Poprzednie częściZmiana - rozdział 1

Zmiana - rozdział 7

Szkoła jak szkoła. Korytarze, sale, świetlica itd. , ale wiecie co jest najlepsze ? Są wakacje i szkoła jest pusta. Już sobie wyobrażam jakbym tu przyszła w roku szkolnym. Wszyscy by się na mnie gapili... Przemierzamy korytarz i wchodzimy do sekretariatu. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku, w okularach.

- Dzień dobry. My byłyśmy umówione w sprawie szkoły mojej córki. - zaczęła mama.

- Dzień dobry. No tak rozmawiałyśmy przez telefon. - odpowiedziała starsza pani i uśmiechnęła się pogodnie. - Zapraszam. Dyrektor czeka w gabinecie.

Mama podziękowała, podeszła do drzwi, które były obite skórą i zapukała. Po drugiej stronie drzwi odezwał się głos zapraszający nas do środka. Mama weszła uśmiechnięta od ucha do ucha, a ja lekko zgaszona. Znajdujemy się w ciasnym, dosyć przytulnym pomieszczeniu. Podobnie jak drzwi, meble w pokoju były ze skóry. Ten gabinet wyglądał bardziej jak pokój, a nie gabinet. Oprócz tego w pomieszczeniu było biurko, za którym siedział dyrektor, a na biurku stało radio i telefon stacjonarny. Dyrektor wstał i podał mojej mamie rękę.

- Dzień dobry. Nazywam się Sławomir Gruszka i jestem dyrektorem tej szkoły. - przedstawił się. - Był to mężczyzna w podeszłym wieku, o siwych, łysiejących włosach. Oczy miał koloru niebieskiego, przypominające fale wzburzonego morza. Był nie za wysoki. Wydawał się miły, no ale nie ocenia się książki po okładce.

- Dzień dobry. - odpowiedziała mama.

- A ty pewnie jesteś Joanna. - zagadnął i zwrócił się w moim kierunku. - Prawda ?

- Prawda. Dzień dobry. - odpowiedziałam spędzona.

- Dobrze. Zatem usiądźmy i porozmawiajmy. - zaproponował, wskazując dwa krzesła po drugiej stronie biurka. Usiadłam więc z mamą i czekałyśmy co dalej.

- Na początek zadam ci kilka pytań. - kontynuował patrząc na mnie.

- Dobrze. - udało mi się wykrztusić.

- Joanna Tarnowska. - odpowiedziałam, a dyro od razu to zapisał.

- Wiek ?

- 17 lat.

- Przedmioty humanistyczne czy ściśłe ?

- Humanistyczne.

Wspaniale. W takim razie : język polski, historia czy WOS ?

- Historia.

- Teraz języki obce : język niemiecki, język angielski czy może język hiszpański ?

- To jest tu język hiszpański ? - wykrzyknęłam.

- Joanno. Nie przerywaj panu. - skarciła mnie mama.

- Oczywiście, że jest.

- Mamo. Chcę chodzić do tej szkoły ! - oznajmiłam.

- Joanno ! - uciszyła mnie mama i posłała mi piorunujące spojrzenie.

- Nic nie szkodzi proszę pani. Widać, że córka jest bardzo zainteresowana tą szkołą. Bardzo mnie to cieszy. Rozumiem, że wybierasz hiszpański?

- Oczywiście.

- Świetnie. Możesz wybrać maksymalnie dwa języki. Masz do wyboru : angielski i niemiecki.

- Angielski.

- Muszę ci powiedzieć Joanno, że jesteś bardzo ambitna. Ostatnie pytanie : Kim chcesz być w przyszłości?

- Emm... Nie myślałam jeszcze nad tym...

- W takim bądź razie damy cię do klasy językowej ze zwiększonymi godzinami angielskiego i hiszpańskiego. Zgadzasz się ?

- Oczywiście, że się zgadzam. - odpowiedziałam podekscytowana.

- Cieszy mnie to. Jednakże ostateczna decyzja należy do twojej mamy. Zgadza się pani ?

- Jeżeli moja córka będzie szczęśliwa to ja też. - odparła mama.

- Świetnie, więc proszę podpisać tutaj. - powiedział dyrektor i wręczył mamie jakiś papierek. Mama błyskawicznie podpisała w wyznaczonych miejscach. - A i jeszcze bym prosił o pokazanie świadectwa. - Mama pośpiesznie otworzyła torebkę, wyjęła świadectwo i wręczyła je panu Gruszce, a on wziął je i zaczął czytać.

- Język hiszpański - 5, język angielski - 5. Czyli już wiem, że się nie pomyliłem co do klasy. - powiedział i uśmiechnął się. - Dobrze. Myślę, że to wszystko. - oznajmił, wstał i podał mamie rękę. - W takim razie do zobaczenia we wrześniu Joanno. - powiedział do mnie.

- Do widzenia. - odpowiedziałam.

Cała w skowronkach wyszłam z gabinetu. Mama też była w niezłym humorze. Pożegnałyśmy sekretarkę i wyszłyśmy ze szkoły.

- Widzisz mamuś. Mówiłam Ci, że nie muszę chodzić do prywatnej szkoły, żeby uczyć się hiszpańskiego. - oznajmiłam wsiadając do samochodu.

- No dobrze. Przyznaję ci rację. Tak jak mówiłam. Jeżeli ty będziesz szczęśliwa to ja też. - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam mamę w policzek.

- A to za co ? - spytała mama.

- Za wszystko. - odpowiedziałam.

- Musimy to uczcić. Co powiesz na zakupy i pizzę ?

- Świetnie.

- No to ruszamy ! -oznajmiła mama, odpalając silnik.

 

Kilka minut później stałyśmy przed ogromną galerią handlową, w której jest dosłownie wszystko.

- Gotowa na zakupowe szaleństwo ?

- Jasne !

Weszłyśmy do środka i poszłyśmy do pierwszego, lepszego sklepu z ubraniami i dodatkami.

- Ile możemy kupić ? - spytałam zaniepokojona.

- Ile tylko chcesz, kochanie.

- Ale nie mamy przecież pieniędzy.

- Córeczko, owszem mamy, a teraz szalej ile wlezie !

Każdy ma taką zasadę : " Jak ci dają to bierz ", ale nie ja. Nie lubię wydawać pieniędzy na byle co. Za to mama to uwielbia. Nie rozumiem tego, ale wiem, że spędzimy tu kilka godzin. No, bo tyle minie zanim mama przymierzy cały sklep i na coś się zdecyduje. Dlatego idę poszukać czegoś dla siebie. Jest lato więc muszę kupić sukienkę bez rękawów lub top na ramiączkach. Obchodzę cały sklep szukając tych rzeczy, aż w końcu wpada mi w oko sukienka asymetryczna. Rzucam się natychmiast w tamtą stronę i szukam swojego rozmiaru. Lepiej być nie mogło ! Nie dość, że sukienka w moim ulubionym kolorze to jeszcze w moim rozmiarze ! Pędzę jak huragan do przymierzalni. Po przymierzeniu nie mam wątpliwości, że jest moja. Idę więc na dalsze poszukiwania, ale przez przypadek natykam się na mamę.

- Mamo. Patrz co znalazłam ! - wykrzyknęłam, pokazując mamie sukienkę.

- Piękna. - skomentowała mama.

- Mogę ją kupić ? - upewniłam się.

- Córeczko, nie pytaj się. Bierz co chcesz !

- A ty mamuś, znalazłaś coś ?

- Jeszcze nie.

- Może ci coś doradzić ?

- Nie. Poradzę sobie. Szukaj lepiej dla siebie.

Posluchałam więc mamy i ruszyłam na poszukiwania torebki pasującej do sukienki. Zamiast tego znalazłam brązową torbę na jesień. Założyłam ją na ramię i zobaczyłam się w lustrze. Nie patrzyłam nawet na cenę, ale wiedziałam, że ją kupię. Zaraz po tym znalazłam koralikową, białą torebkę do sukienki. Brakowało mi jeszcze butów do tego miętowego cudeńka, ale to w innym sklepie. Wiadomo, że sukienka jest na specjalne okazje więc udałam się na poszukiwanie czegoś na codzień. Znalazłam fioletowy, koronkowy top na ramiączkach. Kto by pomyślał, że potrafię tak szaleć na zakupach. Ze swoimi zdobyczami poszłam poszukać mamy. Znalazłam ją przy przymierzalni.

- Mamo. Ja już wybrałam co chcę kupić, a ty coś wybrałaś ?

- Kilka rzeczy, ale nie wiem jaką wziąć sukienkę. - powiedziała mama, trzymając dwie sukienki.

- Weź obie. - poradziłam.

- No jasne. Dzięki córciu.

- Nie ma za co, ale chodźmy juz do kasy, bo chcę jeszcze jakieś buty kupić.

- Jasne.

Po wyjściu ze sklepu z ubraniami i dodatkami udałyśmy się do sklepu z obuwiem. Kupiłam sobie buty na koturnach. W sam raz do miętowego cudeńka i płaskie baleriny. Z moich zakupów zrobiło się pięć wielkich toreb, a z mamy siedem albo osiem. Mama zaniosła zakupy do samochodu i poszłyśmy na pizzę. W drodze do pizzerii zadzwonił mój telefon.

- Cześć Marcin.

- Witaj Asiu. Co tam porabiasz ?

- Właśnie jestem z mamą w galerii handlowej.

- Przeszkadzam?

- Ty nigdy nie przeszkadzasz, ale właśnie idziemy na obiad. Możesz zadzwonić po południu?

- Dla ciebie wszystko.

Chciałam powiedzieć : " Kocham cię ", ale na szczęście w porę się powstrzymałam.

- Dziękuję. To pa. - powiedziałam i może trochę za szybko się rozłączyłam.

- Wszystko w porządku? - spytała mama.

- Mamo. Ja chciałam powiedzieć Marcinowi, że go kocham.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Kamelia 31.05.2015
    Nie wiem, czy opisywanie zakupów w opowiadaniu jest dobrym pomysłem. Mnie osobiście nie za bardzo interesuje, co ona sobie kupiła.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania