Poprzednie częściStracone szczęście

Stracone szczęście Lodowe trumny

Czas był pojęciem względnym. Dni szybko zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, te znowu w lata. Komisarz John High pamiętał chwile spędzone ze swoją rodziną jak gdyby wydarzyły się wczoraj.

Lekki, wiosenny podmuch wiatru, który rozwiał włosy jego żony. Zapach polnych kwiatów. Maleńką Susan leżącą w łóżeczku... Dlaczego los musiał go tak strasznie doświadczyć? Czego chciał od niego Bóg? A może to ślepa Fortuna postanowiła zamieszać w jego życiu?

 

Kawa juz dawno wystygła, a słońce chyliło się ku zachodowi. High przesiedział cały dzień nad stertą akt, ale nie był w stanie ich czytać. Myśli krążyły tylko w okół jednego. Jego córki uwięzionej w pracowni potwora. Oczyma wyobraźni widział jej delikatne ciało rozciągnięte na metalowym stole. Krew strumieniami wypływającą z setek ran. Tego zwyrodnialca uśmiechającego się do niej, głaszczącego jej złote włosy...

To była jedna z takich chwil, gdy telefon ratuje od popadnięcia w obłęd. Wibrowanie komórki skutecznie wytrąciło Higha z zamyślenia. Popatrzył na wyświetlaczy swojej wiekowej Noki. Kim...

- John? Słuchaj, musisz tu natychmiast przyjechać. Coś znaleźliśmy- w głosie Kim było słychać zakłopotanie. Nigdy dotąd tak się nie zachowywała. Zawsze była oschła i pewna siebie. Teraz jąkała się, szukała słów. - To nie jest rozmowa na telefon. Po prostu musisz to sam zobaczyć. Wysyłam ci adres... pośpiesz się.

 

Kiedy tylko dostał wiadomość z namiarami rzucił się pędem do wyjścia. Przy drzwiach potrącił jakiegoś stażyste i wytrącił mu z ręki kubek z kawą. Czarna ciecz zostawiła ciemne smugi na koszulkach obu mężczyzn, ale High się tym nie przejmował. Nadrzędnym celem było dotarcie do domu psychopaty.

Kiedy się tam znalazł słońce zdążyło schować się za horyzontem, a na jego miejsce wtoczył się jasny księżyc. Kim stała przy bramie. High zmuerzył ją wzrokiek. Miała na sobie kompletnie aseksualny prochowiec, wyparte spodnie i buty przypominające końskie kopyta. Nic dziwnego, że nie mogła znaleźć sobie faceta. Ten wygląd pomieszany z jej charakterkiem stanowiły mieszankę wybuchową.

- Nareszcie ile można na ciebie czekać? No nic. Chodź szybko. Pamiętasz jak mówiłeś o kopaniu? - High przełknął ślinę i skinął głową. Chyba wiedział co przyjdzie mu oglądać. - Otóż kopanie nie było potrzebne... chodź za mną.

Kim poprowadziła swojego znajomego przez mroczny ogród. Drzewa były połamane, trawa wypalona, a na dodatek wszędzie walały się śmieci, szklane butelki, puszki po redbullach, metalowe druty wystające z ziemi. Po kilkudziesięciu metrach ze śmietniska zaczął wyłania się jakiś dom. Budynek był mały i wyglądał na wiekowy. Przez dziury w dachu można by spokojnie dostać się na poddasze, szyby w oknach były tak brudne, że nie potrzebowały zasłon, drzwi znajdowały się na wysokości półtora metra, bo schody prowadzące do nich zapadły się, zapewne od starości... Kim nie weszła do środka, lecz odeszła ruderę dookoła. Z tyłu znajdowało się wejście do piwnicy.Kobieta pchnęła małe drzwiczki i oczą Higha ukazało się przestronne pomieszczenie, oświetlone teraz przez policyjne lampy. Piwnica przypominała mu trochę hipermarket, albo prosektorium. Wzdłuż ścian stały w równych rzędach przemysłowe zamrażarki. High przeliczył je wszystkie... 17. Popatrzył na Kim, ta w odpowiedzi podała mu parę lateksowych rękawiczek. Kilka minut zajęło komisarzowi ich ubranie. Ręce trzęsły mu się okropnie, a pot spływający do oczu utrudniał jeszcze bardziej całą sytuację. Gdy rękawiczki było na swoim miejscu, John powoli podszedł do pierwszej zamrażarki. Otwarła się lekko, jakby przez długi czas prosiła o to, by odkryć jej tajemnice. W środku, pod kilku centymetrową warstwą lodu spała dziewczyna. Nie, nie spała. Jej dłonie były powykrzywiane, paznokcie miała połamane, obdarte do żywego mięsa. Grymas na twarzy kobiety na długo pozostanie w pamięci Higha. Usta pokryte zamarzniętą krwią i te oczy... brunatne jamy pozbawione gałek ocznych. Kim chwyciła Higha za nadgarstek i zamknęła zamrażarkę. Odchrząknęła i próbując opanować emocje rzekła:

- Zamrażarek jest siedemnaście... z tego co wiem kobiet nie odnalezionych jest łącznie z twoją córką osiemnaście. Jest szansa, że jej tu nie ma...- John sprawił wrażenie jakby jej nie słuchał. Przetarł tylko rękawem spokojne czoło.

Po chwili jednak emocje odeszły na drugi plan. Nie był już zdruzgotanym ojcem, lecz praworządnym gliną.

- Wiadomo jak umarły?

- Musimy zabrać je do laboratorium, Tam zajmie się nimi patolog, jednak ze wstępnych oględzin jesteśmy w stanie stwierdzić, że żyły kiedy je tam zamykał... najprawdopodobniej umarły z wychodzenia lub na skutek wykrwawienia.

- Zróbcie wszystkie konieczne badania. Jutro mam mieć mieć na biurku raport, a w nim ustaloną tożsamość każdej z ofiar. Zrozumiano?

- Tak... ale jest jeszcze jedna sprawa...- Kim skinęła dłonią na jednego ze swoich współpracowników, mężczyzna podał jej torbę na dowody. W środku była mała karteczka, fotografia. Przedstawiała uśmiechniętą blondynkę, siedzącą na kanapie i palacą papierosa. High gwałtownym ruchem odebrał zdjęcie.

- Znaleźliśmy je w stawce, w pracowni...- Kim jeszcze nigdy nie była tak zakłopotana. Nie lubiła Higha, ale jego tragedia poruszała nawet najbardziej zatwardziałe serca. Próbowała go pocieszyć, dodać otuchy jednak nadzieja powoli umierała. High wpatrywał się w fotografie. Do oczu nabiegły mu łzy.

- Susan- wyszeptał. Jeszcze raz omiutł wzrokiem cała piwnice. Zamrażarki niczym lodowe trumny. Czy w jednej z nich spało jego dziecko?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania