Poprzednie częściKruk - prolog (świat wiedźmina)

Kruk - rozdział 7 (świat wiedźmina)

Zbliżało się południe. Słońce grzało jak cholera, wyciskając z wędrowców siódme poty. Dookoła rozciągały się cieszące oko, złociste pola pełne pszenicy i jęczmienia, świerszcze zaś na dobre rozpoczęły swój koncert, przygrywając wesoło milkliwym włóczęgom.

Ten pierwszy - wysoki i okryty szarą opończą, twarz skrytą miał pod głębokim kapturem. Kulał lekko i wspierał się o drewniany kostur, jakim rył pisakowy trakt, drugi natomiast sięgał garbatemu zaledwie do łokcia. Była to rudowłosa dziewczynka o niebieskich, figlarnych oczach i piegowatym nosku. Szła u boku dziadygi, trzymając go za rękę, jakby bała się, że ten zaraz jej ucieknie.

Otarła skroplony na czole pot wierzchem dłoni, gdy weszli w cień wznoszącej się na kilkadziesiąt stóp strażnicy. Pierwszy posterunek przeszli nie niepokojeni, choć widzieli doskonale zbrojnych dzierżących kusze w rękach. Przy drugim obrzucono ich jedynie nieprzyjemnymi spojrzeniami, a dopiero przy trzecim - ostatnim posterunku, graniczącym z bramą miejską, zostali zatrzymani przez tęgiego mężczyznę o ostrym spojrzeniu.

- Jakieś dokumenty? - spytał strażnik obojętnie, poprawiając nadgryziony rdzą kapalin. Wodził wzrokiem od dziecka do starca, od starca do dziecka, krzyżując wzgardliwie ręce na piersi.

- Nie - odparła dziewczynka, przylgnąwszy do towarzysza. - Nie wiedziałam, że trzeba, proszę pana.

- Nie wiedziałaś - powtórzył wolno strażnik. - Skąd jesteście i czego tu chcecie?

- Jesteśmy ze wsi dwa dni drogi stąd - odparła butnie, dmuchnięciem pozbywając się miedzianego loczka z czoła. - Dziaduś zachorował, a nikt we wsi nie potrafił mu pomóc. Tylko dziadunio mi został, dlatego chcę go wyleczyć. Bardzo jest mu ciężko, wie pan? Robi siku do łóżka, nie może utrzymać łyżki, a gdy idzie do wychodka...

- Starczy, starczy - westchnął, woląc nie poznawać szczegółów historii z wychodkiem. - Nie jest to aby żadna zaraza?

- Nie, nie. - Dziewczynka przecząco pokręciła główką. - Dziaduś choruje od zeszłej zimy, ale nikt w wiosce nie zachorował, jak dziaduś...

- Dobra, dość tego. - Strażnik podrapał się po pośladku i gestem dał znać pilnującym bramy, aby zrobili przejście. - Idźcie i nie zawracajcie mi głowy. Tylko żeby dziad nie sikał po ulicy, bo skujem go za zakłócenie porządku.

- Niech się pan nie martwi - odparła, uśmiechając się szeroko. - Będę dziadusia pilnować!

Ruszyli wolno ku miastu, mijając, jak się zdawało, drzemiących strażników. Tak jak to bywało w fortowych miasteczkach, Ban Glean nie było duże. Kilkadziesiąt domów, karczma, burdel oraz niewielki rynek pośrodku miasta. Idąc tłocznymi ulicami minęli również zakład balwierza, płatnerza, a nawet kuźnię, z której dobiegał donośny łomot kowalskich młotów.

- Jak tu pięknie - pisnęła Ines, nie mogąc się zdecydować, w którą stronę patrzeć. Co chwilę handlarze przekrzykiwali się przez tłum, zachwalając swoje towary, mieszczanki nosiły barwne suknie, jakich nie spotykano na wsiach, zaś same kamienice cieszyły oko rzeźbionymi okiennicami i girlandami kwiatów, wyglądającymi zza szerokich parapetów.

- Miej oczy szeroko otwarte - mruknął cicho elf spod szarej opończy. Takie miejsca potrafiły łatwo omamić człowieka, sprawić że stawał się zbyt ufny i nieostrożny. A dopiero wtedy miasto pokazywało swe prawdziwe, mroczne oblicze.

- Chodźmy na rynek, dziadziu! Chodźmy, chodźmy!

- Wygarbuję ci skórę, wnuczusiu, gdy tylko nadarzy się okazja - syknął w odpowiedzi do ucha Ines, na co ta zachichotała tylko. Chwyciła go mocniej za rękę i nie czekając na przyzwolenie, pociągnęła elfa ku barwnym straganom.

- Ojej, jakie piękne wisiorki! - krzyknęła, gdy dotarli na miejsce, wskazując palcem jeden z barwnych namiotów.

- Masz, kup coś sobie. - Wręczył Ines dwie złote monety, po czym odczekał aż ta zniknie mu z oczu. To była jego szansa. Choć dziewczynka zdobyła jego sympatię, nie mógł wziąć na siebie tej odpowiedzialności, tego ryzyka. Droga była długa i niebezpieczna, nie chciał narażać dziecka na niebezpieczeństwo. Poza tym miał do wykonania misję, czas grał tu pierwszorzędną rolę. Zwłoka i oglądanie się za siebie na dziecko mogło kosztować go życie towarzyszy. Długo nad tym myślał, jednak nie miał innego wyjścia - wyższa konieczność. A tak przynajmniej sobie wmawiał.

Na targu panowała wrzawa. Oprócz klasycznych kłótni handlarzy, klientów nerwowo targujących się o byle złamanego grosza czy straganów pełnych pamiątek, ozdóbek i innych rupieci, szczególne zainteresowanie wzbudził handlarz koni, który zawitał tego dnia do Ban Glean. Zarred z zaciekawieniem przedarł się przez tłum, niby przypadkiem okładając mijanych mieszczan drewnianym kosturem. Na niewielkim podwyższeniu stał mężczyzna w średnim wieku. Nie wyróżniłby się dla Zarreda niczym szczególnym, gdyby wśród tabunu koni nie dostrzegł dwóch siwych klaczy, które widział zeszłej nocy w trakcie napadu na szewski wóz.

Nie wiedział co wierzchowce robiły u brodatego handlarza, ale albo nieświadomie odkupił je od bandytów, albo z nimi współpracował. Jakkolwiek jednak nie wyglądałaby prawda, nie zamierzał się mieszać. To nie była jego sprawa.

- Panie i panowie! - zakrzyknął nagle tęgi jegomość, zmieniając ton głosu na niemalże uroczysty. - A teraz koń nad konie! Postrach traktów i gościńców! Bestia, nie zwierzę! Podziwiajcie konia z samych piekieł!

Zarred z zainteresowaniem przyglądał się dwóm pachołkom, którzy ruszyli za jeden z namiotów. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał D'yaebla. Nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa, nie był nawet pewny czy jest bardziej zaskoczony, czy wkurwiony. Diabeł rzucał się wściekle, targając potężnym łbem w nieudolnych próbach pozbycia się dwóch pętli narzuconych na szyję. Pieklił się i miotał, tańczył gniewnie, miażdżąc wszystko co napotkały ciężkie, podkute kopyta. Biedaczysko, nie był nawet w stanie dostrzec swego pana przez ciemną szmatę jaką zasłonięto mu oczy.

- Sto dukatów za tego potwora, moi państwo! - zakrzyknął handlarz. - Nieposkromiony, dziki, iście demoniczny! Kto ośmieli się go do... - Urwał, gdy wypchany mieszek brzęknął głośno, lądując pod jego stopami.

- Sto - warknął osobnik w opończy, który ku uciesze tłumu ruszył w stronę rozszalałego zwierzęcia. - Puśćcie go!

Pachołkowie popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami, po czym puścili liny. Diabeł z przeciągłym rżeniem stanął dęba, a następnie zamachał przednimi kopytami, jak gdyby chciał ostrzec wszystkich dookoła, że zbliżanie się jest bardzo, ale to bardzo złym pomysłem. Podszedł wolno ku zwierzęciu, uważając by to nie zaczepiło go kopytem.

- Cáelm, D'yaebl - szepnął, nie chcąc, by ktokolwiek prócz wierzchowca go usłyszał. - N'ess a tearth.

Koń zamarł nagle, strzygąc uszami.

- Essea. Caedmil, me elaine evall.

Podszedł wolno ku ogierowi, kładąc smukłą dłoń na czarnych, delikatnych chrapach. Diabeł zaparskał, ale jakoś tak ciepło i przyjaźnie. Elf pogłaskał szyję i grzbiet przyjaciela, nie mogąc nacieszyć się tym pięknym widokiem i magią chwili.

- Niesłychane! - zakrzyknął handlarz, przyglądający się całej scenie. - Poskromił go! Istny czarodziej!

Zarred nie zwracając uwagi na wiwatujący tłum, zdjął szmatę z oczu ogiera, a następnie chwycił za podgardle z czarnej skóry. Ruszyli w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszedł. Nie chciał by Ines go dojrzała wśród mieszczan i cudzoziemców, to był kres ich wspólnej wędrówki. Doprowadził ją do ludzkiego miasta, ocalił przed śmiercią w leśnych puszczach. Tutaj sobie jakoś poradzi. Może ją kto przygarnie? Albo dołączy do jakieś grupy podobnych jej, bezdomnych dzieciaków? Przynajmniej miała szansę.

Mijając jeden z kramów, kupił Diabłowi nowe, nie drogie, ale solidne siodło. To wcześniejsze pewnie zostało skonfiskowane przez handlarza, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Większy zarobek.

Karczma, do której później dotarł nosiła nazwę "Pod Kiecą Maryśki". Początkowo wydawało mu się, iż był to najzwyklejszy w świecie zamtuz, jednak po zapitych mordach siedzących przy długich stołach, które dostrzegł zza okiennic, zmienił zdanie. Przywiązał D'yaebla do oskubanej belki, poklepał go po zadzie, po czym poprawiwszy głęboki kaptur, wszedł do środka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • GeraltRiv 19.08.2016
    Udawanie trędowatego byłoby chyba lepsze xD jak Azim w Robin Hood: Książe Złodzieji. Ale w końcu jakoś przeszedł przez miejskie mury. Noi odzyskał swojego Diabła. Sprawa z oswojeniem wierzchowca przypomniała mi super film: Zaklinacz Koni (polecam, ale jest dość trudny i trzeba mieć cierpliwość). Ogólnie świetny rozdział więc daje 5.
  • Ewoile 20.08.2016
    Zacznijmy od tego, że trędowatego nie wpuściliby do miasta XD Odzyskał konisia więc jest niemalże w 100% kompletny, tylko miecza brakuje XD
    Słyszałam tytuł, jeśli kiedyś będę narzekała na nudę i brak zajęć (ech, czyli jakoś nieprędko) postaram się oglądnąć.
    Wielkie dzięki, bardzo miło mi to słyszeć ;))
  • Nazareth 19.08.2016
    Plan prosty i skuteczny, mniejwiecej tego sie spodziewałem, niemniej sposób w jaki go opisałaś sprawił ze i tak ciekawie sie czytało. Mam jednak zastrzeżenie co do Ines: dopiero co widziała jak mordują jej rodzinę, podróżuje z obcym i to jeszcze Elfem a żartuje, dokazuje, zachwyca sie wszystkim dookoła - tutaj moim zdaniem szwankuje psychologia postaci - nie kupuje tego. Wybacz, nie chce Cię urazić, poprostu staram sie być szczery.
  • Ewoile 20.08.2016
    Wiesz, prostota i brak kombinatorstwa czasem potrafi być najlepszą drogą do sukcesu, chociaż nie zawsze - w tym przypadku się sprawdziło.
    Wiedziałam, że ktoś prędzej czy później zwróci na to uwagę. Sama przez pewien czas się nad tym zastanawiałam i z jednej strony faktycznie - powinna być załamana, pogrążona w żałobie, być może mieć uszczerbek na zdrowiu psychicznym, ale tu właśnie tkwi problem - to, jakby nie patrzeć, świat wiedźmina - świat brutalny, pełen przemocy, gwałtu, krwi, wojny i śmierci. Tutaj jednak ludzie są odporniejsi i bardziej obojętni na śmierć. Nie mówię, że nie robi to na nich wrażenia, jednak jest to, niestety, szarą rzeczywistością - dniem codziennym w świecie, w którym w każdej chwili może cię rozerwać utopiec, zgnilec, widłogon czy inne monstrum - a nawet przejeżdżające przez wieś żołdactwo, jakie dla czystej zabawy mogłoby spalić wieś, zgwałcić kobiety czy wyrżnąć mieszkańców i ponabijać ich głowy na płot.
    Gdy Ines go dogoniła w lesie - płakała, wtedy jeszcze te emocje w niej żyły, Zarred ruszył w jej stronę i był koniec rozdziału. Nie ma wyjaśnionego co było potem, ale jest wspomniane, że opatrzył ją, w międzyczasie na pewno rozmawiali, a zdobyć zaufanie dziecka nie jest trudno, tym bardziej kiedy, w pewnym sensie, dziecko ratujesz. Różni ludzi różnie reagują na stratę bliskich, Ines już ich opłakała, ale żyje się dalej, nawet najmłodsi o tym wiedzą, a ona zyskała nowego towarzysza, kogoś kto otoczył ją opieką, przy kim poczuła się bezpiecznie, kto uwolnił ją od samotności, od śmierci. Ale rozumiem, mogłam troszkę dłużej przeciągnąć żałobę Ines.
    Nie jestem w żadnym wypadku urażona, to Twoje spostrzeżenie, do którego w 100% masz prawo, a szczerość bardzo cenię. Dzięki za opinię i uwagę, z którą się liczę ;))
  • Nazareth 20.08.2016
    Ewoile rozumiem wytłumaczenie, ma ono ręce i nogi ale... nadal nie dokońca mnie przekonuje. Poprostu nie widzę jak Ines może dalej zachowywać się jak zwykłe dziecko, ale to już bardziej kwestia subiektywnych odczuć niż poprawności, więc najlepiej chyba będzie to zostawić :) Cieszę się nie zmiernie, że możemy być szczerzy i czekam na dalsze części "Kruka" :)
  • Ewoile 20.08.2016
    Nazareth, nie ma sprawy, masz prawo tak uważać, ja to akceptuję w pełni ;))
    Możemy być szczerzy jak nigdzie, więc korzystajmy z tego, wszak mało kto lubi i w szczególności - chce słyszeć prawdę, niekiedy niezbyt pozytywną, przez co zwyczajnie niechcianą ;))
  • Nazareth 20.08.2016
    Ewoile podczas kiedy tylko przez nią można stać się lepszym w tym co się robi. Zatrważające, że tyle osób ją odrzuca.
  • Ewoile 20.08.2016
    I dziękuję za anonimowe 5, ktoś od dłuższego czasu zostawia mi anonimowe piąteczki, bardzo mi miło i prosiłabym, w miarę możliwości, o ujawnienie się ;))
  • ausek 27.10.2016
    Dzisiaj postaram się choć częściowo spełnić moją obietnicę. Z przyjemnością dotarłam do tego miejsca i myślę, że mogę już coś rzec.
    Nie siedzę za dobrze w temacie Wiedźmina, więc nie będę oceniać pod tym kontem. Zapewne znajdą się tacy, co to uczynią. Odbieram to jako samodzielne opowiadanie i zapewniam, że to dla mnie ciekawe doświadczenie. Fabuła mnie urzekła. Wątki poboczne tworzą taką swoistą otoczkę i dopełniają całości. Prowadzisz to w taki sposób, że ja, jako kompletny laik w takiej tematyce, mam dużą satysfakcję z czytania Twojego tekstu.
    Spotkanie dziewczynki z elfem przedstawione zostało w taki delikatny, subtelny sposób. Scena napadu i niedoszłego gwałtu zaś pokazana z należytą brutalnością. Jest to przykład dobrego wyważenia emocji przekazywanych w każdej z tych scen. Pokazujesz też jak elf pod wpływem różnych wydarzeń, podejmując decyzje, zmienia się na naszych oczach. Brnąc dalej, pokazujesz jak postępuje wbrew swoim zasadom - walczy sam ze sobą. Jest to o tyle fajne, że mam wrażenie brania udziału w jego przemianie. Wręcz mu kibicuję i chciałabym podpowiedzieć, co ma zrobić.
    Teraz odniosę się do dialogów. Rozdział trzeci ich nie zawierał, bardziej raczył opisami, zresztą dość zgrabnymi. Ja jestem zwolennikiem przekazywania przynajmniej części takich informacji pomiędzy dialogami lub upchnięciem ich w nich samych. Rozbija to też takie nagromadzenie opisów. Wiem, marudna jestem. :P Choć przyznaję, że Twoje opisy lasu są naprawdę barwne.
    Na pewno będę dalej czytać i kibicować temu opowiadaniu. Pozdrawiam serdecznie. ;) 5
  • Ewoile 27.10.2016
    Ojej, nie spodziewałam się spełnienia tej "obietnicy" tak szybciutko. Oczywiście strasznie mnie to cieszy ^^
    Wow, muszę powiedzieć, że tak pozytywnego komentarza się nie spodziewałam, naprawdę. Jest to jeden z tego typu komentarzy, które autor danego tekstu, pod jakim takowy się pojawił, ma ochotę wydrukować go i oprawić w ramkę ^^ Powiem Ci szczerze, że bałam się, że opowiadanie nie przypadnie Ci do gustu i zrezygnujesz z dalszego czytania, ale na całe szczęście jest odwrotnie - chwała niebiosom!
    Czuję wielką satysfakcję, gdy czytam to co napisałaś - utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że naprawdę skupiasz się na czytanym tekście, dostrzegasz fakty i szczegóły nieco "ukryte", które, w każdym razie, nie zostały powiedziane wprost. Ciszy mnie, że analizujesz - sytuacje, zachowania bohaterów, ich słowa i decyzje - to dla autora (a przynajmniej dla mnie) bardzo ważne.
    Nie, nie, to dobra sugestia, postaram się mieć ją na uwadze przy dalszym pisaniu. "Barwne"? Mam nadzieję, że w pozytywnym sensie i znów nie przesadziłam :(
    Naprawdę bardzo, ale to bardzo mnie to cieszy - czytelnik taki jak Ty to istny skarb. Jeszcze raz dziękuję za wszystko <3
  • ausek 27.10.2016
    Ewoile, jeśli zobowiązałam się do czegoś, to staram się jak mogę, by podołać. Barwne - tak, w tym dobrym sensie, bo pobudzają wyobraźnię do produkowania obrazów. ;) Rozbawiłaś mnie stwierdzeniem, że niby ja jestem dobrym czytelnikiem. Zważywszy na określenia mojej osoby przez innych Opowijczyków - dziwna, pretensjonalna - Twoje chyba podoba mi się najbardziej. :D
  • Ozar 23.03.2018
    Tu jak widzę elf odzyskuje konia, ale pozbywa się dziecka. Cóż przyprowadził dziewczynkę do miasta to chyba wystarczy. Ta dziewczynka jakaś dziwna jakoś nie rozpacza nad swoim losem. 5 + jak zwykle.
  • Ewoile 23.03.2018
    Nie ma co się oszukiwać, była dla niego zbędnym balastem, kłodą u nogi. Zarred ma zadanie do wykonania, każdy dzień to rosnące niebezpieczeństwo, to ryzyko. Co do dziewczynki... Fakt, nie ma traumy, ale trzeba pamięta w jakim uniwersum się znalazła. Tutaj niebezpieczeństwo to chleb powszedni, na każdym kroku jak nie potwór, to zbój. Śmierć nie jest tam niczym nadzwyczajnym, że tak paradoksalnie powiem - to część ich życia. Dziewczynka wypłakała się tamtej nocy, teraz musi patrzeć przed siebie.
  • Kapelusznik 01.11.2018
    Dobry pomysł świetne wykonanie, ale kupno tak drogiego konia przyciągnie uwagę - twój elfi bohater jest strasznie nieostrożny - już ta dziewczynka przy nim to geniusz.
    5
    Pozdrawiam
  • Ewoile 08.11.2018
    W tym momencie ostrożność była nieistotna, liczyło się tylko odzyskanie Diabła. Dla niego to więcej, niż wierzchowiec, to jego druh, przyjaciel.
  • Kapelusznik 08.11.2018
    Ewoile
    Point taken

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania