Poprzednie częściKoroner Hawk (1)

Koroner Hawk (8)

Nie była to daleka droga, a wypełniony po brzegi wskazówkami i domniemaniami ściśle kalkulujący umysł nie pozwalał koronerowi na choćby chwilę bezmyślnego chodu, więc czas minął mu jeszcze szybciej. Ulica ta nie była przez niego zbytnio uczęszczana, raczej skrzętnie unikał miejsc, w których obracały się najznamienitsze angielskie persony. Jeden nieprzemyślany ruch mógł tam człowiekowi przysporzyć ogromnych kłopotów, z których uwolnić się nie sposób niczym innym jak obfitą zawartością portfela i znajomościami. Hawk, mimo swojej niewątpliwej sławy i sporych finansów, nie byłby w stanie wypłacić się z kaucji, jaka czekałaby go po popełnieniu „przestępstwa” w tym królestwie demonicznych krezusów. Otaczały go zewsząd piękne, bogate kamienice, najrozmaitsze rzeźby z marmuru, gdzieś w oddali majaczył budynek banku. Bary, puby i kluby stanowiły nieodzowny element tej londyńskiej feerii, ludzkie głowy to jasne, to ciemne, to rude, przepływały i przeciskały się przez uliczki i przejścia, machając wielkimi parasolami i pozłacanymi laskami, które o wiele bardziej niż jako ochrona przed deszczem, miały dodawać właścicielom elegancji i szyku. Wszystko było na pokaz. Młoda dama z córką, obie ubrane w olśniewające suknie od najpopularniejszych europejskich projektantów; przechodząc wyczuł podwójną dawkę zabójczo drogich i piekielnie mocnych perfum, uniesione nosy i wystylizowane finezyjnie fryzury – loki, loczki, spięte, rozpuszczone. Gdzie indziej kobieta w średnim wieku prowadziła dumnego białego charta ze złotą, wysadzaną diamentami obrożą, beret i bordowy płaszcz dodawały jej jeszcze więcej powagi. Mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze, inny w jeszcze bardziej perfekcyjnie dopasowanej marynarce, spodniach skomponowanych z piwną tęczówką i złotym zegarkiem wartym dwa mieszkania na przedmieściach. Z każdą chwilą koroner pozbywał się resztek wątpliwości, że baron Chavechette mieszka w tej dzielnicy. Jeżeli rzeczywiście był charakterem tak tajemniczym i wpływowym, jak wynikało z zasłyszanej opinii, to ulica królowej Wiktorii była dla niego idealnym miejscem. Może trochę zbyt oczywistym, ale jeśli wierzyć powiedzeniu, że „najciemniej jest pod latarnią”, to mało kto w dzisiejszych czasach pomyśli, że osoba o tak daleko wysuniętych horyzontach materialnych zamieszka wśród innych, podobnych sobie. Właśnie takie przekonanie odgradzało Samuela Chavechetta od wścibskich spojrzeń i niechcianych gości. Jego willa stała w samym centrum, naprzeciwko banku, więc rzucała się w oczy. Przy bramie Maverick spostrzegł dwójkę ludzi – wysoką, postawną kobietę z jasnymi długimi włosami, które związane miała w wysoki warkocz. Jej twarz zdobił tatuaż tuż pod okiem – skorpion. Nie przypominała zwykłego obywatela, Angielki, ani nawet ochroniarza, jedyne, co kojarzyło się koronerowi z jej nietypowym wizerunkiem, był najemnik. Niestandardowy, choć wzorowany na wojskowym, ubiór, kilka noży za pasem, pistolet, uważny wzrok. Na pierwszy rzut oka wyglądała na wyszkolonego zabójcę. Obok niej sterczał mężczyzna o postawie niedźwiedzia, nienaturalnie umięśniony i wysoki, wyższy od kobiety, z łysą głową i również uzbrojony po zęby. Po typie ludzi, jakich Chavechette zatrudniał do obrony, Hawk mógł stwierdzić, że na pewno nie jest to człowiek, z którym warto zadzierać, jeśli nie ma się odpowiednich środków. Zazwyczaj wpływowe gnojki płacą krocie zawodowym żołnierzom albo dostają ochronę od państwa, rzadko zdarza się, żeby ktoś wręcz ociekający złotem miał w obstawie fachowego rzeźnika spod ciemnej gwiazdy. Ci ludzie byli skłonni zabić swojego pracodawcę, jeśli tylko w zasięgu wzroku pojawiła się korzystniejsza oferta. Chavechette musiał mieć jakiś powód, skoro im ufał.

– Dzień dobry – Maverick uśmiechnął się do wojowniczki. Tak jak przeczuwał, nie zwróciła na niego uwagi. Nie spuszczała wzroku z bramy i jej okolic. Dłonie nieustannie znajdowały się blisko broni, podobnie w przypadku jej niedźwiedziego towarzysza. Jasnowłosa przywodziła mu na myśl doświadczoną wilczycę. Zwinnego, silnego i dobrze zbudowanego łowcę.

– Miriady Skorpiona, no nie? Grupa najemnych zabójców z Norwegii. Poznaję po tatuażu – oznajmił. Czekał na moment, gdy uda mu się wyprowadzić dziewczynę z równowagi. Wspomnienie o Miriadach przyszło mu do głowy, gdy bardziej przyjrzał się sylwetce dziewczyny. Muskularna, szeroka w biodrach, miała masywne uda i ramiona oraz duże jak na kobietę dłonie, choć ze smukłymi palcami. Niewątpliwie pochodziła z północy, zaś Miriady Skorpiona zrzeszały samotnych wojowników, którzy jednak mogli zimową porą powrócić na rodzime tereny i odpocząć od męczącego zawodu. Cechą, która wyróżniała skorpionowych zabójców , była płynąca w ich żyłach krew Wikingów. Po nich odziedziczyli niesamowitą krzepę, odwagę i barbarzyńską wręcz wolę walki.

Po dłuższej chwili koroner zauważył, że Niedźwiedź również posiada wytatuowanego skorpiona, na zewnętrznej stronie nadgarstka. Oboje więc należeli do Miriadów. Na pewno nie był to przypadek.

– Powiem wprost. Chcę porozmawiać z waszym szefem, baronem Samuelem Chavechettem. Wpuścicie mnie?

– Baron nie przyjmuje gości – burknęła Wilczyca.

– A jeśli ci nie wierzę? Sam chciałbym się przekonać, może ma ochotę na rozmowę…

– Odejdź, bo cię zabiję – dodała, jednak ani ton jej głosu ani wyraz twarzy nie uległy zmianie.

– Farhad! Silje! Wpuśćcie tego mężczyznę – na werandzie ukazała się koronerowi sylwetka grubego, niskiego jegomościa. Podejrzewał, że to właśnie jest legendarny baron Samuel. Co prawda, wcale nie wyglądał na opływającego w bogactwa panicza, raczej na biednego mieszczanina, który przebrał się za magnata do ulicznego teatrzyku z nadzieją na zgarnięcie kilku monet, jednak na twarzach wojowników Miriadów Skorpiona Maverick ujrzał wystarczająco ogromny respekt, żeby nie podejrzewać Samuela Chavechetta o chłopskie korzenie.

 

***

 

– Nie myliłeś się. To wojownicy z norweskiego legionu najemniczego. Miriady Skorpiona, kilkadziesiąt najlepszych zabójców rozsianych po całej Europie – rozmarzył się Chavechette, jakby z nadzieją, że kiedyś wszyscy skorpionowi zabójcy będą pod jego jurysdykcją. – Dwójka z nich, Siljehegenora i Farhadilvald, pracują właśnie dla mnie. Zwracam się do nich, skracając imiona, nie sposób czasem ich szybko wymówić, sam widzisz… Nie ma tu czasu na sentymenty dotyczące personaliów.

– Rozumiem. Dlaczego ufasz najemnym zbirom w kwestii ochrony? Mogą cię zdradzić w każdym momencie i zwrócić lufę przeciwko tobie. Zależy im na pieniądzach, nie na klientach.

– Masz rację, mój drogi, ale uwierz… Lepszej oferty niż moja nie dostaną. Pracują dla mnie od ośmiu lat i jeszcze nigdy nie zawiedli. To bestie w ludzkiej skórze, które na mój rozkaz rozszarpią, kogo zechcę. Czyż to nie cudowne?

– Oczywiście, że tak… Powiedz mi, baronie, gdzie byłeś w ciągu ostatnich trzech dni? Jakie myśli zaprzątały twoją głowę? Co robiłeś?

– Nie musisz zgrywać groźnego gliny, gdybym nie wiedział kim jesteś i czego ode mnie chcesz, skończyłbyś z mózgiem wywalonym na chodniku, drogi koronerze. Pytaj wprost.

– Z pewnych źródeł wiem, że miałeś bardzo bliskie kontakty z zamordowaną trzy dni temu pracownicą domu publicznego i chociaż dowody w postaci zeznań na to nie wskazują, śmiem podejrzewać, że jednak masz coś wspólnego z morderstwem Crecerelli Chivutti. Znalazłem tam twój zegarek – Maverick położył przedmiot na stole, który dzielił jego i barona.

Chavechette uśmiechnął się.

– To mój zegarek, owszem. Zostawiłem go u tej małej dziwki, każdy tam coś zostawia.

– Problem tkwi w tym, że prawie każdy wyznał, że tamtej nocy byłeś u Philomeli, która dzisiaj także wyzionęła ducha. Poza tym, masz żonę, niejaką Rachel Spoon. Żonaty dżentelmen, zakochany w prostytutce. Niedługo potem, prostytutka umiera. Nie uważasz, że to podejrzane? Bo ja tak.

– Zakochany, od razu zakochany… Młoda, ładna, wygadana, nie to co Rachel. Zajeżdża już starocią. A ja lubię młode i niezardzewiałe panienki. Ty nie?

– Tu nie chodzi o preferencje, Chavechette, zginęły dwie kobiety, a ty nadal nie przedstawiłeś mi stosownego alibi. Przyznaj się, to może spotka cię gilotyna a nie stryczek.

– Nic mnie nie spotka, głupcze. Nie jestem mordercą! Tęsknię za Crecerellą, żal mi Philomeli… W tamtą noc byłem tutaj, u siebie w domu. Ale nikt oprócz Silje i Farhada tego nie potwierdzi. A im nie uwierzysz, bo im płacę, prawda?

– A co z Rachel?

– Nie widziałem jej od tygodnia. Pokłóciliśmy się… Nazwała mnie kurwiarzem, i takie tam. Nic specjalnego, ale od tej pory nie pojawiła się w rezydencji.

– Czemu jej nie szukasz?

– A po chuj? Będzie chciała, to wróci. To obrotna baba, nikt jej nie skrzywdzi. A na razie mam spokój. Szkoda, że Cressie…

– Na ten moment nie mogę cię o nic oskarżyć, ale zapamiętaj, że jeśli będę pewny twojej winy, zawiśniesz.

– Cudownie. To wszystko? Silje, wyprowadź pana Hawka.

– Sam wyjdę.

– Silje upewni się, że niczego nie zapomniałeś.

 

***

 

Koroner spojrzał jeszcze raz na zegarek. Piętnaście po północy. Będąc w swoim mieszkaniu, wpadł na pomysł otwarcia go i przyjrzenia się mechanizmowi. Ślęczał nad trybikami pięć minut, ale w końcu ujrzał, że brakuje jednego elementu. W końcu było jasne – zegarek się nie zepsuł, ktoś celowo pozbył się fragmentu, żeby upozorować „godzinę śmierci”. Nadal jednak pozostawało mnóstwo niewiadomych. Maverick postanowił jeszcze raz uważnie przyjrzeć się miejscu zbrodni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Kocwiaczek 10.04.2020
    Kamienice i kamienia

    Willa stała/bramie stała - powtórzenie

    Budujesz bardzo długie zdania, ja akurat to lubię, ale mam świadomość, że niektórzy czasem przez to trącą wątek.

    //

    Kurcze trochę chaotyczny ten rozdział. Dużo opisów, a w sumie mało informacji. Hawk musi zdobyć solidne dowody aby móc pogrywać z baronem. Wiele pytań, odpowiedzi brak. Obstawiam, że jednak coś wykombinuje. Jak zawsze czekam na kontynuację:)
  • Drżączka 11.04.2020
    Mam przyzwyczajenie odnośnie zdań wielokrotnie złożonych :'D Cieszę się, że Ci to pasuje, chociaż domyślam się, że nie każdy lubi tak rozbudowane, obrazowe zdania (ja też czasem wolę krótki konkret). Dużo opisów, bo chciałam jakoś ciekawie opisać tę londyńską ulicę, żeby czytelnik poczuł, jakby tam był. Nie wiem czy wyszło :D Ale w następnym rozdziale będzie trochę więcej akcji, to mogę zapewnić:)

    Dzięki za rady!!
  • Kocwiaczek 11.04.2020
    Drżączka opis jest bardzo obrazowy i ciekawy. To duży plus. Rozdział jest krótki więc rozumiem, że musiałaś potem szybko nadgonić akcję tą szybką wymianą zdań z baronem, żeby nie było, iż jest to rozdział tylko z opisem okolicy. Spokojnie, do kolejnych rozdziałów też zajrzę bom się wciągnęła na całego :D
  • Drżączka 11.04.2020
    Kocwiaczek Prawie tydzień nic nie dodałam przez ilość rzeczy do ogarnięcia, że jak do tego usiadłam, to się skupiłam tylko na opisie:D ale na pewno to zrekompensuję większą akcją w końcu
  • bogumil1 11.04.2020
    Mnie się ten rozdział również podoba, może bardziej nawet od pozostałych. Ostatnio obejrzałem w necie taki zakurzony serial kryminalno - komediowy "Randal i duch Hopkirka". Akcja także przeważnie dzieje się w Londynie. Klimant, którego również chyba dzisiaj już nie ma. Podejrzewam, że film powstał przed jakimiś pięćdziesięcioma laty, nie chce mi się nawet sprawdzać.

    Oczywiście następny rozdział, jak czas pozwoli również przeczytam.

    Pozdrawiam i życzę spokojnych Świąt Wielkanocnych.
  • Drżączka 13.04.2020
    Jak będę mieć czas (i skończę seriale, które na razie pozaczynałam), to pewnie go obejrzę. Mam teraz moment, w którym jeszcze bardziej kocham kryminały niż zazwyczaj, a poza tym też uwielbiam Londyn, więc może to coś dla mnie.
    Dziękuję bardzo za komentarz!
  • Zaciekawiony 11.04.2020
    Jakby tak dodać troszeczkę więcej akapitów, aby oprzeć wzrok.
  • Drżączka 13.04.2020
    Postarałam się o to przy następnych rozdziałach, myślę, że jest już troszkę lepiej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania