Powiedzialam dobranoc, mojemu życiu - 14 -

Po tym niespodziewanym spotkaniu z Andrzejkiem, nie byłam już pewna niczego. Ten człowiek uświadomił mi, że jestem w odrealnionym świecie, gdzie nikt nie traktuje cię poważnie, a zwłaszcza tego, co mówisz. Co gorsza, sama przyznałam, że mając takich pacjentów jak ten orzeł z przed chwili, nie potraktowałabym inaczej samej siebie niż ten lekarz. Zresztą, dałam mu powody, atakując go i to podczas pierwszego spotkania.

Pierwszego!

Chyba to był ten moment, gdy pogodziłam się z następnymi. Jeszcze godzinę temu maszerowałam do gabinetu z głową pełną kwitnących wizji i gdyby ktoś mi powiedział, że wyjdę zdołowana zaśmiałabym mu się w twarz.

Czy na początku każdy z nich był taki jak ja, by z każdą rozmową stawać się bardziej pokornym, otępiałym, by w końcu stać się wrakiem? Wmówiono im, że to najlepsze miejsce a szara codzienność może ich połamać, stłamsić, więc siedzą i egzystują, to tylko umieją.

Rozmyślałam tak stojąc przy oknie, gdzie wiosna roztaczała swoją koncepcję na nowe zagospodarowanie przestrzenne. Oklapłe ścierniska, zaczęły podnosić się z zimowego letargu, nie była to jeszcze soczysta zieleń, ale zalążek takiej świeżości. Drzewa stawały już na drodze promieniom słonecznym, które musiały pokombinować by przejść przez sitowie ich poszycia.

Bardzo lubię ten okres roku, kiedy wraz ze zmianą czasu, zmieniam i upodobania. To już nie jest smutne popołudnie przy sztucznym świetle, ale słoneczne z odgłosami biegających urwisów za piłką. To wietrzenie szaf, w celu wymiany garderoby na tak wyczekiwaną lżejszą, którą witam z nadzieją wyjścia w plener by się rozerwać a i spotkać znajomych.

Na samą myśl o tym ścisnęło mi żołądek, bo tak proste marzenie stało pod dużym znakiem zapytania, a wszystko przez jeden wieczór.

Z tej melancholii wyrwało mnie spojrzenie na pakunek jaki dostałam od Płoszaja, gdzie znajdowała się odpowiedz na kluczowe pytanie. Kto w ten feralny niedzielny wieczór dzwonił i być może sprawił, że jeszcze żyję.

Rozerwałam kopertę, w której znajdowała się jedyna w tej chwili nadzieja na przegonienie smutku, zerwanie z tym dobijającym poczuciem osamotnienia. Popatrzyłam na ten malutki przedmiot, za pomocą którego mogłam przybliżyć się do tamtej codzienności, której tak bardzo pożądałam.

Oczywiście, w ciągu ostatniej godziny aż pięć połączeń od matki. Poczekasz mamo, najpierw zaspokoję swoją ciekawość. Siedemnasty marca, 20.37, nieodebrana, Justyna. I tak do 21.45.

Wiedziałam gdzie należy wykonać pierwszy telefon.

Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak podekscytowana nasłuchując połączenia, jakbym dzwoniła do prezesa firmy w celu umówienia się na rozmowę kwalifikacyjną. Kilka dni odosobnienia w tym dziwnym gmaszysku niedopowiedzeń, sprawiły wyłom w kontaktach z najbliższymi mi osobami. Bałam się tej rozmowy i jak się w tamtym momencie okazało, nie było to bezpodstawne.

- Cześć, Domi – Już pierwsze słowa, nasunęły mi obraz, którego nie chciałam przyjąć do wiadomości. Justyna zawsze przechodziła do rzeczy, nie czekała na zaproszenie do konwersacji, a jeśli już, było to krótkie hej. Nie przypominam sobie takiej formy powitania, a na pewno nie tak stonowanej barwy głosu.

- Nie przeszkadzam?

- Nie, no bez przesady. Eee, hm, miałam zadzwonić, ale nie wiedziałam, czy tam…czy możesz.

- Dopiero teraz włączyłam. Słuchaj, jak sobie radzisz?

- Ciężko by mi było połapać tematy, sama wiesz. Nie mogłam tego zostawiać i załatwiać…musiałam.

- Znam ją?

- To dziewczyna z Wójtostwa, kończy dziennikarstwo, jest mobilna, ma także kontakty w Katowicach z oficyną wydawniczą. Jest więc okazja po upuście i z niewielkim poślizgiem wprowadzić naprawdę ciekawe pozycje – westchnięcie, bym zrozumiała jaką intratną transakcję dokonała. Zamieniła psychola na kobietę z kreatywnym podejściem, która nie tylko utrzyma odpowiedni kurs tej łajby, ale być może sprawi, że wypłynie z mielizny.

- Wysłałaś mnie na zieloną trawkę? Mam sobie szukać nowego zajęcia?

- Ojej! Strasznie dosadnie to ujęłaś.

- Mylisz się. Jakbym chciała być precyzyjna to powiedziałabym, że wyjebałaś mnie bez mydła.

- No w ten sposób to my się nie dogadamy – obydwie wiedziałyśmy, że to ostatnia nasza rozmowa i żadna nie chciała być tą, która zakończy ten stan rzeczy, by mieć choć iluzoryczne poczucie krzywdy.

-Domi, wczuj się w moją sytuację, ja .. – nie wytrzymałam i przerwałam tą nierówną walkę.

- Szkoda, że ty tylko wczuwasz się w swoją.

Bez pożegnania zakończyłam rozmowę. Wiedziałam, że mam nikłe szanse na zwycięstwo w tej konfrontacji, cała opinia lekarska będzie przeciw mnie. Miałam zresztą inne problemy, bardziej na czasie i niestety coraz mniej werwy, by podjąć jakiekolwiek kroki ku nie tyle lepszej, co jakiejkolwiek przyszłości na zewnątrz. Poza tym nie widziałam już szansy na wspólne prowadzenie nie tak antykwariatu, ale choćby piętnastu minut pogawędki.

Oparłam się dłońmi o parapet, głowę wspierając na szybie. Pielęgniarki kierowały się do budynku, a za nimi wszyscy, którzy tego dnia zdecydowali się na wyjście na plac przyszpitalny. Za chwilę będą tu wchodzić te posępne twarze, szurać kapciami, strugać jabłka, wpatrywać się w jeden punkt jak aktor deklamujący wiersz. Nie umiem ich zaakceptować, to dziwaki, może i jestem okrutna, ale nic na to nie poradzę, że z żadną z nich nie potrafię dzielić choćby najmniejszego spostrzeżenia.

Czy ja śnię? To nie może być prawda, przecież wszystko miałam poukładane, rządziłam, a przynajmniej miałam dużo do powiedzenia i nagle.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Elorence 03.10.2018
    Ten rozdział wywołał u mnie smutek... Najgorszym uczuciem na świecie jest zawód i rozczarowanie. Mamy kogoś, planujemy, realizujemy i chcemy razem popchać tę łódkę do sukcesu i nagle bum, pojawia się ogromna bryła lodu, która jest nie do ruszenia. Powolutku zmienia położenie i staje pomiędzy. I zamiast spróbować ją rozgrzać, aby się rozpuściła i zniknęła... druga strona odwraca się na pięcie i zostawia człowieka z zamarzniętymi dłońmi...
    Smutny rozdział... Bardzo.
    Trzymam mocno kciuki za Dominikę, aby wyszła z tego cała, wzbogacona o nowe doświadczenia i silniejsza niż wcześniej. Tak, musi być silniejsza. Odbić się emocjonalnie od zdarzenia z Justyną i wziąć życie w swoje ręce.
    Tego jej życzę!
    Pozdrawiam :)

    PS: Robert, dziwnie tak, nie móc podyskutować z Tobą na temat tego co piszesz...
  • Robert. M 04.10.2018
    Dziękuję;. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania