Poprzednie częściIch dwóch, ja jedna - część 1

Ich dwóch, ja jedna - część 4

– Jeszcze trochę i wydepczesz tutaj ścieżkę – mruknęła żartobliwie Lisiczka, a siedząca na jej kolanach Agniesia wpatrywała się we mnie, jak urzeczona.

Stanęłam w miejscu i spojrzałam na kuzynkę, nieco urażona. Potem, po raz któryś z kolei rzuciłam okiem na zegarek w komórce. Była za trzy ósma. Znów zaczęłam chodzić w tę i we w tę po korytarzu. Czułam narastające z każdą chwilą zdenerwowanie, bowiem na imprezie sylwestrowej miałam zapoznać znajomych Artura. Nie należałam do osób, którym zdobywanie sympatii innych przychodzi łatwo, dlatego też obawiałam braku akceptacji z ich strony.

Punktualnie o ósmej usłyszałam cichy pomruk samochodu. Szybko dokonałam ostatnich poprawek i wyszłam na zewnątrz. Zadrżałam lekko pod wpływem mroźnego powietrza, które owiało całe moje ciało i przywołałam szelmowski uśmiech, jednocześnie skrywając gdzieś w sobie całe zdenerwowanie.

Czekała mnie jeszcze mała przeprawa ze schodami. Ostrożnie, by nie skręcić sobie przy okazji karku, zaczęłam schodzić po nieco oblodzonych stopniach. Artur, widząc mnie, wysiadł z samochodu. Dostrzegając oczarowanie w jego wesołych, zielonych oczach, poczułam się jak gwiazda. Zaraz potem wpadłam w lekki poślizg, co przypomniało mi, bym zbytnio się nie pyszniła. W pokonaniu ostatnich trzech stopni pomógł mi Artur, wyciągając w moją stronę dłoń, którą przyjęłam z wdzięcznością.

Był wyższy ode mnie o głowę, dzięki czemu czułam się przy nim bezpiecznie.

– Pięknie wyglądasz – wyszeptał, z ustami tuż przy moim policzku, a potem dał mi buziaka.

Ten banalny komplement sprawił mi przyjemność i dodał nieco odwagi. Wierzyłam, że wszystko pójdzie dobrze, choć w środku byłam całkowicie rozedrgana. Nie wiedziałam, skąd wzięła się we mnie ta fobia związana z obcymi osobami.

Artur, jak przystało na prawdziwego dżentelmena, otworzył mi drzwi od strony pasażera, a potem czekał, aż wsiądę i zamknął je za mną. Powoli dawałam się unieść czarującej atmosferze tego wieczora.

Podczas jazdy nie rozmawialiśmy ze sobą, tylko wymienialiśmy uśmiechy. Podobała mi się ta zabawa; w jego szczerym uśmiechu była jakaś obietnica, sekret, który miałam dopiero poznać. Pomimo mroźnego wieczora, miasto zdawało się dopiero teraz ożywać. Praktycznie na każdej ulicy można było dostrzec spieszących gdzieś ludzi. Tak zapatrzyłam się w barwne iluminacje, że nie dostrzegłam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.

Zatrzymaliśmy się przed bogato oświetlonym lampkami świątecznymi domem. Od razu poczułam się nieswojo, ale starałam się tego nie okazywać. Artur pomógł mi wysiąść, a potem chwytając za dłoń, poprowadził w stronę domu. Chwilę później, powitani przez sympatycznego i nieco za bardzo rozweselonego Bartka, weszliśmy do wnętrza ładnie i komfortowo urządzonego domu.

Artur przedstawił mnie znajomym jaką swoją dziewczynę, co zaskoczyło mnie tak ogromnie, że miałam gdzieś fakt, że wszyscy się na mnie bezceremonialnie patrzyli. Poczułam lekką złość i jednocześnie domyśliłam się, że to musiała być ta tajemnica, którą widziałam wcześniej w jego uśmiechu.

Wszystko wydarzyło się w nieodpowiedniej kolejności: powinien był zapytać mnie o to, czy chcę z nim być, dopiero ogłaszać to przed całym światem, a nie stawiać mnie przed faktem dokonanym. Koniecznie musiałam omówić z nim tą kwestię, ale wyglądało na to, że chwilowo mieliśmy być pozbawieni prywatności. Nagle byłam zewsząd otoczona ludźmi; wszyscy dopytywali się, od kiedy jesteśmy razem. To mój „domniemany” chłopak odpowiadał na te pytania, a ja tylko rzucałam mu pytające spojrzenia.

Gdy już pierwszy szok minął, poprosiłam Artura o rozmowę w cztery oczy.

– Coś nie tak? – zapytał, świdrując mnie spojrzeniem.

Wyjaśniłam mu, w czym tkwił szkopuł. Już miałam usłyszeć jego wyjaśnienia, gdy ktoś bezczelnie przerwał nam prywatną rozmowę. Odwróciłam się, jak nigdy gotowa opieprzyć kogoś obcego i wtedy stanęłam oko w oko z... Marcelem.

Cicho wciągnęłam powietrze. Tego się kompletnie nie spodziewałam. Niespodzianka numer dwa tego wieczoru. Dostrzegając dziwny blask w ciemnych oczach oraz cwaniacki uśmiech rozciągający się na ustach mojego telefonicznego prześladowcy, niespodziewanie przeszył mnie strach. Wpadłam jak śliwka w kompot.

– Agatko, pozwól że ci przedstawię Marcela, mojego bardzo dobrego kumpla – powiedział Artur zza moich pleców.

Głośno przełknęłam ślinę i wyciągnęłam w stronę „nieznajomego” dłoń. Cała ta scena była niepokojąca i niezwykle sztuczna. Nie rozumiałam zachowania Marcela. Dlaczego udawał, że mnie nie zna?

Przy najbliższej okazji zamierzałam go o to zapytać, ale w tamtej chwili musiałam wyrzucić sobie ten problem z głowy, bowiem impreza zaczęła się na dobre. Rozpoczęły się szalone, dzikie pląsy, przerywane od czasu do czasu toastami, dla mnie i Artura bezalkoholowymi. Nie miałam chwili spokoju; ciągle ktoś porywał mnie do tańca, ale jednocześnie mogłam nieco rozeznać się w terenie. Wszyscy przybyli tutaj parami i żadna z tych osób nie okazywała mi niechęci, z czego ogromnie się cieszyłam.

– Wreszcie – powiedział z zadowoleniem Artur, gdy w końcu mnie dopadł. - Teraz już nie wypuszczę cię ze swoich objęć – obiecał.

Wciąż jeszcze nie przeszła mi złość na niego i nie zamierzałam tego kryć. Zadziwił mnie w bardzo niefajny sposób.

– Powiesz mi, dlaczego tak? – zapytałam, gdy tańczyliśmy do jakiegoś wolnego, romantycznego kawałka. – Nie lubię być zaskakiwana w ten sposób – zaznaczyłam, mając nadzieję, że moje słowa pozostaną mu w pamięci na długo.

Nie chciałabym dowiedzieć się w taki sposób o swoich zaręczynach.

– Przepraszam, to nie tak miało być. Nie wiem, co we mnie wstąpiło – kajał się, patrząc mi prosto w oczy. – Źle zrobiłem. To ty najpierw powinnaś dowiedzieć się o moich zamiarach.

Wybaczyłam mu, a dzisiejsza noc sylwestrowa miała być dla nas obojga początkiem nowej drogi.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • KarolaKorman 03.01.2016
    ,, która widziałam wcześniej w jego uśmiechu.'' - którą
    ,,Wybaczyłam mu, a dzisiejsza noc sylwestrowa miała być dla nas obojga początkiem nowej drogi.'' - mam wrażenie, że w tym zdaniu pomieszałaś czasy
    I to, o czym pisałam w komentarzu pod poprzednią częścią. ,,mruknęła żartobliwie Lisiczka, a siedząca na jej kolanach Agniesia wpatrywała się we mnie, jak urzeczona.'' i dalej ,,... i spojrzałam na siostrę, nieco urażona.'' - w moim odczuciu, czytając to, Lisiczka na Sylwestra zostaje z mamą, a Agnisia z babcią, a przecież to nie prawda :(
    Za część 4 :)
  • wolfie 03.01.2016
    Dzięki Karola, za obydwie opinie, zastosuję się do Twoich rad :)
  • Marzycielka29 03.01.2016
    Wszystko napisała Karola:) Lubię postać bohaterki, wydaje się bardzo naturalna. Czytają mam uczucie, że znam się z nią dobrze :D
  • Amy 03.01.2016
    Powiedziałaś kiedyś, że opowiadania "o życiu" Ci nie wychodzą, a ja uważam, że największym atutem akurat tego jest realizm. :) Bardzo mi się podoba, choć zauważyłam kilka błędów. Przecinek przed "jak" stawiamy tylko wtedy, gdy w dalszej części zdania występuje czasownik.

    Noc miała być początkiem nowej drogi, czyli nie będzie? ;D Czekam na więcej.
  • Angela 03.01.2016
    Wszystko opisane w bardzo lekki, naturalny sposób. Zastanawiam się nad zachowaniem obydwóch panów : ) 5
  • ausek 03.01.2016
    Zastanawia mnie nie tylko zachowanie facetów, ale jestem też ciekawa, co teraz uczyni nasza gwiazda, pozdrawiam. :) 5
  • wolfie 05.01.2016
    Dziękuję za Wasze opinie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania