Poprzednie częściKoroner Hawk (1)

Koroner Hawk (7)

Pierwszy raz od dłuższego czasu, koronera Hawka coś naprawdę zaskoczyło. I to w bardzo negatywnym sensie. Krótka informacja kompletnie odebrała mu mowę i uczyniła z doń skrajnego analfabetę na dłużej niż dwadzieścia sekund. Baron Chavechette, potencjalny podejrzany w aktualnie prowadzonej przez śledczego sprawie, był tym samym mężczyzną, który przed laty odebrał mu ukochaną żonę, niegdyś Rachel Hawk. Z jednej strony czuł narastającą w sobie wściekłość, ale gdy po chwili udało mu się ochłonąć, zrozumiał, że taki stan rzeczy nieco ułatwia mu dalsze kroki. Wiedział, gdzie może znaleźć Rachel, a jeśli dopisze mu szczęście, będzie się tam kręcił również Samuel.

Jednak przed wizytą u byłej żony, postanowił jeszcze zamienić kilka słów z Philomelą. Musiał zadać jej parę pytań, być może kluczowych. Zostawił więc akta pod komodą i opuścił mieszkanie.

 

***

Wszedłszy do domu publicznego, od razu coś przykuło jego uwagę. Nieznajomy zapach. Z początku słaby, niewyraźny, ale im bliżej głównego korytarza, tym woń się nasilała. Był to smród jakiegoś środka chemicznego; był łatwy do wyczucia, ale w obecnych warunkach dla większości nosów niknął wśród perfumerii, kwiatów i jedzenia, zwłaszcza, że woni pozostało już niewiele. Trop doprowadził go do salonu. Za kilkoma zszokowanymi dziewczętami, w tym Miguelą i Narcisse, leżała Philomela. Koroner podszedł do niej i sprawdził puls. Była martwa. Ze wstępnych oględzin udało mu się wydedukować, że wyzionęła ducha mniej więcej pół godziny temu. Brak śladów uduszenia, żadnych ran po nożu czy innym narzędziu zbrodni. Nigdzie nie było śladu krwi. Jej oczy były szeroko otwarte – miała nienaturalnie rozszerzone źrenice, lekko rozchylone, niemalże białe usta, z których wydobywała się dziwna, nieco spieniona substancja. Niedaleko zwłok leżała zaginiona księga meldunkowa. Mężczyzna wziął ją i wstał.

– Została otruta – oznajmił. – Czy ktoś z was coś widział?

Hawk spojrzał na Miguelę. Nie wydawała się zbytnio poruszona śmiercią Phil. Stała wtulona w Narcisse i spoglądała w okno.

– O boże! – madame Rossignol wbiegła do pomieszczenia i padła tuż przy zwłokach jasnowłosej. – Phil!

– Madame, będziemy musieli ponownie porozmawiać. Zapraszam.

– Dobrze, dobrze… Ja cię pierdolę, wiem, że nie byłam uczciwa, ale żeby karać moje dziewczynki? Najpierw Crecerella, teraz Philomela! Kto potem? Trzeba to wreszcie zatrzymać, złapać tego zabójcę…

– Po pierwsze, mam informacje w związku z pierwszym morderstwem…

– Błagam cię, Hawk, używaj przy mnie innych zwrotów. Morderstwo, zabójstwo! Mów jak człowiek o człowieku, po imieniu, to nie są statystyki. Umarła mi druga córka w przeciągu dwóch dni, a ty…

– Wybacz, Margot, ale też zależy mi na tym, żeby rozwiązać tę sprawę. Jeśli chodzi o Crecerellę, na sekcji doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie została zgwałcona. Jednak ślady, a raczej poziom okaleczenia narządów intymnych wskazuje, że dokonano tego za pomocą jakiegoś przedmiotu. Dziewczyna wówczas jeszcze żyła, potem ją uduszono… Rany na brzuchu powstały już po jej śmierci. Aktualnie jestem na tropie Chavechetta, podejrzewam, że może mieć z tym coś wspólnego. Niekoniecznie z samą zbrodnią…

– Gwałt? W taki sposób? Pod moim dachem? Przysięgam ci, powiesz mi, kto to jest, a osobiście go zatłukę… Muszę wprowadzić środki ostrożności, bo za chwilę będę prowadziła burdel dla nekrofilów!

– Postaraj się zawiesić działalność na jakiś czas. Zostanę dziś przez noc. Zadbam o wszystko. Nad ranem pójdę odszukać Chavechetta.

– Maverick… Dziękuję. Wiem, że to twoja praca, ale myślę, że warto ją docenić.

– Właśnie… Przy ciele Philomeli znalazłem to – pokazał burdel-mamie książkę.

– Księga gości… To musiała być ta sama osoba, która skrzywdziła Cressie.

– Tak. To ktoś wyjątkowo bezczelny. Myśli, że nie zostanie złapany, a to oznacza, że szykuje coś jeszcze. Zuchwali mordercy są najgorsi…

– Dlaczego?

– Posuną się do wszystkiego, łakną atencji, są mściwi. Zazwyczaj to osoby z najbliższego otoczenia ofiary. Ale równie łatwo, jak dokonują przestępstw, popełniają błędy. Podrzucenie księgi, o ile nie wprowadzono w niej modyfikacji, częściowo rozwiąże zagadkę – Maverick otworzył stronę sprzed paru dni, na której powinny znajdować się nazwiska. Była ona jednak wyrwana. Na dolnym rogu następnej strony widniało trochę wytarte odbicie z atramentu, ale nie była to pieczęć. Plama powstała przypadkowo, co oznaczało pierwsze potknięcie potencjalnego zabójcy. Nieporadnie wycierając brud chciał ukryć poszlakę, a przynajmniej sprawić, że osoba otwierająca księgę, kompletnie nie zwróci na to uwagi. Okrągły kształt na papierze był odbiciem dołu od małej fiolki. Koroner rozpoznał ten sam zapach, który towarzyszył mu przy wejściu. Buteleczka zaś, którą na podstawie tej pozornie nieznaczącej poszlaki naszkicował w swoim umyśle, była amobarbitalem, lekiem z grupy barbituranów. Substancja chemiczna, która w małych dawkach powodowała stany relaksacji, euforii, uspokojenie, a w dużych przyćmienie świadomości, lęki, bełkot i ogólne znieczulenie. Przedawkowanie mogło być śmiertelne. Koroner wrócił do salonu, gdzie leżała Philomela. Oprócz resztek trucizny, w kilku miejscach przy jej ustach widniały brunatne kropelki. Po rozpoznaniu olfaktorycznym Maverick stwierdził, że są to wymiociny. I nagle go olśniło. Rozchylił dziewczynie usta i ujrzał, to czego się spodziewał. Kawałek papieru w gardle, cały w treści żołądkowej. Wyciągnął go delikatnie. Tak jak się domyślał, była to zaginiona strona z księgi meldunkowej. Philomela bezsprzecznie została otruta, ale prawdziwą przyczyną jej zgonu było raczej zakrztuszenie się wymiocinami. Kolejne ciało, kolejna sekcja. I coraz mniej czasu.

– Hawk, idź jak najszybciej do Chavechetta. Dowiedz się, czy to on. Jeśli tak, proszę, zabij go… A potem wracaj – szepnęła do koronera zapłakana Margot Rossignol i wcisnęła mu do tylnej kieszeni spodni jakąś karteczkę. Mężczyzna nie odezwał się już do bajzel-mamy ani słowem, po prostu wyszedł z burdelu, trzymając pod pachą księgę meldunkową, zaś w ręce dzierżąc śmierdzący kawałek papieru. Wrzucił go do torby i wytarł ręce w aksamitną chusteczkę. Po wszystkim wrzucił ją do najbliższej kałuży. Niespodziewany impuls ze strony madame sprawił, że koroner nie musiał już obcować z dawną ukochaną, żeby skupić się na sprawie.

Zgodnie z adresem na wiadomości od Rossignol, miał udać się do willi Samuela Chavechetta na ulicy królowej Wiktorii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kocwiaczek 06.04.2020
    "– Dobrze, dobrze" - jakoś mi nie pasuje w zestawieniu z kolejną wypowiedzią. Może: Zaraz, moment. Poczekaj, daj mi chwilę" brzmiałoby lepiej?

    A no i to wygląda jakby rozmawiali w tym samym pomieszczeniu, co były zwłoki i dziewczyny. Można wspomnieć, że się oddalili po tym jego" zapraszam".
    //
    No dobra, krótki rozdział ale treściwy. Czekam na to, co się będzie działo dalej.
  • bogumil1 06.04.2020
    Ja również czekam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania