Poprzednie częściOdwet (1)

Odwet (5)

Lin obudziła się, przecierając lekko oczy dłońmi. Czuła się źle. Bolała ją głowa, a do gardła podchodziły mdłości. W dodatku, kiedy próbowała usiąść, okazało się, że ma zawroty głowy. W końcu zrezygnowała z tego pomysłu i położyła się z powrotem w łóżku, okrywając się miękkim, pluszowym kocem.

Przez chwilę starała się przypomnieć, co się stało i jak się tutaj znalazła, ale pamięć ją zawodziła.

Podniosła lekko głowę z poduszki i rozejrzała się po pokoju, w którym przebywała. Pokój był mały i biednie urządzony, choć sprawiał wrażenie czystego i zadbanego. Ściany pokoju były nagie, pomalowane na jasnoniebieski kolor, a podłoga wyłożona drewnianymi panelami. Wzdłuż łóżka, na podłodze leżał biały, puszysty koc. Kilka metrów dalej, tuż pod ścianą stał prosty stolik i metalowe krzesło ze skórzanym siedzeniem. Z sufitu zwisała pojedyncza żarówka osłonięta białym kloszem, a przez pojedyncze okno wpadały do pokoju promienie słońca.

Drzwi do pokoju otworzyły się i do środka weszła niska, drobna blondynka. Była młoda; mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia lat. Niosła tacę, na której stała mała buteleczka, kieliszek i okrągłe metalowe pudełeczko.

- Kim jesteś? - spytała automatycznie Lin, przyglądając się dziewczynie.

Blondynka nie odpowiedziała. Postawiła na stoliku tacę i sięgnęła po buteleczkę, którą po chwili otworzyła. Napełniła kieliszek czarnym, gęstym płynem i odezwała się do Lin:

- Usiądź, proszę – jej głos był pewny siebie, zdecydowany. Lin zrobiła to powoli, bo wciąż wciąż miała zawroty głowy. Dziewczyna wyciągnęła w jej stronę kieliszek z płynem. - Wypij to. Pomoże ci na zawroty głowy i mdłości.

Lin wzięła od niej kieliszek i ostrożnie powąchała zawartość, która okazała się być zupełnie bezwonna. Przechyliła kieliszek i wypiła zawartość jednym haustem. Płyn był gorzki w smaku i zapiekł ją w gardle.

Oddała kieliszek dziewczynie i zakasłała. Blondynka tymczasem podeszła do stolika, otworzyła pudełeczko i nabrała na palce odrobinę szarej maści. Zbliżyła swoją rękę do twarzy Lin, która nie wiedziała, jak ma się zachować.

- Uspokój się – odezwała się blondynka tym samym tonem, co wcześniej. - Jestem tutaj po to, żeby ci pomóc.

Lin skinęła powoli głową. Nie ufała tej dziewczynie, ale nie przeciwstawiała się jej. Kiedy blondynka smarowała jej twarz cuchnącą maścią, do pokoju wszedł ktoś jeszcze.

- Jak sobie radzisz? - spytał męski głos.

Ponieważ Lin miała zamknięte oczy, nie mogła zobaczyć, do kogo on należał. Usłyszała jego kroki i mężczyzna podszedł bliżej, a ją owiał znajomy zapach siarki.

Lin zesztywniała. Serce podeszło jej do gardła.

- Dobrze, panie – odparł dziewczyna. W jej głosie dało się słyszeć szacunek i uwielbienie. - Kończę jej uzdrawianie.

Lin odważyła się i otworzyła oczy. Zobaczyła przed sobą szczupłego mężczyznę o śniadej cerze i czarnych, gęstych włosach. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost. Był przystojny, ale coś w jego postawie sprawiało, że wzbudzał strach.

Mężczyzna zauważył, że Lin się przygląda i odwzajemnił spojrzenie. Jego pomarańczowe oczy z poprzeczną źrenicą przeszyły ją na wskroś.

Lin wrzasnęła z przerażenia. Wspomnienia kilkudziesięciu ostatnich godzin powróciły do niej z szybkością światła. Ranny Deg. Stłuczona buteleczka. Smok nad miastem. Wypadek.

Dziewczyna przerwała smarowanie twarzy Lin maścią i odwróciła się do mężczyzny.

- Jej pamięć powróciła – osądziła, patrząc na przerażoną minę Lin, która była bliska płaczu.

- To znak, że wraca do zdrowia – orzekł mężczyzna i położył rękę na ramieniu blondynki. - Zostaw ją samą. Później porozmawiam z nią w cztery oczy – wyszli.

Łzy zwilżyły policzki Lin. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Los znów sobie z niej zadrwił i odebrał jej całe szczęście. Znalazła się w gnieździe smoków, a jej ukochany umarł. Chyba gorzej już być nie może, pomyślała, czując obrzydliwą gorycz w ustach.

 

***

Lin płakała tak długo, aż w końcu zabrakło jej łez. Twarz piekła ją od obrzydliwej maści, którą próbowała zeskrobać paznokciami, ale bez większego efektu. W końcu umęczona, zasnęła.

We śnie wiedziała Dega. Palcami wodziła po jego gładkiej twarzy, przeczesywała jego włosy, swoimi ustami dotykała jego ust. Była taka szczęśliwa, widząc go spokojnego i zdrowego.

Później sen zmienił się. Lin otaczała nieprzenikniona ciemność, dająca poczucie nieważkości. Przed sobą widziała władcę wampirów, który patrzył gdzieś poza nią. Wyciągnął w jej stronę swoją zimną dłoń, ale Lin nie mogła jej chwycić. Była zbyt daleko.

- Pokaż mi, gdzie jesteś – poprosił władca.

Lin popłynęła w pustą przestrzeń i chwyciła jego dłoń, całą sobą skupiając się na pokoju i osobach, które dzisiaj widziała. Nagle władca rozpłynął się, a Lin wybudziła się. Poczuła tak koszmarną tęsknotę, że znów zachciało się jej płakać. Uspokoiła się, kiedy przypomniała sobie o snach. Coś podpowiadało jej, że to nie były do końca zwykłe senne marzenia.

Następne częściOdwet (6) Odwet (7)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 22.11.2014
    końcówka jest the best ; 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania