Poprzednie częściRozdział I

Rozdział IV

Opactwo okazało się być wielkie i przestronne, tak jak opowiadali. Komnaty zakonników były ubogie i niewielkie, ale cała reszta! Filary, okna, kolumny, cegły… Strzałek miał na co patrzeć. Nie mógł jednak tego robić, musiał jak najszybciej znaleźć biskupa.

Może to ten korytarz? Zaraz… Skrzynka zaciążyła mu na ramieniu, więc położył ją na chwilę na ziemi. Zobaczył wtedy jakiegoś zakonnika.

– Wybaczcie, panie… – zaczął ostrożnie Strzałek – ale nie wiecie gdzie spotkam pana biskupa? – jego niemiecki stawał się coraz lepszy.

Łysy, chudy mnich w wiszących na nim szatach przyjrzał się chłopcu, i wskazał dłonią kierunek.

– Dziękuję! – powiedział z radością Strzałek, chwycił skrzynię i odszedł. Zakonnik nie mylił się – za następnym korytarzem spotkał samego biskupa. Kroczył dostojnie środkiem korytarza. Werner nie był człowiekiem, który schodził komukolwiek z drogi, chyba że samemu cesarzowi.

– Witajcie, panie biskupie. – zaczął jeszcze ostrożniej Strzałek, rumieniąc się – Przyniosłem wasze zamówienie. Oto żelazne krzyże, jako chcieliście, sam je robiłem! – dodał z dumą.

Mam nadzieję, że nic się z nimi nie stało, i są nadal całe. Ostatnio sztabki zaczęły się mieszać, oby nic to nie wróżyło…

Werner otworzył skrzynię, którą trzymał w omdlewających ramionach chłopiec, i zaczął ostrożnie wyciągać krzyże.

– Mogą być. – stwierdził z uznaniem. – zanieś je do kapituły, tam na stół.

Strzałek odetchnął z ulgą, zadowolony, że biskup docenił jego pracę. Po chwili wyciągnięte krzyże wylądowały z powrotem w środku, skrzynię zamknięto i nagle coś trzasnęło w środku, w niepokojący sposób. Chłopiec spojrzał z lękiem na Wernera i położył szybko skrzynię na ziemi. Otwarto ją ponownie.

Na wierzchu krzyże leżały normalnie. Co więc tak huknęło? Biskup, z nieprzyjemnym grymasem twarzy, wyciągał kolejne sztuki, aż triumfalnie podniósł jedną w górę.

– Spójrz! – powiedział zimno.

Strzałek zobaczył pęknięty niemal na pół krzyż. Cóż z tego, że był inkrustowany i ozdobiony ornamentami? Z góry na dół biegła linia pęknięcia. Gdyby pociągnąć mocniej, złamałby się całkowicie. Spojrzał na Wernera, który wyglądał bardzo blado.

– Cóżeś uczynił! –syknął. – To jest krzyż! Chrystusowy! Zbezcześciłeś go swymi pogańskimi rękami, nie dziwota, że się złamał! Nie mógł znieść takiego upokorzenia!

Chłopiec odsunął się.

– Przepraszam, panie… Przepraszam…. Ja… chyba pomyliły mi się sztabki i ten krzyż odlałem z tych gorszych… nie chciałem…

Biskup poszedł o krok w jego kierunku. Skrzynia została na ziemi.

– Gorszych? – powtórzył z pogardą. – Gorszych? To jest krzyż, na którym Mesjasz oddał za nas życie! Musi być utworzony z najlepszych materiałów!

– Mesjasz? – wymknęło się pytanie. To było nowe słowo i był ciekaw, chociaż domyślał się znaczenia.

– Tak, Mesjasz! Krzyże tak łatwo się nie niszczą, jesteś… jesteś … – brakło mu słów.

Strzałek powoli cofał się.

– Wybaczcie, panie… Ja wykuję ten krzyż jeszcze raz! Z najlepszego żelaza w kuźni!

– Oczywiście, że to zrobisz! – rozpogodził się powoli biskup. – Śmiałbyś tego nie zrobić! Żelazo nie powinno się tak złamać! Jesteś poganinem, więc to pewno twoja wina!

– Zrobię to dobrze, obiecuję!

Chłopiec szybko wybiegł z opactwa, zanim biskup zmieniłby zdanie. Przestraszył się go po raz pierwszy w życiu. To było dziwne, on zbladł tak raptownie… i do tego ten pęknięty krzyż… Dlaczego pękł? Nie powinien był! Słaby materiał nie powinien rozpołowić krzyża na pół tak szybko! Pozostało mieć nadzieję, że tym razem pójdzie wszystko dobrze, nie chciał rozgniewać biskupa, jeszcze gotów go oddać w jakieś gorsze miejsce.

Przyzwyczaił się już do obecności Cichej w zagrodzie. Co noc tam leżała, a on przynosił jej jedzenie. Rozmawiali też coraz więcej, choć jednocześnie obawiali się wykrycia. Banda nie przyszła ponownie ani następnego dnia, ani w kolejnych. Kilka razy widział ich na ulicy, ale szybko uciekał wzrokiem i szedł w drugą stronę. Zima była coraz bliżej i Strzałek stwierdził, że lepiej będzie, jeśli dziewczyna przetrzyma zimę gdzie indziej, na co Cicha się zgodziła. Nie będzie zagrożenia ze strony Brunona i jego bandy.

Tego wieczoru niósł jej chleb i wodę, jednak nigdzie nie mógł znaleźć miski. Niewiele myśląc, chwycił kielich mszalny, niedawno wykuty, i nalał doń wody. Jedyna w życiu okazja, by napić się z takiego pucharu pomyślał. Choć raz poczuje się jak bogacz.

Gdy otwierał zagrodę, wyczuł z tyłu jakiś ruch. Obejrzał się i ku swemu zdumieniu stał tam, w oddali, Brunon i wytrzeszczał na niego oczy. Obaj patrzyli się na siebie przez chwilę, aż Strzałek znużył się i zapytał:

– Co tak się gapisz?

Położył delikatnie kielich na ziemi, żeby nie przeszkadzał. Ten ruch jakby ożywił Brunona. Wymamrotał coś, zaśmiał się i zniknął w krzakach. Chłopiec wzruszył ramionami, podniósł kielich i wszedł do zagrody. Przez chwilę oboje udawali, że są książętami, pijącymi ze zdobionych pucharów. Nie widzieli różnicy między kielichami mszalnymi a pucharami, z których pija się wodę. Brunon zaś widział.

Po kilku dniach został wezwany przed oblicze biskupa. Skorzystał z okazji i przyniósł mu od razu nowy krzyż, mający zastąpić ten złamany. Od razu widział, że próżne były nadzieje na spokojną rozmowę.

Biskup bez słowa przyjął krzyż i przeszedł do rzeczy:

– Niedawno był u mnie Brunon, ponoć znasz tego chłopaka. Powiedział mi coś bardzo dziwnego. Podobno miałeś kielich mszalny i nalałeś do niego wody, by się napić?

Chłopiec skinął głową, ciekaw, po co mu to wiedzieć.

Biskup w odpowiedzi złapał go za ramiona i potrząsnął, mówiąc, że to karygodne. Odszedł na drugą stronę pomieszczenia i przyniósł dwa puchary.

– Spójrz, to jest kielich mszalny, używany do Mszy św. Tego kielicha używać godzien jedynie kapłan, a nie ktoś taki jak ty. A to jest zaś puchar, czyli zwykłe naczynie do picia! Znałeś tę różnicę?

– Nie, panie. Przecież te puchary są bardzo podobne, jak to rozróżnić?

– To świętokradztwo! – wykrzyczał Werner. – O takie rzeczy się nie pyta, dzikusie! To widać, że ten puchar jest do tego, a ten do tego! Picie z kielicha mszalnego to wielki grzech, szczególnie jeżeli zrobisz to ty! Gdybym to zrobił ja, byłby to mniejszy grzech.

– Dlaczego mniejszy? – spytał zaciekawiony Strzałek.

– Bo jestem biskupem, to proste! Jestem tak jak kapłan, tylko wyżej stoję, jestem mądrzejszy i lepszy, dlatego dla mnie to mniejszy grzech!

– Dziwne…

– Nie! – odpowiedział.– Od dziś wiedz, że z tych kielichów pić nie wolno! Złamałeś krzyż, a teraz pijesz z kielicha mszalnego! Jeszcze jeden taki wybryk i każę cię wychłostać! Gdyby nie to, że należysz do najlepszego kowala w tym mieście, już byś pewnie wisiał!

– Wybaczcie, panie, to się już nie powtórzy. – Strzałek okazał skruchę jak tylko umiał najlepiej. Do końca nie był pewien za co, ale wiedział, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji.

– Brunon jest gorliwym chrześcijaninem, nie to co ty! – burknął biskup. – Wykujesz ten kielich ponownie, nie godzi się używać takiego, którego dotknęły pogańskie usta!

– Panie, ale się już dużo uczyłem! – zwrócił nagle uwagę Strzałek. – Umiem już trochę czytać, i trochę pisać. Umiem się nawet przeżegnać! – by to udowodnić, szybko przesunął palcami po czole i ramionach.

– To mało! Pogaństwa z ciebie nie da się już wyrzucić! Odejdź stąd, nim więcej nagrzeszysz!

Strzałek szybko wyszedł, zanim Werner całkiem stracił panowanie nad sobą.

Następne częściRozdział V Rozdział VI Rozdział VII

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bajkopisarz 23.08.2020
    "od razu nowy krzyż, mający zastąpić ten złamany. Od razu"
    2 x od razu

    Technicznie jest trochę poprawa, w tym sensie, że jakby mniej nadużywasz zaimków i mniej jest błędów przy zapisie dialogów. Ale to nadal jest do weryfikacji, po prostu sobie sprawdź te zasady.

    Ciekawa postać biskupa - niby napuszony i groźny, ale jednak nie wyciąga przykrych konsekwencji od razu. Coś jak w anegdocie o Stalinie:
    - Wujaszku, dasz cukierka? - spytało dziecko
    - Spier...!!! - wrzasnął Stalin
    Komentarz z offu - A mógł zabić.

    A Brunon, jak się okazuje, konfident. Nie umie sobie sam poradzić, to donosi możnym.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania