Spis śmiertelnych zachcianek - część 7

Ranek był pochmurny. Jędrek wstał i podszedł do okna. Świat za szybą wyglądał paskudnie, nieswojo. Kilka minut po szóstej, zegarek śpieszył się trzy minuty. To są trzy minuty zapasu, powtarzał po matce. Wbiła mu tę swoją mądrość i inne do głowy, a on jakoś przez lata nie miał powodu się ich pozbywać.

Poszedł do toalety. Przypomniał sobie w końcu, dlaczego tak kiepsko spał, dlaczego uznał Żanetę za wariatkę i dlaczego w ogóle się spotkali. Kacper, o niego chodziło. Przyszedł do niej we śnie. Coś mówił? Pewnie tak, może Żaneta nawet krzyczała o tym, ale nie słuchał jej kiedy odchodził. Miała mocnego kopa. Bolało jak diabli. Sprawdził. Bingo! Siniak i to wyjątkowo paskudny. Ból włączał się na sam widok.

A jego sen? Widział w nim Kacpra? A może tylko kogoś podobnego do niego? Zresztą, co to za różnica. Gdyby wiedział, że spotka się z Żanetą, aby gadać o takich pierdołach, pewnie nawet nie spojrzałby na nią, choćby czekała na parkingu supermarketu od dwóch godzin.

Chciał się jeszcze położyć. Zamierzał poleżakować do dziewiątej. Wtedy usłyszał dzwonek komórki. Odebrał niechętnie, bo widział kto dzwoni. Napis MAMA nad numerem. Lubiła takie niespodziewane telefony z samego rana. Wstawała o piątej czy to lato, czy zima. I nigdy nie nauczyła się, że świat nie jest taki jak ona.

– Halo – powiedział, choć wolałby milczeć, odłożyć komórkę, może nawet rzucić gdzieś na biurko albo do szuflady.

– Jędrek? Jędrek, odezwij się. Halo.

– Jestem, przecież odebrałem.

Nastała chwila ciszy. Po drugiej stronie słychać było dźwięk otwieranych drzwi balkonowych. Skrzypiały tak samo jak Jędrek zaczynał piątą klasę.

– Wyszła na balkon, tutaj lepszy zasięg.

– Tak, wiem, słyszałem.

Kobieta zaśmiała się.

– Te cholerne drzwi, ojciec powinien je naoliwić. Ale zawsze ma jakąś wymówkę.

– Coś się stało?

– Nic, nic, ale dzwonię po prośbie. Miałam później, wiem, że nie lubisz, jak rano zawracam ci głowę.

Jakaś nowość? Czyżby to dzień świadomości?

– Ale sprawa jest pilna.

– No słucham, słucham.

– Masz jakąś kartkę i długopis?

Jędrek poszukał wzrokiem po regale kuchennym. W rogu stał porcelanowy kubek z pchlego targu, w którym trzymał kilka flamastrów i długopisów. Obok mały notesik z logiem uczelni, w której studiował zaocznie. Rozdawali takie regularnie. Zostawała tego masa po różnorakich dniach otwartych i targach.

– Jestem gotowy. Ale oby nie było tego dużo, kiepsko dzisiaj spałem.

Kobieta podała listę zakupów. Wszystko do ogrodu, kilka donic, nowy sekator i końcówka zraszacza oraz nowy pistolet do szlaucha.

– U nas na tym zadupiu to nic nie ma. A tak pomyślałam, jutro sobota, na uczelnię nie jedziesz, to akurat wpadniesz do nas i zakupy przywieziesz. No co ty na to Jędruś?

Chłopak zapisał wszystko dokładnie. W chwili oderwania końcówki długopisu od kartki w okno kuchenne uderzyła ściana deszczu. Ciężkie krople bombardowały szybę. Jędrek położył na parapecie dwie świeże ścierki. Uszczelka w takie ulewy nie radziła sobie zbyt dobrze.

– W porządku, wpadnę – powiedział, kładąc drugą ścierkę.

Rozłączył się i usiadł na krześle. Nie miał już potrzeby kłaść się na powrót spać. Poszedł do pokoju i włączył komputer. Odpalił Worda, po czym słowo po słowie, zdanie po zdaniu zaczął układać kolejne opowiadanie. Elektroniczna szuflada mieściła już setki takich plików. Oto rodził się kolejny.

 

                                                           ***

 

To stało się w połowie, mniej więcej. Kolejne słowa, zdania, znaki interpunkcyjne. Pisało mu się bardzo dobrze. Czuł, że wszedł w odpowiedni rytm. Nie traktował pisania inaczej niż jako formę odpoczynku i wyrażenia siebie. Nigdy nie nauczył się pisać na akord, rozstać z weną, tak jak ci, którzy mierzyli wysoko i w końcu udało im się przełamać barierę wydawniczą. On nadal zapełniał elektroniczną szufladę.

Kończąc kolejne z pozoru nic nieznaczące zdanie, gdyby je wyjąć i umieścić w oddzielnym pustym pliku, ekran zaczął wariować. Ekran? A może to jego oczy. Miał wrażenie, że słowa… litery zamieniają się kolejnością, tworzą zupełnie nowe zdania: Dlaczego ją zbywasz? Dlaczego nie chcesz uwierzyć?

Poczuł, że zaraz zemdleje. Nadszedł ból, jakby coś z wnętrza czaszki chciało wydostać się na zewnątrz. Zacisnął dłonie na rancie biurka. Potem usłyszał dzwonek.

Spojrzał na godzinę, nieco po siódmej. Kto by mu zawracał tyłek tak rano? Żaneta? Podszedł do drzwi, sprawdził przez wizjer. Pusto. Ukryła się na klatce? Przekręcił pierwszy zamek, u góry. Z tym dolnym się wahał. Nie słyszał żadnego głosu. W końcu otworzył. Wystawił prawą nogę, chciał zrobić krok i tylko dzięki dłoni zaciśniętej wciąż na klamce nie wywrócił się. Dwie siatki z zakupami. Widząc opakowany sekator, poczuł strach. Zbladł i ciężko przełknął ślinę. Wyskoczył na korytarz jak rażony piorunem. Zbiegł piętro niżej, nasłuchiwał. Nic, zero. Kompletna cisza. No niezupełnie. Telewizor, u któregoś z sąsiadów. Powtórka Złotopolskich. Poznałby ten motyw z czołówki nawet na drugim końcu świata. Wracając, zobaczył coś jeszcze, na klamce zewnętrznej. Świeże, ptasie odchody. Nie, gówno. To po prostu gówno. W tamtej chwili nie umiał racjonalnie nad tym myśleć. W pewnym momencie zagwozdką było czy najpierw wrzucić siatki z zakupami do mieszkania, czy wytrzeć klamkę? To brzmiało logicznie. Tak samo jak podszepty o wizycie w mieszkaniu Żanety. Na wczoraj. 

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • MKP 4 miesiące temu
    "nie słuchał jej kiedy odchodził" - przecinior po jej.
    "Wstawała o piątek czy to lato, czy zima." - o piątej i moja babcia też tak miała 😡😡

    "Elektroniczna szuflada mieściła już setki takich plików. Oto rodził się kolejny." - setki opowiadań brzmi bardzo intensywnie jak na młodego faceta - no chyba że to jakieś kilkuakapitowe

    "Nigdy nie nauczył się pisać na akord, rozstać z weną, tak jak ci, którzy mierzyli wysoko i w końcu udało im się przełamać barierę wydawniczą. On nadal zapełniał elektroniczną szufladę." - bardzo prawdziwe 👏

    To jest cudownie tajemnicze 👍
  • Rubinowy 4 miesiące temu
    Miałem na myśli też szorty i rybaczki 3/4 takie na 15-20k zzs : D
    Cieszę się że historia się podoba ;))
  • Tjeri 4 miesiące temu
    O, zakupy ze znakiem dobroczyńcy, jak mniemam. Za PRLu był taki program "Niewidzialna ręka" zachęcający do anonimowej pomocy. Delikwent robił po kryjomu coś dobrego, ot powiedzmy drwa narąbał i zostawiał po sobie znak — kartkę z odbitą w atramencie dłonią... Widzę, że tu podobnie, tylko znak inny :D.

    "Kończąc kolejne z pozoru nic nieznaczące zdanie, gdyby je wyjąć i umieścić w oddzielnym pustym pliku, ekran zaczął wariować." Niezgrabne to zdanie nieco.

    Na razie tajemnica utrzymuje ciekawość czytelnika. A do Jędrka wciąż nie dochodzi, że jego rola w tym opku właśnie opuszcza szufladę... Łiłillsi
  • Rubinowy 4 miesiące temu
    Jędrek ma tak duże szczęście, a wciąż marudzi z tego powodu. Ja to bym się cieszył. Dobry sekator od fiskarsa to nie są tanie rzeczy! Ptasia kupa to mały problem, jakby sąsiedzi sie zrzucili to by był duży :D
    Ja PRL-u nie uświadczyłem, ale zawsze podobały mi się takie zupełnie oddolne czyny społeczne :)
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    ''Miał wrażenie, że słowa… litery zamieniają się kolejnością, tworzą zupełnie nowe zdania: Dlaczego ją zbywasz? Dlaczego nie chcesz uwierzyć?'' - Robi się coraz ciekawiej. Czytając, miałam takie odczucie, jakby to ten kruk dostarczył zakupy. Teraz będą go męczyć zmory, bo chyba niepotrzebnie olał koleżankę i zlekceważył sprawę Kacpra. :)
  • Rubinowy 4 miesiące temu
    Koleżanka może mu jeszcze zajść za skórę? Jakimi sposobami? No właśnie :)
    Dzięki za komentarz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania