Abaddon rozdział 1

gatunek: mroczne fantasy

ostrzeżenie: przemoc

 

Opis: Jest to opowieść o zrozpaczonej dziewczynie, uwięzionej w ciele dziecka, która odnajduje schronienie u boku tajemniczej wiedźmy. Jednakże ta nieprzemyślana decyzja nie pozostaje bez konsekwencji. Nadszedł czas, gdy Szebora musi wyruszyć w samotną podróż do Abaddonu, gdzie czeka ją starcie z przeszłością. Szybko się okazuje, że nie tylko zewnętrzne zagrożenia stanowią jej największe wyzwanie, ale również moralne dylematy. To przerażająca historia pełna przemocy i knowań, gdzie granica między dobrem, a złem staje się coraz bardziej rozmyta.

 

1

Pewnego jesiennego wieczoru…

Przez mroczne chmury przedarło się światło księżyca i jak latarnia rozświetliło podwórze. Nie pominęło ciemnego miejsca wśród drzew, które nie mogło już stanowić wiarygodnej kryjówki dla dwojga dzieci.

– Raczej nie powinniśmy tego robić…

– Boisz się, Szebora? – W głosie Jeromiła zagrała drwina. – Muszę się upewnić, czy mnie oczy nie mylą. Bo jeśli to prawda...

Szebora spojrzał na brata, próbując sobie wyobrazić, że widzi go po raz pierwszy.

Wszyscy twierdzili, że Jeromił jest urodziwy, jakby dorastał w szlacheckim rodzie, kąpał się w mleku i spożywał wyłącznie wykwintne potrawy, które wzbogacały jego krew. Usta chłopca były czerwone, a policzki różowe i sprężyste. Nawet dłonie nie zdradzały jego pochodzenia, nie zatraciły kształtu pomimo trudów pracy, pozostając delikatne i przyjemne w dotyku. Jego widok potrafił poruszyć serca, ale to stwarzało problemy w czasach, w których przyszło im żyć. Bowiem dziewczęta i chłopcy o miłych, regularnych rysach twarzy znikali. Na zawsze.

Szebora głęboko wierzyła, że to prawda, bowiem ludzie z wioski od kiedy tylko sięgała pamięcią, snuli przerażające historie o tych zdarzeniach, jakby widzieli je na własne oczy. Przez wiele nocy dziewczynka nie potrafiła zasnąć, dręczona niepokojem, że jej brat podzieli los tych nieszczęsnych dzieci.

Ten strach odzywał się teraz ze zdwojoną mocą, nie tylko za sprawą zmroku, cichego i złowieszczego, ani przez cienie przybierające groteskowe kształty. Głównym powodem byli intruzi, którzy pod osłoną mroku wtargnęli do ich małej, zapomnianej przez bogów wioski. Szebora miała co do nich złe przeczucia, ponieważ skradali się w ciemnościach, zręcznie omijając księżycowe promienie niczym straszydła, które czmychają pod łóżko, ledwie tylko zamigocze płomyk świecy.

– Myśli masz wypisane na twarzy – oznajmił Jeromił, wytrącając siostrę z głębokich rozważań. – Wiem, że ty także uważasz, że ściągnę na wszystkich nieszczęście. Zaczynam mieć tego dosyć – wysyczał z urazą. – Co? Myślałaś, że nie wiem, że szepczecie o mnie za plecami? Jeśli coś mi się niedobrego przydarzy, to tylko przez was, bo takim gadaniem przyciągacie zły los.

– Wracajmy do domu, dobrze? – poprosiła lękliwie.

– W ogóle mnie nie słuchasz.

– Ja tylko chcę wrócić do domu. Naprawdę.

– Dlaczego? Bo zauważyliśmy tajemniczych przybyszów? Ich obecność ma o czymś świadczyć?

– Kazano nam trzymać się z daleka od obcych. Obiecaliśmy! Co jeśli to anakimy?

– Niedowiary…

– Jeśli to o n i, to wiesz, co się stanie. Pożrą nas! A szczególnie upodobali sobie dzieci. – Ścisnęła ramię Jeromiła i zniżyła głos do szeptu. – Musimy uciekać, zanim nas wywęszą.

Jeromił zachichotał, jakby sądził, że Szebora stroi sobie żarty.

– To zabawne, gdy wierzysz we wszystko, co ci mówią dorośli. Nie raz przyłapałem ich na kłamstwie. Anakimy pożerające ludzi! Zaraz pęknę ze śmiechu! Wiesz, co ja uważam? – Skupił na niej wzrok. – To zwykłe bajki. Przed chwilą widzieliśmy jak wyglądają te całe demony. W najmniejszym stopniu nie są podobni do bestii z durnych opowiastek, którymi nas karmią starsi. Mieszkamy w zapadłej wiosce z kilkoma polami wokół. Wielu z nas nigdy nie widziało miasta. Co my właściwie wiemy o świecie? Prawda może wyglądać inaczej.

Szebora zaczęła się wiercić, bo od kucania w krzakach, ścierpły jej nogi. Już straciła rachubę, ile czasu tak tkwili nie podejmując żadnego działania.

– Dlaczego starsi mieliby kłamać? Nie rozumiem. Poza tym nawet im się dobrze nie przyjrzeliśmy, bo ich twarze skrywały kaptury. Może tylko jedno z nich zdawało ci się zwyczajne, lecz pozostali z pewnością okażą się paskudniejsi od Starej Wiedźmy.

Wzdrygnęła się, ledwie o niej wspomniała. Tę kobietę widziała tylko raz i to wystarczyło, żeby czuwała w nocy, drżąc o własne życie. Starucha miała oczy demona.

Gdzieś blisko rozległ się szelest. Możliwe, że wywołany przez powiew wiatru. Niemniej Szebora zerknęła w tamtym kierunku pełna czujności.

– Zwyczajne? Nie nazwałbym ich tak. Gdzie patrzyłaś, gdy przechodzili przez podwórze? – Z gardła Jeromiła popłynął bolesny jęk i Szebora wystraszyła się, że coś mu dolega, ale on nagle się uśmiechnął z rozmarzeniem. – W tej, którą ujrzałem, nic nie było zwyczajnego. To wróżka! Piękna Pani z krainy baśni. Nie zauważyłaś? Przecież przystanęła. Odsunęła pukiel włosów z bladego policzka. Dłoń miała białą, jak śnieg. Spojrzała na księżyc błyszczącymi oczami, a wtedy... Nigdy nie sądziłem, że ktoś taki, jak ona może stąpać po ziemi.

Nieoczekiwanie wyszedł z ukrycia, a Szebora natychmiast wyskoczyła za nim i desperacko pociągnęła go za rękaw, pewna, że ten postradał rozum.

– Oj przestań! – Jeromił wyszarpnął się. – Jak chcesz to wracaj do domu! Nie będę cię zatrzymywał. Ale ja muszę ją jeszcze raz zobaczyć. Choćby tylko przez chwilę.

– Po co?

– Jesteś za mała, żeby to zrozumieć.

Odepchnął ją ze złością. Szebora upadła na ziemię i zdjęta grozą patrzyła, jak brat rusza w kierunku bardzo ponurego teraz domostwa. Był to dom zamożnego właściciela ziemskiego, jednak chwilę wcześniej anakimy weszły do środka zupełnie tak, jakby byli u siebie. Szebora bała się myśleć, jak zareagował na to wtargnięcie szlachcic. Czy stawił opór, a wtedy oni zrobili mu coś złego? Nie rozległy się żadne krzyki. Może więc ocalał?

Dziewczynka splotła dłonie, jak do modlitwy i wtedy wpadła jej do głowy inna myśl, jakby przyszła z odsieczą, aby przegnać ponure wizje. A co, jeśli tajemniczy goście rzeczywiście nie byli potworami? O niczym złym nie świadczyło podróżowanie nocą i skrywanie twarzy pod kapturami. Każdy starał się jak najmniej rzucać w oczy, zwłaszcza, gdy trzeba było pokonać trasę nocą. Może coś ich niedobrego spotkało po drodze i tylko poszukiwali schronienia? Ta wersja wydawała się całkiem prawdopodobna. Poza tym przecież potwory bez serca nie mogłyby wyglądać olśniewająco. Czyż właśnie anioły nie zachwycają urodą, a diabły nie budzą odrazy?

Szebora podźwignęła się z ziemi. Jeromił akurat zaglądał przez okno do otulonego blaskiem świec wnętrza domostwa. Dziewczynka podbiegła do niego i wpatrzyła się w jego roziskrzone oczy. Działo się coś przedziwnego. Brat sprawiał wrażenie, jakby rzucono na niego urok. Szebora zrozumiała, że żadnymi słowami nie skłoniłaby go do powrotu.

Co tak zachwyciło Jeromiła, że aż stracił rozwagę? Szebora pomyślała, że sama spojrzy przez szybę, lecz ostatecznie zwyciężył strach, który mocno trzymał ją w okowach.

– Jest cudowna. Nie z tego świata. Ach, Szeboro! Oni wszyscy wyglądają niezwykle!

– Nie przypominają potworów? – spytała sceptycznie.

Jeromił odsunął się od okna i bez zastanowienia pokierował w stronę drzwi.

– Zaczekaj. Nie możesz tam od tak po prostu wejść... Szanowny pan szlachcic na pewno się rozgniewa. Poza tym co, jeśli ma kłopoty? Musimy powiadomić dorosłych. M u s i m y Jeromił. – Chciała unieść głos, aby brat zrozumiał, że sprawa jest najwyższej wagi, ale zrezygnowała, bo wtedy dałaby znać anakimom o swojej obecności. Chociaż nie zdziwiłaby się, gdyby już o nich wiedzieli. Starszy brat nie zachowywał się szczególnie ostrożnie.

– Nie zrobimy tego!

– Proszę, chodźmy stąd. Boję się.

– No to odejdź! Ale niech ci nie przyjdzie do głowy naskarżyć na mnie rodzicom. Zrozumiano? Jeśli to zrobisz, już cię nie wezmę ani nad staw z chłopakami, ani na drzewa. Będziesz pleść kosze i czyścić obornik przez cały dzień.

Zwykle tego typu pogróżki działały, nie tym razem. Szebora przypomniała sobie o nożu, który nosiła odkąd nieszczęśliwie napotkała Starą Wiedźmę.

– Weź chociaż to. – Niezdarnym ruchem wydobyła go z kieszeni.

– Nie! Nie potrzebuję! – Poirytowany Jeromił odepchnął rękę Szabory. Nóż potoczył się z łoskotem po kamiennych schodach.

Szebora zacisnęła pięści. Do oczu napłynęły łzy. Miała już dość zachowania Jeromiła. Postanowiła wrócić do domu i opowiedzieć o wszystkim ojcu, bez względu na konsekwencje.

Cofnęła się po nóż, lecz ledwie go ukryła w połach podartego płaszcza, a drzwi do domu możnego pana zaskrzypiały, niczym okrzyk głodnej wrony. Szebora odwróciła się gwałtownie, bliska krzyku, lecz go zdławiła, napotkawszy lodowate spojrzenie istoty. Z mroku domostwa wyłonił się anakim. Musiał zaalarmować go hałas.

Jeromił cofnął się do młodszej siostry i odszukał jej dłoń.

Wreszcie jakaś normalna reakcja – zamajaczyła w głowie Szebory niewyraźna myśl. Ale to już nie miało znaczenia.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Tjeri 3 miesiące temu
    Przyciągnął mnie Twój nick. Wilga to przepiękny ptak. O tekście jak na razie nie mogę za wiele powiedzieć, ale fakt, że mam zamiar przeczytać drugą część mówi więcej dobrego niż neutralnego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania