Szczęściara - Rozdział 6
- Och, panienko! Proszę nie płakać! – uspakajała mnie Meg. – To ich sprawa. Przecież i tak nie długo będą małżeństwem.
- Ja chyba wiem o co chodzi. – wtrąciła się Vivien. – Jesteś w nim zakochana, prawda? – zwróciła się do mnie.
- Tak. – szepnęłam szlochając. – Tak i nie pozwolę, aby się z nią ożenił!
- Panienko, już za późno. – powiedziała Meg.
- Wyjdźcie! Zostawcie mnie samą! – krzyknęłam, chociaż one nie są niczemu winne. Posłusznie wyszły z pokoju. Nie chciały nawet pójść do izby.
Zaczęłam płakać. Rzucać poduszkami. W końcu położyłam się na łóżko i zasnęłam ze zmęczenia.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Szybko zerknęłam do lustra, otarłam twarz chusteczką do demakijażu i otworzyłam.
- Wasz Wysokość. – powiedziałam i dygnęłam. W drzwiach stała królowa Amber. – Proszę wejść. – powiedziałam, a ona weszła dumnie. Zamknęłam drzwi i zobaczyłam, że królowa się odpręża. – Coś się stało?
- Wyobraź sobie, że nie jestem tu formalnie. Jestem tu, aby coś ci powiedzieć.
- Słucham. – powiedziałam a ona się uśmiechnęła.
- Chcę ci powiedzieć, że nie przygarnęliśmy was od tak. Wzięliśmy was, wraz z mężem, ponieważ twoja matka była moją przyrodnią siostrą i obiecałam, że po jej śmierci się wami zajmę. A tak przy okazji, pięknie grasz. Zagrałabyś na ślubie mojego syna? – zapytała z uśmiechem.
- Tak, oczywiście. – powiedziałam, nie wiedząc nawet co. Skinęła głową i wyszła.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim.
- Czyli ja i Alex, to jakby kuzynostwo? – szepnęłam. – Niemożliwe. Nieprawdopodobne.
- Lady Scarlett? Coś się stało? – zapytała Vivien, która weszła do mojej sypialni.
- Czy wiedziałaś, że moja matka była przyrodnią siostrą królowej? – zapytałam, trochę zbyt ostro.
- Tak, ale zakazano nam panience mówić. Przepraszam. – powiedziała pospiesznie.
Wybiegłam z pokoju, wpadając po drodze na Rose.
- Co jest, Scar? – spytała.
- Muszę szybko spotkać się z Alexem. Spotkamy się na kolacji. – powiedziałam i już miałam odejść, gdy ta złapała mnie za rękę.
- Po pierwsze, dziś nie ma kolacji z powodu balu, więc do śniadania. Po drugie, ty płakałaś. Co się stało?
- Nie, Rosello, nic! – krzyknęłam.
- Rosello? Nikt mnie tak nie nazywał od 10 lat. Czemu tak powiedziałaś? – spytała. Miała rację. Ostatni raz, gdy nazwano ją pełnym imieniem, nie chciała tej osoby znać. Nie wiem nawet czemu.
- Przepraszam, Rose, ale się spieszę. – szepnęłam i wyrwałam się jej. Widziałam jak odprowadza mnie wzrokiem.
Biegnąc korytarzem, zobaczyłam ogromne drzwi, a przed nim 2 strażników.
- Muszę zobaczyć się z księciem. – oznajmiłam. Jeden gwardzista tylko się roześmiał, a dygi spojrzał na mnie z góry.
- Musisz? To jakiś rozkaz? – zapytał drwiąco.
- Jestem jego rodziną, chyba mam jakieś prawa. – powiedziałam dumnie, a strażnicy od razu spoważniali. Otworzyli drzwi, a ja weszłam do środka.
- Jest już późno. – powiedział Alex ziewając. Miał potargane włosy i leżał na łóżku. – Scarlett? Co ty tu do diabła robisz?
- Chcę coś oznajmić.
- Słucham. – powiedział.
- Moja matka była przyrodnią siostrą twojej matki, co oznacza, że jesteśmy jakby… kuzynami. – powiedziałam. Nagle się ożywił.
- Co? Co ty właściwie teraz gadasz? – zapytała.
- „Gadasz”? To mało książęce słowo. – oznajmiłam.
- Chrzanić to co książęce! Właśnie się dowiedziałem, że mam rodzinę, która jest kompletnie niewychowana i nieokrzesana.
Nie mówi tego naprawdę, myślę. Jest oburzony.
- Wiesz, ja tylko powiedziałam co chciałam powiedzieć. Dobranoc. – uśmiechnęłam się, dygnęłam i wyszłam. Kątem oka zobaczyłam jego zdziwienie.
Doszłam do pokoju w stanie oburzenia. Alex, nazwał mnie nieokrzesaną!
- Chyba jeszcze nie zna Roselli. – szepnęłam. Aby trochę opadły mi nerwy, usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać. Zobaczyłam, że na instrumencie leży stos kartek. Podniosłam je i zobaczyłam, że to muzyka na ślub księcia i Carmelity. Postanowiłam je przećwiczyć.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania