Poprzednie częściStrażniczka nieumarłych / 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Strażniczka nieumarłych / 20

Kirlu wyskoczyła z trumny. Kiedy dotknęła piachu, szeroki uśmiech wpełzł na usta. Zaczerpnęła tchu i odchyliła blond włosy, które zahaczyły o nos i rzęsy. Przekręciła głowę i zawiesiła spojrzenie w ścianie.

– Kto ci to zrobił?

– On – odparła Harmi i wskazała palem.

Była wystraszona. Zęby szczękały, oczy błądziły po pomieszczeniu, a palce zgrabiały i drętwiały. Wspomnienie, jak Akilla pozbawiał siostrę tchu, a ona nie zaoponowała, nie dodawało otuchy. Widziała tę scenę, jakby to było wczoraj. Na kolanach błagała, aby tego nie robił. Roniła łzy, całowała po rękach, jednak wszystko na nic. Był nieugięty i zimny jak lodowiec.

Kirlu w okamgnieniu dotarła do Jundy. Uklękła i wbiła kły w pulsującą szyję. Przymknięte powieki ofiary poszły do góry, oczy się wybałuszyły. Syknęła i przestała upuszczać krew. Oblizała wargi i pochwyciła dłońmi w okolice skroni. Zgarbiona sylwetka drżała. Uniosła głowę i wystawiła zęby w krzywym uśmiechu. Wstała, podeszła do sarkofagu rodziców i pogładziła zimną płytę. Niebieskie źrenice lustrowały odpryski i wyryte w gładkiej powierzchni symbole złożone z kresek i kropek.

– Kto siedzi na tronie?

– Quint.

– Długo spałam? – Podeszła bliżej ściany i oglądała swoje odbicie w gładkim kamieniu.

– Kto by to spamiętał, pani.

Cisza. Oczy Kirlu zmieniły kolor. Zaszły czerwienią i brązowymi plamkami, które nieustannie zmieniały położenie. Upłynęło tyle czasu, że sama nie była w stanie tego określić.

– Wezwij wyrocznię.

Uwięziona w ścianie doskonale wiedziała, po co. Odrodzona miała żal brata i na pewno nie przepuści okazji, aby wymierzyć sprawiedliwości, zwłaszcza teraz, kiedy otaczały go mroki Wyłączył ją ze społeczeństwa i skazał na wieczny sen, zamiast zaufać i przyjąć to, co mogła zaoferować – nowe moce i odmienne spojrzenie na świat.

– Nic tutaj nie uległo zmianie – westchnęła. – Ten sam chłód, półmrok i zapach.

Ugryzienie przez Smirta ją odmieniło. Po słabości i kryciu postury za czyimiś plecami pozostało jedynie wspomnienie. Zyskała wiarę w siebie i moce, którymi będzie w stanie zaszkodzić niejednemu. Zmieszanie krwi z wilczą śliną zrodziło w niej instynkt przywódczy. Kto powiedział, że kobieta nie może władać i wydawać rozkazów? Obecne ustalenia pójdą w zapomnienie. Nastaną nowe rządy i przepisy. Już ona o to zadba.

Zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Krok był sztywny. Musiała rozchodzić mięśnie, które bolały przy najmniejszym nacisku. Musiała przez to przejść i naprostować następstwa długiego snu.

– Akilla długo regeneruje siły?

– Niepełny cykl słońca, pani – oświadczyła uwięziona. – Długo miał wątpliwości, czy Quint sobie poradzi, zwłaszcza że ten tam cały czas knuje i szuka sposobu, aby przejąć władzę, nie tylko nad rodem.

– Więcej tego nie zrobi. Odebrałam mu moce i doskonale wiem, czego się dopuścił. Przekaz jest chaotyczny, jednak wystarczy, aby już nigdy nie otworzył oczu.

Przykucnęła przy zwłokach i nacięła nadgarstek. Krew nie zdążyła zastygnąć, wyciekała wolno. Wychyliła ciało, namacała kubek stojący na stole i podstawiła pod ranę. Wstała z kucek, oparła rękę na stole, a drugą pochwyciła księgę.

– Którego uroku użył? – Spojrzała przez ramię i oszacowała zawartość garnuszka.

– Środkowego.

– Do mózgu napływa tyle myśli, wizji. Dużo zmian zaszło na powierzchni. Niewiarygodne, jak zmienił się Demof, Smirt…

Cisza.

– Król wilków stracił jestestwo. Wiedziałaś o tym?

– Nie, pani. Od dawna nie wychodzę z krypty i nie korzystam z przepowiedni wyroczni. Zresztą, przestałam ingerować w to, co trwa pod tym dachem i poza wodami nas otaczającymi.

– Strażniczka! Dziwne?

– Córka Wuterna, pani. Jakby mało było tego, że on sam jest wielką zagadką.

Kirlu spiorunowała uwięzioną wzrokiem, jakby powiedziała coś niedozwolonego. Rzadko wymieniali imię boga z obawy, że może to być źle odebrane przez Ałtula. Nie chcieli problemów z najwyższym, który potrafił przechwycić myśli i zrozumieć ich znaczenie według własnego widzimisię. Przeważnie na opak, aby mieć podstawy do wymierzenia kolejnych obostrzeń, a nawet kar.

– Wiem. Wszyscy, którzy byli uważani za zaginionych, niezdolnych do walki i uwięzionych, zrzucili kajdany i rosną w siłę. Ci, co nie mają wpływu na swój los, również doczekają ułaskawienia. Muszę przyznać, że Junda był idealnie zorientowany, jeśli chodzi o powierzchnię. Trochę mnie to zastanawia, biorąc pod uwagę fakt, że rzadko na nią wychodził – zaczerpnęła tchu i zmrużyła oczy. – Zaraz, zaraz…? Wykorzystywał do tego ludzi Demofa. Mamy w twierdzy tunel, łączy nas z Merlognią.

– Nie może być. Akilla by o tym wiedział.

– Niekoniecznie. – Zmarszczyła czoło. – Odczytuję, że ostatnio w ogóle nie opuszczał swojego azylu. Wiedział tylko to, co mu przekazano. Jaki stary, taki głupi. Tyle razy prosiłam, aby czytał z krwi, a nie wierzył na słowo. Tylko wyrocznia i jej mądrości. Miał klapki na oczach, a zło rosło w siłę.

Uderzyła pięścią w stół – leżąca na nim księga podskoczyła. Nikt jej nigdy nie słuchał, podejrzewając, że ma nierówno pod sufitem. Ile straciła, ile złego nastało, kiedy spała. Trudno będzie naprawić błędy i przywrócić do życia tych, którzy oberwali za niewinność.

– Jest pośród nas ktoś, kto eksperymentuje z krwią i jest bliski osiągnięcia celu – wycedziła przez zaciśnięte zęby, jakby ten fakt ją zniesmaczył, albo zadziwił. Trudno stwierdzić pod przybraną maską.

– Mutacja? – Rybia mina zawładnęła twarzą starej wampirzycy.

– Tak i to nie byle jaka. – Wzięła pojemnik z krwią Jundy i postawiła na stole. – Parę osobników krąży korytarzami, ba… można rzec, że prawie wszyscy. Nie mogę przekazać wizji osobiście, bo król zapewne odrzuci taką ewentualność, więc idąc na spotkanie, wykorzystam zawartość czarki. Może skosztuje. Muszę mieć dowody na poparcie słów.

– Trzeba jak najszybciej zawiadomić siewców, niech rozszarpią winowajcę, a szczątki wyrzucą na słońce! Powiedz, pani, kto to, a zaraz wydam rozkazy.

Najgorsze scenariusze wychodziły na światło dnia. Ród zaginie, wampiry przestaną być wampirami. Będą maszkarami, które powołają do życia nową grupę drapieżników. Co z tradycją, pomyślała?

– Nie ma takiej potrzeby. Nie zdajesz sobie sprawy, ile korzyści się z tym wiąże. Brak ograniczeń, inny przepływ krwi. Nawet łaknienie ulega zmianie i krew smakuje lepiej. Ciało nie wysycha, osłabienie nie dokucza, a wzrok i słuch ma taką moc, że nawet teraz widzę i słyszę, jak robaki drążą korytarze, a gryzonie walczą w jamce o kawałek strawy.

Opadła plecami na zimną płytę i zaczęła oglądać palce. Kątem oka obserwowała, jak stara wampirzyca walczy wewnętrznie przed zadaniem pytania. Ciekawość ją zżerała. Jednak ku wielkiemu zdziwieniu odrodzonej, nie podjęła tematu.

– Zbyt długo tkwimy w takim stanie – zaczęła zupełnie z innej strony. – Czas przeprowadzić rewolucję i ukoić dusze tych, którzy mają względem siebie zatargi oraz ukarać wszystkich, którzy mają coś na sumieniu. Ałtul źle zrobił, ograniczając tych, którzy mieli coś do powiedzenia.

Wampiry oberwały najmocniej ze wszystkich tutaj sprowadzonych. Ałtul specjalnie wybrał miejsce, gdzie słońce rzadko zachodzi. Zdawał sobie sprawę, że nie zapanuje nad nimi inaczej, więc ograniczył swobodę ruchu. Krwiopijcy przerzedzili populację i zaprzestali masowo przemieniać ludność w podobnych sobie. Skutkiem tego było przeludnienie, a ci, co mogli chodzić za dnia, przez ciągłe waśnie, nie wywiązywali się z obowiązków. Jedynie Werkmun sumiennie przerzedzał wioski.

– Mam takie samo zdanie. Ciekawe, co z tego wyniknie? – rzuciła Kirlu i przewróciła oczyma. – Nigdy bym nie podejrzewała, że nasz wycofany i skromny Marmo, eksperymentował i na dodatek trzymał z Jundą. Jest tyle rzeczy, o których nie macie pojęcia. Krew mi zastyga z każdym wspomnieniem, które wyostrza zarysy.

Usiadła na sarkofagu matki i westchnęła. Upłynie czasu, zanim wdrąży umysł w odpowiedni tok myślenia panujący obecnie pośród wampirów” nowych” i wszystkich tutaj egzystujących. Brat za późno zaczął uśmiercać zdrajców. Zapewne, kiedy spróbuje jego krwi, odkryje, dlaczego nie ingerował wcześniej. Widziała go, był razem z innymi.

– Czekam na wyrocznię – przypomniała.

– Tak, już. Akunt gun zeer fuk – wyrecytowała Harmi.

Chwilę po rzuceniu zaklęcia do pomieszczenia wkroczyła ona, dziwna postać z jednym okiem. Stanęła na wprost Kirlu i skinęła głową. Wyszarpnęła spod szaty patyk i zaczęła kreślić symbole na wilgotnym piachu. Szybko, jakby od tego zależało jej dalsze egzystowanie. Kiedy postawiła ostatnią kreskę, wampirzyca pochyliła głowę i zaczęła czytać.

Mimika twarzy tężała coraz mocniej, dłonie uformowały pięści, a oddech świstał. Była pobudzona, zła, rozczarowana i jakże zaskoczona przekazem.

– Jesteś pewna, że to wszystko będzie miało miejsce?

Pięć kresek w równym rzędzie, jedna poprzeczna i para kropek po bokach, oznaczały jedno:

„TAK”.

– Niektórymi duszami nie będzie łatwo zawładnąć – burknęła pod nosem. – Ałtul desperacko poszukuje sprzymierzeńców. Wutern trzyma się cienia. Po której stronie powinnam stanąć? Muszę to dobrze przemyśleć i nie dać sobą manipulować.

Zdawała sobie sprawę, że niebawem nad planetą zawisną złowrogie chmury ciskające mocą, która rozgromi konflikt pomiędzy najstarszymi. Nie może być dwoje dowodzących. Obaj są silni, ale który mądrzejszy? Ałtul wypalił swoje możliwości, szuka nowej energii. Wutern pozyskał świeżą i ma większe możliwości. Jednak… nie jest prawowitym następcą nieboskłonu i może być tak, że spadnie z niego szybciej, niż ona powie „A”. Tam gdzieś, istnieją inni, silniejsi, którzy mogą wykazać nieprzychylne obiekcje do jego zamysłu. Jednakże pośród nich mogą być przodkowie. Co wtedy? On sam jest zmienny jak pogoda na szczytach gór. Nigdy nie wiadomo, co z tego, co mówi, jest prawdą, a co nie.

Kiedy Wutern został tutaj sprowadzony, zachodziła w głowę i kluczyła wokół jednego pytania. Po co Ałtul umieścił tutaj kogoś, o kim sam niewiele wiedział?

[…] zemsta, ukryte korzyści, moce? Zyskał jedynie to, że przegrał w walce o miłość. Uwięzienie rywala chyba nie było najtrafniejszym posunięciem. Sprawiedliwość zawsze znajdzie sposób, aby zatryumfować. Czy tym razem miało być podobnie?

Może najwyższy wiedział o czymś, co niebawem wypłynie na światło dnia?

Będzie ciekawie, pomyślała i skupiła wzrok na poszukiwaniu zaklęcia. Musiała wyrwać Harmi z tej ściany. Będzie jej pomocna.

Magia była jej kompletnie obca. Nigdy nie zaglądała do ksiąg. Pociągało ją jedynie upuszczanie krwi z roztrzęsionych ofiar.

– Podpowiedz coś, a nie patrzysz przed siebie i milczysz. Chcesz tam tkwić?

– Nie, pani. Nigdy nie studiowałam tej księgi. Kiedyś tylko zerknęłam, ale język jest tak pokaleczony, że oczy bolały od samego patrzenia.

– Taki właśnie ma być – prychnęła. – Trzeba czytać pomiędzy tym, co widoczne i zastępować koślawe znaki pasującymi.

– Nie wiedziałam… Wolałam patrzeć w sufit i malować własne wizje świata.

– Nakreśliłaś je tak, że teraz tkwisz tam, zamiast strzec grobowca. Jak mogłaś dać się tak łatwo podejść? Z drugiej strony, powinnam być ci wdzięczna, że dopuściłaś do siebie Jundę. Dzięki temu odzyskałam wolność.

Przeglądała zapiski, ale wszystkie prowadziły donikąd. Nie wiedziała, które zaklęcie przytoczyć. Zastanawiała się nad jednym, ale zrezygnowała.

– Umiesz ją stamtąd wyciągnąć? – zagadnęła wyrocznię.

Skinęła z aprobatą i podeszła do ściany. Harmi wytrzeszczyła oczy; nigdy nie darzyła dziwoląga zaufaniem. Jej oko wywoływało gęsią skórkę, nawet, jak nie było skierowane na nią. Jak wcześniej próbowała wyswobodzić ciało, tak teraz wciskała je głębiej i głębiej. Bolało, ale strach był silniejszy.

Co będzie, jeśli mnie rozerwie, pomyślała?

Wyrocznia miała niezmierzone pokłady siły.

Maszkara wystrzeliła promień z oka – przeszedł przez twardą powierzchnię i utkwił w drżącej staruszce – jęknęła. Czuła, jakby szpikulce lodu wchodziły pod mięśnie. Kamienie cofnęły zacisk, powróciły na miejsce, a wampirzyca została wyszarpnięta z pułapki z ogromną mocą. Wylądowała na oswobodzicielce, jednak na jej ustach nie było uśmiechu. Dezorientacja i chęć natychmiastowego stanięcia na ziemi.

Promień zgasł, ciało staruszki powoli zaczęło opadać, odrywając się od plastycznej formy. Kiedy dotknęła piachu, odetchnęła z ulgą i nie bacząc na nic, pobiegła i schroniła ciało za Kirlu, która wybuchła śmiechem.

– Nie wiedziałam, że tak obawiasz się tej przesympatycznej istoty. Uratowała cię, więc nie powinnaś odbiegać, jakby miała cię zjeść.

– Dziękuję – wydukała i zaglądnęła przez ramię niższej towarzyszki. – Nigdy nie przywyknę, że są pośród nas takie, a nie inne istoty. Wolę okazać tchórzostwo, niż sztywnieć i tkwić w zawieszeniu. Skąd mam wiedzieć, czy czegoś ze mnie nie wyczyta i nie zechce zgładzić?

Oddech powracał do normalności, klatka piersiowa opadała wolniej, a ręce przestały drżeć.

– Nie ma w tobie niczego, czego mogłabyś się obawiać – westchnęła. – Jeśliby tak było, nie opuściłabyś ściany.

Wyrocznia podeszła i nakreśliła kilka słów: „Córka Wuterna nie może ulec przemianie. Jej moce śpią, jednak kiedy dojdzie do zbliżenia, wypłynie wszystko. Jest ponad wszystkimi, których znasz i albo eliminuj mężczyzn, którzy wokół niej krążą, albo przystań do Wuterna i zapomnij o Ałtuli. Otacza ją coś… zamazana energia, zapewne ze świata, którego niedane nam było poznać”.

Wsadziła patyk za szatę i znikła za kotarą, pozostawiając Kirlu z mętlikiem w głowie. Gdyby tylko wiedziała, skąd Wutern pochodzi, byłoby łatwiej?

***

 

– Wezwij kogoś, niech wywali zdrajcę z twierdzy, a następnie powiadom króla, aby przyszedł do sali narad. Niech nie informują, kto wzywa, zresztą i tak nie wyczuje mojej obecności. Marmo również będzie mi potrzebny.

Harmi niezwłocznie wydała rozkazy posłańcom i wezwała ogra. Wlazł ociężale, trzęsąc cielskiem i drapał obklejoną jasną mazią ręką po brzuchu. Od razu namierzył cel, pociągnął nosem i splunął. Kobiety patrzyły, jak chwyta Jundę za łydkę i ciągnie po nierównej powierzchni. Ani razu nie spojrzał w ich stronę, jakby widok odrodzonej nie zrobił na nim wrażenia. Było mu wszystko jedno, komu służy. Kiedy zniknęli za drzwiami, nowopowstała zagadnęła:

– Porozmawiam z królem i wybadam, jak zareaguje na wieść, że zamiaruję wyprowadzić ludzi na powierzchnię, nie czekając na zrównanie słońc. Skoro wataha Smirta przepadła, potrzeba więcej kłów, aby zahamować rozrostem populacji. Werkmun nie zdoła zapanować nad wszystkim, a z tego, co wyczytałam z krwi Jungi, Demof, ani Sachmet nie zabijają. Zaleją nas śmiertelnicy.

Na powierzchni mieszkańcy dochodzili do pewnego wieku i funkcje zmian ulegały zatraceniu. Nie umierali z przyczyn naturalnych, a młode pokolenie pleniło się na potęgę. Równowaga w przyrodzie zależała od drapieżników i bogów. Ci drudzy nie za bardzo ingerowali w stan obecny.

Po przejęciu wspomnień wiedziała, że nad ich głowami chodzi o wiele za dużo ludzi i zwierząt.

– Idziemy. – Pochwyciła czarkę z krwią.

– Tak jest, pani.

Harmi zrobiła skwaszoną minę. Nie była zadowolona, że musi wyjść pomiędzy innych i odganiać ciekawskie spojrzenia. Byli tacy, którzy nawet nie wiedzieli o jej istnieniu – nowe nabytki.

Co innego Kirlu. Nie mogła zapanować nad ciekawością i tym, co ujrzą jej spragnione widoków źrenice.

Ruszyły wolnym tempem. Dwie pary oczu lustrowały mroczny, opustoszały korytarz. Kirlu przystanęła przy malowidłach przodków i obrysowała palcami twarz matki, następnie przeszła na drugą stronę i to samo zrobiła z ojcem. Zatrzymała wzrok na bracie i uniosła brwi.

– Tobą zajmę się później – burknęła i ruszyła dalej.

– Planujesz to, o czym myślę, pani? – zagadnęła nieśmiało towarzyszka.

– Nie. – Zagryzła wargę. – Niech śpi, a kiedy osiągnę cel, zobaczy, jak niesprawiedliwie mnie potraktował.

Zapanowała cisza.

Upłynęło sporo czasu i Kirlu zdążyła pogodzić się z losem. Zresztą nie byłaby zdolna podnieść ręki na brata. Kiedy spała, odwiedzał ją i długo rozmawiali. Nigdy nie pozwolił, aby odczuła samotność. Zawsze zaglądał do jej głowy i kreślił swoje obawy. Jak się teraz okazało, były wierzchołkiem góry lodowej i miały mało wspólnego ze stanem faktycznym.

Akilla nigdy nie był wylewny i zapewne nie chciał, aby mu współczuła, kiedy stawał na rozstaju dróg.

W ich kierunku podążał posłaniec. Przystanął w znacznej odległości, oddał pokłon i przemówił:

– Król niebawem zawita do sali narad. Niechętnie wyraził zgodę.

– Ostrożny, to dobrze. Widzę, że cię sprawdził.

Powiodła wzrokiem na dwa czerwone ślady na szyi informatora.

– Tak. Dopytywał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Nie istniejesz w mojej pamięci ani nigdzie indziej. Był oburzony i myślałem, że zostanę ukarany za zawracanie mu głowy bez powodu, jednak szybko zmienił nastawienie.

Kirlu nie można było odczytać, namierzyć po zapachu. Jej krew po wymieszaniu z wilczą, była jedną wielką zagadką, co na stan obecny było dalece na plus.

Skręciły w lewą odnogę i stanęły. Astus rozmawiał z nowym nabytkiem i wymachiwał rękoma, próbując mu coś usilnie wytłumaczyć. Spostrzegając wampirzycę, zamilkł. Przetarł oczy, nie dowierzając samemu sobie. Machnięciem ręki odprawił słuchacza i zagwizdał. Po chwili miał obok siebie paru umięśnionych, odzianych w ciemne spodnie i zwiewne tuniki siewców. Dłonie zaciśnięte na rękojeściach mieczy, postawa bojowa.

– To niemożliwe! – krzyknął i wyszarpnął miecz stojącemu najbliżej. – Harmi, co ty najlepszego narobiłaś?!

Uniósł rękę, machnął – obrońcy przypuścili szturm.

– Stać! – zagrzmiała odrodzona, hamując zapędy uzbrojonych napastników. – Ani kroku dalej, bo będziecie szukać swoich wnętrzności nie tylko na podłodze!

Nastała dezorientacja. Siewcy spojrzeli pytająco na Astusa – miał pergaminową twarz i zaciśnięte usta. Kirlu zaś wsadziła kubek w dłonie starej wampirzycy i popchnęła delikatnie w stronę ściany.

– Jak śmiałeś nasłać na mnie wojowników?! Kto dał ci prawo wydawać rozkazy w obecności starszyzny?! Zapomniałeś, kim jestem?!

Ruszyła do przodu, wymijając zastygłych bez ruchu. Harmi wytrzeszczyła oczy. Kirlu, wrzeszczała na całe gardło i nie pozwalała się stłamsić.

Zmiany, jakie w niej zaszły, widoczne były gołym okiem. Staruszka pamiętała, jak przychodziła do niej i wypłakiwała oczy, że nikt jej nie rozumie. Potrafiła tkwić w takim stanie długo, karcąc samą siebie za swoje słabości. Nigdy nie podniosła na nikogo głosu, unikała dyskusji i przeważnie schodziła wszystkim z oczu. Chciała uchodzić za niewidzialną. Teraz była wyrazista i jakże broniła tego, kim była, a raczej jest.

– Nie jesteś już tą, przy której obstajesz! – wykrzyczał. – Akilla kazał cię zgładzić, jeśli powstaniesz! Potwory nie mają prawa stąpać pomiędzy nami!

– Nie jestem potworem, tylko kimś, dzięki komu poprawi się nasze dotychczasowe istnienie! Prawisz głupoty i atakujesz, bez konkretnego powodu, wiedząc, że przegrasz! Brat nigdy nie chciał mojej śmierci!

– Zabić!

Miecze siewców zabrzęczały, ostrza połyskiwały w świetle pochodni, zbliżając końcówki do rozwścieczonej twarzy Kirlu.

– Opuścić broń! – doleciało z głębi korytarza.

Atakujący opuścili oręż i stanęli na baczność ze spuszczonymi głowami.

Quint stał na końcu przejścia i obserwował zajście. Nie wiedział, dlaczego siewcy dobyli mieczy i kogo zamiarują na nie nadziać.

– Astusie, co to za zamieszanie? – głos był stanowczy.

– Ta wariatka obudziła Kirlu – rzucił przez zęby; dygotał ze wzburzenia.

Quint stracił pewność siebie i zaczął nerwowo pocierać dłońmi o płócienne, ciemne spodnie. Dopiero co stoczył utarczkę słowną z jednym z wampirów na temat szkolenia siewców, a teraz stał twarzą w twarz z tą, której nie spodziewał się zobaczyć wśród żywych.

– Panie.

Wampirzyca ruszyła mu naprzeciw, ciągnąc za sobą spanikowaną Harmi, która ewidentnie nie miała ochoty stawać przed obliczem króla.

– Stój! – rozkazał; przystanęła. – Ty kazałaś mi przyjść do sali narad?

– Tak. Mam dla ciebie ważne informacje, po których zmienisz nastawienie do mojej osoby i większości, która cię otacza. Nie mam zamiaru atakować. Wycofaj siewców i zabierz tego głupca z mojej drogi.

Posłała Astusowi mrożące krew w żyłach spojrzenie.

– Jego odprawię, ale obrońcy pozostaną.

Nie miał do niej zaufania. Niby nie przejawiała skłonności barbarzyńskich, jednak wolał mieć wszystko pod kontrolą. Nie była tylko wampirem, więc nie mógł przewidzieć jej zapędu i tego, co obecnie miała w głowie.

– Zapraszam. – Wykonał zamaszysty gest ręką; siewcy zrobili przejście, on stanął bliżej ściany.

Przeszła obok – jej zapach był mdły, więc król osłonił nozdrza i ruszył. Obrońcy przepuścili Harmi i podążyli za nią.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania