Poprzednie częściOdwet (1)

Odwet (4) - wersja poprawiona

Z powodu błędu który popełniłam, musiałam poprawić czwartą część mojego opowiadania i zmienić całkowicie jej zakończenie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Życzę miłego czytania :)

 

 

Nadszedł dzień, w którym Deg miał wyruszyć na polowanie wraz ze swoim stadem i ze sprzymierzonymi chwilowo wampirami. Dla Lin było to niezwykle ciężkie przeżycie. Żegnała się z Degiem, jakby miała już go nigdy nie zobaczyć. Chciała pożegnać przyjaciela kilkoma słowa, ale coś dławiło ją w gardle i nie potrafiła nic powiedzieć.

Stojąc w drzwiach, patrzyła, jak Deg odchodzi z częścią swojego stada. Łzy zebrały się w jej oczach i emocje przejęły nad nią kontrolę.

- Deg! - zawołała, biegnąc w jego kierunku.

Zatrzymał się i obejrzał na nią. Lin podbiegła do niego, chwyciła w dłonie jego twarz i przyciągnęła do siebie. Ich usta złączyły się w pocałunku.

- Uważaj na siebie – szepnęła i mocno przytuliła się Dega.

Odwzajemnił jej uścisk. Ta krótka chwila bliskości była dla niego cenniejsza niż całe życie.

- Muszę już iść – powiedział Deg, a jego głosie brzmiała wielka boleść, zupełnie, jakby nie chciał jej opuszczać. - Wrócę, obiecuję.

Lin wypuściła go z objęć. Czekała, aż Deg zniknie jej z zasięgu wzroku, i dopiero wtedy wróciła do domu. Zaczęła płakać. Nie tęskniła za przyjacielem. Tęskniła za ukochanym. Dlaczego tak późno uświadomiła sobie to, co do niego czuje?

 

***

Kolejne dni były dla Lin istnym koszmarem. Nerwowe oczekiwanie stało się jej codziennością. Lin całkowicie się wyłączyła. Włóczyła się po domu niczym duch i spała więcej, niż to było konieczne. Cały czas miała nadzieję, że ujrzy stojącego w drzwiach Dega, całego i zdrowego, bez choćby jednego zadrapania na policzku. Wyobrażała sobie rozmowę o ich pierwszym pocałunku. Jednak im więcej czasu mijało, tym gorsze przeczucia miała Lin.

Pewnego dnia, około tydzień po tym jak wilkołaki i wampiry ruszyły na polowanie, stało się to, na co tak Lin długo czekała. Deg powrócił. Lecz nie sam. Kiedy Lin otworzyła drzwi tamtego dnia, zobaczyła nieprzytomnego Dega, niesionego przez jakiegoś wampira.

- Twój chłopak powiedział mi, że tylko ty potrafisz go uleczyć – wyjaśnił.

Lin zaprosiła go do środka i kazała mu położyć Dega na stole w kuchni. Jego ramiona i szyja były pokryte drobnymi rankami. Nic groźnego, zwykłe skaleczenia.

Lin próbowała odesłać wampira tam skąd przyszła, ale ten upierał się, że musi przekazać wiadomość o zdrowiu przywódcy stada swojemu królowi.

- Co z wilkołakami? Dlaczego akurat ty sprowadziłeś Dega do domu? - spytała Lin lodowatym tonem, tym samym pokazując, że nie darzy go zaufaniem.

Wampir otarł czoło wierzchem dłoni. Po nim nie było widać, że brał udział w jakiejkolwiek walce.

- Twój chłopak oberwał zatrutym kłem smoka. Nie mogliśmy tracić żadnej minuty. Jestem silny i szybszy od wilkołaków, dlatego wybrano mnie. Pozostałe wampiry i wilki musiały pozostać na miejscu bitwy, by pozbyć się ciał smoków i tym samym uniemożliwić im odrodzenie się.

Lin skinęła głową i pochyliła się nad okopconą twarzą Dega. Nie skomentowała tego, jak ten krwiopijca nazwał Dega. Nawet jej się to podobało. „Twój chłopak.”

- Lepiej, żebym nie znalazła na jego szyi żadnych dziurek – ostrzegła, a wampir zrobił urażoną minę.

- Za kogo ty mnie masz? - prawie krzyknął. - My, wampiry, nie żywimy się krwią swoich wrogów.

- Honorowi jesteście, nie ma co. Ale z zabijaniem wilków i potomnych jakoś nie macie problemu – skomentowała Lin.

Wampir nie zdążył nic odpowiedzieć, bo w tym momencie leżący na stole Deg otworzył oczy i spojrzał nieprzytomnie na Lin. Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- Skąd te gołębie się tutaj wzięły? Chętnie bym sobie jednego zjadł – powiedział wolno, patrząc gdzieś w sufit. Po chwili jego powieki powoli się zamknęły. Stracił świadomość.

- Co mu jest? - spytał wampir ze zdziwieniem.

- Majaczy. To normalna reakcja w pierwszej fazie zatrucia smoczym kłem – wyjaśniła szybko Lin i podeszła do apteczki.

Pogrzebała w niej chwilę, aż znalazła małą buteleczkę z czerwonym płynem w środku i strzykawkę. Zrobiła Degowi zastrzyk w ramię.

- Jak długo trzeba czekać na efekty? - zapytał wampir, obracając przez chwilę w rękach buteleczkę płynu, po czym postawił ją na szafce.

Lin wzruszyła ramionami. Ze zdziwieniem zauważyła, że obecność wampira już jej tak nie przeszkadza, jak na początku.

- Piętnaście minut, góry pół godziny – odparła.

Czekali razem, w milczeniu. To czekanie było męczące. Po około godzinie Deg obudził się, ale nic nie odpowiedział. Jego oczy były dziwnie mętne.

Lin podeszła do niego i przyłożyła mu rękę do czoła. Było rozpalone.

- Cholera – wymamrotała pod nosem. - Ma gorączkę. Zastrzyk nie podziałał. Szybko, musimy dokładnie obejrzeć jego ciało. Ten zatruty kieł bądź jego fragment wciąż tkwi w ciele.

Wampir bez skinięcia zrobił to, czego zażądała. Chwilę później Lin usłyszała, jak wampir głośno wciągnął powietrze.

- Chyba go znalazłem. Nie wygląda to zbyt dobrze – zawyrokował.

Lin obeszła stół, by obejrzeć zaognione miejsce. Wampir miał rację - rana na łydce nie wyglądała dobrze. Miejsce, w którym tkwił fragment kła był siny i otaczała go fioletowa opuchlizna.

Wampir cofnął się, by zrobić miejsce Lin i niechcący strącił buteleczkę z odtrutką na podłogę. Czerwony płyn rozlał się na płytkach.

- Co ty zrobiłeś?! - ryknęła na niego Lin. - To była odtrutka! Jeśli Deg nie otrzyma jej w ciągu dwóch godzin, umrze! Wszedł właśnie w drugą fazę zatrucia. Trzecia będzie dla niego ostatnią. Po niej nic już się nie da zrobić!

Nie pozwolę ci umrzeć, postanowiła w myślach Lin.

Wzięła głęboki oddech, by nieco się uspokoić i powstrzymać ogarniającą ją rozpacz. Myśl, powiedziała sobie.

- Zostaniesz z nim – zdecydowała. - Ja pojadę po lekarstwo. Nie otwieraj nikomu, póki ja nie wrócę.

Chwyciła kluczyki od samochodu schowane w szufladzie i pobiegła do garażu. Nie było czasu do stracenia. Każda kolejna minuta popychała Dega w szpony śmierci.

Około piętnastu minut później Lin zatrzymała się przed domem jednego z wilkołaków, który należał do stada jej ukochanego. Lin wybrała właśnie ten dom dlatego, że była w nim kilka razy i znała jego wnętrze.

Czasami w imię dobra trzeba zrobić złe rzeczy, próbowała przekonywać własną siebie, kiedy otwierała drzwi wytrychem. Czuła wyrzuty sumienia z powodu tego, co robiła. Oczywiście gdyby tylko mogła obarczyłaby tym zadaniem tego wampira, który został z Degiem, ale to było wykluczone. Wampir potrzebował zaproszenia, aby przekroczyć próg czyjegoś domu.

Kiedy wreszcie Lin wygrała pojedynek z zamkiem w drzwiach, schowała wytrych do kieszeni, wślizgnęła się cicho do środka i dokładnie zamknęła za sobą drzwi. Nie wiedzieć czemu zaczęła zachowywać się jak złodziej i tak właśnie się czuła, kiedy ruszyła od razu w kierunku kuchni i zaczęła ją przeszukiwać. Myśląc cały czas tylko o Degu szperała w każdej szafce i szufladzie. Powoli zaczynała tracić nadzieję i bała się, że nie dotrze na czas z lekarstwem. Łzy napłynęły jej do oczu, ale nie pozwoliła, by zmoczyła jej policzki. Musiała być silna.

Nagły ryk na zewnątrz przerwał jej poszukiwania. Lin poczuła, że robi się jej niedobrze. Znała ten dźwięk i stworzenie, które je wydaje.

Pobiegła do ogromnego salonu, w którym okna wychodziły na ulice i wyjrzała przez jedne z nich. Ciemny, nieregularny kształt górował nad miastem, rzucając na budynki cień. Smok.

Wspomnienia, o których Lin chciała zapomnieć powróciły do niej szybkością światła. Smok zniżył swój lot i splunął na miasto ogromnym strumieniem ognia. Uszy Lin przeszyły krzyki spanikowanych ludzi i bliższe lub dalsze huki wybuchów.

Lin pędem wróciła do kuchni i kontynuowała poszukiwania. Adrenalina krążyła w jej żyłach, ręce się pociły, serce waliło młotem. Wiedziała, że nie mogła się poddać w tej chwili, mimo niebezpieczeństwa, które czyhało na zewnątrz. Starała się, by koszmarne retrospekcje nie przejęły nad nią kontroli. Teraz najważniejszy był Deg.

Kiedy wreszcie Lin znalazła małą buteleczkę z odtrutką, krzyknęła triumfalnie. Schowała ją do kieszeni spodni i powoli podeszła do drzwi wyjściowych, niepewna, co może zobaczyć na zewnątrz. Głośno przełknęła ślinę i chwyciła za klamkę, po czym nacisnęła ją i powoli uchyliła drzwi.

Smoka nigdzie nie było widać, choć zostawił po sobie ślady: płonące budynki i unoszący się do nieba dym. Serce Lin podeszło do gardła, kiedy wsiadała do samochodu. Znów uderzyła w nią fala wspomnień i zrobiło się jej gorąco. Jechała samochodem najszybciej, jak tylko było możliwe.

Nagle, nie wiadomo skąd, smok pojawił się na drodze przed nią, zwrócony pyskiem w stronę samochodu. Ryknął ogłuszająco i zionął strumieniem ognia. Lin, chcąc uniknąć spotkania z żarem, gwałtownie skręciła kierownicą i wtedy uderzyła w drzewo.

Następne częściOdwet (5) Odwet (6) Odwet (7)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 21.11.2014
    tamta i ta wersja mi się podoba, fajnie że jest dłuższe ; 5:)
  • XYZ 21.11.2014
    Sprytnie to przerobiłaś. Tym razem nie mam żadnych zastrzeżeń. Gdybym mógł, dałbym 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania