Spis śmiertelnych zachcianek - część 2

Wiatr buchnął strumieniem deszczu w szybę. Okno drgnęło niespokojnie, zawias górny delikatnie się wygiął. Do mieszkania wdarła się burzowa aura wraz z zastępami niezliczonych kropli deszczu. Jędrek jeszcze przez moment oddychał spokojnie i miarowo, by po chwili poderwać się gwałtownie, jakby został uderzony mokrą ścierką po twarzy. Grzmot, który był tego sprawcą, nadal dźwięczał mu w uszach, gdy kolejne doń docierały. Za oknem szalała nawałnica. Błyskawice przecinały niebo na nieregularne części. Zdążył jeszcze przetrzeć oczy, zanim doskoczył do okna i je zamknął. Parapet był cały mokry. Woda skapywała na podłogę, tworzyła już na niej widoczną kałużę. W pokoju panował półmrok. Świat na zewnątrz stał się niegościnną krainą, od której Jędrka dzieliła żelbetonowa ściana.

Poszedł do łazienki i chwycił za ręcznik. Pozbył się kałuży z wysłużonego linoleum, nie zauważając, że telewizor nadal jest włączony, choć sygnał dawno się ulotnił, pozostawiając jedynie śnieżący kolarz kropek i kresek – falujących lub nie.

Burza trwała dwa kwadranse. Z tego jakieś dziesięć minut przypadło na prawdziwe apogeum pogodowych pokazów siły natury. Wiatr szalał w chaotycznym tańcu. Ciskał grubymi kroplami deszczu w szyby, wyginał drzewa, anteny, próbował swych siła na sygnalizacji miejskiej, skutecznie pozbawiając sprawnych sygnalizatorów dwa skrzyżowania. Jędrek patrzył przez okno na świat, który mieszał się w szarudze nawałnicy. Uwielbiał to, choć rzadko zdarzało mu się, że miał sposobność, aby mieć akurat trochę wolnego czasu, na tą niekonwencjonalną przyjemność. Kiedy był dzieckiem, rodzicie z rozmysłem wpajali mu, że podczas burzy ma trzymać się z daleka od okien i wszystkiego, co przewodzi prąd. A najlepiej jak pójdzie do łóżka i nakryje się kołdrą. Przez pewien czas ich słuchał, ale potem wszystkie kazania zdawały się być tylko wymuszonymi sloganami, które rodzic musi ci powiedzieć, bo taka jego rola, choć wie, że i tak nie posłuchasz.

Po burzy… nie, nie wyszło słońce. Do końca resztek dnia padał delikatny deszcz. Wiatr zelżał, pod koniec właściwie osłab totalnie. Całą swą energię spożytkował w szaleńczej zawierusze, dając miastu kilka okazji na nieprzewidziane wydatki. Jędrek zamierzał usiąść do laptopa i popisać. Czuł, że to może być ten wieczór, że złapie flow. Ale kiedy uruchomił sprzęt, odpalił Worda i wklepał kilka pierwszych zdań nowego opowiadania, poczuł pustkę. Palącą dziurę, w której nie było nic oprócz tego bolącego poczucia nicości. Wszystko stało się z miejsca bezsensowne. Każdy wyraz jawił się jak niepotrzebny szmelc. W konsekwencji wszystko było szmelcem. Siedział tak, gapiąc się w ekran, dobre dziesięć minut. Dopisał dwa zdania i zamknął laptopa. Tyle z mojego flow, pomyślał, wstając od biurka z zamiarem wykąpania się i pójścia spać. Zegar elektroniczny na szafce przy łóżku wskazywał kilka minut przed dwudziestą pierwszą. Na parapecie za oknem przycupnął gawron. Jędrek patrzył na niego przez moment, a ptak wpatrywał się w Jędruchę z nie mniejszym zainteresowaniem. W końcu odleciał bez słowa, a Jędrzej Drzewicki mógłby przysiąść, że na dziobie gawrona pojawił się uśmiech.

 

                                                             ****

 

Około dwudziestej drugiej, na głównym placu miasteczka, bezdomny Janek zobaczył wysoką smukłą postać, idącą w stronę ulicy Grunwaldzkiej, która ciągnęła się prawie dwa kilometry i kończyła ślepo ziemistym nasypem. Na samiuśkim jej końcu znajdowało się osiedle „wedlowskie”, blokowiska, w których mieszkali głównie dawni pracownicy fabryki Wedla, a obecnie ich dzieci oraz wnuki. Bezdomny Janek zrzucił z siebie płaszcz przeciwdeszczowy, który chronił go przed chłodem, przetarł brudnym, poszarpanym rękawem swetra oczy i splunął flegmą na ulice. Przez krótki moment miał wrażenie, że widział samą śmierć. Jej ludzko zwierzęce przebranie, w którym zstąpiła na ten padół, przypominało wysokiego, chudego i zgarbionego mężczyznę. Gdyby Janek nie był pod wpływem, pewnie by zbladł i rzucił się do ucieczki. Postać szła wolnym, nieco flegmatycznym krokiem. Bezdomny zmrużył oczy. Chciał przyjrzeć się jeszcze raz, ale wtedy poczuł, że wino, które wypił kilkanaście minut wcześniej, przyjemnie wypełnia jego myśli wesołością i błogością. Ułożył się wygodnie na ławeczce, nakrył płaszczem i zamknął oczy

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Angela 5 miesięcy temu
    Tak mnie się zdaje, że rozkręca się bardzo powoli, ale kiedy już nabierze rozpędu, to będzie coś
    naprawdę dobrego. Całkiem sprytnie, rzucasz zanętę na sam koniec, tak by czytelnik był ciekawy.
    Coś wisi w powietrzu, więc poczekam.
  • Rubinowy 5 miesięcy temu
    Dziękuję, postaram się utrzymać, a może i polepszyć poziom. Jakoś wtedy, jak pisałem go kilka lat temu nie miałem pary, a może i czasu, nie pamiętam :D, żeby się zabrać i napisać od początku do końca. Nasmarowałem 4 części i rzuciłem w kąt. Nawet potem o nim zapomniałem na dłuższy czas. Ale szkoda mi tych wylanych słów. Będę działał :))
  • zsrrknight 5 miesięcy temu
    "próbował swych siła na sygnalizacji miejskiej" - sił
    "tą niekonwencjonalną przyjemność" - tę
    "Kiedy był dzieckiem, rodzicie z" - rodzice

    podobna struktura jak w rozdziale pierwszym. Nie chce mi się pisać ciągle tego samego, więc napomknę tylko, że jest to napisane dobrze, ciekawie, bardzo ostrożnie dawkujesz napięcie, co jednych czytelników chwyci, a innych pewnie zniechęci...
  • Rubinowy 5 miesięcy temu
    No taka już odwieczna przypadłość, że każdemu nie da się dogodzić, ale to nawet dobrze, bo gorzej jak tekst jest po prostu obojętny niż gdyby miał być jawnie zły ;)
  • Tjeri 5 miesięcy temu
    Mam nadzieję, że gawron będzie się nadal przewijał. Zdecydowanie dodaje kolorytu. Obie części uznaję za wstęp — mam nadzieję, że czegoś ciekawego :D.
  • Rubinowy 5 miesięcy temu
    Będę dokładał starań żeby nie iść za twórcami seriali i nie rzucać odcinków zapychaczy :)
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Miał wenę twórczą - pozazdrościć. :) Tyle okien wokół, a ptaszysko upatrzyło sobie właśnie jego parapet - zakrawa na ruszenie głową. Ptaszki lubią wracać na upatrzone miejsca, ale tu mamy fantastykę, więc... Zastanawiająca końcówka, nowy bohater z omamami, albo pierwsza postać, która rozkręci akcję. Śmierć widziana gołym okiem - wypił jednak za dużo. :)
  • Rubinowy 5 miesięcy temu
    Może widział tam okruszki, poza kadrem, a może coś więcej :) To się okaże, miejmy nadzieję
  • MKP 5 miesięcy temu
    "Woda skapywała na podłogę, tworzyła już na niej widoczną kałużę." - mi jakoś bardziej z imiesłowem pasuje. "Woda skapywała na podłogę, tworząc widoczną kałużę."

    "swych siła na sygnalizacji miejskiej," - sił

    Ja tam jestem za takim powolnym rytmem👍👍
  • Rubinowy 5 miesięcy temu
    Ilu czytelników, tyle preferencji. Ale cieszę się, że nadal się podoba :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania