Poprzednie częściBez tytułu - 1

Bez tytułu - 9

Nieustraszona grupa protagonistów opowiadania, które nie posiada tytułu kontynuowała swoją niebezpieczną podróż. Po opuszczeniu Oftopik mieli zamiar wyminąć wojska Imperatora przechodząc przez Puszczę Yaoistyczną będącą największym zbiorowiskiem drzew w całej krainie.

- Kiedyś słyszałem... - zaczął Puk przerywając ciszę: - Że nazwa tej puszczy wzięła się od tajemniczego plemienia kobiet, które niegdyś ją zamieszkiwało.

- Same kobiety? - zdziwiła się Sakura. - Nie wytrzymałabym bez facetów.

- One też nie mogły.

- Jak to?

- Dokładnie nie pamiętam, ale Yaoistki miały bzika na punkcie mężczyzn.

- W takim razie dlaczego mieszkały w dżungli bez facetów?

- Nie wiem. Zresztą to tylko legenda - uciął po chwili opowieść.

John zatrzymał się przy ogromnym drzewie oparłszy się o nie mruknął:

- Proponuję zrobić postój.

- Jestem za! - zawołała entuzjastycznie Ashley.

Trzynastolatka nikomu się z tego nie zwierzała, ale podróż po Fanfiklandii sprawiała jej ogromną radość. Wędrowała z przyjaciółmi poznając nowe miejsca i tylko czasem roniła łzę wspominając Imperatora, który nakazał zdobyć księgę bez tytułu.

Dlaczego? - pytała samą siebie w myślach. - Dlaczego wszyscy nie mogą zostać przyjaciółmi?

Dlaczego okrutny los kazał jej dokonać wyboru między Imperatorem, a Resu? Czuła, że nadejdzie moment, w którym będzie musiała podjąć decyzję, ale do tego czasu chciała być po prostu typową nastolatką.

- Ty płaczesz, Ashley? - spytał Resu.

- Nie... - odparła teatralnie ukrywając swoje wzruszenie.

- Aha - odpowiedział, nie drążąc tematu.

- Zrobimy tak... - zaczął John. - Panie przypilnują obozu, a ja, Puk i Resu rozejrzymy się po okolicy.

- Chwila! - zaprotestowała Sakura. - Nie chcę zostać tutaj z Ashley!

- Sprawdzimy tylko, czy w pobliżu nie ma jakichś trolli, albo potwora doktora Szaleństwo.

- Też chcę iść! - zawołała bojowo Ashley uaktywniając swoją marysuistyczną odwagę.

- To zbyt niebezpieczne - sprzeciwił się lider grupy. - Pójdą wyłącznie faceci!

W tym samym momencie oczy Ashley zaszkliły się pod wpływem łez. W kilka sekund dziewczynka wybuchła płaczem.

- Skoro tak to idźcie sobie sami! Nie chcę was widzieć! - zawołała obrażona i wskoczyła w krzaki, które prowizorycznie musiały zastąpić jej pokój.

Chochlik drukarski zdecydował się zostać w obozie z Sakurą i Ashley. Ułożył się pod drzewem i już po chwili głośno chrapał, zaś Resu i John ruszyli w głąb Puszczy Yaoistycznej.

Była ona niezwykłym miejscem. Bujna roślinność mieniła się wszystkimi odcieniami zieleni. Korony wysokich drzew przysłaniały niebo, krzewy zdobiły ogromne pąki kwiatów, zaś pnie drzew oraz głazy porastały liany i pnącza. Wędrowali tak jeszcze przez chwilę, aż dotarli do rzeki. Wtedy John przemówił:

- Teraz możemy ich poszukać.

- Kogo?

- Yaoistek. Słyszałeś, co mówił Puk - przypomniał: - Gdzieś tutaj żyją samotne kobiety mające bzika na punkcie facetów.

Resu nie chciał martwić swojego towarzysza, dlatego też nie wspomniał, że istnienie Yaoistek jest tak samo prawdopodobne jak istnienie dobrego fanfika do "Tokyo Mew Mew".

Młodszy z bohaterów przycupnął nad rzeką. W krystalicznie czystej wodzie pływały nie tylko spamy, ale i warny, czyli gatunek słodkowodnej, drapieżnej ryby kąsaczokształtnej. Drugi zaś zaczął rozglądać się na strony w nadziei na wypatrzenie jakiegoś dziewczęcia z plemienia yaoistycznego.

Niespodziewanie zza drzew wyłoniła się Yaoistka. Gdyby nie trudne warunki życia w dżungli można byłoby uznać ją za naprawdę atrakcyjną kobietę. Była wysoka, miała smukłą figurę, gęste kasztanowe włosy oraz orzechowe oczy. Odziana była jedynie w kartki z mangi o tematyce yaoi. Z zarośli zaczęły wyłaniać się kolejne dzikuski. John i Resu zorientowali się, że są otoczeni przez ponad tuzin dziewcząt. Nie wiedzieli jakie mają zamiary i chociaż pierwszy z nich nie martwił się tym szczególnie, tak drugi zaczynał mieć coraz gorsze przeczucia.

- Yaoi! Yaoi! Yaoi! - groźnie pomrukiwały.

- Seme-uke bara bara! - powiedziała jedna z dziewcząt.

- Ya... - przytaknęła jej druga słówkiem, które fonetycznie było podobne do niemieckiego.

- Nie rozumiem - wystraszył się Resu.

W końcu przedstawicielka grupy wystąpiła krok do przodu i przemówiła:

- Pragniemy mężczyzn!

John uśmiechnął się uwodzicielsko pod nosem i przemówił do tubylców:

- Drogie panie... Jestem cały wasz!

Nic bardziej nie mogło uradować Yaoistek od takiego wyznania. Zupełnie jakby bogowie Fanfiklandii wysłuchał ich modlitw. Kilka dziewcząt z wrażenia pomdlało, reszta padła na kolna. Płakały i krzyczały wniebogłosy:

- Seme! Nasz Seme! Mamy Seme!

Po chwili zaczęły wiwatować i ściskać bohaterów. Z wielką radością poprowadziły Resu i Johna do swojej osady znajdującej się nieopodal rzeki. Tam ponownie im dziękowały ze łzami w oczach. Na cześć swoich gości wydały huczną zabawę. Resu czuł się nieswojo w towarzystwie Yaoistek, które traktowały ich jak królów. Odważniejsze z dziewcząt pytały Resu o różne rzeczy:

- Jak to jest być Uke?

- Czy bardzo lubi swojego Seme?

- Czy mieszkają razem?

Chłopak nie rozumiał większości pytań, ale przez grzeczność przytakiwał. John czuł się jak ryba w wodzie. Towarzystwo pięknych kobiet sprawiało mu przyjemność.

- W porządku! - przemówiła przywódczyni plemienia. - Po wielu latach oczekiwania w naszej puszczy wreszcie pojawili się Seme i Uke - mówiła, wskazując na nieświadomych terminologii plemiennej Johna i Resu. - Jak głosi pradawna legenda, gdy dwaj mężczyźni odegrają między sobą erotyczno-pornograficzną scenkę na nasz lud spłynie dobrobyt, od którego poprzewraca nam się w dupach!

- Chwila! - przerwał jej zaskoczony John. - Czy ja dobrze zrozumiałem? Wy chcecie, abym ja i Resu...

- Seme-uke bara bara!

- Żądamy yaoi!

- Nie rozumiem... - kręcił głową Resu.

- Macie nam odegrać scenę z yaoi, albo umrzecie!

- Wolę śmierć! - wyrwał się John. - Myślicie, że możecie od tak sobie zmuszać mnie do takich rzeczy? Macie przed sobą stereotypowego maczo i powiem wam jedno - mówił wzniośle gwałcąc przy tym wszelkie postulaty gender. - Zamiast chcieć, abym ja i on... Mogłybyście same mnie "puknąć" - nazwał niegodziwą czynność, której Yaoistki dopraszały się pomiędzy nim, a Resu. Jedna z kobiet biorąc jego słowa zbyt dosłownie zdzieliła go kamieniem w głowę. John stracił przytomność. Następne co pamiętał to to, że on i Resu leżeli skrępowani i przygotowani do rzucenia warnom na pożarcie.

- Dajemy wam ostatnią szansę! - zawołała przywódczyni plemienia. - Okażcie sobie trochę czułości, albo rzucimy was warnom na pożarcie.

- Nigdy! - warknął John.

- Współczuję ci, Uke-Resu, że związałeś się z takim nieczułym palantem! - zwróciła się do drugiego z mężczyzn.

Nagle z krzaków wyskoczyła Ashley. Nieco zdziwiona widokiem związanych Resu i Johna oraz gromadą kobiet ubranych w kartki z mang przemówiła:

- Co tu się dzieje?

- Ashley! Pomóż nam! - zaskomlał John.

Ashley spojrzała na przyjaciół z ogromnym żalem. Nadal czuła się pokrzywdzona tym, że nie chcieli jej zabrać. A teraz? Wpadli w tarapaty i jej potrzebowali. Dziewczynka była pewna, że gdyby od razu jej posłuchali z pewnością uniknęliby niebezpiecznej sytuacji w jakiej się znaleźli.

- Nie! - odburknęła. - Fochusiam się na was! - dodała, odwracając się do nich plecami.

- Ashley, proszę - jęknął Resu.

Merysujka była tak bardzo rozżalona, że siłą woli wytworzyła drzwi do krzaków... Znaczy... drzwi do swojego skromnego pokoju i z całej siły trzasnęła nimi.

- To nazywa się foch - skomentowała jedna z dziewcząt.

Gdy już wydawało, że sytuacja jest beznadziejna na horyzoncie pojawili się Sakura i Puk Puk.

- Zostawcie ich! - krzyknęła Sakura.

Yaoistki ani myślały oszczędzać fałszywych Seme i Uke. Była zbrodnia to i kara musi być! Sakura sięgnęła do swojej torby po egzemplarz yaoistycznej powieści: "Przygody Jiro". Na jej widok dziewczęta z plemienia stanęły jak zahipnotyzowane. Z uwagą śledziły każdy jej ruch. Sakura, nieco drżącym głosem, zaczęła czytać wstęp powieści:

- Jiro płakał już trzecią godzinę, gdyż ekspedientka w sklepie spojrzała na niego nieuprzejmie...

Gdy Sakura odwracała uwagę Yaoistek, Puk Puk oswobodził Johna i Resu. W tym samym momencie z pokoju wyszła Ashley: mimo że po jej polikach płynęły łzy, których nie powstydziłby się sam Jiro nie czuła już gniewu, a wręcz przeciwnie - cieszyła się, że mogła uratować przyjaciół.

- Macie szczęście, że was znalazłam i uratowałam - dodała.

Sakura położyła książkę na ziemi i ostrożnie zaczęła się wycofywać. Yaoistki zajęte pozostawionym przez Sakurę bestsellerem nie myślały już o Johnie i Resu. Grupa mogła kontynuować swoją wyprawę w kierunku stolicy Fanfiklandii.

Kończąc poprzednie zdanie autor poważnie zastanawiał się, czy ktoś w ogóle czyta jego tekst? Czuł się podle, bo wiedział, że nieliczni czytelnicy tracą swój cenny czas na infantylną opowieść przeszytą sarkazmem i absurdalną symboliką internetowego pisarstwa. Dlatego zdecydował, że kolejny tomik przygód Resu zakończy jakąś interesującą informacją, aby czytelnicy przynajmniej czegoś się nauczyli i nie mieli poczucia straconego czasu. Tak więc przypominam, że siedem razy pięć równa się trzydzieści pięć.

Następne częściBez tytułu - 10

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • elenawest 20.11.2015
    Nie znam się na Yaoi, ale i tak mi się ta część bardzo podobała ;-)
  • Szczur 20.11.2015
    Ja też się nie znam, ale o tym ciiii...
  • elenawest 20.11.2015
    Szczur to dobrze wiedzieć :-P
  • alfonsyna 20.11.2015
    "Zupełnie jakby bogowie Fanfiklandii wysłuchał ich modlitw" - wysłuchali
    No, i świetnie, czegoś się przynajmniej nauczyłam :D
  • ausek 20.11.2015
    Jak wszystkie poprzednie części ta też jest świetna. :)
  • comboometga 20.11.2015
    Świetny, pozytywny rozdział :D 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania