Poprzednie częściWilki-Prolog

Wilki #6

Orion podszedł do jednej z takich właśnie grupek. Towarzysze przyjęli go z otwartymi ramionami, jak to mówią. Zbliżała się już północ, ale przez doborowe towarzystwo Orion nie chciał iść. Mimo że miał pierwsze ćwiczenia wcześnie rano. Rozmawiali się i śmiali przez całą noc. Wreszcie nad ranem postanowili skończyć te pogaduszki i się rozejść. Młody basior udał się nad ranem do swojego legowiska. Ledwo przymknął oczy, a już usłyszał krzyki Edvina. Ledwo przytomny poddał się morderczemu treningowi, jaki przygotował dla nich ich dowódca. Przez cały boży dzień biegali to po placu to w lesie. Dopiero wieczorem nadeszła chwila, której tak bardzo wyczekiwał. Odpoczynek. Nie spał długo, bo około czterech godzin. To tak jakby wcale nie spał. Na dodatek żaden jego „kolega” z drużyny nie raczył obudzić go na kolację. Pogodzony już z myślą, że dziś będzie raczej głodny poszedł poszukać Edvina. Chciał się dowiedzieć, dlaczego nie jest taki jak przy ich pierwszym spotkaniu. Poszukiwania znajomego spełzły niestety na niczym. Zrezygnowany wilk wrócił do siebie. Długo rozmyślał to o Edvinie, to o Korze, aż wreszcie o swoim dziadku. Minęło już tyle czasu... Dlaczego on wciąż łudził się, że go znajdzie? Bo to jedyna bliska mu osoba? Bzdura. Bo go po prostu kocha? Bez sensu. Przecież kocha, teraz Korę ona też już jest jego rodziną. Czy jest jeszcze sens w szukaniu go? Pewnie dawno już nie żyje. Przecież Orion mógłby spokojnie wrócić po odbytym treningu do jego nowego domu. Do Kory... Jego rozmyślanie przerwały donośny okrzyki innych wilków. Szybko wybiegł na zewnątrz. Większość na szybko sklecionych chatek płonęła. Wielkie zamieszanie dookoła. Ciała na ziemi. Nie zastanawiając się długo Orion, podbiegł do pierwszego lepszego dowódcy i zapytał, o co chodzi. Nie otrzymał odpowiedzi tylko rozkaz.

-Co ty tu jeszcze robisz żołnierzu?! Do rzeki natychmiast!

Młody wilk trochę zmieszany pobiegł, tam gdzie mu rozkazano. Zobaczył jak inni, nabierają wody i biegną gasić ogień. Zaczął robić to samo. Nie nabrał nawet dobrze wody, kiedy usłyszał głośny krzyk jednego z basiorów.

-Uciekajcie! Zabójcy! Na drzewach!

Co jacy zabójcy... Nie zdążył, nawet zapytać kogokolwiek kim oni są, bo wszyscy uciekli w popłochu. Orion pobiegł za nimi, był daleko od nich, ale wystarczająco blisko, żeby ich widzieć. Nagle zatrzymał się. Gdy towarzysze będący przed nim już z nadzieją wybiegali z lasu. Zeskoczyły na nich jakieś inne wilki, wbijając im potężne pazury prosto w grzbiety. Orion szybko zrezygnował z pomysłu, jakim była ucieczka z lasu tą drogą. Musiał biec na około. Zajęło mu to dwa razy więcej czasu, ale na szczęście ocalił swoją skórę. W przeciwieństwie do niektórych... Wybiegł na polanę od drugiej strony. Było już po. Wszystko dalej płonęło i pewnie będzie jeszcze płonęło do samego rana. Po krótkiej naradzie i przeliczeniu strat wszyscy dowódcy rozkazali spalić ciała zabitych. Tłumaczyli się tym, że nie ma czasu na kopanie osobnych grobów, a i taki masowy to nie najlepszy pomysł. Rano wyruszyli do najbliższego miasta. Trzeba skontaktować się z innymi i powiedzieć co się stało. Że cały obóz szkoleniowy spłonął i zostało tylko sto pięćdziesiąt wilków. Dobrze poinformują ich, ale co dalej?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania