Powiedzialam dobranoc, mojemu życiu - 11-

Nie muszę mówić, że gdy sobie zwizualizowałam tego safandułę z liceum, podświadomie widziałam już siebie jak pakuje swoje rzeczy.

Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam wrażenie, że coś ciekawego dzieje się w mym życiu.

Trzeba było aż szpitala by moje życie nabrało rumieńców – tak mi się wtedy pomyślało.

Popatrzyłam jeszcze raz na tego faceta przy kwiatku i naprawdę uwierzyłam w swój sukces.

Odwrócił się i wskazał mi miejsce przy ławie.

- Proszę sobie spocząć. Pozwoli pani, że dokończę? To nie potrwa długo.

Po czym powrócił do poprzedniej czynności, jednocześnie mówiąc:

- Pewnie panią dziwi, że mężczyzna zajmuje się takim czymś jak pielęgnacja roślin. Ale zauważyłem, że to mnie bardzo uspokaja. Dobrze mi się przy tym myśli, analizuje i stąd taka miłość do tego kwiatu, oczywiście troszeczkę macosza. Robię to praktycznie nałogowo muszę, więc uważać by nie zostać przyłapany przez panią Marysię i Helę, które tu sprzątają i dbają o to cudo.

Dlatego mam prośbę do pani, by pozostało to między nami, byłaby to nasza pierwsza wspólna tajemnica.

Zerknął na mnie przelotnie i posłał mi nieznaczny uśmiech.

Byłam zaskoczona taką postawą, takim obrotem sprawy oraz tym, że był ubrany tak jak tu przyjechał. Ale trwało to moment, po którym odzyskałam rezon, gdy uświadomiłam sobie gdzie jestem i, że to bardziej kombinatorstwo z jego strony, psychologiczna gra, by rozeznać się, z jakim pacjentem ma do czynienia, jego stanem emocjonalnym.

Wiedziałam, że nie mogę mu dać wejść w jego rolę.

- To bardzo interesujące, co pan mówi, sama zresztą mam figowca, którym lubię się zajmować, więc poniekąd rozumiem pana. Wybaczy pan jednak, jeśli nie podejmę tej kwestii, ponieważ, bardziej jestem zainteresowana, kiedy stąd wyjdę?

Usiadłam sobie by pokazać, że jestem przygotowana do konfrontacji, a na pewno nie będę czekać na baczność jak doktorek będzie wygłaszał wyuczone mądrości.

Przyglądałam mu się uważnie, aby dostrzec konsternacje, czy chwilowe zawahanie, ale zdawał się być tak pochłonięty przecieraniem liści, że pomyślałam, że mógł mnie nie usłyszeć.

Odsunął się na metr, popatrzył na swoje dzieło, jak koneser sztuki, przechylając głowę to w lewo to w prawo by wreszcie ciężko westchnąć.

- Tak… sądzę, że teraz może konkurować z okazami mojej małżonki.

Podszedł do okna gdzie na parapecie stały chusteczki jednorazowe i dokładnie wytarł sobie dłonie.

Stwierdziłam, że tyle jego, należy przyśpieszyć reakcje.

- Czy ja jestem ubezwłasnowolniona?

Spokojnym krokiem podszedł do ławy i siadając odpowiedział, jednocześnie wzrokiem szukając czegoś na biurku.

- Nic mi o tym nie wiadomo.

- W takim razie prosiłabym o stosowny wypis. Sądzę, że wystarczająco dużo czasu zajęłam personelowi tej placówki. Jutro z rana chciałabym wrócić do domu.

Przysunął do siebie jakieś dokumenty, po czym zaczął je przeglądać, nie zwracając na mnie uwagi.

- Odradzałbym.

Ten konował po wylewnym początku stał się detalistą. Ważył słowa, co nie było mi na rękę, lubiłam bowiem ripostować, a w tym wypadku pozbawił mnie tej przyjemności.

- Doceniam pana troskę, ale wierzę, że nie muszę panu tłumaczyć, że mam obowiązki zawodowe.

- Tym proszę sobie nie zaprzątać głowy. To na dzień dzisiejszy najmniejszy pani problem.

Czy on powiedział: - „na dzień dzisiejszy.” Nie, musiał się przejęzyczyć, w końcu ma wielu pacjentów i z rozpędu mógł powiedzieć coś, co powiela wiele razy w ciągu dnia.

Dla pewności przypomniałam mu o swoich oczekiwaniach, w końcu Justyna sama nie będzie w antykwariacie. Trzeba czasem wyjść na pocztę, do skarbówki, przyjąć towar, podjechać na wyprzedaże, zaksięgować, nie jest w stanie załatwić tego bez pomocy.

- Jestem tu już od poniedziałku, a moja koleżanka…

- O którym poniedziałku pani mówi?

Przerwał mi i tym razem podniósł głowę, aby przez chwile popatrzeć mi prosto w oczy.

A ja poczułam się jak Edyta Górniak, podczas konferencji z okazji jubileuszu jej pracy artystycznej. Kiedy to wchodząc w blasku fleszy liczyła na ochy i achy, a tu jakiś pismak dowcipniś na dzień dobry rzucił: -„ A Mazurka Dąbrowskiego, też pani odśpiewa?”

Nie wiedziałam wprawdzie jeszcze wczoraj, jaki jest dzień tygodnia i pomyliłam się w obliczeniach, kiedy to przebywałam w sali sama, ale czy aż w tygodniach?

Poczułam jak na plecach kropla potu powolutku, ale jednak systematycznie przemieszcza się po kręgosłupie. Nim zdążyłam wrócić na właściwy swój rytm była już na początku tej mniej szlachetnej części ciała.

- Oczywiście, że nie dzisiejszym, a tym sprzed tygodnia.

Oparł prawy łokieć na ławie, umościł podbródek w zagłębieniu od wewnętrznej strony dłoni, a palcami lewej wystukiwał bliżej mi nie znaną melodię.

- Czyli jest tu pani od poniedziałku. Zeszłego poniedziałku?

Palce sobie plumkały, a ja miałam się wkomponować w ten rytm ze swoją śpiewką.

Dobra gościu, skoro tak chcesz, to przećwiczymy twoje preludium.

- Sądzę, że w tych dokumentach ma pan zapisane każde zdarzenie z mym udziałem, nie zdziwiłabym się jeśli byłaby nawet podana ilość korzystania z basenu. Dlatego uważam, że pytanie, czy to był poniedziałek czy inny dzień tygodnia mija się z celem.

- W tym właśnie tkwi szkopuł pani…– sięgnął po dokumenty – Dominiko, że mamy to sporządzone bez pani udziału i nie wiemy, co się takiego stało. Dlatego chciałbym, - wyciągnął w moim kierunku prawą dłoń, tak jak się komuś wskazuje miejsce by usiadł – jeśli pani pozwoli, dowiedzieć się, co takiego się stało, jeśli pani cokolwiek pamięta. Dla ułatwienia powiem, że była to niedziela – znowu zerknął w kartotekę – siedemnastego marca.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bożena Joanna 14.09.2018
    Dominika walczy o swoje życie, chce wyzwolić się z murów szpitala psychiatrycznego, ale to nie jest łatwe. Też mam fikusa, czasami sprawia kłopoty.
    Dwie literówki:
    z przed - sprzed
    odpowiedz - odpowiedź
    Serdecznie pozdrawiam!
  • Robert. M 14.09.2018
    Sadzę, że po kilku dniach spędzonych w takiej separacji od znajomych, rodziny,
    to każda czynność rutynowa jawi się jako coś konkretnego, a przede wszystkim
    nasza. Dlatego cel jest jasny, postawienie na siebie takiej jaką była, normalnie
    funkcjonującą młodą kobietą.
    No tak jakoś mi się upatrzył fikusik, że troszeczkę jest tych listków, to i doktorzyna
    ma gdzie paluchy wepchać i celebrować dopieszczanie.
    Już poprawia,.
    Dziękuję za kolejne wejście.
    Pozdrawiam
  • Elorence 24.09.2018
    Dominika chyba myślała, że ludzie zapomną... ale to tak nie działa. Chwilowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym nic nie da... a Dominika ma problem i to ogromny. Chciała się zabić. Nie przywiązuje wagi do dat i może się wydawać, że wszystko jej jedno...
    No prawie.
    Dobry psychiatra z tego faceta. Podstępne pytania zadawane w celu wypadania pacjenta, a potem nagła zmiana, gdy okazuje się, że pacjent zamierza walczyć.
    I chciałoby się napisać: „Już Ci się odechciało umierać, Dominiko?”

    Została mi jeszcze jedna cześć, więc lecę dalej!
  • Robert. M 24.09.2018
    Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania