Dziennik śmierci cz.5
Alicja Sikora siedziała oparta plecami o zimną i szorstką ścianę z nogami przyciągniętymi do piersi i głową wciśniętą między kolana. Porażona prądem ręka wciąż ją bolała, a oczy miała opuchnięte i zaczerwienione od płaczu.
Zdążyła już zapomnieć, jak męczący może być płacz, jak bardzo osłabia ciało, umysł i psychikę. Po śmierci brata miesiącami przelewała łzy i kosztowało ją to tak wiele energii, że czasami mdlała bez wyraźnej przyczyny.
Teraz siedząc w tej ciemnej i zimnej celi, Alicja czuła się tak samo zdruzgotana jak wtedy, gdy wypłakiwała oczy po śmierci Kamila. Była słaba jak dziecko i tak przerażona, że dosłownie wszystko - jakiś odgłos z zewnątrz, błysk światła czy nawet brzęczenie muchy - mogłoby wycisnąć z niej jeszcze więcej łez i przyprawić o dreszcze, nad którymi nie potrafiłaby zapanować.
Ciemność i fatalny stan psychiczny sprawiły, że straciła rachubę czasu. Nie miała pojęcia, czy spędziła w zamknięciu kilka godzin, dni czy nawet tygodni. Mogła jedynie skupiać się na własnym oddechu, ale nawet ta prosta czynność kosztowała ją wiele wysiłku.
Właśnie po raz trzeci chuchnęła w złożone dłonie, próbując je ogrzać, gdy nagle...
Bang! Bang!
Rozległ się podwójny huk ogłuszający jak eksplozja. Był tak głośny, że wprawił drzwi jej celi w wibracje i omal nie uruchomił zraszaczy pod sufitem.
W mgnieniu oka jej tętno gwałtownie przyspieszyło, bo dobrze znała ten odgłos. Słyszała go już kiedyś kilka razy.
To był odgłos wystrzałów.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania