Poprzednie częściKruk - prolog (świat wiedźmina)

Kruk - rozdział 12 (świat wiedźmina)

Koga sunęła przed siebie z prądem, tempem szybszym niż Zarred początkowo przypuszczał. Po wypłynięciu z niewielkiego portu handlowego rozwinięto białe żagle dzięki czemu rychło opuścili okolice Ban Glean, jak i felernego lasku, z którego ledwie uszli z życiem. Mimo iż dawno byli już bezpieczni, elf z trwogą obserwował ścianę drzew nim ta zupełnie nie zniknęła mu z oczu. Figlarna wyobraźnia wciąż podsuwała mu obrazy rozjuszonej bestii, jaka w dzikim szale przemierza złote pole, po czym wpada do portu i rozpętuje istną masakrę. Krzyki, ryki, wrzaski, bryzgająca jucha i fruwające kończyny.

Splunął za burtę. Mało brakowało - pomyślał, kręcąc głową z dezaprobatą - cholera, jak mało brakowało...

- Dzięki za ratunek. - Rozbrzmiało za plecami elfa. - Nieźle się spisałeś.

Zarred nie odwrócił się. Zacisnął jedynie pięści, usiłując opanować nagły przypływ gniewu, by następnie odetchnąć głęboko. Grunt to zachować zimną krew, przełknąć negatywne emocje i nie dać się im ponieść... Oparł się o burtę, krzyżując ręce na piersi.

- Oszukałeś mnie - stwierdził zaskakująco spokojnie, nie odrywając wściekle zielonych oczu od rzecznej toni.

- Oszukałem? W jakiej sprawie?

- Nie bądź głupcem.

- Nic co powiedziałem nie było kłamstwem - rzekł Arto, poprawiając okulary, mimo iż te były na swoim miejscu.

- Szkoda tylko, że zataiłeś przede mną kilka istotnych faktów - warknął zapalczywie, wbijając w Deleriee pełne niechęci spojrzenie. - Kim byli ci ludzie? Znałeś ich, a oni znali ciebie. I widocznie zalazłeś im za skórę, profesorze, skoro tak im na tobie zależało.

- Nigdy nie twierdziłem, że się nie spotkaliśmy - odrzekł uczony spokojnie, wspierając się o balustradę tuż obok Zarreda. Patrzył w milczeniu na zielony ciek Pontaru, nie zwracając uwagi na ciężką atmosferę. Po jakimś czasie odezwał się wreszcie, a jego głos nabrał nienaturalnie chłodnej barwy. - W tych wodach żyje ryba zwana przez badaczy Akwazerią. Jest to okaz nadzwyczajny, obdarzony zaskakującą inteligencją, choć sam pospolity osobnik osiąga średnio niecałe dwie stopy długości.

- Nie interesują mnie ryby...

- Akwazeria poluje na stworzenia większe od niej samej, jednak nie ma ona wystarczających możliwości do toczenia otwartej walki ze swymi ofiarami. Czeka więc w ukryciu aż na horyzoncie pojawi się duża ryba i niepostrzeżenie wpływa pod nią. W ten sposób Akwazeria będąc pod ochroną, bezpiecznie zbliża się do swych wrogów, bądź zwyczajnie ich unika. Jej polowania zwykle kończą się sukcesem, a ona sama najczęściej uchodzi z życiem... Cóż, to naprawdę niezwykły gatunek, czyż nie?

Elf patrzył na Arto spode łba, coraz bardziej zdając sobie sprawę w jak wielkim stopniu pomylił się w stosunku do profesora. Dotychczas brał go za ślepca z nosem tkwiącym w starych księgach, głupca jaki nie dostrzegał prawdziwej natury tego świata. Jednak on był inny, sprytnie skrywał swą prawdziwą twarz, uśpiwszy czujność samego Zarreda i choć pozory mogły mylić z pewnością nie należało go lekceważyć.

Bez słowa odwrócił się na pięcie, a następnie, nie zaszczyciwszy uczonego nawet spojrzeniem, ruszył ku przeciwnemu krańcowi łajby. Nie miał ochoty patrzeć na tą cholerną gębę - musiał się przejść, ochłonąć.

Na pokładzie panował ruch. Załoga krzątała się po drewnianym podłożu, doglądając lin, żagli i innych szczegółów, na których elf w ogóle się nie znał. Był żołnierzem lądowym, nie morskim, potrafił przedzierać się przez lasy i trakty, przez tłocznie miasta i opustoszałe gościńce, wiedział jak po drzewach i kamieniach określić, gdzie znajdowała się północ. Mógł sam ciosać strzały z zebranych przez siebie gałęzi i doskonale kamuflować wśród kniei, lecz o życiu żeglarzy i prowadzeniu statków nie miał najmniejszego pojęcia.

- Zarred!

Uniósł głowę, wyrwany z zamyślenia, rozglądając się zaraz z roztargnieniem. Na jednej ze skrzyń siedziała Ines, machając wesoło nogami. Jak widać nie nudziła się zbytnio, gdyż ktoś dotrzymywał jej towarzystwa. Elf podszedł do dziewczynki i jej nowego znajomka, naciągnąwszy kaptur głębiej na głowę.

- Witaj, Zarredzie - odezwał się nieznajomy. Mężczyzna w średnim wieku odziany był w czarny płaszcz, a postura i zarośnięta, poznaczona bliznami twarz dowodziła, że był człowiekiem miecza, nie zaś prostym handlarzem, jakich pełno było na pokładzie. Nie podobał mu się błysk w bystrym, niebieskim oku... Jedynym zresztą, które ten posiadał, drugie bowiem skrywał pod skórzaną opaską.

- Kto to? - zwrócił się do Ines, jaka przyglądała mu się bacznie.

- To Brus - odparła z uśmiechem. - Jest bardzo silny i odważny, i opowiadał mi swoje przygody. Raz walczył nawet z utopcami, wiesz? Pozabijał je wszystkie swoim ogromnym mieczem! Powiedział, że mnie też nauczy walczyć jeśli chcę, a ja bardzo chcę! To mój nowy przyjaciel.

- Dość szybko ich zyskujesz, dziewczyno - warknął elf, patrząc spode łba na Brusa, uśmiechającego się lekko. - Ale w porządku, od teraz on będzie twoim towarzyszem i obrońcą. Powodzenia.

To powiedziawszy, odwrócił się i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Nie wiedział co w niego wstąpiło, doprawdy nie rozumiał własnego zachowania, jednak łatwowierność dziewczynki jak i fascynacja obcym typem spod czarnej gwiazdy bardzo mu się nie spodobała.

- Zarred! Zarred, poczekaj!

- Odejdź, idź stąd. Idź do Brusa - mruknął, nie zaszczyciwszy dziecka nawet spojrzeniem. Miast tego, przyśpieszył kroku.

- Dlaczego jesteś zazdrosny?

- Nie jestem zazdrosny - parsknął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jeszcze czego, żeby był zazdrosny o ludzkie szczenię! Niedorzeczność. - Skoro tak się zaprzyjaźniłaś równie dobrze możesz wędrować z nim, dla mnie będzie to na rękę, wierz mi! Jesteś dla mnie kulą u nogi, ciągle muszę się na ciebie oglądać, patrzeć czy aby cholerny włos nie spadł ci z głowy. A najgorsze jest to, że choć próbowałem, nie mogę się ciebie pozbyć bo jestem na to za słaby!

Piegowata twarzyczka skurczyła się nieładnie, zaś z niebieskich oczu ciurkiem pociekły łzy. Stała tak skulona, drżąc i ściskając w piąstkach materiał burej tuniki, z okropnym uczuciem, że cały świat patrzy na nią z pogardą.

- Czyli... cz-czyli, tam, w mieście, zostawiłeś mnie? Wiedziałeś, że się zgubiłam?

Skinął wolno głową. Nie był rycerzem ani wojownikiem honoru, popełnił w życiu wiele okrutnych zbrodni, wymordował setki ludzi, jednak kłamcą nie był i nie zamierzał się nim stawać, tylko po to by lepiej wypaść w czyichś oczach. Ines odwróciła się z udręczoną miną. Stała tak przez krótką chwilę, po czym odeszła, ciągając cicho nosem. Zacisnął drobne zęby, wściekły na siebie. Czy potrafił choć raz zrobić coś dobrze? Chrzanił wszystko za co się zabierał, a żeby było jeszcze śmieszniej i niedorzeczniej - nie potrafił poradzić sobie nawet z ludzkim dzieckiem, sięgającym mu zaledwie do łokcia. Nie potrafił ani się go pozbyć, ani zatrzymać przy sobie...

Drgnął, gdy tuż obok rozległo się ciche klaskanie, a zza pleców dobiegł go lekko kpiący głos profesora.

- Brawo, brawo, Zarredzie. Trzeba przyznać, że podejście do dzieci to ty masz niezaprzeczalnie.

Elf łypnął groźnie na Arto, jaki rozchylił wargi w kpiącym uśmiechu.

- A pies cię jebał - rzucił przez ramię, ruszając w kierunku mostka kapitańskiego. Pieprzony oszust coraz bardziej działał mu na nerwy. W sumie zaczął się powoli obawiać, że któregoś razu nie wytrzyma i oderżnie okularnikowi łeb, co finał mieć mogło raczej nieciekawy. Rychło straciłby jedyny bezpieczny środek transportu, a na to nie mógł sobie pozwolić. Chcąc nie chcąc będzie więc musiał znosić tą parszywą gębę jeszcze przez jakiś czas, a profesor, jak mu się zdawało, czerpał z potyczek słownych nieopisaną wręcz przyjemność.

Wdrapał się po wąskich schodkach na najwyższą kondygnację statku, na której łysy sternik wpatrywał się ponuro w horyzont. Jednym susem wskoczył na drewnianą balustradę. Oglądnął się za siebie - na śmierć jaką zostawił daleko za sobą, jeszcze przed murami miasta. Gdy tak teraz wspominał wszystko co dane mu było przeżyć, miał ochotę pokręcić głową i przyznać sobie samemu, że to wszystko to tylko sen - zwariowany i niedorzeczny. W ciągu kilku dni los wywrócił do góry nogami całe jego życie i wysłał w podróż na drugi koniec kontynentu. W towarzystwie o jakie w życiu by się nie posądzał.

- Jesteś wrażliwszy niż wyglądasz, bracie.

Odwrócił się. Brus podszedł do niego wolno, a następnie oparł wygodnie o burtę. Podrapał brunatną brodę, marszcząc brwi w zamyśleniu.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli jedną matkę - mruknął Zarred od niechcenia, dochodząc do wniosku, że tego dnia nie było mu dane zaznać spokoju.

- Nie znałem swojej matki.

- Ja też nie.

Zapadła cisza. Ani elf, ani człowiek nie kwapili się jakoś do podjęcia rozmowy. Choć milczenie było Zarredowi na rękę, ciężar atmosfery, która unosiła się w powietrzu męczył go wielce. Wbił spojrzenie zielonych oczu w ścianę drzew, jakie kolejno znikały w oddali, pozostając jedynie ulotnymi, nic nie wartymi wspomnieniami. Ja też jestem takim drzewem - pomyślał, przymykając powieki. Słońce wyszło zza chmur, ogrzewając przyjemnie przepocone twarze żeglarzy. Teraz jestem i istnieję - myślał - ale wkrótce nie pozostanie po mnie nic więcej jak wspomnienie. Umrę nie tylko dla siebie i tego kto wbije mi nóż między żebra, ale i dla świata. Nikt nie będzie o mnie myślał, bo któż by mógł? Moje komando wymordowano, Dhorra nie żyje, Ines nie chce mnie już z pewnością znać, a Deleriee może napomknie kiedyś przy piwie o naiwnym wędrowcu, który dał się głupio wykorzystać. Nic więcej...

- Dziewczynka opowiadała mi o tobie - rzekł niespodziewanie Brus, przerywając milczenie. - Ponoć zawdzięcza ci życie.

- Ponoć tak.

- Mówiła, że zmierzasz do Flotsam, że jest tam ktoś kogo musisz ratować.

- Nie wiem gdzie jest "ten, którego chcę ratować", lecz odpowiedź na to pytanie najprawdopodobniej znajdę we Flotsam. Zresztą, jakie to ma dla ciebie znaczenie?

- A takie - odparł Brus, drapiąc się po kilkutygodniowym zaroście. - Takie, że i ja zmierzam do Flotsam. Nie sądzisz, że w kupie będzie raźniej?

- Nie sądzę - uciął elf, naciągając kaptur głębiej na głowę. - Nie zależy mi na towarzystwie, chcę dostać się do portu jak najszybciej. Czas depcze mi po piętach, mam już nawet kilka odcisków i strupów, nie chcę aby tym razem zostały rozdrapane, rozumiesz?

- Rozumiem - odrzekł mężczyzna, przyglądając się rozmówcy bacznie. - I dlatego właśnie proponuję, abyś podróżował ze mną. Jeśli będziesz chciał wejść do miasta, zatrzymają cię strażnicy. Będą wypytywać i drążyć tematy, które nie są ci na rękę. Od lat borykają się ze Scoia'tael, wyczuwają ich smród na kilometr. Żadne kapturki ci nie pomogą, wejdziesz im prosto w łapy. Ja natomiast mam glejt. Podrobiony co prawda, ale porządnie. Ze mną nikt nie będzie cię wypytywał, o wszystko zadbam ja...

- Czego? - mruknął Zarred, przerywając mężczyźnie w połowie zdania. - Czego chcesz w zamian?

Brus uśmiechnął się niezauważalnie. Mrużąc oczy, spojrzał na oślepiające słońce, zagryzł wargę, a następnie wbił ciemne ślepie w głębię kaptura.

- Ciebie, elfie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Elizabeth Lies 02.10.2016
    " Chrzanił wszystko za co się zabierał, a żeby było jeszcze śmieszniej" - na początku myślałam, że Zarred ma w dupie wszystko co robi, dopiero po chwili zrozumiałam prawdziwy przekaz.
    - A pies cię jebał - uwielbiam ten tekst
    znosić tą parszywą gębę - tę
    Jest bardzo silny i odważny, (tu chyba nie powinno być przecinka, bo mimo że powtarza się"i" to pełni ono inne role) i opowiadał
    Jeszcze gdzieś mi brakowało przecinka, ale nie mogę znaleźć. Może mi się tylko wydawało.
    Zarred to strasznie obrażalski jest. Czasami przypomina mi taką małą dziewczynkę, której rodzice nie kupili lalki. Ewentualnie kobietę podczas tych "trudnych dni". Jednak lubię go.
    Profesor to tajemniczy typ i ciekawi mnie dalej jaką odegra rolę.
    Wprowadziłaś nową postać, również tajemniczą. Kurde, to wszystko to jedna wielka zagadka.
    Czekam na Iorwetha. Po prostu drżę z niecierpliwości kiedy w końcu się pojawi. Ostatnio zaczęłam od nowa Wiedźmina 2 (grę) i dopiero jak zobaczyłam tego niesławnego elfa, przypomniałam sobie jaki jest zajebisty.
    Część świetna jak zawsze, 5 i wprowadzaj jak najszybciej Iorwetha.
  • Ewoile 06.10.2016
    Przepraszam za kolejne opóźnienie w odpisie, jestem masakrycznie zalatana, a do tego pracuję cały czas nad tekstem na bitwę.
    Haha, też go lubię XD
    Wiesz co, wydaje mi się, że powinien tam stać, ale może masz rację. W wolnej chwili poszukam info na ten temat.
    Ma sobie pewnego rodzaju... wrażliwość (xd), ale w sumie to go trochę odróżnia od reszty, a przynajmniej tak mi się wydaje. Grunt, że mimo wszystko nie jest pizdą XD
    Obiecywałam na początku, że historia się w późniejszym czasie rozwinie, także cieszę się, że udało mi się słowa dotrzymać.
    Taa, Iorweth to... to Iorweth. Nic dodać nic ująć, sam definiuje swoją zajebistość, mam ogromną nadzieję, że w miarę wiarygodnie go odzwierciedlę.
    Hah, dzięki wielkie ;))
    Powiedz mi tylko, jak tam Ci idzie pisanie na Bitwę Literacką?
  • Ozar 28.03.2018
    Jestem. Cóż ten doktorek wydawał mi sie podejrzany od początku, raczej miałem go za czarodzieja udającego uczonego (co wcale nie dziwi, bo czarodzieje byli ludźmi uczonymi). Dalej jednak nie wiemy nic o nim, a także o tym dlaczego ci ludzie chcieli go dopaść. Jak widzę wprowadziłaś nową postać, kurde jak łatwo ci to idzie - podziwiam. Ten Brus wygląda na takiego, którego nie da się wykiwać tak prosto, wiec wcale się nie dziwie że elf zgodził się na jego propozycję. jak widzę idziesz drogą klasyków fantasy i za to szacun wielki !!!
  • Ozar 28.03.2018
    Aha 5+ i jadę dalej...
  • Ewoile 30.03.2018
    Ozar, lubię tworzyć nowych bohaterów, sprawia mi to radochę, a przy tym taki z tego pożytek, że urozmaica to opowiadanie i akcję. Nie mówię, że w każdym rozdziale musi być jakiś nowy typ i mają tworzyć hordę, jak w Heroesach, ale, no, lubię :D
    Brus przede wszystkim jest cholernie bystrym sukinsynem i domyślił się prawdziwej tożsamości Zarreda, to hak, którego nawet Kruk nie mógł zbagatelizować.
    Dzięki :)
  • Kapelusznik 04.11.2018
    Na razie mi się podoba, ale dostajesz tym razem 5-
    Elf zwany Krukiem - "wszystko chrzanił"?
    Znaczy w ostatnim czasie, faktycznie szczęście się do niego nie uśmiechało - ale nie nazwałbym tego chrzanieniem
    Profesor jest po prostu genialny - człowiek przechytrzył elfa - to powinno Zarredowi utrzeć trochę nosa
    o dziewczynkę się nie martwię - skoro otrzepała się szybko ze śmierci rodziców, to i z tym sobie poradzi
    A nowa postać w ekipie też mnie zaciekawiła
    Jak napisałem, 5-
    Bo coś cholernie dużo "przypadków" - mam nadzieję że gdzieś pojawi się wyjasnienie
  • Ewoile 08.11.2018
    Ty to wiesz, ja to wiem, ale on... On pewnie też to wie, ale czy przyjmuje to do wiadomości to druga sprawa.
  • Kapelusznik 08.11.2018
    Ewoile
    Jestem w stanie zaakceptować wyjaśnienie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania