Po drugiej stronie prawdy - Rozdział XXI
Gdy wreszcie zostałam sama rozejrzałam się w poszukiwaniu komórki, chciałam wykonać telefon do mamy. Nie powinnam w taki sposób się z nią rozstawać, łudziłam się, że może się o mnie martwi. Chciałam by wyjaśniła mi, dlaczego zaangażowała w to wszystko Rafała. Mężczyzna jakby zapadł się pod ziemię, wątpiłam, by przez trzy godziny jadł obiad. A może już mu na mnie nie zależy? Uważa, że wykonał zadanie i teraz był wolny. Z duszą na ramieniu wybrałam połączenie, po piątym sygnale odebrała.
- Słucham?
Jej głos był dokładnie taki jak zapamiętałam. Tak samo słodki i delikatny, przypominał mi lata dzieciństwa.
- To ja – wyszeptałam.
- Michalina? – spytała z niedowierzaniem. – Gdzie jesteś? Co to za dźwięk? – miała na myśli piszczącą aparaturę.
- Jestem w szpitalu – westchnęłam.
- W szpitalu? – jej głos podniósł się o oktawę. – W którym?!
Już widzę, co by się stało gdyby tutaj przyjechała, tata dostałby zawału.
- Rafał powiedział mi prawdę – zignorowałam jej pytanie. – Dlaczego poprosiłaś go o coś takiego?
Milczała przez chwilę, minuty ciągnęły się w nieskończoność.
- Nie powiedział ci?
- Chcę usłyszeć to od ciebie – serce łomotało mi jak ptak zamknięty w klatce.
- Chciałam uczestniczyć w waszym życiu – przyznała. – Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy nie wybrałabym tamtej drogi.
Miała na myśli drogę, na której wydarzył się ten wypadek. Tata zawsze ją przed nią przestrzegał, babcia mawiała, że w tamtej dolinie straszy, w pewnym sensie miała rację.
Z naszej rozmowy nie wynikało nic czego nie powiedział mi Rafał, jednak ulgę przynosił mi jej głos.
***
Siedziałam na łóżku czekając aż tata przyniesie wypis. Przebywałam w szpitalu od dwóch dni i pomału miałam już go dość. Miałam już dość zupek i owoców przynoszonych przez babcię i jej biadolenia „ach, na co ci to było, nieszczęsne wakacje”. Kiedy drzwi się otworzyły byłam pewna, że to ona, ale czekało mnie pozytywne rozczarowanie.
- Rafał? – wykrztusiłam z trudem.
W ręce trzymał wielki bukiet kwiatów, po jednym z każdego gatunku.
- Pomyślałem, że potrzebujesz podwózki – powiedział jak gdyby nigdy nic.
Prychnęłam z niedowierzaniem.
- Tata po mnie przyjechał.
- Tramwajem – zauważył.
Cudownie.
- Weźmiemy taksówkę - wzruszyłam ramionami.
- Nie wygłupiaj się – zarzucił torbę na ramię i pomógł mi wstać. - Masz tragarza za darmo.
-Kiedyś miałam narzeczonego -wzruszyłam ramionami.
Mężczyzna przystanął raptownie, tak że się potknęłam.
-Ale pewnego dnia jakby rozpłynął się w powietrzu.
Upuścił torbę na podłogę i ujął moją twarz w dłonie.
-Myślałem, że nie chcesz mnie widzieć.
Uśmiechnęłam się lekko.
- To nie myśl więcej - wspięłam się na palce, by go pocałować.
Po chwili unosiłam się nad ziemią a usta Rafała pieściły moje.
***
Po południu z ulgą położyłam się w swoim łóżku, w domu wszystko wydawało mi się nowe. Mój mały pokoik z odłażącą tapetą nigdy wcześniej nie wydawał mi się taki piękny. Pod moją nieobecność nikt niczego tutaj nie ruszał.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - mruknęłam, kładąc stopy na kolana Rafała. – Masuj - rozkazałam.
Narzeczony roześmiał się cicho i spełnił moje polecenie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania