zielony, wychodząc z kieszeni druida– cyk, cyk.
Do prawej kieszeni, wskakując krzyknął, do mieszkającej tam Mrówki.
- Cyk, cyk, bym zjadł sąsiadko.
- Cykałeś, nie zbierałeś, wyterpiaj sąsiedzie.
Wiedźma podała, wnet zawiniątko, a owad skakał i skakał. I hycał i cykał, aż wszystko rozsypał, a ziarna i tak nie znalazł. To słonecznika pestki przeżute, smakołyk zabójcy zapewne. Hyc! - skoczył – hyc! - skoczył – hyc! - skoczył ten Konik, wskazując drogę powrotną.
Ogonem futrzanym, o nogi Wołu, pocierał rudy Lis.
- Mrówka chce jeść. Konik chce jeść. Żaba chce jeść. Wół chce jeść. Kosodrzew chce jeść. Czarownica chce jeść. Podróżny chce jeść. No i ja, naturalnie chcę jeść.
- Zapomniałeś o Kogucie – Kruk odpowiedział, a z dzioba wypuścił, wangocką ćwiartkę wędzoną.
- Podzielę się z nim – mięso Lis trzymał i proponował, chytry i bardzo przebiegły.
- Ależ proszę bardzo – odparł tak nielot, zza drzew wychodząc, zapiał głośno trzy razy - też się podziel. Z Chartami co ujadanie słyszę.
I tyle po rudym, a drobiu dziś nie zje, Marzanna drynżując spytała: „Zostajesz? Boję się o ciebie Kosodrzewie, nie idź tam”.
„Już postanowione” - pomyślał pan Lasu, na Woła wsiadając, włosy na brodzie poprawił.
- I wyterpione! - krzyknęła wiedźma, za rękę go wzięła, Nolana z nazwiska Horsta – wracamy.
A krakał Kruk, i ruszył Wół, i rechotała Żaba.
Zerwał się wiatr, śnieg zaczął padać, przy zamarzniętym bajorze. Nie falowała, wysoka Trzcina, nadchodził groźny Wiatr. Nie jedno Drzewo, dziś w Lesie się ugnie, zacinał drobny Grad. W uszach szumiało, Marzanna z Podróżnym, wróciła z powrotem na drogę. Wyszło zza chmur, słońce okrągłe i jakby się przejaśniło. Wsiedli na koń i zakręcili, jechali znów w stronę oberży. Minęli znak i skrzyżowanie, po prawej znaną gospodę.
Odblask w kałuży, Podróżny dostrzegł, obrócił się, konia przyspieszył!
Świst!
Wbiła się w udo Horstowi strzała, cała w czerwonych płomieniach!
Futra zajęły się ogniem!
Komentarze (3)
I bardzo obrazowo. Na tej drodze.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania