Poprzednie częściOdwet (1)

Odwet (6)

Lin leżała w łóżku i pustym wzrokiem patrzyła w przestrzeń. Ktoś brutalnie wyrwał jej serce i pozostawił otwartą ranę, która wciąż krwawiła. Deg umarł.

Drzwi pokoju otworzyły się i do środka wszedł smok w towarzystwie młodej brunetki, która niosła tacę z jedzeniem.

- Pora na śniadanie – powiedział beznamiętnym tonem smok, przysuwając stolik i krzesełko bliżej łóżka.

- Nie jestem głodna – odpowiedziała Lin.

Jej organizm był zahartowany i mogła wytrzymać bez jedzenia nawet dwa tygodnie. Lin miała wielką ochotę przewrócić się na drugi bok i przeżywać w samotności śmierć Dega, ale nie zrobiła tego, widząc nieme ostrzeżenie w oczach smoka, zupełnie jakby potrafił czytać w myślach.

- Mówiłam ci panie, że to nie ma sensu. Ta suka nie potrafi docenić twoich starań – odezwała się dziewczyna, stawiając tacę ze śniadaniem na stoliku.

Lin poczuła się obrażona, ale się nie odezwała. Smok spojrzał na brunetkę przez ramię. Ta zaś gwałtownie zbladła i spuściła pokornie wzrok.

- Wyjdź – powiedział smok, siadając na krzesełku. W jego głosie było coś, co sprawiło, że temperatura w pokoju spadła poniżej zera. - Później z tobą porozmawiam.

Dziewczyna wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.

- Trafiłem w dziesiątkę z tym śniadaniem, prawda? - zapytał smok. Jego dłoń powędrowała w stronę talerzyka, na którym leżały surowe kawałki mięsa. Wziął jeden i włożył sobie do ust.

- Widzę, że znasz się na wilkołakach – odparła Lin sarkastycznie, przyglądając się z obrzydzeniem, jak smok oblizuje usta z krwistego soku.

- Cóż, muszę jak najlepiej poznać swoich wrogów – przyznał.

Widać smok nie wiedział, że potomni, tak jak śmiertelnicy żywili się normalnym jedzeniem.

Lin nie wyprowadzała go z błędu. Zresztą, to nie miało znaczenia, co smok wiedział lub czego nie wiedział o wilkołakach; tak czy inaczej był dla nich bardzo niebezpieczny.

- Nie powinnaś się głodzić – poradził, jakby on i Lin byli najlepszymi przyjaciółmi.

Nie odpowiedziała. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Nie chciała go widzieć. Przez niego Deg nie żył. Nagle Lin poczuła, że ogarnia ją złość.

- Czego ty ode mnie chcesz?! - wybuchła, nie bacząc na nic.

Smok uśmiechnął się, jakby się spodziewał takiej reakcji z jej strony.

- Jesteś moją kartą przetargową. Porwałem cię, by mieć pewność, że twój wilczek stawi się na Potyczkę.

Lin poczuła, że wszystko zaczyna wokół niej wirować i zamknęła oczy. To, co powiedział smok, docierało do niej w zwolnionym tempie.

Czy jego słowa znaczyły, że Deg żyje? Przecież. On. Nie. Mógł. Tego. Przeżyć.

Lin ożywiła się nieco, choć nie chciała okazywać radość przy smoku. Przecież nie miała żadnego dowodu, że on mówił prawdę. Może okłamywał ją, by wzbudzić w niej złudną nadzieję?

- Potyczkę? - powtórzyła jak echo jego ostatnie słowo i dopiero po chwili pojęła jego znaczenie.

Potyczka nie było zwykłą utarczką; decydowała bowiem o przynależności terenu do danej rasy. Jeżeli smok zwyciężyłby w niej, stado Dega zostałoby pozbawione przywódcy, wygnane i tym samym skazane na powolną śmierć. Rzadko które stado wilkołaków umiało sobie poradzić bez przywódcy. Tak samo było z wampirami i smokami. Bez lidera wszystko pogrążało się w chaosie.

Lin nieświadomie zadrżała.

- Nie martw, ciebie oszczędzę. Zostaniesz tutaj ze mną i będziesz spełniać rolę mojej zabaweczki – smok uśmiechnął się lubieżnie. Jego wzrok prześlizgiwał się po twarzy Lin.

- Jesteś obrzydliwy – warknęła.

- Polubisz to – odparł i zaśmiał się z własnego żartu.

- Prędzej umrę, niż splamię honor swojej rasy.

Smok pogroził jej palcem i pokręcił głową, jakby karał za coś małe dziecko.

- Uważaj na marzenia, bo one czasem się spełniają.

 

***

Po tym, jak smok wyszedł, do Lin przyszła blondynka, która zajmowała się wcześniej leczeniem jej ran.

- Pewnie chciałabyś się wykąpać? - spytała łagodnym tonem. - Wstań, zaprowadzę cię do łazienki, gdzie będziesz mogła się odświeżyć.

Lin przystała na tę propozycję. Dziewczyna wyprowadziła ją na wąski korytarz i kazała iść za sobą.

Na korytarzu krzątało się kilka młodych dziewczyn. Wszystkie były do siebie podobne: były bardzo młode i miały drobną budowę ciała. Każda z nich musiała być dzieckiem smoka.

Lin zauważyła, że rasa smoków była zdominowana przez kobiety. Samiec był tylko jeden. Zupełnie inaczej było u wilkołaków i potomnych, gdzie przewagę płciową miały samce, a samice były rzadkością. Z rasy wampirów nie wyłaniała się żadna dominująca płeć.

Dziewczyna zatrzymała się przed białymi drzwiami. Lin zrobiła to samo.

- To tutaj. Przyszykuję dla ciebie wszystko – powiedziała blondynka i zniknęła za drzwiami.

Lin zastanawiała się, skąd u tej dziewczyny tyle uprzejmości dla niej. Kiedy szła korytarzem, nie mogła nie zauważyć wrogich spojrzeń, jakimi obdarzały ją inne dziewczyny. Dlaczego więc ta blondynka była dla niej miła?

Lin potrząsnęła głową i popatrzyła w bok, na duże balkonowe okno, przez które do środka wpadały promienie słońca.

Idealne do ucieczki, pomyślała. W jej głowie zaczął się rodzić niecny plan.

 

***

Po długim, kojącym prysznicu Lin przespała się nieco. Teraz intensywnie myślała o ucieczce. Była zdecydowana to zrobić, bo nie chciała dopuścić do Potyczki. Wolała wieczną wojnę ze smokami od śmierci. Byłą przekonana, że gdyby tylko znudziła się smokowi, zabiłby ją, nawet nie mrugnąwszy okiem, a tego chciała uniknąć.

Skarciła się w myślach. Jak mogła nie wierzyć w Dega? Dlaczego od razu zakładała, że przegra?

Kiedy nadszedł wieczór, Lin wyszła z łóżka. Nie miała żadnych innych ubrań, prócz piżamy, którą miała na sobie, ale to jej nie przeszkadzało. Pragnęła jak najprędzej wydostać się z gniazda smoków.

Drzwi pokoju nie były zamknięte na klucz, więc bez kłopotu wyszła na korytarz. Skupiając się z całych sił, odtworzyła w myślach drogę do łazienki. W końcu, po niezliczonych pomyłkach, udało się jej dotrzeć do okna. Kiedy była kilka metrów od niego, ktoś zastąpił jej drogę.

W nikłym świetle księżyca, które wpadało do środka, rozpoznała sylwetkę smoka. Zrobiło się jej niedobrze i pomyślała, że za chwilę zemdleje.

- Wybierasz się gdzieś? - wysyczał z wściekłością smok i chwycił Lin za ramię.

Jego paznokcie wbijały się w jej skórę.

- Popełniłem duży błąd, że ci zaufałem – powiedział, kiedy siłą prowadził ją do jej pokoju.

Kopniakiem otworzył drzwi i pchnął Lin tak mocno, że potknęła się i przewróciła do podłogę. Drżąc ze strachu, odsunęła się jak najdalej od rozjuszonego smoka.

- Masz szczęście, że cię nie zabiłem – warknął i odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł.

Tym razem Lin usłyszała dźwięk przekręcanego w zamku klucza.

Następne częściOdwet (7)

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Annie 06.12.2014
    Z niecierpliwością czekam na kolejne części :)
    5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania