Podaruj mi odrobinę uczucia - Rozdział 1
Oto moje kolejne opowiadanie, zapraszam do komentowania i oceniania ;)
Co robi normalny siedemnastolatek w piątek po powrocie ze szkoły? Naturalnie rzuca plecak w kąt i idzie przed telewizor lub komputer. Potem zje sobie obiad, który przygotuje jedno z rodziców, a wieczorem pójdzie na imprezę ze znajomymi.
A co robię ja? Wbiegam szybko do domu i od razu biorę się za sprzątanie, a w międzyczasie wstawiam obiad. Muszę się spieszyć bo za godzinę wrócą rodzice. Do ich powrotu wszystko musi być w idealnym porządku. W przeciwnym razie, znów będę krzyczeć, że nic nie robię i do niczego się nie nadaję. Chociaż... Nawet jeśli dom będzie wysprzątany na błysk, to i tak będą krzyczeć. Mimo to, wolę nie narażać im się bardziej i zrobię ze wszystkim porządek. Zaczynam od salonu, przez pokój rodziców, kuchnię, łazienkę, kończąc na moim pokoju. No i oczywiście w tym samym czasie gotuję obiad.
Udało się. Wszystko jest gotowe. Zostało mi jeszcze dziesięć minut. Nie myślcie, że przez ten czas odpoczywam. Nic z tych rzeczy. Te ostatnie minuty przeżywam w strachu przed tym, co się stanie. Czy dziś będzie jak zawsze? A może w końcu coś się zmieni?
Dzwonek do drzwi. Otwieram, a serce przyspiesza dwukrotnie. I zaczyna się...
- Weź moją torbę Marcelina - mówi mama i rzuca mi ją, w ogóle na mnie nie patrząc. Idzie w głąb domu i kontynuuje - jaka ja jestem zmęczona. Mam dosyć tej pracy. Kiedyś się wykończę - opada na kanapę i dodaje - dziecko przynieś obiad. Czemu jeszcze tego nie zrobiłaś? Nie widzisz, że Twoi rodzice są zmęczeni? Cały dzień na Ciebie pracujemy, a Ty jak się odwdzięczasz?
Szybko biegnę do kuchni żeby nie słuchać tego, co dodaje tata. Wkładam obiad i biegnę spowrotem do salonu. Stoję chwilę i czekam, aż pozwolą mi odejść.
- Jak w szkole? - odzywa się tata, który również nie patrzy w moim kierunku.
- Wszystko dobrze - odpowiadam. A jak ma być? Przecież to dopiero pierwszy tydzień...
Rodzice chwilę o czymś rozmawiają, po czym słyszę:
- Możesz już iść.
Znikam w mgnieniu oka i zamykam swój pokój na klucz. Przez jakiś czas powinnam mieć spokój. Siadam na łóżku i zaczynam myśleć o tym, czemu oni tacy są? Czemu nie jesteśmy normalną rodziną, jak inni?
Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że mnie adoptowali, gdy miałam sześć lat. Ale przecież to nie powód żeby tak mnie traktowali! Oczywiście na początku było inaczej. Będąc małą dziewczynką miałam kochających rodziców i w ogóle było super. Gdy skończyłam czternaście lat, zamienili się w potwory. Ciągle tylko praca, a potem krzyki. Krzyczą na wszystko i o wszystko. Gdy coś jest nie tak, zawsze jest na mnie. Nawet, jeśli to nie moja wina. Muszę robić wszystko co mi każą. Uczyć się na samych szóstkach, zajmować się całym domem i nigdy nie narzekać. Nie wolno mi nic powiedzieć, co jest sprzeczne z ich zdaniem.
Raz się postawiłam i pożałowałam. Dali mi szlaban na pół roku i jeszcze więcej zajęć w domu. To było straszne. Nie chce tego powtarzać, więc siedzę cicho i robię co mówią.
Czasem tak sobie myślę, czemu nie zatrudnią sprzątaczki lub kucharki. Ciągle narzekają, że robię wszystko źle. Czy nie byłoby prościej kogoś zatrudnić? W końcu mają sporo pieniędzy. Nie są jakimiś bogaczami, ale biedni też nie są. Tata jest szefem w banku, a mama jest sekretarką. Skupmy się na niej. Jej praca polega na siedzeniu i wykonywaniu telefonów, albo na drukowaniu różnych rzeczy i tym podobne. Praca jak marzenie. Każdy by taką chciał. Ale ona wiecznie narzeka, że ma ciężko. Ciężko? Przepraszam bardzo, ale ciężko to ma górnik, nie ona...
Moje rozmyślania przerywa krzyk taty:
- Marcela!! Pozmywaj po obiedzie!
I znowu szybko biegnę i wykonuję zadanie. W międzyczasie robię kawę rodzicom. Co prawda nic o niej nie wspomnieli, ale tak jest zawsze. Nic nie mówią, ale ją chcą. Kiedyś zapomniałam i nie skończyło się to dobrze.
Stawiam parujący napój przed dwójką, od kilku lat, obcych mi ludzi i zbieram w sobie całą odwagę, żeby powiedzieć:
- Mogę wyjść dziś do Nataszy? - mój głos jest cienki i cichy, ale rodzice napewno usłyszeli.
Przez chwilę nic nie mówią. Dalej patrzą w telewizor, w którym lecą jakieś bzdury. Po jakimś czasie odzywa się tata:
- Możesz, ale pamiętaj, że jak wrócisz musisz jeszcze wstawić pranie.
Pranie? Jejku, to dla mnie pestka. Myślałam, że będą kazali mi przekopać ogródek.
Mówię dziękuję i szczęśliwa biegnę do pokoju. Chce to zrobić jak najszybciej, więc wchodzę co drugi schodek. Naturalnie nie kończy się to zbyt dobrze. Przewracam się i zbijam kolano. Mimo to, podążam dalej. Trochę boli, ale przejdzie.
W pokoju szybko wkładam czarne leginsy, do tego różową koszulkę na ramiączkach i szarą bluzę. Szybko, na ile to możliwe, czeszę swoje długie aż do pasa, kręcone, czarne włosy. Rzucam spojrzenie w lustro i po stwierdzeniu, że jest okej, biorę telefon i wychodzę z pokoju. Tym razem schodzę ze schodów powoli i cicho zakładam buty. Wszystko po to, żeby rodzice nic nie usłyszeli. Bezszelestnie otwieram drzwi i jestem wolna. Jednak tylko na kilka godzin. Muszę wrócić najpóźniej o dwudziestej pierwszej. To taki limit. Jeśli przekroczę tą godzinę bez wcześniejszej konsultacji z tymi potworami w domu, może się to skończyć kolejnym szlabanem.
Gdy tylko wychodzę z podwórka, od razu dzwonię do Nataszy. To jedna z moich najlepszych przyjaciółek.
- Nat? Puścili mnie - mówię z radością.
- To świetnie - cieszy się osoba po drugiej stronie telefonu - zaraz dzwonię do Bree. Gdzie będziesz czekała?
- Może przy Naszej budce z lodami?
- Okej. Niedługo będziemy, pa.
Rozłączam się i idę w umówione miejsce. Po kilku minutach jestem. Nazywamy to Naszą budką z lodami bo często tu przychodzimy i znamy sprzedawcę, który zawsze daje nam dodatkową gałkę lodów w gratisie.
Siadam na ławce i czekam. Po jakimś czasie widzę z daleka dwie postacie machające do mnie. Blondynka z włosami do ramion i mnóstwem piegów, to Natasza. Obok niej idzie wysoka i ciemnowłosa Bree. Tak naprawdę ma na imię Breeanna. Jest z Anglii. Mieszkała tam przez trzynaście lat, ale jej rodzice postanowili przenieść się do Polski. Mają tu rodzinę, z tego względu, że mama Bree jest Polką.
Gdy dziewczyny podążają w moim kierunku, obok mnie przechodzi dwóch chłopaków. Na oko są starsi ode mnie gdzieś dwa lata. Widzę, że przyglądają mi się. Jednak kończy się na uśmiechu i idą dalej. Nie mam czasu o nich myśleć bo w tym samym momencie podchodzą do mnie moje przyjaciółki.
Komentarze (18)
Co do bohaterów to mam parę przemyśleń i jak to ja mam w zwyczaju nie zachowam ich dla siebie, wybacz. Także główna bohaterka przedstawia swoją sytuację w naprawdę strasznym świetle i nic, tylko jej współczuć i takie uczucie towarzyszyło mi przez cały ten rozdział. Ale później zapala się ta lampka niepewności - zaraz, zaraz, czy nie jest tak, że każdy nastolatek narzeka na wszystko dookoła, a już najwięcej na swoich rodziców, którzy bądź co bądź są przybrani, ale jednak ją wychowywali przez te kilkanaście lat. Tylko że znowu ich zachowanie jakie tu przedstawia i konkretne sytuacje potwierdzają ich despotyzm. Tak więc nie zamierzam oceniać ich z góry tak negatywnie, może to tylko z perspektywy bohaterki wygląda tak źle.
Z przyjemnością wciskam 5 gwiazdek :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania