Poprzednie częściNate

Nate cz 3

Wstał.

- Czas ruszać. Może wieśniacy posiadali informacje tak cenne dla króla jak i dla mnie. Nie przeczę, cała sytuacja mocno mnie zaintrygowała i podejrzewam, że dziwne sytuacje we wiosce mają dużo wspólnego z tym co zastałem na polanie.

 

Nate prowadził częste monologi. Zmitygował się. Nie chciał od razu dzielić skóry na niedźwiedziu. po chwili podjął dalej tę samą drogę, którą podróżował. Wieczorem ujrzał migoczące punkty latarni, które nocną porą dawały pokaz rozmytych żółto-pomarańczowych kul. Wioska otoczona była drewnianą palisadą, Główne wejście było wysoką na trzy metry bramą, okutą żelaznymi sztabami. Na środku zwieńczoną herbem miasta w postaci głowy niedźwiedzia. Była tak karykaturalnie namalowana, że Nate sądził iż jest to zwykły bohomaz, namalowany przez lokalnych urwisów. Dopiero teraz, kiedy mężczyzna zatrzymał się przed główną bramą, można było go podziwiać w całej okazałości. Dość intensywne światło padało z góry na wędrowca. Długie do ramion siwe włosy, broda od dawna nie przystrzyżona dawała dość posępny wyraz twarzy. Lekko bulwiasty nos i źrenice koloru niebieskiego ukazywały poczciwość i uczciwość w zamiarach.

Zatapiając buty po kostki w błocie, stał wyprostowany. z tarczą na plecach i buzdyganem zaczepionym o pas. Nastał już wieczór, a także pojawiła się lekka mgła. Rozmywając trochę cień i wygląd bohatera lecz z z tej pozycji Nate doskonale wszystko widział. Światła pochodni, które znajdowały się tam nieruchome poruszyły się na szczycie bramy i zniknęły.

 

- Halo jest tu kto?- Jestem Nate i przychodzę od króla Norberta.

 

Cisza. Nie było słychać rozmów. Ani nawet pół słowa. Począł się rozglądać. Otaczała go gęstniejąca mgła, a po krótkiej chwili przestał być widoczny czubek jego własnego nosa. Cierpliwość obcego zbliżała się powoli ku końcowi. Zaczął walić okutą pięścią w bramę. Wybrał metalowy zacisk aby wzmocnić głuchy huk połączony ze szczękiem zbroi.

 

- Kogo tam licho niesie?- odezwał się starczy głos. Pochodził on z góry, ze szczytu bramy.

-Nie licho, lecz człowieka z krwi i kości!- odparł poważnym głosem Nate.- Wiem, że w dzisiejszych czasach nawet człowiek jest niebezpieczny ale wpuśćcie mnie. Mam pozwolenie od króla! Dajcie mi tylko ciepłą strawę i żebym mógł spokojnie przespać tę noc, a wszystko wam opowiem!

 

Cisza. Znowu oczekiwanie. Lecz była to krótsza chwila niż za pierwszym razem. Uchyliły się wrota. Jasny punk zbliżał się do wędrowca, by po chwili przybrać postać zgarbionego starca w poszarzałym stroju z kosturem, którego używał jako nieodzowną pomoc przy stawianiu niedołężnych kroków. Światło pochodni oślepiło Nate. Starzec obawiając się, że wyciąga broń skurczył się i zasłonił rękoma. Ale widząc, że nie ma złych zamiarów, przybrał normalną pozę.

-Chodź za mną- powiedział ochrypłym głosem, całkowicie innym, aniżeli tam na szczycie bramy.

Weszli przez wąziutką szparkę. Starzec co chwila oglądał się za siebie, na boki i w miarę często spoglądał na przybysza. Niedowierzał, że ktoś tak prawy i posiadający tak ogromną wiarę przybył do tej speluny.

Następne częściNate cz.4 Nate cz. 5 Nate cz.6

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • elenawest 03.03.2016
    "Wstał.
    - Czas ruszać. Może wieśniacy posiadali(posiadają) informacje tak cenne dla króla(,) jak i dla mnie. Nie przeczę, cała sytuacja mocno mnie zaintrygowała i podejrzewam, że dziwne sytuacje we wiosce mają dużo wspólnego z tym(,) co zastałem na polanie.

    Nate prowadził częste monologi. Zmitygował się. Nie chciał od razu dzielić skóry na niedźwiedziu. po(Po) chwili podjął dalej tę samą drogę, którą podróżował. Wieczorem ujrzał migoczące punkty latarni, które nocną porą dawały pokaz rozmytych żółto-pomarańczowych kul. Wioska otoczona była drewnianą palisadą, Główne wejście(albo: , główne wejście albo . Główne wejście) było wysoką na trzy metry bramą, okutą żelaznymi sztabami.(, na) Na środku zwieńczoną herbem miasta w postaci głowy niedźwiedzia. Była tak karykaturalnie namalowana, że Nate sądził(,) iż jest to zwykły bohomaz, namalowany przez lokalnych urwisów. Dopiero teraz, kiedy mężczyzna zatrzymał się przed(nią) główną bramą, można było go podziwiać w całej okazałości. Dość intensywne światło padało z góry na wędrowca. Długie do ramion siwe włosy, broda od dawna nie przystrzyżona dawała dość posępny wyraz twarzy. Lekko bulwiasty nos i źrenice koloru niebieskiego ukazywały poczciwość i uczciwość w zamiarach.
    Zatapiając buty po kostki w błocie, stał wyprostowany.(bez kropki) z tarczą na plecach i buzdyganem zaczepionym o pas. Nastał już wieczór, a także pojawiła się lekka mgła. (, która rozmazywała lekko cień, jak i sylwetkę bohatera. Pomimo to, Nate wszystko doskonale widział)Rozmywając trochę cień i wygląd bohatera lecz z z tej pozycji Nate doskonale wszystko widział. Światła pochodni, które znajdowały się tam nieruchome(,) poruszyły się na szczycie bramy i zniknęły.

    - Halo(,) jest tu kto?- (bez tego myślnika)Jestem Nate i przychodzę od króla Norberta.

    Cisza. Nie było słychać rozmów. Ani nawet pół słowa. Począł się rozglądać. Otaczała go gęstniejąca mgła, a po krótkiej chwili przestał być widoczny czubek jego własnego nosa. Cierpliwość obcego zbliżała się powoli ku końcowi. Zaczął walić okutą pięścią w bramę. Wybrał metalowy zacisk(,) aby wzmocnić głuchy huk połączony ze szczękiem zbroi.

    - Kogo tam licho niesie?(spacja)- odezwał się starczy głos. Pochodził on z góry, ze szczytu bramy.
    -(spacja)Nie licho, lecz człowieka z krwi i kości!(spacja)- odparł poważnym głosem Nate.(spacja)- Wiem, że w dzisiejszych czasach nawet człowiek jest niebezpieczny(,) ale wpuśćcie mnie. Mam pozwolenie od króla! Dajcie mi tylko ciepłą strawę i żebym mógł spokojnie przespać tę noc, a wszystko wam opowiem!

    Cisza. Znowu oczekiwanie. Lecz była to krótsza chwila(,) niż za pierwszym razem. Uchyliły się wrota. Jasny punk zbliżał się do wędrowca, by po chwili przybrać postać zgarbionego starca w poszarzałym stroju z kosturem, którego używał jako nieodzowną pomoc przy stawianiu niedołężnych kroków. Światło pochodni oślepiło Nate(go). Starzec obawiając się, że wyciąga broń skurczył się i zasłonił rękoma. Ale widząc, że(nieznajomy) nie ma złych zamiarów, przybrał normalną pozę.
    -(spacja)Chodź za mną(spacja)- powiedział ochrypłym głosem, całkowicie innym, aniżeli tam na szczycie bramy.
    Weszli przez wąziutką szparkę. Starzec co chwila oglądał się za siebie, na boki i w miarę często spoglądał na przybysza. Niedowierzał, że ktoś tak prawy i posiadający tak ogromną wiarę przybył do tej speluny."

    Ładnie, choć dość krótko. Błędów coraz mniej i za to duży plus, dlatego daję ci bardzo mocną czwóreczkę ;-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania