Wyścig w stronę sukcesu (II)
Chyba powoli dojeżdżamy. Wujek nieprzeciętnie zwolnił, więc nie możemy być daleko. Miałam rację, już widzę płot. Hmm myślałam, że farma jest mniejsza. Tymczasem to straszliwie wielki obszar. W dodatku dom musi stać gdzieś dalej, bo na razie widzę tylko stajnie. Wujek wysiadł i otworzył mi drzwi. Już stoję przy furtce z walizką. Świetnie, uwielbiam jak się mnie zostawia samą przed domem w sumie nieznanych mi ludzi. Ktoś idzie w tę stronę. To musi być dziadek. Grzecznie mnie przywitał i już jesteśmy przy drzwiach do domu. Od razu po ich otwarciu wpadam w ramiona babci. Dobrze, cieszę się również, ale bez przesady. Babcia zaprowadziła mnie do „mojego” pokoju i kazała się rozgościć. Błękitne ściany i czarne meble nie są szczególnie przyjazne, ale na dobrą sprawę nie mam się do czego przyczepić. Robi się ciemno. Szybko się rozpakuję i zejdę na dół, do kuchni. Kolacja była bardzo smaczna. Babcia jest świetną kucharką. Przy okazji poznałam całą historię farmy, bo dziadek do milczków nie należy. Stajnie, obory, spichlerze i wszystkie szopy na posesji są stare. Były budowane około osiemdziesięciu lat temu. Sam dom został wybudowany za życia ojca dziadka. Z zamiłowania był on historykiem i stworzył budowlę na kształt dworku szlacheckiego. W domu poza nimi jest kilkanaście osób, które pomagają im i wszystkiego doglądają. W tej chwili dziadkowie prowadzą farmę na własne potrzeby. Bardziej skupiają się na hodowli zwierząt, niż na uprawie roli. Najważniejsze- mają konie do jazdy z całkiem dobrymi rodowodami. Ta informacja szalenie mnie ucieszyła, gdyż jazda konna od dziecka jest moją pasją. Po posiłku wróciłam na górę i zadzwoniłam jeszcze do mamy, opowiedzieć jej o podróży. Potem zaczęłam rozglądać się bardziej wnikliwie po pokoju. Jest tu mnóstwo szuflad, fotografii i pamiątek. Istna graciarnia. Nic więcej nie zdążyłam zobaczyć, bo dosłownie padałam z nóg i zasnęłam.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania