Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Psyche rozdział ostatni część 2 "Jak łzy w deszczu"

Mały chłopczyk wraz ze swoim tatą jeździli sobie razem na karuzeli. Niewielki plastikowy kucyk kręcił się wokół. Wszyscy cieszyli się z jazdy. Chłopczyk też bardzo się cieszył. Tata ucałował chłopca w główkę i powiedział:

- Kocham Cię, Matt, synku. Kocham Cię bardziej niż życie.

 

 

 

 

I wtedy właśnie brutalna rzeczywistość wyrwała mnie z tego pięknego wspomnienia. Rzuciłem się na ziemię, aby uniknąć gradu kul. Gangsterzy Sinatry, chińskie triady i policja strzelali do siebie ogromnymi seriami kul. Sinatra pochwycił dwa malowane na złoto uzi i siał śmierć. Kątem oka spostrzegłem pomiędzy gliniarzami znajomą twarz oficera McGriffina. Wściekły Kanadyjczyk uzbrojony w kamizelkę kuloodporną mordował z zaciekłą miną.

 

- Zabiję was wszystkich! Zapierdolę was! – Krzyczał.

 

Ujrzałem za jedną z czarnych hond Chińczyka z karabinem snajperskim mierzącego w kierunku McGrffina. Azjatycka kula trafiła Kanadyjczyka prosto w głowę, zabijając na miejscu.

 

Momentalnie na miejsce strzelaniny przyjechały dwie ciężarówki z antyterrorystami SWAT aby wesprzeć siły sierżanta Glovera.

 

- Tylko tego brakowało. – Powiedział Sinatra. – Zdechniemy tu jak szczury. Jak nie od kul policyjnych, to chińskich. Sheen, weź paru ludzi i wezwijcie wsparcie! Ta strzelanina nie może się zakończyć porażką Syndykatu!

 

- Tak, sir! – Kapitan Sheen przemknął się pomiędzy seriami strzałów do swojego volkswagena z misją wezwania posiłków.

 

Nagle usłyszeliśmy głośny huk. Wszyscy na chwilę odłożyli broń. Policjanci odłożyli swoje pistolety, Chińczycy czarne AUGi, a „nasi ludzie” kałasznikowy. To jeden z naszych helikopterów ze złotem – wybuchł.

 

- Kurwa, co jest? – Wrzasnął Wacaniew. – To myśliwiec go zestrzelił?

- Nie myśliwiec, to coś... - Sinatra nie dokończył, bo drugi helikopter z Kentucky zniknął w ogromnej eksplozji. – Cholera jasna! Tracimy miliardy dolarów! Dowiedzcie się, co wysadziło helikoptery, ale już!

 

 

Między seriami strzałów policjantów podbiegł do mnie jakiś 30-letni mężczyzna.

 

- Hej, Michael! – Zawołał. – Nazywam się Alexander Pines. Razem robiliśmy napad na jubilera, pamiętasz?

 

- To na ciebie Sheen wtedy tak się wkurzył? – Nawet w takiej chwili zdołałem się uśmiechnąć.

- Tak. Ale teraz nie gadajmy o tym. Pomóż mi zlokalizować co wysadziło helikoptery.

 

Podczas gdy ja odwracałem uwagę policji i triad, Pines szukał źródła zniszczenia helikopterów. Aż w końcu krzyknął:

 

- Mam! Wiem już co wysadziło helikoptery! To działko w furgonetce policyjnej. – Pines wystawił do mnie rękę. – Idziesz ze mną, Mike?

 

- Idę. – Podałem mu rękę.

 

Przebiegliśmy pomiędzy serią strzałów prosto do furgonetki. Skutecznie omijaliśmy śmiercionośne pociski. W końcu dobiegliśmy do czarnej furgonetki policyjnej – i w tym momencie Pinesa trafił pocisk prosto w brzuch.

 

- Kurwa! Dostałem! – Krzyknął chwilę przed tym jak trafiła go druga kula. Pines osunął się na ziemię zostawiając zakrwawioną klamkę do furgonetki.

 

- Żegnaj, Alexandrze. Byłeś dzielnym wojownikiem. Pomszczę twoją śmierć. – Przyrzekłem sobie w duchu po czym wkroczyłem do furgonetki.

 

W furgonetce siedział policjant. Miał on przed sobą komputer sterowania rakietami. Rzuciłem w niego nożem i podszedłem do panelu. Mężczyzna wykrwawiając się spojrzał na mnie i powiedział: „Washington?”. Policjant upadając, w ostatniej chwili walnął pięścią w przycisk wystrzału. Rakieta wyleciała i trafiła w trzeci helikopter.

 

Cholera.

 

Pospiesznie usiadłem przy panelu sterowania, wybrałem rakietę i posłałem ją w kierunku myśliwca. Rakieta wyleciała, przez chwilę latała, latała...aż w końcu -BUM! – myśliwiec wojskowy został zniszczony. Usłyszałem z oddali wiwaty ludzi z Syndykatu oraz krzyki złości wrogów. I wtedy właśnie poczułem gorący pot. Upadłem na podłogę. Właśnie teraz dotarło do mnie: „Co ja robię?”. Dlaczego ja pomagam przestępcom? Przecież jestem Matthew Washington, policjant. Moją misją jest pojmanie Sinatry, a nie pomaganie mu! Ale z drugiej strony, żeby Sinatra uwierzył, że jestem jego wnukiem....muszę z nim współpracować. Wstałem z podłogi. Namierzyłem drugi myśliwiec. Rakieta trafiła.

 

Wrak odrzutowca jeszcze chwilę wirował w powietrzu i...trafił w nasz ostatni helikopter.

 

Wrak żelaznego ptaka spadł prosto na pole bitwy. Usłyszałem huk przerażającej eksplozji i krzyki umierających ludzi. Furgonetka została odrzucona w powietrze. Miotało mną i rzucało o ściany aż straciłem przytomność.

 

Gdy odzyskałem zmysły, ktoś właśnie wyważał drzwi. Z chwilą gdy wejście wyleciało, dostrzegłem uśmiechniętą twarz Sinatry.

 

- Mógłbym jeszcze trochę pospać, dziadku? – Zdobyłem się na odrobinę humoru.

 

- Narazie nie. Musimy uciekać póki możemy.

- Co się stało? Jak wygląda sytuacja?

 

- Wacaniew nie żyje. Podobnie dwóch gliniarzy i prawie wszyscy chinole. Niestety całe złoto poszło się pierdolić. Chodź, wynośmy się stąd.

 

Jechaliśmy luksusowym szarym audi Sinatry. Minęło już pół godziny od mojego przebudzenia w furgonetce. Teraz przemierzaliśmy ulice Nowego Jorku.

 

- Nie jadą za nami? – Spytał Gregory.

- Chyba nie. Zaraz sprawdzę. – Spojrzałem na lusterko. Żadnego radiowozu. – Czysto, dziadku.

- Chyba w końcu ich zgubi...- I w tym właśnie momencie usłyszeliśmy syreny. Głośne jak cholera.

 

- Kurwa! – Zaklnął Sinatra, nacisnął pedał gazu i ruszył w kierunku Mostu Brooklińskiego.

 

- Tu kapitan Mikkelsen. Proszę się zatrzymać! – Usłyszałem głos oficera.

 

Szare audi pędziło przez most. I nagle... ŁUP! Ciężarówka policyjna uderzyła w samochód. Sinatra i ja wylecieliśmy przez szybę. Krzyknąłem z bólu gdy odłamki szkła wbijały mi się w ciało.

 

- Gregory Sinatra! W imieniu konstytucji Stanów Zjednoczonych aresztuję cię za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, liczne napady i rabunki oraz terroryzm! – Krzyknął do Sinatry kapitan Mikkelsen.

 

- Bardzo się cieszę, kapitanie...tyle że nie złapiecie mnie! Sinatra chciał uciec, ale przytrzymali go policjanci.

- Przed wymiarem sprawiedliwości nie uciekniesz.

 

Podszedł do mnie sierżant Glover.

 

- Spokojnie, Matt. Opatrzę twoje rany.

 

- Simon Connor był wtyką. Donosił Sinatrze. – Powiedziałem do czarnoskórego policjanta.

 

- Tak też podejrzewałem. A gdzie on teraz jest?

 

- W piachu.

 

Sinatra popatrzył się na mnie ze złowrogą miną.

 

- Wydałeś własnego dziadka, zdrajco!

 

- Nie jestem twoim wnukiem. – Powiedziałem pewnym siebie tonem. – Nazywam się Matt Washington i jestem nowojorskim policjantem.

 

Sinatra ze złości chciał się wyrwać policjantom, ale ci go przytrzymali.

 

- To ty byłeś gliną! Przez cały ten czas! Oszukałeś mnie mnie! Podawałeś się za mojego wnuka! Nienawidzę cię! – Wrzeszczał

 

I w tym właśnie momencie zrobiło się mi go smutno. Przecież on właśnie uważał mnie za swojego wnuka. Był dla mnie jak dziadek. Lub jak ojciec , którego straciłem. Był dla mnie jedyną bliską osobą. Nawet jeśli nie naprawdę.

 

Przecież policjanci zabili mojego ojca i wujka. Dlaczego mam niby z nimi współpracować? Co oni ze mną zrobią po skończonej misji? Może wpakują do pierdla federalnego? Albo zabiją?

 

Connor. Zaczynam go powoli rozumieć. On po prostu nie mógł już z tymi psiarzami wytrzymać.

 

 

Wyjąłem zza pazuchy srebrny bagnet i...wbiłem go sobie prosto w brzuch. Upadłem w plamę krwi. Kapitan Mikkelsen, sierżant Glover i reszta podbiegli natychmiast do mnie. Odwróciłem ich uwagę od Sinatry. Gangster rzucił mi ostatnie spojrzenie...i rzucił się z mostu.

 

 

Tymczasem po rzece Hudson pływała łódka pod komendą kapitana Sheena. Niby mała łódeczka ale poruszała się dość szybko. Melhizedek Sheen siedział sobie spokojnie na pokładzie i słuchał muzyki Beethovena.

 

Nagle do kapitana podbiegł jeden z podkomendnych.

- Dowódco, jakiś człowiek w rzece.

- Wyłówcie go i zobaczcie co to za jeden.

 

Po krótkiej chwili podwładny znowu podszedł do kapitana.

 

- Kapitanie, to...to szef! Pan Sinatra

 

Sheen zdjął okulary przeciwsłoneczne i podszedł do znaleziska z rzeki Hudson.

 

- Greg! Ty żyjesz! – Sheen objął mokrego jeszcze przywódcę Syndykatu Zachodniego. – A-ale...gdzie Michael?

 

- Gdzie on jest? Nie wiem. Ale zrobił dziś dla mnie wiele dobrego. Ocalił mi życie. – Sinatra uśmiechnął się w swoim stylu.

 

Pod Mostem Brooklińskim ktoś żył. Tymczasem na moście ktoś umierał.

 

- Wytrzymaj, Matt, wytrzymaj! Karetka jest już w drodze. -Kapitan Mikkelsen wraz z innymi policjantami w asyście reanimowali mnie. Plułem krwią. Czułem jak krew wylewa się ze mnie litrami. Czułem ją nawet w głowie. Ból był nieziemski. Błagałem, żeby umrzeć. Chciałem tylko przestać cierpieć.

 

 

I nagle ból ustał. Nie byłem na Moście Brooklyńskim. Byłem w jakimś bardzo dziwnym miejscu. Obok mnie był...mój tata.

 

- T-t-tato? Przecież ty nie żyjesz! Widziałem jak umierałeś! – Zawołałem.

 

- To, że umarłem na Ziemi, nie znaczy, że to już mój koniec.

 

Usłyszałem jakieś głosy. Byli to policjanci z Nowego Jorku. Krzyczeli coś o mnie. Słyszałem ich głosy jakby były echem.

 

I wtedy obraz tego dziwnego świata zaczął znikać. Cały świat jakby się zapadał. Nie. To ja się zapadałem. Zapadałem się gdzieś. Głosy były coraz mniej zrozumiałe. Obraz mojego taty znikał.

 

Straciłem przytomność.

 

 

 

Obudziłem się. Usłyszałem śpiew ptaków. Poczułem lekki powiew wiatru. Poczułem orzeźwiający zapas lasu. Czyżbym był w Niebie?

 

Nie. Byłem wciąż na Ziemi. Leżałem na łóżku szpitalnym. Byłem podłączony do kroplówki. Obok mnie było uchylone okno. To z niego docierał ten dźwięk, ten wiatr, ten zapach. To właśnie było życie.

 

Na nowo poczułem chęć by żyć. Na nowo poczułem chęć by być. Na nowo cieszyłem się z życia.

 

I w tym właśnie momencie do pokoju wszedł jakiś chłopak w moim wieku.

 

- Kim jesteś? – Spytałem.

 

Chłopak wyjął pistolet. Wycelował we mnie.

 

- Nazywam się Michael Sinatra, skurwysynu!

 

I pociągnął za spust.

 

 

 

Nazywałem się Matt Washington. Byłem przestępcą. Byłem policjantem. Raz dokonywałem terroru. Innym razem ratowałem niewinnym ludziom życie. Wszystkie te chwile znikną...jak łzy w deszczu.

 

Pora umierać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Haise Sasaki 07.05.2017
    To już koniec Psyche.

    Mam nadzieję, że się podobało.
  • detektyw prawdy 09.05.2017
    Oj podobalo sie, i to bardzo. Soczysta piatka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania