Poprzednie częściIch dwóch, ja jedna - część 1

Ich dwóch, ja jedna - część 2

Wybaczcie mi ten przesycony opisami rozdział, musiałam ;) Miłego czytania życzę :)

 

***

Kolejne dni upłynęły w gorączkowych przygotowaniach do kolacji wigilijnej, bowiem miało się na niej pojawić czworo gości. Pod rozkazami mamy, która tej doby przeistoczyła się w prawdziwego generała i była gotowa zagonić wszystko, co żywe do pracy, uwijałam się w kuchni jak mrówka, ale miałam wrażenie, że ilość rzeczy do zrobienia paradoksalnie wciąż rosła zamiast się zmniejszać.

Fakt, że miałam dwadzieścia trzy lata i wciąż mieszkałam z rodzicami, zupełnie mi nie przeszkadzał. Nie uważałam tego za powód do wstydu. Pracowałam i zarabiałam; dodatkowo, w razie czego, mogłam wspomóc rodziców w jakikolwiek sposób.

Tego pełnego gorączkowych przygotowań dnia Marcel zadręczał mnie swoimi telefonami. W końcu zirytował mnie tak bardzo, że przestałam odbierać. Chwilę później dostałam od niego wiadomość o treści: „W porządku, nie będę się narzucał.”. Jak zwykle, zero zrozumienia z jego strony, lecz w taki oto sposób miałam z Marcelem już któreś z kolei „ciche dni”, z których cieszyłam się, jak nigdy w życiu.

O godzinie wpół do szóstej wieczorem wpadłam do łazienki jak burza. Szybko przebrałam się w koszulę w kolorze pudrowego różu oraz ciemne spodnie. Rudawo-brązowe włosy ułożyłam z pomocą prostownicy w gładkie pasma i zrobiłam lekki makijaż. Szybko przejrzałam się w lustrze i po krótkich oględzinach stwierdzających wynik pozytywny, byłam gotowa na spotkanie z kochaną rodzinką.

Jako pierwsza zjawiła się moja siostra cioteczna, Luiza, ze swoją sześcioletnią córeczką, Agniesią. Luiza była starsza ode mnie o całe siedem lat i wszyscy w rodzinie nazywaliśmy ją żartobliwe Lisiczką, a to za sprawą krótkich, rudych włosów oraz miedzianych piegów na całej twarzy. Jej córeczka „poszła w tatę”. Odziedziczyła po nieżyjącym już Rafale czarne włosy i czekoladowe oczy oraz uroczo zadarty nosek. W kwestii charakteru Agniesia zdecydowanie była podobna do swojej mamy i jako jedno z nielicznych dzieci, uwielbiała mnie. Raz nawet usłyszałam od niej „kocham cię”, co wtedy spowodowało, że zalałam się łzami.

– Agaaata! – usłyszałam radosne wołanie, a po chwili dziewczynka wczepiła się we mnie swoimi rączkami.

Śmiejąc się, wzięłam ją na ręce i zrobiłam kilka kółek dookoła własnej osi. Agnieszce bardzo spodobała się ta zabawa, bo cieszyła się jak szalona. Zaraz potem przywitałam się z Luizą.

– Miło cię widzieć – rzuciła lekko, uśmiechając się tajemniczo.

Gdy zobaczyłam, kto jeszcze przyjechał do nas na wigilię, uśmiech nieco przygasł na moich ustach. Ciocia Róża i wujek Franek, krewni, którzy podczas każdych odwiedzin męczyli mnie pytaniami o ślub i narzeczonego. Nie znosiłam ich wścibskich pytań, ale miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj mi odpuszczą.

Nie chcąc psuć uroczystej atmosfery, przywołałam najbardziej wystudiowany uśmiech i wciąż trzymając na rękach Agnieszkę, przywitałam się z nimi. Ciotka, jak zwykle mocno wyperfumowana, zaledwie musnęła moje policzki swoimi ustami w kolorze czerwonego wina.

– Do twarzy ci z dzieckiem – zasugerowała, głaszcząc Agniesię po włosach.

Zaraz potem wujek ścisnął mi rękę tak mocno, że łzy stanęły mi w oczach. Miał krzepę w łapach, nie ma co. Śmiejąc się ze mnie, dorzucił też swoje trzy grosze:

– Najwyższy czas, byś pomyślała o swoim.

Wywróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam.

 

***

Po uroczystym podzieleniu się opłatkiem i złożeniu sobie życzeń, zasiedliśmy do stołu. Miałam to nieszczęście, że przypadło mi miejsce tuż obok ciotki Róży. Po tym, jak barszcz czerwony z uszkami został rozlany do talerzy, przez chwilę nie było słychać nic prócz brzęczenia łyżek i siorbania.

Jadłam powoli, w obawie, że mogę się udusić, gdy tylko ktoś z wujostwa zacznie swoją zwyczajową tyradę na temat mojego stanu cywilnego. Nie musiałam długo czekać. Korzystając z okazji, że Luiza pogrążyła się w rozmowie z moimi rodzicami, Róża powiedziała do mnie:

– Mam nadzieję, że kręci się koło ciebie jakiś kawaler. Wiesz, to najwyższy czas na zamążpójście. Jesteś już wiekową panną.

Z trudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem i pokręcenia głową. Ciotka i jej średniowieczne poglądy na temat małżeństwa. Już miałam wyjechać ze swoją ciętą ripostą, ale wtedy zauważyłam, że wujek szykuje się do ataku. Pozwoliłam, by się wypowiedział.

– Musisz znaleźć sobie dobrego narzeczonego. Przystojnego i bogatego, najlepiej z własną kamienicą – powiedział, a ciotka pokiwała przytakująco głową.

– A w jego żyłach ma płynąć błękitna krew, prawda wujaszku? - zapytałam słodkim głosem aż ociekającym ironią.

Rodzice i Luiza wybuchnęli śmiechem. Franek przez chwilę się nad tym zastanowił. Najwyraźniej nie wyczuł sarkazmu w moim głosie.

– Całkiem mądry pomysł – ocenił.

Po raz drugi tego wieczoru wywróciłam oczami z irytacją. W końcu Lisiczka zrobiła coś, co sprawiło, że wujek zamarł, a ciotka gwałtownie oblała się rumieńcem.

– Co tam słychać u Mariolki? – zapytała siostra cioteczna z nieskrywaną ciekawością, a moi rodzice unieśli głowy, ciekawi odpowiedzi. – Nadal samotnie podróżuje po świecie?

Uśmiechnęłam się do Luizy z wdzięcznością. Patrząc na miny wujostwa, wiedziałam, że wbiła im szpilę w ich słaby punkt. Dobiegająca trzydziestki córka Róży i Franka wolała hulać jak lekkoduch po świecie i w ogóle nie myślała o małżeństwie, dlatego oni tak bardzo naciskali na mój ślub.

Reszta świątecznego wieczoru przebiegła w miłej, spokojnej atmosferze, całkowicie pozbawionej jakichkolwiek uszczypliwości. Wszyscy obecni przy stole śpiewaliśmy kolędy, a najgłośniej z nas robiła to Agniesia, siedząca na moich kolanach.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Angela 27.12.2015
    Wszystkie Twoje bohaterki mają charakterek. Czytając ten rozdział cały czas się uśmiechałam : ) 5
  • Marzycielka29 27.12.2015
    Zgadzam się z Angelą :) Wprowadziłaś fajny nastrój. A opisy w wyrazisty sposób pozwoliły wszystko zwizualizować :)5
  • KarolaKorman 27.12.2015
    Bardzo fajna część. Z przyjemnością przeczytałam o Wigilii bohaterki, 5 :)
  • ausek 27.12.2015
    Ciekawy rozdział mimo, iż ''przesycony opisami'', jak to ujęłaś. Pewno masz w tym jakiś cel, więc czekam na następną część. ;) 5
  • patyy 27.12.2015
    Podobał mi się :) Ah, te cięte riposty, zamiast wdawać się w konwersacje na nie miły dla nas temat, należy trafić w czuły punkt, oh, ja zazwyczaj tak robię i to najlepiej działą :) Naprawdę fajnie się zapowiada, więc ode mnie piąteczka i czekam na kolejną część :)
  • wolfie 28.12.2015
    Dziękuję za Wasze komentarze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania