Poprzednie częściKoroner Hawk (1)

Koroner Hawk (6)

Daphne odetchnęła z ulgą, gdy koroner opuścił pomieszczenie. W jego obecności nie była w stanie zebrać myśli i, o zgrozo, nie było to spowodowane tylko dzierżeniem przez niego jej (prawie) najczarniejszej tajemnicy. O tak, miała o wiele gorsze sekrety niż to, że lubiła sobie wypić i przegrać kilka tysięcy funtów w karty. Nie żałowała przegranych. Później odzyskiwała swoje pieniądze z nawiązką. Za każdym razem. Każda porażka była jednocześnie triumfem, mimo że los poskąpił jej szczęścia w hazardzie. Obdarował ją jednak czymś znacznie cenniejszym – sprytem, którego nie powstydziłby się sam diabeł. Miała pozycję, środki i umysł tak dokładny, że czasem żałowała, że nie jest brzydkim, bezrobotnym hrabią. Miałaby wówczas mnóstwo czasu na rozwój planów, jakie od tak dawna siedziały w jej głowie. Oczywiście, nie narzekała.

– Panno Belmondeley – Walter skinął z szacunkiem w jej stronę. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała przelotnie po ciele Crecerelli.

– Co wydedukował pan Hawk? – spytała niby mimochodem, przyglądając się zwłokom.

– Śmierć nastąpiła poprzez uduszenie.

– Dobrze. Tyle nam wystarczy. Uzupełnij akta, Willow, schowaj to ścierwo i zadzwoń, jeśli będzie następne. Do widzenia.

Czy ktoś zdążył wspomnieć, że Daphne po ojcu przejęła również fach? Dobrze płatny, owszem, ale nadawała się do tego jak łyżka do łatania butów. Dlatego wcześniejsze wizyty Hawka były jej na rękę. Oprócz niepokoju czuła przy nim również pożądanie. I to stanowiło właśnie rzecz, która nie pozwalała jej spokojnie myśleć, gdy był w pobliżu.

 

***

 

Prosto z prosektorium, Maverick wybrał się do koszar Scotland Yardu, gdzie zastał, ku swojemu zdziwieniu, Miguelę Acevedo. Nie spostrzegła go. Stała w towarzystwie niskiego mężczyzny o ciemnej karnacji i podobnie ciemnych włosach. Koroner był pewny, że to ktoś spokrewniony z Acevedo, a biorąc pod uwagę wiek – kuzyn albo brat. Rozmawiali po hiszpańsku.

– Se amable y date prisa!* – syknęła Miguela. Dopiero teraz, gdy obserwował ją w, powiedzmy, naturalnych okolicznościach, widział jej porywczość. Była wyraźnie zdenerwowana, w dłoni zaś trzymała pistolet. Rozmawiała, trzymając palec na spuście.

– Las serpientes pueden levantar sus colmillos en cualquier momento. Xavier, te acuerdas?**

– Si, Miguela. Tratare de.***

Acevedo momentalnie się uspokoiła. Schowała broń za pas, rozejrzała się dookoła i odeszła w kierunku burdelu, a przynajmniej ulicą, która tam właśnie prowadziła. Koroner wychylił się z ukrycia i niepostrzeżenie wszedł do koszar.

– Potrzebuję kilku informacji z akt, sierżancie – odparł, gdy zauważył, że osoba, którą miał zamiar odnaleźć, stoi niedaleko wejścia.

– Znowu załatwiasz cudze sprawy… Dobrze, Maverick, masz klucz i szukaj czego chcesz. Moi ludzie będą przy drzwiach, więc nie próbuj żadnych sztuczek.

– Sztuczek? Daj spokój, nie jesteśmy już dziećmi…

– Mam ci przypomnieć, jak ukradłeś połowę dokumentów, gdzie na drugi dzień miała rozpocząć się rozprawa? – bąknął sierżant. Maverick nie odpowiedział. Był ciekawy, w jakim stopniu policjant rozwinął swoje umiejętności aktorskie. – Piętnastego lutego, dwa lata temu, wtorek. Sędzina chodziła jak struta, Belmondeley próbowała złapać cię w prosektorium, ale nigdzie cię nie było, do cholery… Zaprzepaściłeś ważną sprawę, tylko dlatego, że, jak to ująłeś wówczas, lepiej ci się myśli w samotności… Ostatni raz zostawiłem cię bez dozoru!

– Mike, weź leki, bo zaczynasz świrować.

– Jakie? Leki, co? – sierżant miał to do siebie, że gdy mówiło mu się prawdę prosto w oczy, tracił zdolność poprawnego wypowiadania się.

– Barbital. Masz opakowanie w przedniej kieszeni marynarki. Paczka papierosów nie zasłania go dostatecznie dokładnie.

Koroner odebrał klucz i skierował kroki do pomieszczenia, w którym miał nadzieję odnaleźć pożądane informacje.

Tak jak myślał, wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu. Skrzywił się na samą myśl. Wyjął z torby gazetę, ułożył na niej torbę, a potem naciągnął na dłonie czarne rękawiczki i za pomocą podręcznej buteleczki spirytusu i bawełnianej tkaniny zdezynfekował szafkę, do której chciał zajrzeć. Brud był czarny.

Na metalowej powierzchni widniały litery „A-D”. Wysunął dokumenty.

– Acevedo, Chavechette, Chivutti.

Już sama obecność akt hiszpańskiej zbrodniarki wśród papierów londyńskiej policji stanowiła dla koronera coś na tyle dziwnego, że postanowił to zgłębić. Akta Chavechetta? Podobno nieuchwytny… I Chivutti. To może pomóc mu dociec, kto stoi za jej śmiercią.

Hawk zamknął szafkę i schował akta w wewnętrzną kieszeń płaszcza (cud, że była tak obszerna), zabrał torbę i zwinął gazetę. Pozostawił klucz na stole, po czym otworzył okno i wyszedł przez nie, stając na gzymsie. Przedostał się dzięki temu na niższy daszek, aż wreszcie zeskoczył na ziemię.

Jego celem było teraz, o dziwo, jego własne mieszkanie. W bloku mieszkał sam, nie licząc „gniazda malarskiego”, które wynajmowało pokój na trzecim piętrze. Była to grupa kilku ćpunów w różnym wieku, jak wskazywała nazwa, malujących obrazy. Nie przeszkadzali mu, nie zagłuszali pracy umysłu, to też ich obecność nie wydawała się Maverickowi szkodliwa.

 

Godność: Miguela Acevedo

Narodowość: Hiszpanka

Wzrost: Wysoka

 

Koroner obrócił stronę. Tam były już ciekawsze informacje.

 

„Skazana wyrokiem prawomocnym przez rząd hiszpański na karę śmierci. Zabójstwo generała Felipe Acevedo, udział w zamachach na pozostałych członków armii i policji. Przeszła szkolenie policyjne, członkini wielkiej grupy przestępczej, dążącej do obalenia króla i zniszczenia państwa. Grupa oficjalnie podaje się za wojsko partyzanckie, mają charakterystyczne tatuaże. Obecnie przebywają w stanie uśpienia, miejsce pobytu Acevedo jak i innych przestępców jest nieznane. Scotland Yard podejmuje się schwytania Migueli Acevedo i doprowadzenia jej przed oblicze sprawiedliwości w hiszpańskiej ambasadzie.”

 

Słowa Migueli, skierowane do Xaviera, nabierały sensu. Policja była na jej tropie. Pozostało pytanie, dlaczego kłamała? Kim była Narcisse? Pytań było coraz więcej, a odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Maverick odłożył papiery z nazwiskiem Hiszpanki i zajrzał do kart Crecerelli Chivutti.

Nie było tam nic istotnego. Chivutti, podobnie jak inne prostytutki pracujące dla Margot Rossignol, miała bogatą przestępczą kartotekę. Kradzieże, rabunki, napady o charakterze materialnym… Pozostało tylko prześledzić akta barona Chavechetta.

 

Godność: Samuel Chavechette

Narodowość: Francuz

Wzrost: Niski

 

„(...)związany węzłem małżeńskim z Rachel Spoon(...)”

______________

* – Pospiesz się!

** – Węże mogą wyciągnąć kły w każdej chwili. Xavier, pamiętasz?

*** – Tak, Miguela. Postaram się.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kocwiaczek 05.04.2020
    Dużo niewiadomych. Błędów nie zauważyłam. Sprytny myk z ucieczką przez okno :)
  • bogumil1 05.04.2020
    Aha, czyli w ten sposób znikają fanty i dokumenty z policyjnych depozytów i innych archiwów:) Nie wiedziałem. Tekst przeczytałem i dałem piątkę. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania