Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami 9

MICHAEL

 

Odprowadziłem roztrzęsioną Sarah do domu, podałem leki uspokajające (zawsze miałem je przy sobie, ze względu na życie w ciągłym stresie) i wróciłem na pagórek, od razu, kiedy zasnęła. Chłopaki już czekali i z ich posępnych min wywnioskowałem, że nie uśmiecha się im kolejny trup i zacieranie śladów.

Byli zniesmaczeni i demonstrowali to, patrząc na mnie z byka.

Swoim występkiem przerwałem im zabawę i zadałem śmieciowej pracy.

Prawdę powiedziawszy, również byłem tym wszystkim zmęczony i marzyło mi się spokojne życie pod palmą z drinkiem w ręku i kobietą u boku.

– Jak do tego doszło? – zagadnął Alec, zaciągając się dymem z papierosa, a spadający popiół oprószył jasną bluzę.

– Nie ważne i tyle powinno ci wystarczyć – burknąłem. – Miarka się przebrała i tym razem logika wygrała ze zrozumieniem. Zaatakował moją kobietę, więc resztę dopowiedz sobie sam. – Zacisnąłem szczękę i wyrwałem mu z ust papierosa, zaciągając mocno dym do płuc – nie paliłem pięć lat.

Zakasłałem, poczerwieniałem i oddałem dymiącą fajkę zdezorientowanemu Alecowi, który wiedział, że kręcę z Sarah – wszyscy wiedzieli, więc tym bardziej zastanawiające było posunięcie Feliksa.

Wiem tylko – tyle zdołałem z niej wyciągnąć – że nie doszło do gwałtu. Tak naprawdę to wystarczyło, abym poczuł ulgę, bo przeze mnie, ten knur zawitał do wioski.

– Co mam powiedzieć szefowi? – spytał miękkim głosem. – To już drugi trup w ciągu tygodnia i jak tak dalej pójdzie, to wybijesz wszystkich ludzi ojca.

Nie wyprowadziłem go z błędu informacją, że to Sarah pociągnęła za spust i uśmierciła te bydle bez zasad moralnych i resztek człowieczego rozumu. Nie będę dziewczynie bruździł i zachowam to dla siebie, jeśli mi na to pozwoli, kiedy minie szok i dotrze do skołowanego mózgu, co zrobiła.

Byłem z niej dumny – nie spanikowała i tak naprawdę ocaliła moje nędzne życie.

Pierwszy raz zawsze przytłacza, ale gdy zrozumie, że to była konieczność, uspokoi wyrzuty sumienia i uczucie odrazy do siebie samej.

– Staruszek przeliczył zamiary, posyłając tutaj tę kanalię – syknąłem i podrapałem się po głowie. – Od razu było wiadomo, że puszczą mu hamulce przy pierwszej dogodnej okazji. Rozmówię się z ojcem sam, a ty karz uprzątnąć to ścierwo z moich oczu (gdy wzrok uciekał w stronę trupa, mózg nasuwał myśl, aby poćwiartować i spalić świnię, żeby nie skaził ziemi, w której niebawem spocznie).

Zresztą, nie wnikałem, co Alec dla niego przewidział – nie moja działka.

– Zbrodnia tabu domniemam – rzucił i od gasił kiep stopą, po czym podszedł do chłopaków – siedzieli na kocu – i powiedział ściszonym głosem: Obszukać i rzucić rybom na pożarcie, albo zakopać. Zresztą, róbcie, co chcecie, macie w tym wprawę.

Niechętnie z nadąsanymi minami, dwoje mięśniaków wstało i skierowało kroki w stronę sztywnego Feliksa, który wyglądał, jakby spał. Pochylili się i pochwycili za ręce i nogi, unosząc ofiarę do góry.

Chwilę później schodzili z pagórka chwiejnym krokiem, burcząc pod nosem (na szczęście okolica była wyludniona i miałem skrytą nadzieję, że gdzieś za krzakami nie czają się ciekawskie oczy, które obserwują sytuację. Nie chciałbym, aby zgasły, gdy usta zaczną mówić).

– Miał przy sobie tylko telefon i broń – oznajmił Alec i podał rzeczy wprost do wyciągniętej w jego kierunku dłoni, która zaczynała mi ciążyć od jego leniwych ruchów.

Alec wyglądał na spokojnego, jakby wszystkie obawy opuściły ciało i rozpłynęły się w powietrzu. Na pewno miał pytania, które nie doczekają się upragnionej odpowiedzi – owiane tajemniczością – i pozostaną na tym wzniesieniu, które przyćmi je darnią i zmaże podmuchami wiatru.

– Zablokowany hasłem – mruknąłem bardziej do siebie i próbowałem odgadnąć wzór po odciskach palca na ekranie. Nie złamałem kodu, ale przypominałem sobie o czymś, co wcześniej umknęło ze świadomości. – Hanka telefon jest w domu? – Zmarszczyłem brwi, mając natłok myśli w głowie.

- Tak, ale rozładowany i nikt z nas nie ma takiej ładowarki – stwierdził stanowczo i wbił oczy w niebo, jakby zrozumiał, że tą wypowiedzią zbliżył się wiekowo do pięciolatka.

Policzki Aleca poróżowiały, a do niedawna naprężone ciało, sflaczało i skurczyło o rozmiar – malał w oczach i nie za bardzo wiedział, jak wybrnąć z zasady prostej sytuacji (ładowarka powinna być na cito, telefon przetrzepany, a raport zdany – nie zrobił nic).

– Pozostawię ten wywód bez komentarza. – Uśmiech cisnął mi się na usta, kiedy widziałem, jak miotają nim wewnętrzne rozterki. Tak naprawdę nie miałem do tego głowy, bo umysł intensywnie rozwodził się nad kwestią Sarah i jej psychiki.

Musiałem być tutaj – tak naprawdę chciałem być z nią.

– Zbierajmy się stąd – zasugerował Alec i zaczął zbierać rzeczy Sarah do plecaka w pośpiechu, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka telefonu Feliksa, który chwilę wcześniej schowałem do kieszeni spodenek.

***

 

Wyjąłem i zbladłem, widząc wyświetlający się na ekranie numer telefonu, który dobrze znałem. Przełknąłem wielką gulę, która uwięzła mi w gardle i skierowałem telefon w stronę Aleca, który przerwał zbieranie i zapatrzył się zaciekawionym wzrokiem w moje ściągnięte rysy twarzy.

– To Charlotte! – fuknąłem, robiąc wielkie oczy i miałem odczucie, że wyślizgują się z oczodołów. – Dlaczego dzwoni akurat do Feliksa… czyżby…? – Byłem skołowany i aby uspokoić nawał myśli, wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem aparat do ucha.

– Dowiedziałeś się czegoś o Hanku? – rozbrzmiał ciepły głos. – Ojciec postawił w gotowości wszystkich ludzi i chodzi zły jak osa. Zabrakło na chwilę jego prawej ręki i gubi się w decyzjach.

– Nie – burknąłem grubym głosem, starając się jak najlepiej wbić w barwę Feliksa, aby wyciągnąć informacje.

– Jesteś tam już tyle czasu i nadal nic nie wiesz – syknęła. – Ojciec zapłacił ci kupę kasy, abyś relacjonował zakusy Michaela i jego ojca, nieprawdaż?

Zatelepało mną na te słowa. Jack przekupywał naszych ludzi i dążył do konfliktu.

– Wiem, ale Hanka tutaj nie było – oznajmiłem skupionym tonem. – Michael nic nie wspominał o jego osobie, więc nasz marzyciel musiał obrać inny kierunek, albo wplątał się w kolejne tarapaty, które doprowadzą twojego ojca do stanu przedzawałowego. Wiesz przecież Charlotte, jaki jest Hank i mogę otwarcie zasugerować, że leży teraz gdzieś w hotelu z jajami do góry, albo posuwa jakąś panienkę dla relaksu.

– Zły trop, bo odkąd jesteśmy razem, porzucił tamto zawadiackie życie – mruknęła. – Zresztą sam wiesz, jak jest, kiedy spotykasz się z córką gangstera.

– Jasne – wypaliłem ledwie słyszalnym głosem. Wyznanie Charlotte wprawiło mnie w osłupienie do tego stopnia, że o niemal nie wypuściłem telefonu z dłoni.

Hank przyjechał, aby mnie zmusić do ślubu z kobietą, która była jego partnerką i na domiar złego ukrywali to przed światem, szukając kozła ofiarnego, który da im alibi.

Może jednak wszyscy o tym wiedzieli oprócz mnie, bo odkąd opuściłem Londyn i parę dni przed ucieczką, nie interesowałem się zbytnio plotkami.

Dobrze kombinowali i teraz byłem nieomal pewien, że Charlotte przejęła interesy ojca w znacznym stopniu, a on ślepo w nią zapatrzony, nawet nie zdawał sobie sprawy, że własna córka kręci na niego bicz, skupiając działania na rozwścieczeniu mojego ojca i uruchomieniu go.

Sprytna z ciebie bestyjka Charlotte, pomyślałem i przymknąłem powieki, bo oczy mnie piekły od wytrzeszczu.

– Rozprawiłeś się już z tą czarnulką Michaela? – spytała z przekąsem i parsknęła śmiechem, aż mi w uchu zadźwięczało. – Jego jak na razie nie mogę tknąć, ale ludzi z jego otoczenia jak najbardziej.

– Pracuję nad tym. – Przełknąłem nadmiar śliny, czując suchość w gardle.

Wiedziała o wszystkim i dotarło do mnie, że Sarah jest w niebezpieczeństwie. Najprawdopodobniej czeka nas ciężka przeprawa, bo Charlotte nie przyjęła do wiadomości, że pomiędzy nami koniec – nikt z nią nie zrywał, ona to robiła, pomimo że nadzwyczaj szybko znalazła sobie za mnie zastępstwo.

– Zrób to na dniach, niech Michael odczuje gniew, bo jak na razie zaszył się w głuszy i odseparował od świata – odchrząknęła. – Musi wrócić do Londynu i odpokutować za grzechy.

– Rozumiem.

– Feliksie uważaj, aby nie zabić tej dziewczyny, bo wtedy osobiście poczęstuję cię ołowiem – oznajmiła stanowczo. – To mała wieś, a niepotrzebny rozgłos, może zniwelować nasze plany. Pamiętaj, że Michael musi przeprowadzić analizy, więc miej oczy i uszy otwarte na miejsca i daty. Jak coś, to będziemy w kontakcie i to by chyba było na tyle. Do usłyszenia.

– Pa. – Usłyszałem pipanie – połączenie przerwano.

Stałem jeszcze chwilę z telefonem przy uchu, próbując ustabilizować przyspieszony oddech. Serce kołatało w piersi nadzwyczaj szybko, a szare komórki budziły się ze snu, zatruwając umysł spekulacjami, odnośnie do przeprowadzonej rozmowy i zasobu informacji.

Alec milczał i trzymał kurczowo palce na plecaku, który zwisał bezwładnie wzdłuż nogi. Słyszał przepływ słów, bo ustawiłem aparat na głośnomówiący, aby nie przeoczyć żadnego szczegółu, czy przypadkiem podczas odkasływania, nie stracić wątku.

– Musisz niezwłocznie pojechać do Londynu i oddać oba telefony Tao – haker – aby je przetrzepał. Niech porobi kopie ze wszystkiego, co w nich znajdzie – oznajmiłem. Byłem pewien, że w komórce Hanka znajdziemy ciekawe informacje, ponieważ:

Po pierwsze, był blisko z Charlotte i na pewno knuli razem.

Po drugie, coraz więcej ludzi wie, gdzie przebywam, a to komplikuje moje zobowiązania wobec ojca, który nie pogłaska mnie po głowie i nie powie: Michaelu rzuć to, jakoś inaczej pozyskam klientów.

Nabrałem powietrza do płuc i wypuściłem je ze świstem. Miałem mętlik w głowie i jedyne, o czym teraz marzyłem, to zamienić się w parę i rozpłynąć w nicości, przy pomocy wiatru. Obserwowałbym wszystko z góry i miał głęboko w dupie, ten posrany glob.

Telefon w kieszeni spodni za wibrował, więc wyjąłem i bystrym wzrokiem dostrzegłem początek wiadomości od niezapisanego numeru, na aparacie Feliksa. Brzmiała:

Plan „B” przyspieszony. Czwartek w nocy i nie zapomnij, aby… – więcej nie dało się dostrzec, bez kodu odblokowującego.

– Robi się gorąco. – Alec uśmiechnął się krzywo, jakby chciał dodać: „To w ogóle nie jest zabawne”.

– Zrób, o co prosiłem i uprzedź chłopaków, aby byli czujni, kiedy wrócą do domu. – Postukałem palcem w skroń, próbując zebrać na szybko myśli. – Zaczerpnę tchu i zadzwonię do ojca, bo bez jego pomocy, wystrzelają nas tutaj jak kaczki. – Wzruszyłem ramionami, czując napięcie pomiędzy łopatkami.

– Jasne. – Na twarzy Aleca zagościł zmęczony uśmiech. Był taki nijaki, a w przepływie chwili zamienił się w pozera, który musiał być chłopcem na posyłki (oczy protestowały, usta zaś tłamsiły słowa w zarodku).

Taka była cena, kiedy było się od kogoś zależnym.

Wolność słowa nie istniała w ojca mniemaniu i każdy, kto go znał, dobrze o tym wiedział.

Alec odpalił papierosa, którego umieścił w buzi, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę domu. Był niezadowolony z przebiegu spraw, a do tego wszystkiego Charlotte pokazała różki. Gdybym miał moc cofania się w czasie, użyłbym jej i nie wszedł do baru, w którym nawiązałem z nią bliższą znajomość – kusiła, aż skusiła.

Gdy tak teraz wytężyłem mózg, doszedłem do wniosku, że Charlotte wiedziała od początku, kim jestem i najprawdopodobniej umyślnie mnie zaczepiła z zamiarem wykorzystania mojej osoby w przyszłości – to się właśnie ziszczało.

Wtłoczyłem do płuc dużo rześkiego powietrza, bo czułem, że obkurczyły się nieznacznie. Przyjemny chłód w piersi zmobilizował umysł do działania, nie pozwalając na dłuższe pozostawanie w niepewności. Poczułem skurcz w żołądku na samą myśl o rozmowie z ojcem, która spowoduje pojawienie się kolejnych siwych włosów na i tak przeciążonej głowie.

Nie miałem wyjścia i sięgnąłem po telefon, wyszukując w ostatnich połączeniach Dona, po czym wcisnąłem, zadzwoń, nie domykając warg, które zaczęły drgać.

Nie odebrał – spróbowałem raz jeszcze.

Po chwili dostałem SMS-a, że ma spotkanie i oddzwoni.

Alec poszedł, a mi pozostało dokończyć pakowanie rzeczy Sarah i dostarczenie pod jej dach. Wrzucałem w pośpiechu wszystko, co pochwyciłem, nie zważając czy to plastik, czy papier. Dopchałem wszystko kocem i zarzuciłem plecak na plecy, po czym zająłem się teleskopem.

***

 

Dziesięć minut później, obładowany jak muł, dotarłem pod dom Sarah i zwaliłem graty w przedpokoju, nie czując ramion od tego przeklętego teleskopu – ważył trochę. Cichuteńko wśliznąłem się do salonu, sprawdzić, czy nadal śpi – chrapała – po czym, opuściłem pomieszczenie i wyszedłem na podwórko.

Niecierpliwie oczekiwałem telefonu od ojca, co rusz pocierając spocone dłonie.

Gdy rozsiadłem się pod drzewem, miałem wrażenie, że jestem obserwowany i ktoś depcze mi po piętach, nie kryjąc się z tym zbytnio. Kącikiem oka wyłapałem ruch w pobliskich krzakach i na pewno nie było to zwierzę, no, chyba że powstał nowy gatunek, którego nie znałem.

Przymknąłem ociężałe powieki, rozkoszując się delikatnymi podmuchami wiatru, kiedy do moich uszu dobiegł odgłos pękającej, suchej gałązki. Zwiększyłem czujność i udając, że nadal pogrążony jestem w stanie relaksu, uchyliłem minimalnie powieki i obserwowałem okolicę zarośli.

Skrywał się w nich wysoki mężczyzna, który właśnie wystawił twarz spomiędzy liści i lustrował mnie bacznym wzrokiem. Westchnąłem i przechyliłem lekko głowę, aby mieć broń w zasięgu oczu.

Czekałem cierpliwie na rozwój sytuacji – nie wychodził z cienia.

Najprawdopodobniej był zwiadowcą, nie zabójcą, jednak nigdy nie wiadomo, kogo spotkamy.

Otworzyłem oczy i wbiłem w jego zaskoczoną twarz stanowcze spojrzenie. Chwilę później leżał martwy z kulką pomiędzy wybałuszonymi oczami (wypadł z krzaków prosto na twarz. Zdołał jeszcze przekręcić się na bok, zanim zaniemógł na zawsze).

– By to jasny chuj – syknąłem, podnosząc ciało do pionu. – Jack naprawdę wydali na mnie wyrok śmierci i nasyłał coraz więcej łotrów, aby wypruli ze mnie duszę. Chłopaki mnie przeklną za kolejną niespodziankę. – Podrapałem nos i schowałem broń do tylnej kieszeni spodenek.

Zaczynałem poważnie zastanawiać się nad zmianą taktyki i częściej zerkać za plecy.

Podszedłem do denata i przyjrzałem się jego zakrwawionej twarzy – był młodziutki. Po raz pierwszy w życiu odczułem coś, na podobieństwo żalu za pozbawienie kogoś życia. Ten stan nie trwał jednak długo, bo już po minucie na twarz wpełzł uśmiech.

– Jeden mniej. – Zarekwirowałem jego telefon i kluczyki od auta, które zapewne stoi gdzieś na obrzeżach wioski. – Znajdziemy. – Oblizałem spierzchłe wargi i odwróciłem wzrok od nieboszczyka.

Telefon za wibrował. Mogłem się założyć, że to ojciec – tak było. Zmarszczyłem czoło, uniosłem brwi i odebrałem.

– Opowiadaj – rzucił uniesionym głosem, jakby był poirytowany.

– Feliks pracował dla Charlotte i został zlikwidowany – wyrzuciłem jednym tchem, aby nie jąkać się niepotrzebnie. – Poza tym, po raz kolejny próbował zgwałcić dziewczynę (ugryzłem się w język w ostatnim momencie, zanim nie palnąłem gafy, zdradzając imię niedoszłej ofiary).

– Pierdolony zboczeniec! – ryknął, aż poczułem mrowie w palcach, kiedy przytrzymywałem telefon przy uchu – dosłownie zadrżał.

– Potrzebuję więcej ludzi, bo dosłownie pięć minut temu zlikwidowałem kolejnego człowieka Jacka, który czaił się na mnie – powiedziałem oschłym tonem. – Radziłbym ci ojcze, przejrzeć telefony reszty pracowników, bo może być tak, że co piąty został przekupiony i knuje przeciwko nam.

– Masz rację synu… zaraz się tym zajmę. – Nastała głucha cisza. – Wczoraj spłonęła zachodnia hurtownia z lekami i powiem ci, że jak się o tym dowiedziałem, to spadłem z krzesła. Coś zaczyna się dziać na mieście, bo wczoraj zadzwonił Min i poinformował o wstrzymaniu przelewu za ostatnią partię towaru – sapnął głośno. – Ponoć była zanieczyszczona.

– Jakim cudem, skoro analizy wyszły pomyślnie? – Nie dowierzałem własnym uszom. Przesłyszeć się nie przesłyszałem, więc na myśl nasuwała się tylko jedna sugestia – ktoś w laboratorium bruździ.

– A jak myślisz? – Głos mu zadrżał. – Wczoraj wywaliłem wszystkich laborantów na zbity pysk – uprzednio odpowiednio ich pożegnałem – prychnął. – Jeden przyznał, że ktoś trzeci wchodzi na rynek i dużo płaci za wykończenie konkurencji.

Charlotte, pomyślałem, ale nie powiedziałem nic więcej w sprawie. Najpierw musiałem mieć pewność co do podejrzeń.

Jak okażą się trefne, rozpęta się piekło, na którym ucierpią wszyscy, co w Londynie coś znaczą.

– Gdy tylko wykonam powierzoną mi robotę, wracam do Londynu i rozejrzę się trochę na rynku. Mam telefon Hanka i Feliksa, może tam znajdę podpowiedzi, albo konkrety tych ruchów wewnętrznych.

– Wątpię synu, ale spróbować nie zawadzi. Nasi wrogowie nie są głupi i na pewno nie dadzą się namierzyć, pozostawiając po sobie jakikolwiek ślad w postaci konwersacji.

Wiem, że miał rację, ale potrzebowałem tylko punktu zaczepienia, aby dotrzeć do celu i rozpracować problem, który zaczynał się wypiętrzać nieopodal nas. Nie byłem zwolennikiem tego, czym ojciec się zajmował po godzinach, ale gdy sprawa dotknęła hurtowni, która była legalna, ciśnienie wzrosło mi do trzystu, albo w ogóle nie mieściło się w skali pomiaru.

Grube funty pochłonął pożar, a taka strata odbije się na budżecie firmy farmakologicznej, która jest w naszej rodzinie od trzech pokoleń.

- Jak wrócę, to obgadamy zagadnienie, a teraz podeślij ludzi, chyba że do tego wszystkiego, chcesz jeszcze uczestniczyć w moim pogrzebie. – Nie było to zabawne, ale kąciki ust podniosły się do góry. Nie kontrolowałem tego.

– Wypluj te słowa idioto, bo każę ci uciąć język za takie insynuacje – oznajmił podniesionym, surowym głosem. – Pomyślałbyś czasami, zanim otworzysz usta i wyleci z nich jakikolwiek dźwięk. Myślałem, że jesteś mądrzejszy, ale chyba przerysowałem twoje walory i spostrzegawczość, nie mówiąc już o mózgu, który zagubił się od natłoku luzu, z którego obecnie korzystasz.

– Nie przesadzaj, bo dobrze wiesz, że powiedziałem prawdę, która może się ziścić w mgnieniu oka – westchnąłem, a po ciele przeszedł dreszcz. Nie z zimna, lecz oburzenia.

– Jutro przyjadą chłopaki, a do tego czasu musisz sobie radzić sam, choć właściwie, to nie rozumiem za bardzo, po co ci wsparcie, skoro sam dajesz radę – roześmiał się. – Przez dwa lata byłeś cieniem Salika (wyborowy strzelec), więc twoje prośby wydają mi się naprawdę nieprzemyślane synu, wręcz niedorzeczne.

– Nie jestem tutaj sam ojcze – rzuciłem i od razu przywołałem na źrenice obraz posiniaczonej Sarah.

– Wiem, kobieta – burknął, jakby ten fakt mu się nie spodobał. – Skoro już ją masz, to zrób wszystko, aby nie spadł jej włos z głowy, w innym razie pomyślę, że jesteś ciotą, a nie prawdziwym mężczyzną. – Połączenie zostało przerwane.

– Właśnie to robię, zarozumialcu – rzuciłem do siebie, chowając telefon do kieszeni.

Pochwyciłem nieboszczyka za nogi i wciągnąłem głęboko w chaszcze, aby nie leżał na widoku, po czym ruszyłem pewnym krokiem do Sarah. Chciałem być blisko, kiedy otworzy oczy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania