Po drugiej stronie prawdy - Rozdział XI
Nie miałam pojęcia, kto czepia się mojej szyi, dlatego stałam jak skamieniała. Kobieta pachniała ciasteczkami cynamonowymi i różami, nietypowe połączenie dawało przyjemny efekt.
- Joanna, udusisz ją – odezwał się znudzony, męski głos od strony schodów.
Nieznajoma pospiesznie się ode mnie odsunęła, nie wypuściła jednak mojej dłoni. Była niewysoka a blond włosy miała zaplecione w warkocz. Ubrana w sukienkę w groszki i nieprzyzwoicie wysokie szpilki, w pasie przewiązany miała fartuch.
- Rafał tyle mi o tobie opowiadał! – roześmiała się podekscytowana. – Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać.
Wpatrywałam się w nią niczego nie rozumiejąc, czułam się jak w czeskim filmie. Wszyscy staliśmy w długim korytarzu, którego ściany pokrywała boazeria, a na podłodze leżały małe, brązowe dywaniki.
- Jestem Joanna – przedstawiła się w końcu dziewczyna – przyrodnia siostra Rafała.
Otworzyłam i zamknęłam usta, byłam przekonana, że narzeczony wychował się w domu dziecka. Nigdy nie wspominał o rodzinie, ani o swoim domu jak widać wszystko, to co mi mówił było kłamstwem. Czy serce może kolejny raz pęknąć z bólu? Ja czułam jakby znów rozpadało się na tysiące małych kawałeczków. Rafał obiecywał mi, że nigdy mnie nie zrani, że nie jest taki jak moja matka a był jeszcze gorszy.
- A to – wskazała na mężczyznę stojącego za nią – jest Kuba, mój mąż.
Posłał mi krzywy uśmiech, na który nie odpowiedziałam.
- Gabriela już poznałaś – wskazała na buraka, który mnie tutaj przytaszczył – jest odrobinę nie okrzesany.
Nie byłam w stanie wykrztusić słowa, wiedziałam, że jeszcze chwila a wybuchnę płaczem. Czułam się po raz kolejny oszukana, porzucona i nikomu nie potrzebna. Na dodatek przez tego kłamcę pokłóciłam się z mamą i bez słowa wyjechałam. Ciekawe, czy zastanawia się, co się ze mną dzieje. Od tych wszystkich myśli zaczęło kręcić mi się w głowie, a przed oczami pokazały mroczki. Tylko nie zemdlej, powtarzałam w myślach, tylko nie tutaj. Zacisnęłam powieki i wzięłam kilka głębszych oddechów, powoli zaczynałam odzyskiwać spokój, wiedziałam, że nerwy w niczym mi nie pomogą. Na schodach rozległy się czyjeś kroki i ciche posapywanie. Po paru minutach na dół zeszła starsza kobieta o blond włosach gdzieniegdzie poprzetykanych siwizną. Jej twarz pokrywała siateczka zmarszczek, jednak wzrok pozostał bystry i skrywający w sobie błysk. Ubrana w szary sweter i ziemistą spódnicę szła w moją stronę lekko przygarbiona.
- Chodź, dziecko – objęła mnie ramieniem – pewnie umierasz z głodu i strachu – dodała patrząc znacząco na Gabriela.
Pozwoliłam poprowadzić się do małej, przytulnej kuchni, w której panował półmrok. Kobieta posadziła mnie na jednym z taboretów i zaczęła wyciągać jedzenie z lodówki.
- Nie spodziewaliśmy się dzisiaj gości – powiedziała przepraszającym tonem – dlatego nie przygotowaliśmy niczego specjalnego.
Ukradkiem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany wytapetowane były na zielono, przy zlewie położono kafelki w różowym kolorze. Obok stała stara gazowa kuchenka, a wysoko na drugiej ścianie było malutkie okienko wychodzące na ogród. Ścianę za mną zajmowały oklejone szafki, na których stał chlebak i mikrofalówka. Na stole leżała obrus ceratowy w pstrokate wzory. Starsza kobieta postawiła przede mną stos kanapek i gorącą mleko.
- Smacznego – uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ja… - nie wiedziałam od czego zacząć.
- Mleko jest dobre na każdy smutek – podsunęła mi szklankę. – Mamy czas, by wszystko sobie wyjaśnić.
Uśmiechnęłam się słabo i upiłam łyk mleka. Smakowało dokładnie jak to, które robiła mi mama. Nie było w nim nic specjalnego po prostu dodano do niego miód, ale… w tej kuchni i przy tej nieznanej kobiecie poczułam się ja w domu, kiedy byłam dzieckiem. Odkąd mama odeszła nic nie było już takie samo, babcia starała się jak mogła, ale nie potrafiła zastąpić córki.
- Rafał jest pod dobrą opieką – zapewniła głaszcząc mnie po ręce – zagoi się na nim jak na psie.
Słysząc to jakże trafne porównanie zakrztusiłam się kawałkiem kanapki. Staruszka znów podsunęła mi mleko do popicia.
- On mi nic nie powiedział – wykrztusiłam z trudem – o tym, kim jest i że ma rodzinę.
Przez jej twarz przemknęło zdziwienie.
- Rafał bardzo się o ciebie troszczy – tłumaczyła międląc w palcach ceratę – chciałby cię przed wszystkim ochronić.
- Przed samym sobą też? – spytałam z wyrzutem. – Troska nie daje mu prawa do okłamywania mnie.
- Masz rację – zgodziła się z westchnięciem – jak wróci do siebie to wszystko ci wytłumaczy.
Przygryzłam wargę i zamyśliłam się na chwilę.
- Nie wiem, czy chcę z nim rozmawiać.
- Złość nie jest dobrym doradcą – upomniała mnie. – Daj mu szansę, by się wytłumaczył.
Pewnie miała rację, a raczej na sto procent. Jednak, kiedy myślałam o tym, co zrobił Rafał cała aż się trzęsłam. Przez parę minut siedziałyśmy w absolutnym milczeniu, a ciszę zakłócało tylko miarowe tykanie starego zegara.
- Pewnie chciałabyś się wykąpać - zaproponowała niespodziewanie.
Spojrzałam na swoje ubranie i ręce, byłam cała w błocie i piachu.
- Chętnie – przygryzłam wargę – tylko nie mam w co się przebrać.
Uśmiechnęła się do mnie łagodnie.
- Coś się znajdzie.
Weszłyśmy na górę po drewnianych schodach, które skrzypiały pod naszymi stopami. Ściany na górze tak jak i na dole pokryte były boazerią a na ziemi leżał bordowy dywan. Staruszka otworzyła przede mną stare, białe drzwi z ciemną szybą w środku.
- Tutaj możesz się przespać – wytłumaczyła.
Przy oknie stała brązowa, rozkładana kanapa, a obok niej owalny stolik, na którym ktoś pościelił białą serwetkę, naprzeciwko stał stary segment. Na podłodze leżał czerwony wzorzysty dywan, a na suficie wisiał żyrandol z wymalowanymi kwiatami. Od razu poczułam się tutaj jak w domu, nie byłam przyzwyczajona do sterylnych kolorów i nowatorskich pomysłów.
- To żadne luksusy – wyjaśniła speszona gospodyni.
- Dla mnie jest idealnie – zapewniłam przez ściśnięte gardło.
Starsza kobieta uśmiechnęła się zadowolona.
- Chodź – ujęła mnie pod rękę – zaprowadzę cię do łazienki.
Dwoje drzwi dalej kryła się maleńka łazienka ze starą, głęboką wanną. Obok stała umywalka i pralka a naprzeciwko ustawione były dwa kosze i komoda z szufladami. Ściany pokrywały pudrowe kafelki.
- Zaraz przyniosę ci coś do przebrania.
Kiedy wyszła przyjrzałam się sobie w lustrze. Miałam potargane i skołtunione włosy, podkrążone oczy, na dodatek cała byłam w błocie i piachu. Sukienka nadawała się już tylko do wyrzucenia. Podskoczyłam, gdy gospodyni postawiła na pralce kosmetyczkę i czyste
ubrania.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Z rozkoszą spłukałam z siebie cały ten brud, bezmyślnie patrząc jak woda zmienia swoją barwę na brązową. Gąbką szorowałam skórę aż do czerwoności, zadrapania i skaleczenia piekły niemiłosiernie, ale ten ból otrzeźwiał mnie. Gdy już się umyłam wskoczyłam w pożyczone szorty z gumką i lekko za duży podkoszulek.
Szłam przez ciemny korytarz słuchając jak podłoga skrzypi pod moimi nogami, uwielbiałam ten dźwięk. W pokoju z ulgą rzuciłam się na łóżko, byłam tak zmęczona, że zasnęłam prawie natychmiast.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania