Podaruj mi odrobinę uczucia - Rozdział 6

Mój sen przerywa dźwięk telefonu. Strasznie mnie to wkurza, bo jestem niewyspana i boli mnie głowa. Szturcham Bree.

- Telefon ci dzwoni, odbierz.

Dziewczyna patrzy na mnie otwierając jedno oko. Nadal leży nieruchomo. Po chwili mówi:

- To twój idiotko.

Z przerażeniem zdaje sobie z tego sprawę. Rzucam się na telefon i jękam z niezadowoleniem. Dzwoni mama. Wciskam zieloną słuchawkę.

- Marcela?! Już ósma, gdzie ty się podziewasz?! Pozwoliłam ci wyjść, ale to nie znaczy, że...

- Przepraszam mamo – zaczynam i na szybko wymyślam jakąś wymówkę – oglądałyśmy film do późna i dopiero wstałyśmy. Zaraz wracam do domu.

Mama jeszcze przez chwilę robi mi wyrzuty. Wysłuchuję ich, a gdy kończy, oddycham z ulgą.

Podchodzę do łóżka i staram się obudzić przyjaciółki. Nie jest to wcale łatwe. Po kilku minutach udaje się. Natasza podnosi się i łapie za głowę.

- O fuck, ale boli... Mogłam wczoraj tyle nie pić.

- Ja tam czuję się świetnie – mówi Bree i idzie w kierunku szafy – chyba powinnaś się przebrać – zwraca się do mnie, podając mi moje ubrania.

Dopiero teraz zauważam, że wczoraj wszystkie położyłyśmy się w tym, w czym byłyśmy. Biorę swoje ciuchy i szybko je zmieniam. Jestem gotowa do wyjścia. Chcę znaleźć się już jak najszybciej w domu i mieć za sobą awanturę. Wiem, ze mamie nie wystarczy tylko to, co powiedziała przez telefon. Naturalnie będzie prawiła mi kazanie przez pół godziny.

Po drodze do mnie omawiamy przebieg imprezy. Oczywiście dziewczyny najbardziej skupiają się na tym, co działo się w pokoju Kacpra. Trochę głupio mi o tym mówić i cieszę się bardzo, że jesteśmy na miejscu. Szybko żegnam przyjaciółki i pędzę do domu na spotkanie ze „smokiem”.

Tak jak się spodziewałam, mama już od progu zaczęła krzyczeć.

- Świetnie! Ty sobie balujesz, a ja muszę się wszystkim zajmować! - zdejmuję buty i przystaje przy schodach, żeby wysłuchać reszty – tak nie będzie moja panno. Tylko koleżanki Ci w głowie! Jeszcze brakuje jakiegoś chłopaka. Wtedy już całkiem zapomnisz o swoich obowiązkach!

Mama prowadzi monolog przez dobre piętnaście minut. Ja nic się nie odzywam. Tak jest lepiej. W sumie moje słowa i tak nic nie zmienią. Mogłabym się usprawiedliwiać, a mama i tak będzie mówiła swoje.

Gdy w końcu kończy, przepraszam za swoje zachowanie i udaje się do swojego pokoju. W połowie schodów słyszę jej wołanie:

- Zapomniałabym. Od jutra będziesz miała korepetycje. Zadzwoń do ciotki, poda ci adres.

Nic nie odpowiadam, tylko idę dalej. Jak to ciocia poda mi adres? Mam chodzić do korepetytora do domu? O niee.. Już nie chcę pomocy w matematyce. Chociaż z drugiej strony, może nie będzie tak źle.

 

Cały dzień schodzi mi na gotowaniu i sprzątaniu. Mimo, ze jest niedziela, ja i tak muszę robić wszystko. Zero odpoczynku... W sumie to jestem już do tego przyzwyczajona. Mimo że jest ciężko, to jakoś to znoszę. Ale nie dziś. Dziś mam ochotę na położenie się do łóżka. Wczorajsza noc trochę mnie wykończyła. Niezbyt dobrze się czuję, w dodatku zaczyna boleć mnie głowa i jestem bardzo śpiąca. Wpadam na pomysł, żeby zrobić sobie kawę. Słyszałam, że to pomaga. Gdy tylko słyszę dźwięk zamykanych drzwi, wstawiam wodę i robię „magiczny” napój. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice nie byliby zadowoleni. Pewnie znów miałabym awanturę.

Z kubkiem parującej kawy udaję się do swojego pokoju. Po dwóch pierwszych łykach czuję przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Wciągam łagodny zapach w nozdrza i czuję się o wiele lepiej. Postanawiam zadzwonić do cioci. Wybieram jej numer i po jednym sygnale już z nią rozmawiam.

- Cześć Marcelina – mówi pogodnie – jak tam na imprezie?

- Wszystko w porządku – odpowiadam bez entuzjazmu i szybko zmieniam temat – mama kazała mi do ciebie zadzwonić.

- A tak, chodzi o te korepetycje. Na razie będziesz musiała iść do domu Leona, potem możecie się umówić tak, żeby to on przychodził do Ciebie.

Leon? Co to w ogóle za imię? Od razu skojarzyło mi się z jakimś starszym panem w okularach.

- No dobrze, a jaki to adres? - pytam zniechęcona samym imieniem korepetytora.

- To ulica Ogrodowa 44.

Po chwili myślenia decyduję się na zadanie tego pytania.

- Ciociu, możesz mi powiedzieć cokolwiek o tym człowieku?

- Przepraszam cię kochanie, ale niestety muszę kończyć. Jestem pewna, że się polubicie i wszystko będzie w porządku – Dagmara kończy rozmowę, a ja zostaję z głową pełną pytań i niezbyt dobrym przeczuciem.

 

Poniedziałek nie zapowiada się ciekawie. Za oknem widzę tylko ciemne chmury i deszcz. „No pięknie...” myślę z ironią i biorę do ręki telefon. Mogę jeszcze poleżeć co najmniej piętnaście minut. Moje myśli wędrują do Kacpra. Na imprezie było fajnie, ale czy on będzie chciał to kontynuować? Nawet nie wzięłam od niego numeru telefonu. Co za idiotka ze mnie.

Pogrążam się w niezbyt wesołych myślach i prawie zapominam o tym, że powinnam już się szykować do szkoły. Wyskakuję szybko z łóżka i biegam jak szalona, bo leżałam pół godziny i mam mało czasu. O jedzeniu śniadania nie ma mowy, więc zabieram szybko zrobione kanapki i dwa jabłka i wybiegam z domu.

Gdy tylko przekręcam klucz w zamku, zaczyna dzwonić mój telefon.

- Gdzie ty jesteś? - odzywa się Nat - czekamy już na ciebie dziesięć minut.

- Już idę, trochę się zamyśliłam na łóżku i za późno wstałam – usprawiedliwiam się.

- Zamyśliłaś? - pyta i słyszę jej śmiech – ciekawe o kim? Czyżby Kacper?

- Natasza.. - zaczynam załamana – jestem głupia.. nie mam nawet jego numeru ani nic...

- Wariatko, nie martw się! - pociesza mnie – przecież mieszka w tym samym mieście co my, a nie na końcu świata. Spotkacie się!

Wzdycham i kończę rozmowę, bo widzę już moje przyjaciółki kilkanaście metrów od siebie.

 

Cały dzień w szkole mija w miarę dobrze. Nie ma matematyki, więc to najważniejsze. Jestem tak przejęta Kacprem, że w ogóle zapominam o czekających mnie dziś korepetycjach.

W drodze powrotnej namawiam dziewczyny, żebyśmy poszły inną, dłuższą drogą niż zwykle.

Idziemy śmiejąc się. Bree właśnie opowiada coś śmiesznego. Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Jednak zaraz wyraz mojej twarzy zmienia się. Serce mi przyspiesza, a łzy zaczynają napływać do oczu. Nie mogę uwierzyć w to co widzę.

Na jednej z ławek w parku siedzi nie kto inny jak Kacper. Siedzi z dziewczyną! Ona go całuje, a on obmacuje ją po całym ciele. Zrobiło mi się smutno. Jak on może? Czy każdy facet musi być takim dupkiem? Czemu mnie to spotyka?

Im dłużej na nich patrzę tym w miejsce smutku pojawia się złość i obrzydzenie. Nie zastanawiając się długo idę szybkim krokiem w ich stronę. Bree i Natasza muszą biec żeby mnie dogonić.

Chrząkam gdy jestem już przy uroczej parze.

- Czego? - pyta opryskliwym tonem Kacper.

Krew się we mnie wzburza. Co za idiota? Co ja w nim widziałam?

- Czego? - powtarzam – przedwczoraj jeszcze całowałeś mnie, a teraz?

Dziewczyna siedząca na jego kolanach schodzi z nich i pyta:

- Co?! Kacper, co to ma znaczyć? - nie czekając na wyjaśnienia, odchodzi.

Chłopak patrzy na mnie wściekły.

- Widzisz co narobiłaś?!

Patrzę na niego z niedowierzaniem. Gdzie jest ten Kacper, którego poznałam? Jeszcze nie zdążyłam ułożyć zdania w głowie, a on kontynuował:

- Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz? Nie chce mieć z tobą do czynienia.

Do oczu ponownie napływają mi łzy.

- Ale.. - zaczynam, ale przerywa mi.

- Słuchaj, nie mam zamiaru tracić na ciebie czasu. Taka z ciebie cnotka to szukaj chłopaka, który będzie czekał na seks do ślubu.

- Wiec o to ci chodzi? - pytam z niedowierzaniem – przecież mówiłeś...

- Dużo mówię – wtrącił – weź spadaj – dodał, po czym odszedł.

Patrzyłam za nim przez chwilę, po czym przeniosłam wzrok na przyjaciółki. Obie w tym samym momencie przytuliły mnie.

Wybuchłam płaczem. Dlaczego musiał mnie tak skrzywdzić?

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 25.05.2015
    Smutny koniec rozdziału. Ah ci mężczyźni ; 5:)
  • KarolaKorman 26.05.2015
    Naprawdę smutne zakończenie :( 5
  • BreezyLove 26.05.2015
    Na razie życie bohaterki będzie bardziej smutne niż wesołe niestety. Dziękuję za oceny :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania