Poprzednie częściWschodnie Obietnice - prolog

Wschodnie Obietnice - Rozdział 7

Dumny król Francji przesuwał palcem po mapie taktycznej. Teraz jego zadaniem było odpowiednie zarządzenie siłami. Było to koniecznie do opanowania kolejnego obszaru Niemiec. Florianowi bardzo zależało na podbiciu tych terenów. Zdecydowanie nie był to król dyplomatów, lecz typ wielkiego wodza. Przemieszczał kamienie, oznaczające wojsko z jednego miasta na drugie, cały czas głęboko zamyślony. Chodził po ogromnej komnacie tam i z powrotem, patrząc na spakowane kufry z jego rzeczami. Od balu minął tydzień, po spędzeniu kilkunastu dni w Polsce, wracał do Francji. Zostały mu jeszcze dwa dni pobytu w rodzinnym domu. Zawsze cieszył się, gdy tutaj przyjeżdżał, ponieważ spotykał swoje ukochane siostry – Elżbietę i Roksanę, a do szczęścia brakowało mu tylko Diany za żonę. Na myśl o nich uśmiechnął się szeroko. Nie trwało to długo, bo przypomniał mu się brat.

- Popełniłeś błąd, Łukaszu – wyszeptał do siebie. – Przysięgam, że za niego zapłacisz.

- Florian? – do komnaty weszła Roksana.

- Ach, witaj – podszedł do niej i ucałował jej czoło. – Byłem pewny, że śpisz.

Księżniczka pokiwała głową, delikatnie ją pochylając. Przez jej twarz przemknął skromny uśmiech.

- Czemu mówiłeś o Łukaszu?

- Po co przyszłaś? – zapytał błyskawicznie, splatając dłonie za plecami.

Czarnowłosa wykonała krok w jego stronę i zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.

- Mówiłeś coś o naszym bracie, Florianie. Nie były to dobre rzeczy, bo nikt nie lubi płacić za błędy. Dobrze wiesz, że przybędzie nad ranem, by poznać decyzję ojca.

- Uważasz, że będę zazdrosny, jeśli ojciec przydzieli tę dzielnicę właśnie jemu? – rzucił ostro.

Łukasz jechał do Królestwa Polskiego, by poznać decyzję władcy odnośnie nowo podbitej prowincji na zachodzie. Był młodszym bratem Floriana – najstarszego z rodzeństwa, któremu dostała się Francja. Z kolei Łukasz, jako drugi w kolejności, musiał zadowolić się kawałkiem ziemi do rządzenia. Roksana urodziła się jako ostatnia i zawsze z bólem przyglądała się bratobójczym walkom o władzę, Elżbieta starała się je załagodzić. Jednak Florian i Łukasz nie chcieli pokoju za żadne skarby świata. Księżniczka wiedziała, że jeden jest zdolny zabić drugiego za terytorium i sławę.

- Powtarzam, po co przyszłaś, siostro? Jestem zajęty – odpowiedział spokojniej, patrząc na nią z wyższością.

- W takim razie nie będę ci przeszkadzać – dygnęła i skierowała się do wyjścia.

- Skoro już tu jesteś, mów.

Podniosła pokorny wzrok na brata. Ponownie zbliżyła się do niego, gdyż nie chciała mówić głośno. Przerzuciła włosy na jedną stronę, bawiąc się końcówkami. Co i rusz spoglądała na niego, ale szybko odwracała zrozpaczone spojrzenie.

- Siostro… Coś cię trapi – powiedział troskliwie, obejmując dłońmi jej twarz.

- Czy słyszałeś niedawno dźwięki skrzypiec, Florianie?

- Słyszałem. I zastanawiałem się, kto tak gra.

Uśmiechnęła się delikatnie, po czym kontynuowała jeszcze rozpaczliwiej:

- Co myślisz o moim małżeństwie z Aleksandrem?

- Jestem pewien, że to ten, który uczyni moją najmilszą siostrę, szczęśliwą. Mam cały czas w pamięci twój smutny obraz, najpiękniejsza i najsmutniejsza księżniczka, jaką widziałem. Dzięki niemu to się zmieni.

Roksana ponownie spuściła wzrok, w oku zakręciła jej się łza, której brat nie mógł zauważyć.

- Czyż nie? – uśmiechnął się życzliwie.

Skinęła, wciąż ze spuszczoną głową i odparła:

- Najlepiej wiecie, co dla mnie najlepsze. Nie mogę się sprzeciwiać waszej woli.

- A ty, co o nim uważasz?

- Jeśliś go wybrał, musi być tego godny, Florianie – wychlipała. – Mi już nic do tego – podniosła załzawione oczy i wyszła smętnie z komnaty.

Florian stanął jak wryty. Zdziwiła go reakcja siostry, postanowił jednak porozmawiać z nią później. Spojrzał na ogromne lustro, które wisiało przy łożu i przejrzał się w nim dokładnie.

- Boję się. Boję się samego siebie… Boję się, że władza zawładnie mym umysłem. Kto wie, czy dobrze to, czy nie, ale się boję. Niechaj sumienie mnie prowadzi i sprawiedliwość, a nie bogactwo i chwała. Niechaj będzie na zawsze mym drogowskazem i nie pozwoli czynić krzywdy innym. Nawet jeśli miałbym na tym ucierpieć. Chrońcie mnie przed władzą!

***

W ogrodzie pod baldachimem siedzieli synowie i najmłodsza córka króla razem z jego żoną. Miał on podjąć decyzję o przydzieleniu jednej z najważniejszych dzielnic jednemu ze swoich dwóch synów, pałających do siebie nawzajem nienawiścią.

- Miło cię widzieć siostro po tak długim czasie – uśmiechnął się Łukasz. – Ciebie również, Florianie.

Król odwrócił wzrok, nic nie odpowiadając na próbę załagodzenia konfliktu.

- Jego wysokość, Król Edward! – rozległo się wołanie strażnika.

Cała rodzina wstała jak jeden mąż i pochyliła głowy, podczas gdy Edward zajmował miejsce. Wkrótce usiedli obok niego i wlepili w niego zniecierpliwiony wzrok.

- Witajcie. Powiem wam dzisiaj, kto zostanie namiestnikiem prowincji, którą niedawno zyskaliśmy dzięki traktatowi pokojowemu z Schinare.

Florian i Łukasz wymienili wrogie spojrzenia.

- Postanowiłem, że najsprawiedliwiej będzie, jeśli funkcję tę przydzielę Łukaszowi.

Młodszy brat uśmiechnął się promiennie. Na twarzy Floriana nie było widać zupełnie nic, zrobił to ze względu na szacunek do ojca, jednak w środku wszystko się w nim gotowało.

Edward zniknął w ogrodzie razem ze swoją żoną, a rodzeństwo czekało na posiłek, który z okazji wyboru nowego namiestnika, odbywał się na zewnątrz.

- Winszuję, Łukaszu – powiedziała życzliwie Roksana.

- Dziękuję, najmilsza siostro.

- Żona i córka zdrowe? – dopytywała się troskliwie.

- Dzięki Bogu. A ty masz już jakąś oblubienicę, Florianie?

Brat zmierzył go ostrym wzrokiem, po czym uniósł dumnie głowę. Patrzył smętnie na jedzenie, nie zamierzając go dotknąć. W końcu łaskawie odpowiedział bratu:

- Nie rozumiem, jak ojciec mógł wybrać ciebie. Jestem starszy i bardziej się nadaję.

- Decyzja króla jest zawsze słuszna – próbowała go uspokoić Roksana. – W każdym aspekcie – dodała, przypominając sobie o Ibrahimie. – Dlatego zachowaj się, jak na króla przystało, Florianie.

- Wrócę już do siebie – powiedział król Francji, wstając od obiadu. – Wybaczcie mi, mam dużo pracy nad wojną.

- Ja również nie mam ochoty na jedzenie – dodał Łukasz, ruszając w przeciwnym kierunku.

- Tylko się nie pozabijajcie – pomyślała Roksana, gdy już została sama.

Ruszyła w głąb ogrodu, próbując się uspokoić. Odprowadziła braci wzrokiem do zamku i zapuściła się jeszcze dalej. Spacerowała, nasłuchując szumu liści, którymi szeleścił letni wiatr. Oglądała cienie na ścieżce i przypominała sobie, jak kiedyś mogła się beztrosko bawić w skakanie pomiędzy nimi. Teraz nie takie rzeczy jej w głowie. Wkrótce zostanie mężatką i będzie musiała myśleć o mężu i wychowaniu dzieci. Gdyby ich kochała, uczyniłaby to z radością.

- Pani… - usłyszała głos za sobą.

Odwróciła się i ujrzała Ibrahima. Skłonił się nisko i podszedł do niej powoli.

- Zawsze boję się, że ktoś nas zobaczy – wyszeptała. – I źle się to dla nas skończy.

- Ach, pani, w tym zamku nie można przetrwać bez łamania zakazów. Znacie jakieś inne słowa niż "wstydź się”, "nie wypada” lub "nie”? – uśmiechnął się Pasza. – A no tak! Jest jeszcze "zakazane”.

To była chwila, należąca do tych, kiedy Roksana się śmiała, a było ich niewiele.

- Kiedy nadejdzie ten okropny dzień, panie?

- Co masz na myśli? – uniósł brew.

- Gdy odjedziesz – powiedziała cicho. – Nie możemy się spotykać. Zakazane.

Ibrahim ujął jej dłoń i wsunął w niego kawałek pergaminu, spoglądając jej w oczy.

- Pisałem to dzisiaj w nocy. Nie mogłem spać, bo zajmowałaś całe miejsce w mojej głowie i nie raczyłaś wyjść, pani… Wracam do Turcji za dwa dni. Tam, jeśli tylko chcesz, przekonam sułtana, by poparł nasze uczucie.

- A co z religią? – zaniepokoiła się.

- Obiecuję, że znajdę rozwiązanie.

- Z Aleksandrem? – kontynuowała.

Ibrahim spuścił wzrok, wsuwając na jej palec szmaragdowy pierścień.

- Miłość sama wybierze, czy nam pozwoli na szczęście, pani – odparł, ukłonił się i odszedł.

- Niechaj mój i twój Bóg mają cię w opiece, Ibrahimie! – zawołała za nim.

Mężczyzna zatrzymał się.

- Niechaj twój Bóg opiekuje się mną i tobą.

Wielki Wezyr kroczył ścieżkami królewskiego ogrodu, a jego myśli wciąż nie opuszczała czarnowłosa dziewczyna.

"Ja, Ibrahim. Wywieziony z Pargi w wieku lat dziesięciu. Zostałem sokolnikiem księcia Sulejmana, szambelanem sułtana i Wielkim Wezyrem. Romantyk, Ibrahim. Noszę w swoim sercu piekło i niebo. Zawsze trwam w gotowości. Wierny sługa u bram czyśćca, Ibrahim. Ten, który każdego dnia w oczach swoich wrogów widzi własny pogrzeb. Ten, któremu dalej do piekła niż do nieba, Ibrahim. Ten, który płonie w swoim własnym piekle i któremu jeszcze nigdy nie było dane zaznać spokojnego snu.”

***

- Panie… - ukłonił się strażnik, trzymający w ręce list w złotej tubie. – Król Węgier, twój czcigodny szwagier, Karol, przysyła wiadomość.

Florian skinął głową, nie odchodząc od mapy. Przyjął list i kontynuował tłumaczenie Aleksandrowi strategii podboju zachodniej części Niemiec.

- Twoje wojska wyruszą znad morza, tamtędy spodziewamy się też naszych dalszych sojuszników. Natomiast Karol zaatakuje od południa, tak będzie mu najwygodniej.

- Za pozwoleniem, panie. Twój plan jest zbyt przewidywalny. Karol powinien dotrzeć nad morze, a tam połączyć się z moimi ludźmi i naszymi sojusznikami. Zaatakujemy jakieś sto kilometrów dalej, w głąb królestwa. Nikt nie będzie się spodziewać ataku od północy, gdyż Węgry zajmują południową część. Przejadą zachodnią granicą Schinary, którą udostępnię w porozumieniu z jego wysokością, królem Filipem.

- Genialne – uśmiechnął się Florian. – Spójrzmy, co ma do powiedzenia mój drogi szwagier.

Otworzył tubę, wyciągając starannie napisany i zapieczętowany list. W miarę, jak czytał dalej, jego twarz przybierała coraz groźniejszy i niespokojny wyraz.

- Dajcie wody – rozkazał, szybko opadając na siedzenie.

- Czy coś z siostrą twoją? – zaniepokoił się Aleksander.

- Boże, uchowaj! – krzyknął, popijając ze srebrnego pucharu. – Ale niewiele lepiej.

- Cóż wywołało u ciebie takie poruszenie, panie?

- Karol się wycofuje – odparł z trudem.

Aleksander stanął jak słup soli. Chodził od mapy do Floriana, trzymając się za głowę.

- Niedorzeczność! – krzyknął.

- Nie pozwolę mu na to. Bez niego nie mamy szans, nawet z twoją pomocą. Musielibyśmy chyba całe Imperium Osmańskie ściągnąć! Karol zobowiązał się i zobowiązania dotrzyma.

- A co, jeśli okaże się nieugięty? – martwił się Aleksander.

- Wtedy nasz najgorszy wróg, Aleksandrze – powiedział stanowczo Florian. – Lepiej dla niego, by zmądrzał. Już od dłuższego czasu postradał zmysły! A wroga należy likwidować.

- Przecież on mąż najukochańszy siostry twojej!

- I nieodpowiedzialny człowiek. Zaraz mu odpiszemy. Za prawdę powiadam ci, Aleksandrze, że jeśli go nie wyślą po rozum do głowy, każę mu ją ściąć i przywieźć tutaj! I nie obchodzi mnie, kim jest i kto będzie za nim płakać!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania