Po drugiej stronie prawdy - Rozdział VI
Tej nocy spałam wyjątkowo żle i miałam dużo czasu na przemyślenia. Doszłam do wniosku, że byłam tutaj jak intruz, moja mama miała swoją rodzinę. To z nią spędzała święta i inne rodzinne uroczystości, to jej problemami i radościami żyła. Ja tylko psułam im obrazek szczęśliwej rodziny, byłam niepasującym elementem. Nie miałam tu czego szukać, mama była dla mnie całkiem obcą osobą. Z samego rana powinnam wyjechać i już nigdy tutaj nie wracać. By utwierdzić się w raz podjętej decyzji zadzwoniłam do Rafała.
- Nie wiem, co robić – poskarżyłam się – widzę ją pierwszy raz od siedemnastu lat. Nie mam pojęcie, co o tym wszystkim myśleć.
- Jesteś jej ciekawa – zauważył – nie ma w tym nic dziwnego, bo to twoja matka.
Siłowałam się przez chwilę z walizką.
- Powinnam wracać do domu – próbowałam upchnąć ubrania – to dla mnie obca kobieta.
Rafał westchnął ciężko.
- Misia, wstrzymaj się - jak zawsze mnie uspokajał – nie działaj pod wpływem emocji.
- Nie działam –oburzyłam się – to od początku był zły pomysł, Magda miała rację.
- Nie miała – upuścił coś na podłogę – ona jest jeszcze bardziej porywcza od ciebie. Daj szansę swojej matce.
Założyłam ręce na piersi i usiadłam na łóżku.
- Nie zasługuję na nią.
Nastąpiła chwila ciszy, wiedziałam, że zaraz wytoczy najcięższe działo.
- Misia, którą kocham nawet, by się nad tym nie zastanawiała.
Aż zachłysnęłam się z oburzenia.
- To to już – przerwało mi pukanie do drzwi – poczekaj, ktoś puka.
Nachmurzona przekręciłam zamek i gwałtownie szarpnęłam za klamkę. Na korytarzu stał wysoki, brązowowłosy mężczyzna. W ręce trzymał bukiet polnych kwiatów a zielone oczy śmiały się do mnie.
- Nie mogłem zostawić cię samej… - nie dałam mu skończyć i wskoczyłam mu na ręce.
- Przyjechałeś! – wykrzyknęłam między pocałunkami. –Dla mnie!
Rafał nogą zamknął drzwi.
- Nie sądziłem, że aż tak się ucieszysz.
Rozradowana zeskoczyłam na podłogę.
- Co cię tak dziwi? – zapytałam. – Zdążyłam się za tobą stęsknić.
Chłonęłam każdy szczegół jego twarzy, był dla mnie idealny. Ubrany w koszulę na krótkim rękawku, błękitny sweter miał zarzucony na plecy.
- Wystroiłeś się – zażartowałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Przecież dzisiaj poznam twoją matkę.
Zamarłam przerażona, czy on powiedział… Nie, nie, nie, ja sama jej nie znam. Po paru sekundach Rafał wybuchnął śmiechem.
- Żartowałem – chwycił mnie za ramiona – Miśka?
Wzięłam kilka głębszych oddechów i uspokoiłam rozkołatane serce.
- Bardzo śmieszne – wywróciłam oczami.
Przez kilka minut siedzieliśmy w zupełnym milczeniu.
- Nie dąsaj się - narzeczony przyciągnął mnie do siebie. – Nie do twarzy ci z tym grymasem.
Oparłam głowę o jego pierś słuchając spokojnego bicia jego serca.
- Mam wrażenie, że robię największą głupotę w swoim życiu.
Mężczyzna łagodnie gładził mnie po plecach.
- Misiu, jeśli jej dobrze nie poznasz, to nigdy się nie przekonasz. Może dzięki temu tygodniowi wszystko się ułoży.
- Wszystko było ułożone -jęknęłam – dopóki nie spotkałam jej na tamtej górze.
Rafał po raz kolejny westchnął głęboko.
- Słoneczko, opamiętaj się – skarcił mnie cicho – skoro zgodziłaś się na spotkanie, to dotrzymaj danego słowa.
Odsunęłam się od niego na wyciągnięcie ręki.
- Aleś się mądry zrobił – mruknęłam schodząc z łóżka. – Przez ciebie zaraz się spóźnię.
W biegu chwyciłam biały podkoszulek i kremowe spodnie, na wierzch narzuciłam pudrowy sweter. Włosy były trudne do okiełznania, ale poskromiłam je grzebieniem i mocną gumką. Rzęsy wytuszowałam a usta podkreśliłam delikatnym błyszczykiem. Kiedy wyszłam z łazienki Rafał rozłożył się wygodnie na łóżku Magdy.
- Nie masz własnego pokoju? – udałam oburzenie. – To nie przystoi.
- Jeszcze dzisiaj kupię i osobiście zawieszę zasłonkę.
Zatrzymałam się w progu.
- Wiesz, co – zawahałam się – ona wciąż wygląda na trzydzieści pięć lat.
Mężczyzna podniósł się na łokciach.
- Słoneczko, wydaję ci się. Pamiętasz ją z okresu dzieciństwa, jestem pewien, że dziś dostrzeżesz zmarszczki na jej twarzy.
To, co mówił miało sens, jednak młody wygląd mamy nie dawał mi spokoju.
- Pewnie masz rację – puściłam mu całusa – lecę.
- Uważaj na siebie, kotek – rzucił za mną.
Była piękna pogoda, świeciło słońce i wiał lekki wiaterek. Stanęłam przed samochodem szukając w torbie kluczyków. Znalazłam nawet miesięczny bilet, z którego od dawna nie korzystałam a tego z czego korzystałam codziennie, brak. Cudownie. Spoliczkowałam się w myślach i biegiem wróciłam do hotelowego pokoju. Gdy stałam pod drzwiami, moich uszu dobiegł fragment rozmowy.
-… ona nie jest głupia – Rafał był czymś wyraźnie zdenerwowany – już zaczyna się zastanawiać.
Chwila ciszy, pewnie mówił jego rozmówca.
- Musisz to skończyć, wiesz, że grozi jej niebezpieczeństwo.
Nie powinnam podsłuchiwać, ale nie mogłam się opanować. Miałam przeczucie, że w tej dziwnej rozmowie chodzi o mnie.
- Ja to zupełnie coś innego, nigdy bym jej nie skrzywdził, a ty zrobiłaś to już nie raz.
Rafał musiał odejść od drzwi, bo przestałam cokolwiek słyszeć. Nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju, narzeczony zamarł zaskoczony.
- Dokończymy tę rozmowę, kiedy indziej – rozłączył się.
Udawałam, że niczego nie usłyszałam, znając Rafała i tak nie puściłby pary z ust.
- Kluczyki – podał mi je, uśmiechając się lekko.
- Jesteś niezastąpiony.
Gdy chciałam wybiec z pokoju chwycił mnie za rękę.
- A buziak?
Wywróciłam oczami i szybko pocałowałam go w usta.
- Zaraz się spóźnię.
Przez całą drogę do domu matki zastanawiałam się z kim rozmawiał Rafał . Dlaczego zakończył ją jak tylko weszłam do pokoju? Nigdy wcześniej nie miał przede mną żadnych tajemnic. Z rozmyślań wyrwało mnie krztuszenie się samochodu. Nie, nie, nie. W roztargnieniu spojrzałam na palącą się rezerwę. Przez incydent z wilkiem zapomniałam wczoraj zatankować. Zjechałam na pobocze i uderzyłam kilka razy w klakson, nie powiem, żeby mi ulżyło. Wysiadłam z całej siły trzaskając drzwiami i po raz ostatni spojrzałam nienawistnie na samochód. Nie uśmiechała mi się samotna wspinaczka pod górę, nigdy nie byłam urodzonym piechurem. Wolałam raczej czytać o przygodach niż doświadczać ich na własnej skórze. Muszę przyznać, że widoki były piękne, choć nie miałam czasu ich podziwiać. Znając skłonności matki pewnie zaraz się rozmyśli i stwierdzi, że odnowienie kontaktu to zły pomysł. Zlana potem, potargana i wściekła dotarłam do domu mamy.
Kobieta czekała na mnie przy furtce i wypatrywała kogoś, prawdopodobnie nieznajomej córki. Uśmiechnęłam się do swoich rozmyślań. Gdy mnie zobaczyła na jej twarzy odmalowała się ulga.
- Bałam się, że nie przyjdziesz.
- Przepraszam –odgarnęłam włosy z twarzy – zabrakło mi benzyny w samochodzie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania