Poprzednie częściSpaczony Umysł - cz.1

Spaczony Umysł - cz.2

— Cholera — wyszeptałem, odrywając czoło od zimnej szyby.

Siedząca naprzeciwko mnie kobieta w czerwonej sukni dalej udawała zainteresowanie książką i cały czas mnie obserwowała. Jej błękitne oczy świeciły jasnym światłem, które natarczywie próbowało przebić się przez szklane okulary. Odwróciłem wzrok.

Zapatrzony w mijany krajobraz, znów pogrążyłem się w zadumie. Moja nowa szkoła, jak mówiła kobieta, będzie dla mnie okazją do zaczęcia nowego życia. Tam zapomnę o latach spędzonych w szpitalu i siedzeniu w izolatce. Poznam sympatycznych ludzi o podobnych umiejętnościach i zainteresowaniach. Żeby tylko to nie był kolejny ośrodek dla psycholi. W przeciwnym wypadku znów będę uciekał. Ze starego szpitala, zanim zamknęli mnie w izolatce, uciekłem trzydzieści sześć razy w ciągu czterech miesięcy. Na ich miejscu nie robiłbym sobie większych nadziei.

Nagle biała limuzyna zatrzymała się przed starą rezydencją na obrzeżach miasta. Przetarłem szybę i przyciskając do niej nos, zacząłem obserwować okolicę.

Wysoki na cztery i pół metra mur wyglądał na stary i gotowy w każdej chwili runąć, lecz drut kolczasty na jego końcu był nowy. Poskręcany metal błyszczał jeszcze w słońcu, co świadczyło o nowej instalacji. Zapewne jest pod napięciem, pomyślałem i otwierając drzwi auta, znalazłem się na zewnątrz. Duże było moje zdziwienie, gdy w głównej bramie czekała jakaś dziewczyna o blond włosach w towarzystwie dwóch mężczyzn w garniturach. Przyjrzałem im się uważnie.

Pierwszy, z lewej był stary. Nie wiem ile miał lat, lecz siwe, wypadające włosy i łysina na potylicy dawały mu około pięćdziesięciu lat. Drugi był o wiele młodszy. Spod czarnej marynarki widać było obcisłą koszulę, podkreślającą umięśnione ciało. Nie miał więcej jak dziewiętnaście, może osiemnaście lat.

Najdłużej zapatrzyłem się w niską blondynkę o zielonych oczach, stojącą kilka metrów przede mną. Nosiła niebieską sukienkę do kolan i najzwyklejsze w świecie trampki. Jej włosy spięte były w zgrabny kucyk, opadający na lewę ramię. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jej cudne oczy, był wiedział, że ma na imię Emma.

— Witamy w akademii — rzekła, a głos jej był ciepły i melodyjny.

— Bonjour, Emma. Je suis Cole, agréable de vous rencontrer — odparłem, jednocześnie śmiejąc się w duchu, patrząc na miny stojących obok mężczyzn.

— Znasz francuski? — zapytała, a lekki rumieniec wdarł się na jej twarz.

— Nie tylko. Dogaduję się również w rosyjskim, hiszpańskim, niemieckim i greckim. Znam też łacinę.

— Niesamowite — wyszeptał pan starszy, po czym podszedł do samochodu, zostawiając mnie samego z rówieśnikami.

— To dyrektor tej szkoły — wyjaśnił młodzieniec, podając mi dłoń — A ja jestem Rick. Zaprowadzimy cię do pokoju. Na miejscu są już nowe ubrania.

Nic nie mówiąc, ruszyłem za komitetem powitalnym.

Wyłożona żółtą kostką ścieżka zwężała się z każdym krokiem, prowadząc do dębowych drzwi. Mosiężna klamka załamała się pod naciskiem Ricka, wpuszczając naszą trójkę do środka.

Dalej już było tylko gorzej. Mijani po drodze uczniowie obserwowali każdy mój ruch. Nikt jednak nie podejrzewał, że tym samym dostarczają mi informacji o swoich wspomnieniach, uczuciach i myślach. Dzięki ich niewiedzy poznałem wszelkie tajemnice rezydencji. Jej zakamarki stanęły przede mną otworem. Postanowiłem nie zdradzać się z tym i zaczekać do odpowiedniej chwili.

Nagle drogę zagrodziła nam grupa ubranych na czarno uczniów w ptasich maskach. Cofnąłem się o krok, lecz szybko zdałem sobie sprawę, że odwrót jest niemożliwy.

— Witamy nowego ucznia — rzekł jeden z nich, podchodząc na tyle blisko, że nie mal czułem jego oddech.

— Jeśli chcesz być jednym z nas, musisz przejść chrzest — dodał drugi, wyjmując butelkę pełną zielonego świństwa.

— Daj mu spokój Jimmy — rzuciła Emma, zasłaniając mnie ciałem.

Kto by pomyślał, że już pierwszego dnia zyskam ochroniarza. Nie potrzebowałem żadnej pomocy. Jednym ruchem odsunąłem dziewczynę na bok, po czym chwyciłem za butelkę. Przelewająca się wewnątrz ciecz była bardzo gęsta i pieniła się przy najmniejszym wstrząsie.

Nie myśląc za długo, postąpiłem krok naprzód i robiąc zamach, roztrzaskałem butlę o skroń, stojącego naprzeciwko chłopaka. Biedak zachwiał się na nogach i tracąc równowagę, osunął się na dywan. Zielona ciecz skleiła mu włosy i mieszając się z krwią, stworzyła piękną mozaikę.

Jego zamaskowani przyjaciele cofnęli się o krok i odwracając się na pięcie, ruszyli do swoich pokoi, udając, że zamieszania nie było.

Nie minęły dwie minuty, a na korytarzu pojawił się starszy mężczyzna w garniturze i kobieta w czerwonej sukni. Mierząc mnie uważnie spojrzeniem, nie wymówili żadnych słów. Nie było potrzeby. Spojrzałem w oczy Emmy, która wtulona w ramię Ricka zdawała się mówić „masz przerąbane".

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • elenawest 06.12.2015
    Super. Wciąga mnie to opowiadanie :-D zostawiam 5 ;-)
  • princess 06.12.2015
    Błagam! Pisz dalej, bo już nie mogę się doczekać co będzie w kolejnych częściach ;) Daję zasłużoną 5 .
  • El Guardia 06.12.2015
    Dzięki. Zobacze jak się z czasem wyrobie. Dziś może wstawię jeszcze trzecią część i czwartą. Zobaczę jak się uwinę ze swoimi sprawami.
  • ausek 06.12.2015
    Chętnie przeczytam następne części. :)
  • Numizmat 06.12.2015
    Dobra kolejna część, chociaż w przeciwieństwie do poprzedniej tu miałem wrażenie, że akcja działa się odrobinę za szybko. Opisy i wydarzenia można było trochę rozwinąć :)
    I kilka rzeczy, do których się przyczepię:
    "Nie miał nie więcej jak dziewiętnaście, może osiemnaście lat". - podwójne zaprzeczenie. Jedno 'nie' o wywalenia ;)
    "nie wiedzy" - łącznie.
    "nie możliwy" - to co wyżej.

    Zostawiam 4/5 tym razem ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania