Śmierć na dwa serca – 2 🌙

2.

 

Gorzki śmiech za ściany wskazywał na jedno – Angel znów przesadziła. Aspen już wcześniej domyślał się, co czeka go po powrocie. Teraz tylko bez słowa wszedł do pokoju przez otwarte drzwi.

– Hej, Belle – przywitał się i nie mówiąc nic więcej położył się na łóżku. Dziewczyna niemal niezauważalnie kiwnęła głową w jego stronę i powróciła wzrokiem do matki wykrzykującej kolejne zdania w jej stronę.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Annabelle!? Patrz na mnie! – darła się. – Nie masz prawa tak się zachowywać, dziecko, ty masz szesnaście lat! Musisz nas słuchać! Ty naprawdę nie pojmujesz, nie dochodzą do ciebie proste polecenia! Ty… Ty naprawdę nie zasługujesz na takie życie, jakie masz. Masz do dyspozycji duży dom, chodzisz do dobrej szkoły, urodziłaś się w bogatej rodzinie…

Cóż za skromność, pomyślała Angel.

– …i nadal masz za mało, niewdzięcznico. Tobie nigdy nie będzie dość. Mogliśmy włożyć w wychowanie ciebie trochę więcej dyscypliny. To wszystko tylko nasza wina! Wiesz, jak to boli? Wiesz, jak okropnie czuję się codziennie widząc własną córkę zadającą się z ćpunami, z biedakami!?

Ale Angel nie nazwałaby Finna i Jeremy'ego ćpunami. Oni mieli po prostu ciężko w życiu, a upust dla bólu znaleźli w narkotykach. Tylko chcieli zapomnieć na chwilę o bólu, o ciążącym kamieniu, który bez litości wbija się w skórę, miażdży kości, paraliżuje i zgniata.

– Okej – odpowiedziała tylko i zdjęła nogi z małego stolika.

Jej matka najpierw nie mogła wydobyć z siebie dźwięku.

– Okej!? Czy ty zdajesz sobie sprawę…

– Mamo, ja już dawno "zdałam sobie sprawę" z tego, że jestem złą córką. Ale niektórzy po prostu są źli. Są niewdzięczni. Nie zmienię tego, jaka jestem. Każda z tych pogadanek, które przeszłam przez ostatni rok wcale nic do moje życia nie wniosły. Może więc zamiast marnować struny głosowe na takiego pasożyta jak ja, idź do ojca, napij się jednego ze stu siedemnastu win jego kolekcji. Albo zrób sobie domowe spa jednym z miliona tych twoich drogich kosmetyków. Albo, skoro jesteś taka bogata, jedź do spa na weekend. Albo idź do kościoła, pomódl się. Bo ja już dawno zdałam sobie sprawę ze swojej beznadziejności. Wiem kim jestem, mamo. Wiem kim jestem.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcje wstała i z kamienną twarzą wyszła ze swojego pokoju. Aspen jak wierny pies podreptał za nią, omiatając spojrzeniem skamieniałą Donnę.

– Świętej pamięci Donna Monroe poległa, gdy córka ją pocisnęła. Zachorowała na zespół skaleczonej dumy. Na zawsze zapamiętamy jej krzywy nos i przyprawiający o dreszcze piskliwy głos. Spoczywaj w pokoju, zołzo. Amen – wypowiedział duch z powagą kamienia i złożył ręce w specyficznym geście.

Angel o mało nie wybuchła śmiechem, na szczęście dała radę ograniczyć się do cichego parsknięcia.

Była świadoma słów, jakich użyła. Musiała przyznać sama przed sobą, że potrafiła odpyskować, zadbać o siebie. Tak naprawdę zawsze skrywała to w sobie, dopiero tamtego "pamiętnego wiosennego dnia" odkryła umiejętność przed innymi. Dalej jednak była duszą skrytą i dawała radę zamaskować to wystarczająco dobrze.

Wśród towarzystwa że tak to ujmę "ulicznego", Angel uchodziła za lodową damę. Za pokerzystę. Za tą, która płakała w samotności, o ile w ogóle płakała. Za tą silną, za wzór do naśladowania. Wiedziała o tym i skrycie cieszyła się ze swojej reputacji wśród innych zbolałych nastolatków.

– Belle! – Usłyszała znajomy głos.

– Cześć, Finn.

– Opieprzyła cię znowu – stwierdził po jej minie. Oboje wiedzieli kogo ma na myśli.

– Trochę. Powiedzmy, że ja też dodałam swoje trzy grosze. – Uśmiechnęła się i spojrzała mu przez ramię. – A Jeremy? Gdzie go poniosło?

– Siedzi na cmentarzu… Trochę go przybiło. Masz zamiar tam pójść, prawda…? – spytał ostrożnie widząc determinację w jej oczach. – Ale wiesz, że to nie najlepszy pomysł?

– Wiem – odparła tylko i odwróciła się na pięcie.

– An. Wiesz, że tam… – zaczął duch gdy oddalili się trochę od szesnastolatka.

– Aspen, to pierwszy krok do znalezienia jej. Zaufaj mi. Ja dam radę.

"Ja dam radę" nie brzmiało przekonująco w ustach osoby, która potrafiła tak łatwo załamać się pod wpływem jednego wspomnienia. Wbrew pozorom była bardzo wrażliwa. Temat Kaye pomiędzy nią a rodzicami był tematem zamkniętym. Tylko z duchem mogła swobodnie rozmawiać o siostrze. Bo tylko on był z nią tamtego "pamiętnego wiosennego dnia", kiedy to…

– Annabelle. – Duch zdążył już ją dogonić i teraz trzymał dziewczynę za łokieć, tym samym nakazując stać w miejscu. – Nie pójdziesz tam. Nie dasz rady. I nie słyszysz tego od matki czy ojca, tylko ode mnie. To ja wiem kim naprawdę jesteś. To ja wiem, że nie będziesz mieć siły wstać jutro z łóżka, jeśli zobaczysz tam jej imię. I ty też zdajesz sobie z tego sprawę. Działasz spontanicznie, to nie Jeremy, tylko chęć sprawdzenia samej siebie, prawda?

Angel nie odpowiedziała, cisza z jej strony była jak milczące potwierdzenie.

– Tak myślałem. A teraz olej tego człowieka, który sprowadził cię na złą ścieżkę i wróć do domu. Pomyślimy nad znalezieniem Kaye razem. Obmyślimy logiczny plan i wtedy dam ci robić wszystko, czego będziesz chciała, ale teraz proszę, wstrzymaj się.

Jej oddech przyspieszył. Trochę ze złości, a trochę ze strachu. Do póki nie wpadał na pomysł odnalezienia siostry, nie bała się przyszłości. To co miało się wydarzyć nie zależało do niej, życie Angel działo się bowiem samo. Nie potrzebowała konkretów, wystarczyło jej wmawianie sobie, iż "zawsze mogło być gorzej". Przeszłość, owszem, czasami boleśnie o sobie przypominała. To działo się niezależnie od otoczenia i rządziło się własnymi prawami. Czasem śnił jej się tamten "pamiętny wiosenny dzień", czasem cały czas dostrzegała iskrzące się oczy siostry, a czasem po prostu czuła potrzebę zobaczenia jej na jednym ze zdjęć. Kiedyś w tajemnicy przed rodziną wywołała ulubione fotografie i schowała je w małej skrzynce na dnie szafy. Gdy brakowało jej Kaye, wyjmowała szkatułkę z bezpiecznej skrytki i w towarzystwie łez przypominała sobie szczęśliwe momenty uwiecznione na lśniących kartkach. To było smutne, ale Angel potrzebowała smutku. Każdy optymista czasem potrzebuje na chwilę stać się zamknięty, odseparowany od wszystkiego. Nie lubiła płakać, nie lubiła poczucia, że z jej wyblakłych oczu wypływają wszystkie emocje i pozostawiają za sobą tylko pustego człowieka.

Bo łzy pozostawiały ślady. Nie oszukujmy się, te małe niepozorne kropelki nie były tylko czymś fizycznym, nie były wytworem matki natury. Przynajmniej tak czuła się An, gdy jedno spojrzenie w lustro wystarczyło, aby ujrzeć niebieskie strugi koloru wypływającego z jej tęczówek wraz ze słonawą wodą i przybijającym smutkiem. Jakiś czas po tym "pamiętnym wiosennym dniu" oczy Angel były już wyblakłe, zaszły wieczną mgłą. Mimo wszystko ona nadal wmawiała sobie, że przecież zawsze mogło być gorzej.

– Ale… Mogę iść do Jeremy'ego? – spytała tylko, niepotrzebnie zresztą. I tak znała odpowiedź. Brzmiała…

– Nie – odpowiedział kategorycznie duch.

Słowa Aspena może i miały sens. "To ja wiem kim naprawdę jesteś. To ja wiem, że nie będziesz mieć siły wstać jutro z łóżka, jeśli zobaczysz tam jej imię.". Miał rację. Złamałaby się, widząc na jednym z szarych kamieni napis: Katherine Isabella Monroe.

A dalej trudno było jej nawet powtórzyć.

 

* * *

 

– Leonie. – Z zamyślenia wyrwał go ostry głos. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Przepraszam pana, już słucham.

Szkoła, klasa, nauka.

No tak. I wszystko powraca do teraźniejszości, do lekcji matematyki.

– Podaj mi w takim razie wynik działania. – Nauczyciel stuknął ołówkiem w ciemną tablicę. Odgłos rozniósł się po chłodnym pomieszczeniu.

Chłopak zastanowił się chwilę.

– Niestety nie wiem. – Spuścił wzrok. Widział, co teraz usłyszy.

Mężczyzna podszedł do niego i stanął tak, żeby słyszał go tylko i wyłącznie Leon.

– Twój ojciec będzie zawiedziony, chłopcze, gdy mu powiem, jak jego pierworodny syn bezczelnie ignoruje… – urwał, słysząc specyficzny dźwięk otwierania drzwi.

W wejściu stała czarnowłosa dziewczyna w czarnej bluzie i znoszonych ciemnych jeansach. Leon od razu poznał te wyblakłe oczy i smutne spojrzenie. To była dziewczyna, która siedziała w szczelinie między dwoma kamienicami i obserwowała go tymi przerażającymi ślepiami. Nie kojarzył jej ze szkoły. Nieczęstym widokiem był również duch stojący obok niej, patrzący z obrzydzeniem na nauczyciela. Chłopak przyzwyczaił się do widoku duchów w starym budynku mieszczącym szkołę, ale nigdy jeszcze nie widział żadnego tak blisko człowieka.

– No, no, no… Panna Monroe! – zaczął sarkastycznie profesor Morse. Chłopak uwolniony od matematyka odetchnął z ulgą. – Jak długo pani tutaj nie było.

– Owszem – odparła niewzruszenie i usiadła w pierwszej lepszej wolnej ławce.

– Dopiero trzeci raz od września pojawiasz się na mojej lekcji – mlasnął z niezadowoleniem. – Od września. Mamy listopad.

– Dokładnie tak, jakże inteligentne spostrzeżenie, panie… – Zatrzymała się na chwilę szukając w pamięci jego nazwiska. – Nauczycielu.

Zmrużył oczy, zignorował jednak to, jak go nazwała.

– Może wyjaśnisz mi, dlaczego?

– Najzwyczajniej w świecie irytuje mnie pański styl nauczania i nie lubię uczyć się matematyki na pana lekcjach. Nie przychodzę, bo tego nie lubię. To chyba proste – odpowiedziała zgodnie z prawdą patrząc mu w oczy.

Morse aż się zapowietrzył.

– Cóż za bezczelność, jak uczennica ma czelność tak zwracać się do nauczyciela! – wybuchnął, zaraz jednak przybrał maskę i spróbował na niej standardowej metody – Gdy twoi rodzice się dowiedzą, dziecko…

Parsknęła krótko.

– Przepraszam, ale gdy moi rodzice dowiedzą się, że przyszłam na pańską lekcję będą wniebowzięci, że postanowiłam przestać się lenić. Niech pan wróci do lekcji, marnujemy cenny czas. – Kiwnęła głową na tablicę i nachyliła się nad kartką papieru. Nauczyciel z braku lepszej riposty, widząc, że jego szantaże emocjonalne nie działają na wszystkich, wziął się do przepytywanie kolejnych osób.

Leon przyglądał się całej rozmowie z nieukrywanym zdziwieniem. Z jednej strony dziewczyna wydała mu się bezczelna i dziwna, z drugiej jednak, podziwiał ją trochę za odwagę i luz z jakim odpowiadała na każde kolejne pytanie.

A później, gdy duch nachylił się do dziewczyny i powiedział coś niezrozumiale, na co ona odpowiedziała krótkim kiwnięciem głowy, pogrążył się w głębokim szoku. Nie chciał dać po sobie poznać, jak zdziwił go jeden krótki fakt.

Chodził do klasy z człowiekiem należącym do małego grona tych, którzy widzieli. Widzieli dusze zmarłych.

 

* * *

 

Gdy zadzwonił dzwonek, a okropna lekcja matematyki dobiegła końca, Angel wyszła z klasy z konkretnym postanowieniem; już nigdy nie przyjdzie na żadne spotkanie z tym gościem.

– Przecież facet przeniósł się tu z średniowiecza! Kto jeszcze tak uczy, proszę cię, już nigdy tam nie idziemy, Belle, nie ma opcji – lamentował Aspen idąc przez szkolny korytarz. Ostatnio pojawiała się tu coraz rzadziej. Chodziła na historię, bo ją lubiła, na WF, bo ruchu czasem potrzebowała i na biologię, bo była ciekawa i logiczna. No a logiki każdy czasem potrzebuje. Poza tym w szkole jadła i… I tyle. Niczego więcej nie potrzebowała, nie planowała studiów. Za parę dni przypadały jej siedemnaste urodziny, najwyższy czas by zacząć myśleć o przyszłość.

Ale o tym już mówiłam. Przyszłość Angel działa się sama.

– A więc masz na imię Belle. – Usłyszeli za sobą głos. Odwrócili się niemal jednocześnie, ale tylko dziewczyna poznała te brązowe loki chłopaka z przystanku. – A on? – Wskazał na ducha.

Angel od razu przyjęła typową dla siebie pozycję. Wyprostowała się, zmrużyła oczy i posłała Aspenowi gest, żeby siedział cicho.

– Zależy. Z kim rozmawiam?

– Spytałem pierwszy.

– A ja druga – oświeciła go.

– Odpowiedz mi.

– Nie – odparła stanowczo, lecz spokojnie.

Leon nie chciał być taki, jakim widziały go siostry. Nie był zły, czy wredny, ale najwidoczniej w oczach płci pięknej już zawsze będzie skazany na niepowodzenia. Mimo tych myśli się nie poddawał.

– Odpowiedz – powtórzył patrząc na nią z pewnego rodzaju zirytowaniem.

– Przecież mówię; nie. To odpowiedź.

– Ale niepełna.

– Nie, spieprzaj. Teraz lepiej? – Uśmiechnęła się słodka, odwróciła na pięcie i wyszła z budynku szkoły. Musiała przyznać sama przed sobą, że ten chłopak był niełatwym przeciwnikiem, nie miała jednak zamiaru paść mu do stóp zafiksowana jego urokiem osobistym jak większa część żeńskich przedstawicielek szkoły. Nie, nie, nie. Angel taka nie była. Ona, twarda i uparta lodowa dama, nie miała zamiaru poddawać się przy pierwszym lepszym człowieku.

Aspen za to wcale nie czuł się zadowolony z nieprzyjemnej wymiany zdań między tą dwójką.

– Zwariowałaś!? On może mieć info na temat Kaye! Może coś wie, może ją widział, może ma z nią kontakt! Być może on…

– On jest wredny i fałszywy, nienawidzę takich ludzi. Damy radę sami, za Chiny nie wezmę wskazówki od takiego typa – warknęła i przyspieszyła kroku. Nie wiedziała, dlaczego zareagowała tak ostro. Nie miała pojęcia czemu tak bardzo go nie lubiła. Może po prostu wydał jej się podejrzany.

– Ale…

– A, do cholery z twoim ale. Nie i koniec.

– A może ja chcę żeby on coś wiedział! – zaoponował duch.

– Mów mu co chcesz, ale zabraniam poruszania tematu mnie i Kaye. Nie masz prawa powiedzieć mu o mnie nic.

– Dobrze. Ale przemyśl to, on ma predyspozycje do bycia znośnym. Poza tym, może ma coś ciekawego do powiedzenia, skoro mnie widzi.

Angel prychnęła krótko, postanowiła jednak przemyśleć propozycję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger pół roku temu
    Biedna dziewczyna. Dołowanie przez najbliższych jest gorsze niż prześmiewki rówieśników. Dobrze, że odrywa się od tego gniazda żmij i uczy prawdziwego życia z przeciętnymi, nie zadzierającymi nosa ludźmi. Jak na taką codzienność, ma mocny charakter i optymizm naprawdę jej w tym pomaga.
  • Sandra pół roku temu
    Dziękuję za przeczytanie i komentarz i "gniazdo żmij" to idealne określenie na jej obecną sytuację :)
  • Dominik Stefan pół roku temu
    Byłem pewny, że gdy An zrozumie, że nie tylko ona widzi Aspena to zachowa się inaczej, a przynajmniej się zdziwi. Kiedy jest się frikiem i zda się sprawę z tego, że ktoś taki jak ty istnieje również, to chce się go poznać, bo może świat przestanie być samotnym poszukiwaniem tego co stracone, a i może ktoś zacznie patrzeć na ciebie lepiej niż wszyscy dookoła.
  • Sandra pół roku temu
    An potrafi zaskoczyć :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania