Leśna przystań - Rozdział 1

ROZDZIAŁ 1

 

Maciek raz po raz zerkał na małą, na oko trzy– , czteroletnią dziewczynkę, która przechadzała się samotnie pomiędzy półkami w dziale z zabawkami w hipermarkecie. Wyglądała na oczarowaną lalkami, klockami oraz pluszakami i zdawała się w ogóle nie przejmować tym, co działo się dookoła niej, a dokładnie tym, że nie było przy niej żadnego opiekuna.

„Gdzie są jej rodzice?” Zastanawiał się w myślach, rozglądając się dookoła, ale w pobliżu nie było żadnej dorosłej osoby.

– Maciek! Hej, ziemia do ciebie!

Z zamyślenia wyrwał go rozbawiony głos Emilii – jego „przyjaciółki”, z którą spotykał się od czasu do czasu, kiedy ta przyjeżdżała do ich rodzinnego miasteczka, w którym mieszkał. Celem ich spotkań było osiągnięcie pewnych całkiem przyjemnych korzyści, jakie niosła za sobą ich niezobowiązująca przyjaźń.

Zawarli ze sobą ten układ niespełna pół roku temu i jak dotąd obydwoje byli zadowoleni z takiej formy znajomości. Dzięki jasno określonym zasadom i wzajemnemu zaufaniu potrafili się ze sobą dogadać, nie wymagając od siebie nawzajem więcej, niż przewidywał ich układ. Łączył ich tylko seks i żadne z nich nie liczyło na nic więcej w sferze uczuć.

Wracali właśnie z wakacyjnego pobytu nad morzem. Maciek spędził tam tydzień, natomiast Emilia z powodu zobowiązań zawodowych dołączyła do niego w weekend tak, aby bez skrępowania mogli nacieszyć się sobą chociaż przez dwa dni. Mimo, że Maciek był już dorosły i miał 30 lat, nadal mieszkał ze schorowaną mamą w leśniczówce, w której pracował jako leśniczy tak, jak kiedyś jego ojciec. Tak więc pomimo upalnej, sierpniowej pogody prawie w ogóle nie wychodzili z hotelu przez całe dwa dni, korzystając z benefitów ich specyficznej przyjaźni.

– Co mówiłaś?

– Mówiłam, że chyba przymierzę te szorty. Co ty na to? Podobają ci się? – Zamruczała tuż przy jego uchu, prezentując króciutkie dżinsowe spodenki.

– Jesteś pewna, że to spodenki? To coś jest tak krótkie jak majtki. – Zażartował, oblizując wargi, kiedy wyobraził ją sobie w kawałku materiału, który trzymała w rękach.

– Jestem pewna, że ci się spodobają. Daj mi chwilę, tam jest przymierzalnia.

W jej oczach błysnęły psotne ogniki, kiedy wycofała się w stronę przymierzalni. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy do niej nie dołączyć, ale wtedy przypomniał sobie o małej dziewczynce bez opieki.

Zerknął w stronę działu z zabawkami po drugiej stronie alejki i zauważył, że dziecko nadal oglądało zawartość półek zupełnie samo. Pokręcił głową z niedowierzaniem i postanowił odnaleźć opiekuna małej. Podszedł do dziecka i spróbował dowiedzieć się, dlaczego oddaliło się od opiekuna.

– Cześć, jak masz na imię?

Mimo, że odezwał się najłagodniej jak tylko mógł, aby jej nie przestraszyć, dziewczynka drgnęła na dźwięk jego głosu, jakby wyrwana z jakiegoś transu. Spojrzała na niego wystraszona wielkimi, brązowymi oczami jak u sarenki i otworzyła usta z przestrachem.

– Nie bój się, nic ci nie zrobię. Jesteś tu z mamą albo tatą? Gdzie oni są? – Dopytywał, ale dziewczynka nadal wpatrywała się w niego przestraszona.

– Zgubiłaś się? Gdzie twoi rodzice? – Pytał, ale nadal nie udało mu się nawiązać kontaktu z małą.

Dziewczynka po prostu spuściła wzrok, patrząc pod swoje nogi i zaczęła nerwowo skubać różową bluzkę w serduszka.

W pewnym momencie, to on się wystraszył, bo oczy małej napełniły się łzami, których nie mogła już powstrzymać. Zasłoniła oczy piąstkami i zaczęła głośno płakać.

– Hej, nie płacz! Nic ci nie zrobię. – Uspokajał ją Maciek, nieźle zaniepokojony tym, że ktoś mógłby opacznie zrozumieć tę sytuację. – Odprowadzę cię do mamy, tylko powiedz, gdzie jest.

– Co pan robi?! – Usłyszał za sobą zdenerwowany damski głos.

Odwrócił głowę i zobaczył idącą szybkim krokiem w jego stronę młodą, ładną kobietę, której brązowe oczy, takie same jak u dziewczynki, zdradzały niepokój. Na słowa nieznajomej zapłakana dziewczynka drgnęła i pobiegła wprost w ramiona kobiety.

– Już dobrze, Haniu, spokojnie. Ten pan coś ci zrobił? – Zwróciła się do małej i spojrzała buntowniczo na Maćka.

– Nic jej nie zrobiłem…

– To dlaczego płacze? – Przerwała mu z pretensją w głosie.

– Dziecko dłuższy czas spacerowało samo, myślałem, że się zgubiła. Niech pani lepiej pilnuje swojej córki, bo ktoś naprawdę mógłby jej coś zrobić. – Odpowiedział zirytowany, przyglądając się niedużej, podłużnej bliźnie, biegnącej przez sam środek policzka kobiety.

Nieznajoma wywarła na nim olbrzymie wrażenie. Była bardzo ładna i nawet blizna na twarzy w kształcie serca nie zdołała zabrać jej urody. W pewien sposób dodawała jej nawet nieco tajemniczości i zadziorności.

– Nie była sama. Stałam kawałek dalej za panem i przez cały czas ją widziałam. Gdyby nie był pan aż tak zajęty swoją dziewczyną, to by pan zauważył, że miałam ją na oku.

– A jednak uważam, że z tak małego dziecka nie należy spuszczać oczu, ale trzeba mieć je blisko przy sobie. Chwila nieuwagi i ktoś mógłby ją na przykład porwać.

– Niech pan przestanie! – Kobieta spojrzała na niego karcąco, kiedy dziecko zaczęło głośniej płakać.

– Cii… Haniu, już dobrze. Pan tylko myślał, że się zgubiłaś. Spokojnie. – Powtarzała miękkim, kojącym głosem, jednocześnie patrząc na Maćka morderczym wzrokiem, jakby była zła za to, że zwrócił jej uwagę, że źle zajmuje się własnym dzieckiem.

– Maciek?

Wszyscy, oprócz małej Hani, która wciąż płakała wtulona w kobietę, odwrócili się w stronę Emilii, która wyszła z przebieralni. Z jej króciutkich szortów, eksponujących długie, opalone nogi, zwisała metka, a twarz dziewczyny zdradzała konsternację.

– Wołam cię i wołam, a ty się nie odzywasz. Co się stało? – Zapytała niepewnie, przeskakując spojrzeniem pomiędzy Maćkiem a kobietą z dzieckiem.

– Nic takiego, Em. Po prostu zaszło małe nieporozumienie, ale już wszystko sobie wyjaśniliśmy – Wyjaśnił, zerkając z pretensją na nieznajomą, która zaszczyciła go nieprzychylnym spojrzeniem – To te spodenki? Dobry wybór! – Pochwalił Emilię i nachylił się do jej ucha, szepcząc: – Wydaje mi się jednak, że muszę przyjrzeć im się dokładniej w jakimś zacisznym miejscu, na przykład w przebieralni.

Objął Emilię w talii i zawrócił w stronę przebieralni, puszczając dziewczynę przodem. Po kilku krokach obejrzał się przez ramię w kierunku nieznajomej, a kiedy jego oczy ostatni raz zderzyły się z jej, znów miał to nieodparte wrażenie, że skądś ją zna, a już na pewno, że widział gdzieś kiedyś te duże, brązowe oczy.

 

***

 

– Wszystko już w porządku, Haniu?

– Tak.

– Mam nadzieję, że teraz już wiesz, co robić, kiedy ktoś obcy będzie cię zaczepiał?

– Tak.

Marta wzdychnęła ciężko, wyciągając kluczyk ze stacyjki starego Golfa. Chciała wierzyć w to, że Hania zrozumiała wszystkie jej wskazówki, które wpajała jej przez całą drogę powrotną do domu. Naprawdę. Tyle, że wątpiła w to, by mała przestała z dnia na dzień wpadać w stupor za każdym razem, kiedy zwróci na siebie uwagę kogoś nieznajomego.

Próbowała pomóc Hani nad tym zapanować, ale niestety z jakiegoś powodu, prawdopodobnie jakichś traumatycznych przeżyć, dziewczynka nie reagowała zbyt dobrze na zainteresowanie obcych. Znów zrobiło jej się głupio na wspomnienie tego, jak w sklepie naskoczyła na mężczyznę, który prawdopodobnie miał dobre intencje. To, że zainteresował się Hanią, dobrze o nim świadczyło, a ona zareagowała zbyt przesadnie i nawet go nie przeprosiła. Co on musiał sobie o niej pomyśleć?

Jeszcze raz wzięła głęboki oddech i zrezygnowana wysiadła z auta. Odpięła Hanię z fotelika i pomogła jej opuścić stary, wysłużony samochód. Następnie chwyciła za siatki wypełnione po brzegi zakupami. Mimo tego, że były tylko we dwie – ona i Hania – to przy tak małym dziecku ciągle czegoś było potrzeba. Ubranka, leki, wizyty u lekarzy – wszystko to kosztuje.

W chwilach, kiedy Marta nie zajmowała się Hanią, zamartwiała się o to, jak sobie poradzą, kiedy skończą jej się oszczędności. Z jej nauczycielskiej pensji nie będzie im łatwo, kiedy fundusze stopnieją. Nawet nie chciała zastanawiać się, z czego jeszcze będzie musiała zrezygnować, żeby zapewnić Hani wszystko, czego będzie potrzebować. Bo to było pewne, że to ona znów czegoś sobie odmówi, byleby tylko małej niczego nie zabrakło. Kupno nawet tak niewielkiego domku na skraju lasu, do którego zmierzały teraz z Hanią, mocno nadszarpnęło jej budżet. Nawet taki jednopiętrowy dom, przypominający bardziej domek letniskowy, generował mnóstwo opłat, o które musiała martwić się sama. Nie miały z Hanią nikogo. Ani przyjaciół ani rodziny.

– Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? – Zapytała bezradnie samą siebie.

– Pani Marto?

Marta przystanęła na dźwięk swojego imienia.

– Wołam panią i wołam. Zamyśliła się pani.

– A tak… Dzień dobry, pani Mario! – Przywitała się z nową sąsiadką – miłą, starszą kobietą, którą polubiła od razu, kiedy tylko ją poznała.

– A dzień dobry, dzień dobry. Zadomowiłyście się już w nowym miejscu? – Zapytała sąsiadka, podchodząc do płotu z talerzem przykrytym folią aluminiową.

– Trochę tak, choć minie jeszcze trochę czasu, zanim w pełni przyzwyczaimy się do nowego miejsca.

– No tak, to zrozumiałe. Nie co dzień przeprowadza się na drugi koniec Polski... A jak Hania czuje się w naszym miasteczku? – Zaciekawiła się starsza kobieta, uśmiechając się do dziewczynki.

Hania nieśmiało odwzajemniła uśmiech. Zdążyła już trochę poznać panią Marię, więc reagowała na nią poprawnie – z odrobiną zawstydzenia właściwą trzyletniemu dziecku, ale bez zbędnego lęku.

– Z każdym dniem coraz lepiej.

– To widać. Pamiętam, jak jeszcze tydzień temu, jak tu przyjechałyście, chowała się za tobą i nie odzywała się do mnie ani słowem.

– To dlatego, że już panią zna i pani ufa. Na swój sposób…

– Będzie dobrze, pani Marto. Świetnie sobie pani radzi. – Dodała, jakby wyczuwając, że jej młoda sąsiadka potrzebuje takich słów otuchy. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak szybko uwinęła się pani z tą przeprowadzką. Kilka dni i było po wszystkim. I do tego wszystko zrobiła pani sama.

– Nie do końca, pomogła mi firma zajmująca się przeprowadzkami. Zresztą nie miałyśmy zbyt wiele rzeczy, więc szybko poszło. Choć i tak jeszcze nie wszystko gotowe, ciągle jeszcze nie mamy podłączonej pralki… Ta po poprzednich właścicielach się nie nadawała i musiałam kupić nową, ale nie umiem podłączyć do niej wody…

– To czemu nic pani nie mówiła? Zaraz dam pani numer do dobrego hydraulika.

– Nie miałam czasu się tym zająć…

– Albo nie, mam lepszy pomysł. – Przerwała jej sąsiadka. – Dziś wraca mój syn, to powiem, żeby do pani wpadł i podłączył pralkę. Zrobi to szybko i za darmo. Po co ma pani płacić za coś, co mojemu synowi zajmie parę minut.

– Naprawdę? – Ucieszyła się, już przeliczając w głowie, ile pieniędzy uda jej się zaoszczędzić – Byłabym bardzo wdzięczna, oczywiście jeśli to nie będzie problem dla pani syna.

– Oczywiście, że nie. Wywakacjował się, to niech się teraz bierze do roboty.

– Dziękuję, pani Mario! Bardzo nam pani pomaga.

– Nie ma za co. Dziś ja pomogę wam, a wy pomożecie mi jutro. Ach, zapomniałabym, mam tu dla was trochę ciasta, dziewczynki. – Uśmiechnęła się ciepło, wyciągając nad płotem dłoń z talerzem, a Marta poczuła nagły przypływ wzruszenia. – Pani Maria traktowała ją jak kogoś z rodziny mimo, że mieszkała tu dopiero od tygodnia.

Może się myliła i nie była tak zupełnie sama? Wchodząc kilka minut później po stopniach prowadzących do ich nowego domu otoczonego lasem, uśmiechnęła się po raz pierwszy od dawna.

„Może wszystko się jakoś ułoży?” Zapytała samą siebie, zamykając drzwi na klucz.

 

***

 

Maria Mazur kończyła zamiatać podłogę w kuchni, kiedy usłyszała samochód zatrzymujący się przed leśniczówką. Rzadko kto tędy jeździł, bo leśniczówka, która była jej domem, znajdowała się na skraju lasu, gdzie oprócz nowej sąsiadki, która przed chwilą wróciła do domu i Nowaków, nikt inny tu nie mieszkał. Szutrowa droga przed ich domem na linii drzew zamieniała się w piaszczystą, leśną drogę, biegnącą w głąb puszczy. To mogło oznaczać tylko jedno – jej syn, Maciek, wrócił z wakacji nad morzem. Z uśmiechem odłożyła na bok miotłę i żwawym krokiem, na tyle, na ile pozwalało jej zoperowane kilka lat wcześniej biodro, podeszła do okna.

Przez ostatni tydzień, kiedy jej syna nie było w domu, bardzo się za nim stęskniła. Byli ze sobą niezwykle zżyci, co mogło wynikać z tego, że oprócz Jadwigi – kuzynki Marii – nie mieli żadnej bliższej rodziny oprócz siebie. Maria cieszyła się więc, że nie będzie już sama w domu i będzie miała z kim zamienić choć parę słów. Była zadowolona z takiego stanu rzeczy oraz z tego, że Maciek nic nie robił sobie z tego, że mając 30 lat wciąż mieszkał z matką pod jednym dachem. W końcu był leśniczym, więc naturalnym było to, że nie wyprowadził się z leśniczówki, w której mieszkali od zawsze, bo jego ojciec, a jej mąż, również pracował w tym zawodzie.

Maria wyjrzała przez okno, ale uśmiech zamarł jej na ustach.

– Znowu ta dziewczyna. – Mruknęła z rezygnacją i pokręciła głową z niesmakiem, kiedy zobaczyła, jak Maciek całuje szyję roześmianej Emilii, wędrując dłonią po jej pośladku.

Nie potrafiła zaakceptować ani zrozumieć tego, że jej na co dzień roztropny, spokojny, dojrzały i rozważny syn umawia się z tą dziewczyną. Gdzie jako matka popełniła błąd? Co zrobiła nie tak, że jej syn wplątał się w taką relację, w której liczy się tylko seks, a nie ma miłości? A ta cała Emilia? Dlaczego się na to godzi? Dlaczego traci czas na takie relacje zamiast założyć normalną rodzinę? Co się dzieje z tymi młodymi w dzisiejszych czasach?

– Mamo? – Z rozmyślań wyrwał ją zadowolony głos Maćka.

– Jestem w kuchni. – Przyznała z niechęcią, ale postanowiła wziąć głęboki oddech i nie kłócić się z Maćkiem o jego dziwny „związek” z Emilią w jej obecności.

Będzie to od niej wymagało nie lada opanowania, ale spróbuje nie dać ponieść się negatywnym emocjom.

– Wróciłem i przywiozłem ze sobą gościa. – Uśmiechnął się do matki szeroko i mocno ją uścisnął.

Mimo, że czasami robił rzeczy, których nie akceptowała, to wciąż był jej ukochanym, jedynym dzieckiem. Nie mogła dać po sobie poznać, że nie podoba jej się ta relacja. Kto wie, może z czasem zakochają się w sobie i będzie z tego coś więcej, może nawet jakieś wnuki?

– Dzień dobry, pani Mario. – Przywitała się Emilia.

– Dzień dobry, jesteście w samą porę, akurat przed chwilą skończyłam gotować obiad. Na pewno jesteście głodni, nałożę wam.

– A chętnie. Miałem niedługo odwieźć Emilię, ale skoro tak, to może zjemy? – Zwrócił się do dziewczyny.

– Chętnie zjem. W sumie jestem bardzo głodna.

– To się dobrze składa, siadajcie.

– Pomogę pani. – Zaoferowała Emilia i bez skrępowania wyjęła talerze z ręki starszej kobiety.

Maria zerknęła dyskretnie na syna i złowiła jego zadowolone spojrzenie oraz szelmowski uśmiech. Jego oczy mówiły: „Widzisz, mamo? Emilia nie jest taka zła.”

„Może naprawdę coś z tego będzie?” Pomyślała w duchu i oczami wyobraźni już widziała siebie w roli babci.

 

***

 

– Chyba mam wszystko. – Mruknął do siebie Maciek, chwytając skrzynkę z narzędziami, które mogą się mu przydać przy podłączaniu pralki.

Parę minut później znajdował się już na posesji nowej sąsiadki. Z rosnącym zaciekawieniem przemierzał kolejne metry prowadzące do jej domu. Zastanawiał się, kim jest ta kobieta, która kupiła nieduży dom po Balcerzakach i postanowiła zamieszkać akurat w ich małym miasteczku i co w ogóle sprawiło, że tak młoda osoba wybrała ich niewielką miejscowość na swoje miejsce na ziemi. Matka trochę mu o niej opowiadała, ale nie za dużo. Stwierdziła, że jak sąsiadka zechce, to sama powie mu o sobie więcej. Było to co najmniej dziwne, ale uszanował jej zdanie, w końcu za chwilę i tak ją pozna.

Po drodze z uznaniem zauważył, że sąsiadka próbowała okiełznać zarośnięty i zaniedbany przez poprzednich właścicieli ogródek. Niestety z marnym skutkiem.

– Liczą się chęci. – Powiedział do siebie i odnotował, że trawa wymaga skoszenia, ale ogólnie stan podwórka prezentował się o wiele lepiej niż tydzień temu, przed jego wyjazdem nad morze i przed przeprowadzką nowej sąsiadki.

Zapukał do drzwi, ciągle rozglądając się dookoła. W końcu po drugiej stronie usłyszał kroki, a potem chrzęst otwieranego zamka. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła ładna, młoda, niska kobieta o krótkich, ciemnobrązowych włosach sięgających ramion i wielkich, brązowych, szeroko otwartych oczach. Na jej policzku dostrzegł charakterystyczną, podłużną bliznę.

– To pani?! – Ni to zapytał, ni stwierdził kompletnie zaskoczony, kiedy w nowej sąsiadce rozpoznał kobietę ze sklepu. – Co pani tu robi?

– Mieszkam. – Przyznała z rozbrajającą szczerością, kiedy minął pierwszy szok.

Wyglądała na równie zaskoczoną jak on, a do tego była wyraźnie speszona jego obecnością. Przyglądała się uważnie jego twarzy w zupełnej ciszy. Odchrząknął, a wtedy ona odwróciła wzrok zmieszana czujnym spojrzeniem, z jakim się mu przypatrywała i nie wiedziała, gdzie podziać wzrok.

– Wpuści mnie pani, czy mam sobie pójść? – Zapytał rozbawiony jej reakcją, potrząsając skrzynką z narzędziami.

Dziewczyna zerknęła na ekwipunek, z którym przyszedł, a na jej twarzy pojawił się błysk zrozumienia.

– Pan jest synem pani Marii…

– Tak, to ja. Chyba nie ma pomiędzy nami aż tak dużej różnicy wieku, więc może mówmy sobie po imieniu? Jestem Maciek. – Przedstawił się, wyciągając dłoń w kierunku młodej sąsiadki.

„Ależ ona ma ładne, brązowe oczy”. Przebiegło mu przez myśl. „I usta”.

– Jestem za, ale nie przez próg. Proszę, wejdź. – Przepuściła Maćka w drzwiach i wyciągnęła dłoń.

– Marta.

Uścisnął jej wyciągniętą dłoń, a ona drgnęła lekko pod wpływem tego dotyku, nagle jakby spłoszona. Jej reakcja oraz wyraźny wyraz zakłopotania na twarzy wydały mu się dziwne i przesadzone, ale postanowił nie komentować tego w żaden sposób. Widocznie to po niej jej córka przejęła dziwne zachowania.

– To gdzie ta pralka? – Zapytał, aby przerwać tę niezręczną prezentację.

– W łazience. – Odpowiedziała wciąż speszona i nerwowym ruchem założyła kosmyk włosów za ucho.

– Naprawdę? To fajnie. – Zaśmiał się, wkładając dłoń do kieszeni dżinsów, czym zbił sąsiadkę jeszcze bardziej z tropu.

„Czemu ona się tak dziwnie zachowuje? Boi się mnie czy co?” Zastanawiał się, patrząc jak śliczna sąsiadka przewraca oczami w uroczy sposób.

– No, tak. Gadam bez sensu, po prostu chodź za mną.

Przechodząc przez malutki korytarz, mijali mnóstwo kartonowych pudeł, które prawdopodobnie czekały na rozpakowanie. Maciek rozglądał się po mijanych pomieszczeniach z ciekawością, ponieważ nie był w tym domu od jakichś kilkunastu lat. Wiele się tu zmieniło, ale to, co najbardziej rzucało mu się w oczy, to to, że były w nim tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Żadnych ozdób, kwiatów ani zdjęć. W ogóle wszystkiego było tak jakoś… mało, a wystrój był po prostu bardzo skromny.

– Widzę, że nie zdążyłaś się tu jeszcze urządzić. – Zagaił sąsiadkę, chcąc ją bliżej poznać.

– Dlaczego tak twierdzisz? Rozpakowałam już wszystkie rzeczy, po prostu muszę tu jeszcze trochę posprzątać.

– A te pudła na korytarzu? – Zapytał szczerze zdziwiony niedużym dobytkiem sąsiadki.

– Są puste, muszę je wynieść na strych, bo mogą się jeszcze przydać, ale nie miałam na to czasu…

– No tak, taka przeprowadzka, to w końcu skomplikowane przedsięwzięcie. – Stwierdził, odkładając skrzynkę z narzędziami obok pralki, którą miał się za chwilę zająć. – Skąd tak w ogóle się przeprowadziłaś?

– Z Gdańska. – Odpowiedziała po chwili, a on zerknął na nią, zamierając z nożem do przecięcia folii w ręku.

– Naprawdę? To drugi koniec Polski. Mieszkałem tam kiedyś przez kilka lat... – Stwierdził ciszej, wracając do wspomnień z tamtego okresu. To były dobre, ale i złe wspomnienia. Bardzo złe.

– Może się czegoś napijesz? – Marta zmieniła temat, odwracając jego uwagę od myśli o przeszłości, za co był jej wdzięczny.

– Nie, dziękuję. Myślę, że to nie potrwa długo.

– W porządku. Tak w ogóle, to bardzo ci dziękuję, że zechciałeś mi pomóc.

– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się do Marty, przyłapując ją na tym, jak przyglądała mu się uważnie.

Znów, tak jak wcześniej w sklepie, miał to nieodparte wrażenie, że już się kiedyś spotkali, ale nie wiedział, gdzie.

– Czy my się kiedyś już gdzieś nie spotkaliśmy? – Postanowił zapytać o nurtującą go kwestię. – Oprócz tego spotkania w sklepie, oczywiście. Tamto pamiętam bardzo dokładnie. – Dodał z szelmowskim uśmiechem.

Jego nowa sąsiadka trochę wtedy na niego naskoczyła i to zupełnie bez powodu. Przecież nie miał złych zamiarów, chciał dobrze. Rozumiał, że mogła opacznie zrozumieć tamtą sytuację i po prostu się zdenerwowała, ale i tak czuł się wtedy niezręcznie tak, jak ona teraz.

– Nie wydaje mi się, żebyśmy się kiedyś już spotkali. – Odchrząknęła i zerknęła wprost na niego. – A co do tamtego w sklepie, to bardzo cię przepraszam. Trochę się uniosłam, zupełnie niepotrzebnie. A Hania… Hania po prostu nie lubi obcych i dlatego tak zareagowała.

– Rozumiem, w porządku. – Przyznał pogodnie i zerknął w stronę drzwi, gdzie dostrzegł jakiś ruch.

– Ciociu, nie ma Króliczka, zgubił się. – Usłyszeli za sobą rozżalony dziecięcy głos.

W drzwiach stanęła zapłakana Hania, która schowała się za Martą, gdy tylko zobaczyła Maćka, klęczącego przed pralką w ich łazience i szczerze zdziwionego tym, że dziewczynka nie jest córką Marty.

– Cześć! – Przywitał się z nią wesoło, ale dziewczynka nie zareagowała w żaden sposób, tylko mocniej ścisnęła nogawkę spodni Marty, która spojrzała na Maćka przepraszająco.

– Jak to się zgubił? Przecież jeszcze niedawno się nim bawiłaś. Szukałaś dobrze w swoim pokoju?

Kątem oka Maciek widział, jak dziewczynka kiwnęła niepewnie głową, zerkając na niego nieufnie.

– Zaraz pomogę ci szukać, idź na razie do swojego pokoju.

Marta nie musiała powtarzać dwa razy. Dziewczynka odwróciła się na pięcie i pobiegła, jakby ktoś ją gonił.

– Przepraszam za Hanię… Ona bardzo nie lubi obcych, zwłaszcza mężczyzn, którzy na nią patrzą zbyt długo lub coś do niej mówią. Pracuję z nią nad tym, ale jak na razie z marnym skutkiem.

– W porządku. To tylko dziecko. Pewnie jak podrośnie, będzie odważniejsza i bardziej ufna.

– Po tym, co przeszła, raczej nie stanie się to zbyt szybko... – Wyszeptała smutnym głosem, jakby nagle zapomniała o obecności Maćka. – Lepiej pójdę pomóc jej szukać. – Odchrząknęła. – Nie rozstaje się z tym Króliczkiem, ciągle z nim chodzi i nie może bez niego zasnąć. To chyba taki jej talizman, więc lepiej, żeby się znalazł. – Uśmiechnęła się blado i wyszła.

Maciek odetchnął głęboko. Był tu dopiero od kilku minut, a już dowiedział się tylu rzeczy o nowej sąsiadce, choć i tak wiele jeszcze pozostało do odkrycia. Co stało się z rodzicami tej małej? Dlaczego przeprowadziły się na drugi koniec Polski? Skąd Marta miała pieniądze na kupno tego domu? Nie lubił zaglądać nikomu do portfela, nie lubił również plotek, ale Marta zaintrygowała go w sobie tylko znany sposób. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale poczuł silną potrzebę poznania jej i odkrycia jej sekretów, bo to, że miała coś do ukrycia, było pewne. Tak jak i to, że już kiedyś się spotkali.

 

***

 

– Marta!

Na dźwięk swojego imienia Marta drgnęła i ścisnęła mocniej kołdrę, pod którą szukała pluszaka swojej siostrzenicy. Odetchnęła głębiej, kiedy uświadomiła sobie, że to tylko Maciek – jej nowy sąsiad, który okazał się pogodnym, sympatycznym i pomocnym facetem. Wtedy w sklepie nie zrobił na niej najlepszego wrażenia, ale teraz mocno zyskał w jej oczach.

– Co tam? – Zapytała, wchodząc do łazienki.

Maciek kończył właśnie pakowanie swoich narzędzi do skrzynki. Kiedy na nią spojrzał, uśmiechnął się z zadowoleniem, a w jego brązowych oczach wyraźnie dostrzegła dumę z wykonanej przez siebie pracy.

– Skończyłem. Możesz już prać, więc jeśli masz jakieś ciuchy, to spróbuję ją od razu włączyć na próbę, ale wszystko powinno działać.

– Świetnie. Część rzeczy mam tutaj. – Powiedziała, wysypując na płytki brudne rzeczy z kosza na pranie. – Resztę ubrań mam w pokoju. Przyniosę je, posegreguję i możesz włączać.

– Jasne, nie spiesz się. – Odparł, słysząc płacz Hani. – Nadal nie udało wam się znaleźć Króliczka?

– Jak słychać, niestety nie. Przepraszam, ale muszę do niej iść. Zaraz wracam.

Po chwili zamiast szukać brudnych rzeczy, aby nie zatrzymywać dłużej Maćka, Marta musiała uspokajać zrozpaczoną Hanię, która zanosiła się coraz głośniejszym płaczem.

– Haniu, postaraj się przypomnieć sobie, gdzie widziałaś Króliczka po raz ostatni.

– Nie pamiętam. Chcę, żeby się znalazł. – Powtarzała jak mantrę, zniekształcając wyrazy jak to dziecko.

– Wiem, kochanie, znajdziemy go na pewno. Musi przecież gdzieś tu być. – Przytuliła Hanię, rozglądając się po pokoju.

W pewnym momencie usłyszała chrząknięcie i zarówno Marta jak i Hania w jej ramionach drgnęły i odwróciły się w stronę drzwi. Na korytarzu z niepewną miną stał Maciek, jakby bał się, że Hania na jego widok rozpłacze się jeszcze bardziej. Jakby chcąc temu zapobiec, szybko wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał Króliczka.

– Chyba tego szukacie. – Powiedział z uśmiechem i przeczesał palcami krótkie, kruczoczarne włosy.

– Króliczek! – Krzyknęła ucieszona Hania i rzuciła się w stronę Maćka z wyciągniętymi rączkami.

Po kilku krokach stanęła jednak jak wryta, uświadamiając sobie, co chciała zrobić. Maciek spojrzał szybko na Martę, a potem na Hanię. Kucnął, wciąż stojąc za drzwiami, i uśmiechnął się szeroko do dziecka.

– Proszę, Haniu. – Odezwał się łagodnie. – Chcesz wiedzieć, gdzie był? – Zapytał takim tonem, jakby zaraz miał zdradzić Hani jakiś sekret.

Ciekawość wzięła górę, bo Hania nie uciekła, ale po prostu stała pomiędzy Martą a Maćkiem, zerkając raz po raz na swoją ulubioną maskotkę. Kiwnęła głową w odpowiedzi na pytanie zadane przez Maćka.

– W koszu na pranie. Chyba twój Króliczek chciał się po prostu zdrzemnąć w spokoju i schował się między ubraniami na drzemkę. Weź go, bardzo się za tobą stęsknił.

Marta patrzyła jak urzeczona na Hanię, która podeszła do Maćka i wzięła od niego maskotkę. Mimo, że potem biegiem wróciła do niej i wtuliła się w nią z całej siły, była dumna z dziewczynki. Była również pod wrażeniem tego, jak Maciek sobie z nią poradził.

– Haniu, co się mówi?

– Dziękuję. – Dziewczynka odezwała się cichutko, nawet nie patrząc w stronę Maćka.

Marta natomiast uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wytrzymała jego spojrzenie.

– Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za pomoc z pralką i odnalezienie Króliczka. – Po raz kolejny podziękowała Maćkowi, kiedy chwilę później stali już przy drzwiach wejściowych.

– Polecam się na przyszłość. – Uśmiechnął się i chwycił za klamkę, ale w ostatniej chwili jeszcze raz się do niej odwrócił. – Mogę o coś spytać?

Marta przełknęła głośniej ślinę, ale kiwnęła głową.

– Jesteś ciocią Hani, tak?

– Tak.

– Nie zaprzeczyłaś, kiedy w sklepie nazwałem ją twoją córką…

– Byłam zbyt zdenerwowana, nie wiedziałam, kim jesteś, ani dlaczego z nią rozmawiałeś. Teraz jest mi strasznie głupio, że tak się wtedy zachowałam…

– W porządku. Po prostu jesteście z Hanią bardzo do siebie podobne. Macie takie same brązowe oczy i podobny odcień włosów. Podobieństwo jest naprawdę uderzające.

– W końcu to moja siostrzenica. – Zaśmiała się szczerze, bo zrobiło jej się ciepło na sercu po jego słowach.

– Siostrzenica… – Powtórzył, a wyraz jego twarzy ewidentnie zdradzał, że chce jeszcze o coś zapytać, ale najwyraźniej uznał, że nie znają się na tyle długo, by wypytywać o szczegóły z jej życia. – Mam nadzieję, że szybko się tu zadomowicie. – Dodał i otworzył drzwi.

– Na pewno. Jeszcze raz dzięki!

– Jakbyś potrzebowała jeszcze w czymś pomocy, daj znać. – Zaoferował i zamknął za sobą drzwi.

Marta nie zdążyła nawet nic na to odpowiedzieć, nagle poruszona troską niemal zupełnie obcego mężczyzny. No właśnie, niemal.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Hejka
    Całkiem dobrze się czyta, chociaż gdzieniegdzie można by zmienić szyk zdania.
    Drobne uwagi. Cyfry pisz słownie, a w dialogach, tzn czynności gębowe (np. powiedział, mruknął itp.) pisz małą literą bez wcześniejszej kropki. Gdybyś chciała obszerne komentarze, to daj utwór do konkursu na stronie pióromani.pl. Akurat brakuje jednego utworu, a więc jak znalazł?. Gratis uzyskasz dziesięć obszernych komentarzy od różnych osób.
    Pozdrawiam
    5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania